poniedziałek, 29 października 2012

# 28. Harry | cz. 2


Część 1 : <KLIK>
_______________________________________________________________________________
              Odkręciłam kran i ustawiłam zimną wodę. Włożyłam dłonie pod agresywny strumień. Ochlapałam  twarz, by zmyć resztki oznak bezsenności z twarzy. Dokładnie umyłam oczy, starając zlikwidować sine worki pod oczami. Podniosłam wzrok na lustro, by ujrzeć wyniki moich starań. Dwie, wielkie fioletowe podkówki widniały pod moimi okrągłymi, brązowymi oczami. To na nic. Nic nie przywróci mi mojego dawnego życia. Zanim pojawiłeś się ty, żyletki, czasem papierosy, alkohol.. Chciałeś wywrócić moje życie do góry nogami, prawda? Taki był twój cel?
                Moje rozmyślania przerwało głośne stukanie w drzwi.
-[T.I]! Wychodź! Miałaś tylko opłukać twarz. Co tam jeszcze robisz?!
                To byłeś ty. Oj Harry, czemu jesteś taki nadopiekuńczy? A może to nie nadmierna troska o mnie? A może powinnam powiedzieć manipulacja? Wiedziałeś, że możesz mieć każdą, w tym również mnie. Chciałeś się do mnie zbliżyć, żeby później rzucić bez słowa wyjaśnienia? Nie, nie wierze w to. Nie ty.
-Tak, tak. Już wychodzę.
                Po raz ostatni spojrzałam w lustro. Nowe lustro. To stare, potłuczone kazałeś wyrzucić. Nic nie mogło przypominać mi o tamtych zdarzeniach. Byłeś gorszy niż statystyczna matka. I za to cię kochałam. Ale w tych sprawach nic się nie zmieniło. Czysto przyjacielskie stosunki. Boże, za co? Dlaczego karzesz mi cierpieć patrząc na Harrego, który kręci z każdą laską po kolei? Z resztą nie ważne. Odpuściłam, prawda?
                Przekręciłam kluczyk w drzwiach, złapałam za klamkę i nieśmiało popchnęłam drzwi. Pierwsze co ujrzałam to ciebie niedbale opartego o ścianę znajdującą się naprzeciwko łazienki. Zamyślony patrzyłeś w podłogę. Nie zauważyłeś mnie. Wyglądałeś tak pięknie. Apollo. Mój własny bóg. Chrząknęłam, by zwrócić twoją uwagę. Ocknąłeś się, machnąłeś swoimi lokami i przeniosłeś wzrok na mnie.
-Jak się czuje? Wszystko w porządku? – zapytałeś
-Jasne, mamusiu – lekko się uśmiechnęłam
-Chcesz może coś zjeść? Może skoczymy do McDonalda?
                Zjeść? McDonald? Wszystkie laleczki, z którymi się umawiasz nie jadają w McDonaldzie. Złapałam się za brzuch. Wystraszyłam się, ze na samą myśl o cheeseburgerze i frytkach zrobi się niebotycznych rozmiarów. Pogładziłam go. Nie, nadal w normie.
-Więc, jak?
-No wiesz.. może moglibyśmy..
-Wolisz coś wykwintniejszego? – przerwałeś mi ze śmiechem – Jasne, nie ma sprawy. Co powiesz na „The Ritz Restaurant”?
                Pokiwałam lekko głową. Wiedziałam, ze nie odpuścisz. Nigdy nie odpuszczałeś. Zawsze osiągałeś wcześniej postawiony cel.
-Świetnie, zakładaj kurtkę i wychodzimy. Nie zapomnij o szaliku, bo na dworze pogoda pod psem.
                Podszedłeś do wieszaka, zdjąłeś mój płaszczyk i podałeś mi go. Szczelnie opatuliłam się nim i dodatkowo założyłam beżowy komin. Ty natomiast ubrałeś się w sportową kurtkę. Otworzyłeś frontowe drzwi. Poczuliśmy jak podmuch chłodnego powietrza uderza w nasze osoby. Widziałam, ze zatrzęsłeś się z zimna.
                Gdy wyszliśmy na zewnątrz, poczułam kropelki deszczu kapiące mi na nos i czubek głowy. Z uśmiechem nałożyłam komin na głowę. Zakluczowałeś drzwi i poszedłeś w moje ślady. Z kieszeni kurki wyjąłeś czarną czapkę. Nie lubiłam, gdy ją zakładałeś. Zakrywała twoje przepiękne loki.
-To w którą stronę? – zapytałam
Ruchem głowy wskazałeś lewy kierunek.  Z kieszeni spodni wyciągnąłeś telefon.  Najnowocześniejszy iPhon. Szybkim ruchem wstukałeś numer restauracji i zarezerwowałeś stolik z widokiem na Londyn. Urocze. Otworzyłam furtkę, która z głośnym skrzypnięciem i oporem otworzyła się.
-Nie boisz się, że spotkamy twoje rozwrzeszczane fanki?
-Wiesz, może trochę. Jednak nie chce, żeby te chwile cos mi popsuło, więc staram się o tym nie myśleć.
Te chwile? Czy to nasze wspólne wyjście to była … randka? Zapewne nie, lecz chciałam żyć w tym słodkim kłamstwie. Że zaraz zabierzesz mnie do restauracji gdzie na stole będą stały świeczki, a ty wręczysz mi czerwone róże. Niedorzeczne.
Cała droga upłynęła nam w rozmowie i żartach. Czasem wybuchaliśmy tak głośnym śmiechem, że przechodnie spoglądali na nas spod byka. Ale dla mnie nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyłam się tylko ja i ty. Cały zabiegany Londyn ucichł, a ja widziałam tylko twoje wyrażające wiele emocji oczy i głęboki głos.
Gdy byliśmy już u celu, otworzyłeś mi drzwi i wpuściłeś do środka. Prawdziwy dżentelmen.  Podziękowałam ci uśmiechem.  Zdjęliśmy kurtki i podeszliśmy do osoby przydzielającej stoliki.
-Dzień dobry. Mieliśmy zamówiony stolik na 18.30. Na nazwisko Styles.
-Przykro mi, ale nie widzę tu tego. Musiał się pan pomylić.
-Co?! To przecież nie możliwe. – zacząłeś podnosić głos – Jeszcze pól godziny temu dzwoniłem po wasz numer i wszytko się zgadzało!
Zauważyłam, że wokół nas zaczęło zbierać się bardzo dużo gapiów. Niektórzy zaczęli robić nam zdjęcia.  Przecież nie codziennie spotyka się rozwścieczonego Harrego Stylesa, który kłóci się z pracownikiem restauracji. A do tego ja. Idealny temat do plotek. „Harry Styles i jego nowa dziewczyna!”, „Co rozwścieczyło jednego z członków sławnego zespołu – One Direktion?”, „Harry i nieznana nastolatka – miłość, czy ustawka?”. O nie, nie było nam to potrzebne.
Lekko pociągnęłam cię za rękaw. Zdezorientowany spojrzałeś na mnie.
-Harry, daj spokój. Nie potrzebne są nam teraz te nerwy. Pojdziemy do domu i zamówimy pizze, co? Chodź, błagam cie.
-Co? Nie, nie mogę. Obiecałem ci kolację i słowa dotrzymam. – zwróciłeś się teraz do pracownika restauracji – Więc jak? Mogę już usiąść przy zarezerwowanym wcześniej stoliku? Nie ruszę się stąd dopóki [T.I.] – wskazałeś na mnie palcem – nie zje porządnej kolacji. I chyba wie pan kim ja jestem, prawda?
                Zauważyłam, że mężczyzna dopiero teraz rozpoznał w Harrym członka sławnego zespołu.
-Jasne, yyy… tak, bardzo, no ten przepraszam, panie Styles.
                Z uśmiechem zwycięzcy złapałeś mnie pod ramię i zaprowadziłeś do stolika.
-Łał, Harry jestem pod wrażeniem. Uważam jednak, że było to zupełnie nie potrzebne. Bawiłabym się równie dobrze zajadając pizze  i oglądając powtórkę dennej komedii romantycznej.
Co ja mówię? Pizzę? Nigdy w życiu. Tyle tłuszczu i konserwantów.
Odsunąłeś mi krzesło i powiedziałeś:
- I właśnie to w tobie lubię, skarbie.  Nie zwracasz uwagi na to gdzie tylko z kim. Jesteś inna niż wszystkie.
                Ostatnie zdanie mówiłeś patrząc mi głęboko w oczy. Nie wytrzymałam twojego spojrzenia i opuściłam wzrok. Czułam jak policzki pokrywają mi się szkarłatną plamą.
-Przepraszam, podać coś państwu?
                Dziękuje. Nie muszę ciągnąć tego tematu.
-Ja poproszę pierś z kurczaka w cieście piwnym oraz wodę z plasterkiem cytryny. Lekko gazowaną. A ty, [T.I], na co masz ochotę?
                Zajrzałam do karty dań. 400 kcal, 561 kcal, 678 kcal, 770 kcal.. Zrobiło mi się słabo. Nie mogę pozwolić sobie na takie obżarstwo. Laski, z którymi się umawiasz… zresztą sam doskonale wiesz. Musiałam wyglądać jak one. Ani grama tłuszczu i zgrabne nogi. Nagle przed oczami pojawił mi się obraz, na którym gruba i niekochana głośno płaczę. Nie mogę na to pozwolić. Mimowolnie spojrzałam na swój brzuch. Nadal w normie.
-Wiesz.. no może… ja nic.. – zaczęłam, ale uległam pod wpływem twojego świdrującego spojrzenia – Ja poproszę sałatkę z tuńczykiem.
                Sałatka z tuńczykiem? 90 kcal. W porządku.
- Tylko tyle? Dobrze, ale jeśli będziesz chciała to jeszcze zamówimy, okej?
-Tak, mamusiu – odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
                Również powtórzyłeś tą mimikę twarzy. Wyglądałeś tak słodko.
                Cały wieczór spędziliśmy na rozmowach, żartach i planowaniu najbliższej przyszłości. Wiele razy śmiałam się do łez. Opowiadałeś mi o swoim zespole i przyjaciołach. Muszę przyznać, że osiągnęliście wielki sukces. Zabawiałeś mnie historiami o rzekomym Louisie. Niezły wariat. Szkoda, że ja nie miałam osoby, która byłaby na każde moje zawołanie.
                Nie mogłam przestać patrzeć na twoje rumiane, ponętne usta. Tak uroczo je przygryzałeś, gdy się nad czymś mocno zastanawiałeś. Czułam, że moje emocje wezmą górę. Bałam się tego jak cholera. Nie mogę pozwolić sobie na niekontrolowany wyskok. Pragnęłam cię pocałować. Pragnęłam, by ktoś powiedział, że jestem dla niego ważna. A ty byłeś wstanie mi to zapewnić. Byłam tego pewna.
-Więc, [T.I], mam dla ciebie ważna wiadomość, chciałbym powie..
                Nie pozwoliłam ci dokończyć. Pochyliłam się na stołem i mocno wpiłam się w twoje usta. Wiedziałam, ze wszyscy obecni na sali patrzą się na nas. Nie dbałam o to. Zauważyłam, ze zdezorientowany nie wiedziałeś co zrobić. Lekko oddałeś pocałunek. Czułam jak uczucie, które skrywałam przez cały ten czas wybuchło jak ogień. Oderwałam się od ciebie i spojrzałam w twoje przejęte czymś oczy.
-Wiec chciałem powiedzieć ci, że znalazłem sobie dziewczynę. Nazywa się Helen.

RECKLESS

9 komentarzy:

  1. i ten wstyd kiedy dowiadujesz sie ze on ma dziewczyne -*-

    OdpowiedzUsuń
  2. WoW Kocham <3 Na Końcu Mnie Rozwaliło Nie Spodziewałam Się ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. O.o Świetne...
    A zakończeniem mnie poprostu rozwaliłaś >-< ale pozytywnie... ^^ mimo to świetne ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. ale mnie zaskoczyłaś zakończeniem!!! prawie się rozbeczałam, ale śliczny imagin (jak wszystkie <3)

    OdpowiedzUsuń