piątek, 31 maja 2013

Promptsy.

W związku z brakiem pomysłów oraz czasu na wymyślanie ich wpadłyśmy na pewien pomysł. Chciałybyśmy spróbować promtsów. Polega to na tym, iż Wy piszecie nam w komentarzach pod tym postem jakiego rodzaju imagin chcielibyście przeczytać. Postaramy się spełnić Wasze oczekiwania.
Jak ma to wyglądać?
Pod tym postem piszecie jakiś konkretny pomysł, film lub teledysk, na którym mogłybyśmy się wzorować. Nie ukrywamy, iż najbardziej zależy nam na teledyskach. Pomysł może być szczegółowy, plan wydarzeń, najmniejsze detale, ale również możecie napisać tylko sam motyw przewodni, jak "Wasze pierwsze spotkanie". To może być cokolwiek. Jednak zakończenie zostawcie nam. Niech koniec opowiadania będzie dla Was zaskoczeniem. Jednak z góry oświadczamy: nie chcemy pisać scen +18. Napiszcie swój nick lub imię, przy dodawaniu imagina wspomnimy kto podsunął nam ten pomysł. To jak? Czekamy na Wasze propozycje :)

Inspirowane notką z bloga: http://imaginy-one-direction-fans.blogspot.com/2013/02/ogoszenia.html

PS Niestety w następnym tygodniu nie pojawi się żaden nowy imagin. Swoją nieobecność usprawiedliwiamy wycieczką szkolną. Przepraszamy!

środa, 29 maja 2013

# 94. Niall.

Imagin z dedykacją dla Mixsses i Rubbis xx
____________________________________________________________________________________


Droga [T.I]!
Piszę ten list, aby powiedzieć co leży mi na sercu. Gdyby tylko istniały słowa, którymi mógłbym wyrazić uczucia jakimi Cię darzę, byłoby to prostsze. Mimo wszystko postaram się opisać to najlepiej jak potrafię.
Zacznijmy od tego, że aż do dnia, w którym Cię spotkałem sądziłem, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Jednak wystarczyło, aby nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, gdy przechodziłaś obok mnie na szkolnym korytarzu i od razu zmieniłem zdanie. Wtedy sam jeszcze nie byłem pewny jak mógłbym nazwać uczucie, którego doświadczyłem na Twój widok. Ale dziś już wiem.  Zakochałem się w Twoim pięknym uśmiechu. Zakochałem się w Twoich błękitnych oczach, które nawet jeszcze mnie nie znają. Zakochałem się w Tobie.
W szkole widuję Cię codziennie. Mam wrażenie, że z każdym dniem stajesz się coraz piękniejsza. Zawsze spoglądam w twoim kierunku z cichą nadzieją, że może tym razem nasze spojrzenia się spotkają, Ty jednak zdajesz się mnie nie dostrzegać. Zupełnie jakbym nie istniał.
Przyjaciele często powtarzają mi, żebym odpuścił. Ja jednak nie mogę tego zrobić. Oni nie wiedzą co dzieje się w moim sercu. Za to ja wiem, że jesteś tą jedyną. To co czuję to coś więcej niż tylko zauroczenie.  Sądzę, że jesteś osobą, z którą chciałbym spędzić resztę życia.
  Jednak Ty nigdy się o tym nie dowiesz. Nigdy nie powiem Ci, co do Ciebie czuję. Każdego dnia wmawiam sobie, że dziś wreszcie to zrobię, ale zdaję sobie sprawę z tego, że okłamuję samego siebie. A dlaczego?  Bo jestem zwykłym tchórzem. A czego się boję? Odrzucenia, upokorzenia? Sam nie wiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że powinienem  Ci o wszystkim powiedzieć. W sumie nie mam nic do stracenia, a mimo to cały czas coś mnie powstrzymuje.
Napisałem ten list, by pomóc Ci w zrozumieniu tego co do Ciebie czuję. Odnoszę jednak wrażenie, że zawaliłem sprawę. Niestety pisanie nie jest moją mocną stroną. A z resztą, nie ma to najmniejszego znaczenia. Mimo, że jest to list adresowany do Ciebie, nie zamierzam Ci go wręczyć. Znów tchórzę.
  Nie jestem jeszcze gotowy na to, by wyznać Ci prawdę. Mam nadzieję, że któregoś dnia w końcu się na to odważę. Natomiast dziś mogę tylko modlić się o to, abym chociaż na chwilę zapomniał, że się w Tobie zakochałem. By chociaż na krótki moment opuściło mnie uczucie pustki, którego doświadczam za każdym razem, gdy patrzę na Ciebie i wiem, że nigdy nie będziesz moja. Mimo, że w momencie, gdy piszę ten list znajdujesz się jedynie kilka metrów ode mnie, jesteś zupełnie poza moim zasięgiem. Ja natomiast jestem niewartym Ciebie tchórzem.


Z miłością
Niall

         -A ty co tam znowu bazgrzesz? - Usłyszałem znajomy głos. - Normalni ludzie siedząc na stołówce
jedzą, ale widzę, że ty wolisz pisać pamiętnik. - Hayley zajęła miejsce obok mnie, stawiając tacę z lunchem na stole.
-To nie pamiętnik. Ja po prostu przelewam swoje myśli na papier. - Odparłem speszony, starając się zagrzebać list w stercie zapisków, by ukryć go przed Hayley. Nie chciałem, by ujrzał światło dzienne. Ona jednak była szybsza i zdążyła chwycić go zanim utonął w morzu notatek z biologii.
-No to zobaczmy co ci chodzi po głowie. - Powiedziała wodząc wzrokiem po linijkach tekstu.
-Nie, proszę, nie czytaj tego. - Błagałem żałośnie, starając się wyrwać jej list. Jednak było już za późno. Czując jak czerwienią mi się policzki, oczekiwałem reakcji przyjaciółki.
-Niall... - Spojrzała na mnie smutno podnosząc wzrok sponad kartki. Nie ukrywam, że się zdziwiłem. Spodziewałem się raczej śmiechu. - Dlaczego to sobie robisz?
-Co robię? - Spytałem, choć dobrze znałem odpowiedź.
-Dlaczego cały czas się tym zadręczasz? Nie możesz znaleźć sobie innej dziewczyny? - Zacząłem żałować swojego pytania. Czułem, że kolejny wykład na temat tego, że sam robię sobie krzywdę zbliża się wielkimi krokami. Wiedziałem, że Hayley jest moją przyjaciółką i po prostu się o mnie martwi, ale miałem już dość tego, że nie mogła zrozumieć jak bardzo ważna jest dla mnie [T.I]. Skoro jej na mnie zależało to czemu mnie nie wspierała?
-Nie ma mowy. - Warknąłem. - [T.I] jest tą jedyną.
-To dlaczego jej o tym nie powiesz? - Hayley trafiła w mój czuły punkt.
-Bo nie. - Rzuciłem, pakując swoje rzeczy do plecaka.
-I co teraz zamierzasz tak po prostu sobie pójść? Zachowujesz się strasznie dziecinnie. - Dziewczyna przewróciła oczami.
-Ja wcale... - Przerwałem w pół zdania, zdając sobie sprawę z tego, że miała rację.
-Po prostu powiedz [T.I] co czujesz, okej? Jeśli nie dla mnie i nie dla siebie to chociaż dla niej. Ona ma prawo wiedzieć. - Powiedziała błagalnym tonem, podając mi list.
-Obiecuję. - Odparłem patrząc jej w oczy. - Ale jeszcze nie teraz. Chcę to dobrze rozegrać. [T.I] jest tego warta. - Dodałem wyciągając rękę po list, kiedy nagle znikąd pojawiła się [T.I] we własnej osobie.
         -Wydawało mi się czy słyszałam swoje imię? - Patrzyła na nas pytająco. Zupełnie mnie zamurowało. Kilka razy już z nią rozmawiałem i  normalnie oddałbym wszystko by móc to powtórzyć, ale wtedy nie mogła zjawić się w gorszym momencie.
-My tylko... - Zacząłem nie wiedząc co właściwie mógłbym powiedzieć.
[T.I] trochę zniecierpliwiona naszym milczeniem wyrwała z ręki Hayley list, który napisałem zaledwie chwilę temu.
-Co to? - Spytała [T.I] oglądając kartkę ze wszystkich stron. Następnie, nie czekając na odpowiedź zaczęła czytać to co było na niej napisane.
         I wtedy nagle czas się zatrzymał. Wszystko wokół przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyła się dla mnie tylko i wyłącznie reakcja [T.I]. Moje serce biło nierównomiernie, a dłonie drżały niespokojnie. Już za chwilę miało stać się to czego obawiałem się przez tak długo czas. Nadal nie mogłem uwierzyć, że [T.I] na prawdę dowie się co do niej czuję. Szczerze mówiąc, mimo wszystkich obietnic składanych Hayley, nie zamierzałem jej tego wyznać. Wątpiłem w to, żeby kiedykolwiek starczyło mi odwagi. A teraz działo się to bez mojej zgody. Nie tak to miało wyglądać, ale nie miałem na to wpływu. Było to najdłuższe kilka minut w moim życiu.
         [T.I] już wie - pomyślałem obserwując twarz dziewczyny starając się wyczytać z niej jakieś emocje. Uniosła głowę znad kartki, odrywając się od tekstu. Spojrzała na mnie wielkimi oczyma. Nie do końca potrafiłem rozszyfrować jej reakcję, kiedy nagle zaczęła chichotać. Śmiała się. Patrzyła mi w oczy i się śmiała. Ona śmiała się ze mnie.
         Tego było dla mnie za wiele. Czując jak moje serce rozpada się na milion kawałeczków wybiegłem ze stołówki nie oglądając się za siebie. Z trudem powstrzymywałem łzy napływające do mych oczu. Gdybym na dodatek się popłakał, byłbym pośmiewiskiem nie tylko dla [T.I], ale również dla całej szkoły.
         W pewnym momencie, zmęczony biegiem oparłem się o ścianę i powoli zsuwając się po niej, usiadłem na podłodze. Nie wiedząc co powinienem zrobić w zaistniałej sytuacji, siedziałem zwyczajnie patrząc przed siebie pustym wzrokiem. Nie minęło nawet pięć minut, gdy u mojego boku zjawiła się Hayley. Bez słowa usiadła obok mnie. Zawsze mogłem na nią liczyć i tym razem również mnie nie zawiodła. Zazwyczaj wystarczyła mi jedynie jej obecność, bym poczuł się lepiej. Jednak tym razem to było za mało, by podnieść mnie na duchu. W tamtej sytuacji miałem wrażenie, że nigdy już nie będę szczęśliwy. Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu, aż w końcu postanowiła przerwać ciszę:
-Jak się czujesz? - Spytała troskliwie.
-Nie ma słów, którymi dałoby się opisać jak to jest być zranionym. - Odparłem łamiącym się głosem.
-Nie znoszę oglądać ciebie ze złamanym sercem. Nie mogę znieść kiedy cierpisz choć w żaden sposób sobie na to nie zasłużyłeś. - Powiedziała, jak zwykle trzymając moją stronę. Dobrze było mi ze świadomością, że zawsze mogę znaleźć  w niej oparcie.
-To niesprawiedliwe. Dlaczego akurat ja? Ty przecież masz chłopaka. Miłość zdarza się też tym, którzy na to nie zasługują. Dlaczego wszyscy oprócz mnie są szczęśliwi? Co ja takiego zrobiłem? Nie oczekuję historii niczym z filmu. Chcę, aby ktoś choć raz odwzajemnił moje uczucie. Czy proszę o zbyt wiele? - Przeczesałem włosy palcami, a oczy piekły mnie już od powstrzymywanych łez.
-Musisz być cierpliwy. W końcu znajdzie się ktoś kto pokocha cię tak mocno jak na to zasługujesz. - Kiedyś te słowa rozpaliłyby we mnie choć promyk nadziei, ale tego dnia miałem wrażenie, że mimo, że już było fatalnie, mogłoby być jeszcze tylko gorzej.
-Czekanie mnie już męczy. A za każdym razem, gdy próbuję wziąć sprawy w swoje ręce, kończy się to tak jak teraz. Niewyobrażalnym bólem. - Westchnąłem.
-Ale ten ból przypomina ci o tym, że masz serce. Serce, które jest w stanie kochać. Daj mu tylko chwilę by mogło się uleczyć. Wiem, że to niełatwe, ale ja też przez to przechodziłam. Każdy przechodził. - Dopiero te słowa podniosły mnie na duchu. Hayley zawsze wiedziała co powiedzieć, abym poczuł się lepiej.
-Dziękuję. - Powiedziałem uśmiechając się smutno.
         -Przepraszam? Mogłabym chwilę porozmawiać z Niallem? - [T.I] stała nam nami bawiąc się bransoletką na lewym nadgarstku. Wyglądała na zdenerwowaną.
-Jasne, mów. - Odparłem po chwili, podnosząc się z podłogi, po czym podałem Hayley rękę i pomogłem jej wstać. Ton mojego głosu był dość chłodny. Nie wiedziałem o czym [T.I] mogłaby chcieć ze mną rozmawiać.
-Ale w cztery oczy. - Powiedziała patrząc wymownie na Hayley. Dziewczyna posłała mi porozumiewawcze spojrzenie, na które odpowiedziałem skinieniem głowy, po czym odeszła bez słowa zostawiając nas samych.
-To o czym chciałaś pogadać? - Spytałem udając obojętnego, jednak w rzeczywistości ciekawość zżerała mnie od środka.
-Chciałam cię przeprosić za moją reakcję. Nie powinnam była się śmiać. - Głos przepełniony miała skruchą.
-To czemu to zrobiłaś? - Jej przeprosiny były dla mnie miłym zaskoczeniem, jednak nadal nie byłem do końca pewny czy mogę jej ufać.
-To był nerwowy śmiech. - Wyjaśniła.
-Nerwowy? - Zdziwiłem się.
-No tak. Znasz to uczucie kiedy bardzo długo na coś czekasz, a gdy w końcu się to dzieje nie wiesz co powinieneś zrobić? - Starała się wytłumaczyć, cały czas bawiąc się bransoletką.
-Tak, ale nie rozumiem co to ma z tym wszystkim wspólnego. Nie wiem dokąd zmierzasz. - Odparłem zmieszany.
-Po prostu jakiś czas temu mi się spodobałeś... W sumie to nie jakiś czas tylko dawno temu... I nie spodobałeś tylko coś więcej... I nie wiedziałam jak ci o tym powiedzieć - Mówiła nieskładnie, a jej język zdawał się plątać nawet przy najprostszych słowach. - Więc kiedy okazało się, że to odwzajemniasz zrobiło mi się wesoło i jakoś tak dziwnie jednocześnie. A potem jakoś głupio wyszło, bo chyba odniosłeś wrażenie, że śmieję się z ciebie, a  wcale tak nie było. - Wyjaśniła po czym niepewnie spojrzała mi w oczy.
Jeszcze przed chwilą myślałem, że jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem na świcie, a jednak okazało się, że tym razem los postanowił się do mnie uśmiechnąć. Tak drastyczna zmiana sytuacji trochę mnie zmieszała.
-Czyli mnie lubisz? - Spytałem z szeroko otwartymi oczami, dopiero po chwili uświadamiając sobie jak niedorzecznie  teraz wyglądam.
-A głupio to zabrzmi jeśli powiem, że to chyba coś więcej? - Jej spojrzenie nadal pozostawało niepewne jakby obawiała się mojej reakcji.
-Jak dla mnie nie, ale na mój osąd wpływa pewnie to, że ja czuję to samo. - Odparłem z uśmiechem na ustach, który [T.I] natychmiast odwzajemniła.
        Tym razem już pewniej, podeszła bliżej zmniejszając dystans między nami. Gdy już prawie stykaliśmy się nosami wpiła się w moje usta składając na nich czuły pocałunek, na który tak długo czekałem. Opłacało się być cierpliwym. Najwidoczniej tak właśnie to miało wyglądać. Możliwe, że  gdybym wcześniej powiedział [T.I] co do niej czuje, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Czasem trzeba zdać się na ślepy los. Bo nawet gdy zupełnie tracisz nadzieję, miłość może zdarzyć się wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewasz.


LOLA

piątek, 24 maja 2013

# 93. Liam.

Dzisiaj Liam z dedykacją dla Tosi xx
____________________________________________________________________________________


        Leżałam na ławce z głową schowaną w ramionach. Nauczycielka ględziła już ponad czterdzieści minut nie zdając sobie sprawy z tego, że nikt nie słucha jej nudnych wywodów. Z całych sił starałam się nie zasnąć, lecz moje powieki stawały się coraz cięższe. Lekcje bez mojej przyjaciółki Olivii były dla mnie katorgą. Nudziłam się na nich niewyobrażalnie. Nie miałam nawet do kogo otworzyć ust. Za jakie grzechy musiałyśmy trafić do różnych grup językowych?

W pewnym momencie ziewnęłam przeciągle wyciągając ramiona do góry. Nauczycielka spostrzegła mój gest i patrząc na mnie z niedowierzaniem spytała:
-[T.I]? Naprawdę znasz odpowiedź? - Chwilę zajęło mi dojście do tego, że najprawdopodobniej zadała jakieś pytanie, a ja niechcący zgłosiłam się do odpowiedzi.
-Nie... Ja tylko ziewałam. - Odparłam szczerze, a cała klasa wybuchła śmiechem. Nauczycielka popatrzyła na mnie z dezaprobatą i odwróciła się do tablicy zapisując coś na niej białą kredą.
Otrzeźwił mnie dopiero dźwięk tak wyczekiwanego przeze mnie dzwonka. Szybko wrzuciłam książki i piórnik do torby i przewieszając ją przez ramię, podniosłam się z krzesła.
-Do widzenia! - Rzuciłam wybiegając z klasy jako pierwsza. Pędziłam przez korytarz rozglądając się we wszystkie strony. Nigdzie jednak nie spostrzegłam Olivii. Nie zaprzestałam jednak starań i biegłam dalej, starając się nie wpadać na ludzi.
Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za łokieć i przyciąga w swoją stronę, obejmując ramieniem. Patrzyłam zszokowana na wysokiego bruneta, trzymającego mnie w objęciach. Na przeciwko niego stało czterech chłopaków, przyglądającym się nam ze zdziwieniem.
-Gdzie tak biegłaś, księżniczko? - Spytał przyciągając mnie bliżej siebie.
-Szukałam Olivii. Widziałeś ją może? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, jakby nigdy nic. Nie byłam jakoś specjalnie przerażona. Tę piątkę znałam z widzenia, a chłopak który nadal obejmował mnie ramieniem, chodził do równoległej klasy. Nie znałam jednak ich imion.
-Nie, przykro mi. - Uśmiechnął się uroczo. - Tak w ogóle to chciałbym wam przedstawić moją dziewczynę... - Zwrócił się do kolegów. Okej, tego było już za wiele. Już miałam z impetem odepchnąć chłopaka, gdy spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Nie do końca wiedziałam o co chodziło, jednak postanowiłam mu pomóc.
-[T.I]. - Z uśmiechem na ustach dokończyłam za niego, podając dłoń każdemu z osobna.
-Liam, dlaczego nie powiedziałeś nam wcześniej? - Spytał blondyn z wyrzutem. Przynajmniej dowiedziałam się jak ma na imię mój nowy "chłopak".
-Jakoś nie było okazji... - Rzucił, podejrzewam, że pierwsze co przyszło mu do głowy.
-Oh kochanie, serio? Ja już zdążyłam się wszystkim pochwalić, że mam takiego wspaniałego chłopaka. - Zaczęłam się wczuwać w swoją rolę. Brunet spojrzał na mnie z niedowierzaniem, po czym jego policzki zalały się rumieńcem.
-Bardzo do siebie pasujecie. - Przyznał jeden z jego kolegów.
-Tak, świetna z was para. - Zgodził się drugi.
-Miło coś takiego słyszeć. - Odparłam spoglądając z uczuciem na Liama. Wyglądał jakby nie wiedział co się dzieje. Chyba przejęłam kontrolę nad sytuacją, którą on sam stworzył.
Staliśmy tak jeszcze przez chwilę rozmawiając o wszystkim i o niczym, kiedy przypomniałam sobie, że miałam znaleźć Olivię. Cholera. Pewnie już na mnie czekała.
-Miło się rozmawiało, ale muszę już lecieć. - Pożegnałam się. - Do zobaczenia później, kochanie. - Rzuciłam do Liama, po czym stając na placach pocałowałam go w policzek. Wyswobodziłam się z jego objęć i ruszyłam w kierunku schodów na pierwsze piętro. Obejrzałam się za siebie. Liam patrzył w moją stronę. Bezdźwięcznie powiedział "dziękuję"  na co ja odpowiedziałam mu ciepłym uśmiechem, na znak, że nie ma za co.
Idąc po schodach wpadłam na moją przyjaciółkę. Olivia patrzyła na mnie oszołomiona. Najwidoczniej była świadkiem zaistniałej wcześniej sytuacji. Złapała mnie za ramiona i wpatrując się we mnie wielkimi oczyma spytała:
-Kto to był?
-Nie wiem, nie znam go. - Odparłam wzruszając ramionami.
-Wiesz, z mojego punktu widzenia wyglądało to trochę inaczej. - Powiedziała unosząc jedną brew.
-Bo miało. Taki był plan, chyba... - Wyjaśniłam, sama nie będąc pewna powodu, dla którego Liam zachował się w ten a nie inny sposób.
-Nic już nie rozumiem. - Rzuciła Olivia zrezygnowana.
-Ja też się już pogubiłam. - Odparłam zgodnie z prawdą.
Postanowiłyśmy dłużej nie drążyć tematu i udałyśmy się na lunch na stołówkę. Szczerze mówiąc cały czas myślałam o Liamie. Zastanawiałam się czemu okłamał swoich kolegów i o tym, że fajnie by było gdyby to wcale nie było kłamstwo... Mimo wszystko wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Wydał mi się bardzo ciepłą, miłą i opiekuńczą osobą. Pomyślałam o tym, że chyba chciałabym poznać go bliżej.
Kolejne dwie lekcje po przerwie obiadowej spędziłam na szczeście w towarzystwie Olivii. Jak zwykle siedziałyśmy razem w ławce. W ogóle nie skupiając się na tym co mówi nauczyciel, szeptałyśmy do siebie, śmiejąc się co jakiś czas z jedynie nas śmieszących żartów. Kilka razy dostałyśmy upomnienie, jednak na tym się skończyło. Gdy rozbrzmiał dzwonek kończący biologię musiałyśmy się rozstać, gdyż była to ostatnia lekcja Olivii. Oznaczało to kolejną godzinę walki z potrzebą zaśnięcia z głową na ławce.
Wyszłam z klasy udając się na trzecie piętro, gdzie mieściła się sala od francuskiego. Wyjęłam z torby kilka funtów i rzucając ją pod ścianę ruszyłam do automatu, stojącego na korytarzu z zamiarem kupienia sobie puszki picia. Nagle znikąd pojawił się Liam, odcinając mi przejście. Spojrzałam na niego pytająco.
-Chyba jestem ci winien wyjaśnienia. - Powiedział w końcu, drapiąc się po karku.
-Mi też się tak wydaje. - Odparłam zaciekawiona.
-Wygląda to w ten sposób, że od dłuższego czasu nie miałem dziewczyny i moi przyjaciele chcieli mnie z kimś na siłę wyswatać. Raz im na to pozwoliłem i do dziś tego żałuję. Zacząłem bełkotać coś o tym, że się z kimś spotykam, ale nie chcieli mi uwierzyć. Wtedy zobaczyłem cię biegnącą przez korytarz i wpadł mi do głowy ten zwariowany pomysł. - Wytłumaczył, rumieniąc się.
-Rozumiem. - Pokiwałam głową, uśmiechając się do niego czule. - Tylko następnym razem nie okłamuj przyjaciół. - Przestrzegłam go po czym, omijając ponownie ruszyłam w stronę automatu.
-[T.I]... - Zawołał, by zwrócić moją uwagę. Zatrzymałam się w pół kroku i odwróciłam w jego stronę, przyglądając mu się wyczekująco.
-Tak? - Spytałam zniecierpliwiona.
-Ja naprawdę nie chciałbym ich okłamywać. - Powiedział z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
-To tego nie rób. - Odparłam wzruszając ramionami.
-Mogłabyś mi w tym pomóc. - Uśmiechnął się zadziornie, zmniejszając dystans między nami.
-W jaki sposób? - Zdziwiłam się
-Chciałabyś się ze mną umówić? - Spytał z nadzieją w głosie. Nie ukrywam, że zaskoczył mnie tą propozycją.
-Chętnie. - Odparłam, na co on zareagował promiennym uśmiechem, który momentalnie odwzajemniłam.
A jeszcze zaledwie kilka godzin temu myślałam, że będzie to kolejny nudny dzień w szkole. To zabawne jak bardzo człowiek może się pomylić.


LOLA

wtorek, 21 maja 2013

# 92. Zayn | cz. 3


- Słuchaj TI widziałaś tego nowego ?  Jest na jakąś wyminę czy coś. Dziewczyno nigdy nie widziałam, tak pięknych oczu i te usta. Podobno mówi w sześciu językach … - szeptał mi Jennifer na Matematyce.
Ale ja jej nie słuchałam. Moje myśli krążyły wokół zupełnie innej sprawy. Czułam głownie złość.  Ale byłam głownie zła na siebie. Byłam żałosna. Wystarczyło tylko parę jego uśmiechów, czułych słówek i innych bzdur, żebym się na to wszystko nabrała.
A może to nie jest prawda, tylko jakieś głupie nieporozumienie ?-  myślałam przez chwilę, kiedy ogarnęła mnie fala smutku.  Oczywiście, że nie. Czy Zayn Malik obdarzył by mnie chociaż swoim jednym spojrzeniem, gdyby nie miał w tym interesu ? Oczywiście, że nie. Był cholernie dobry. A mi głupiej nawet nie przeszło przez myśl, że może udawać  to wszystko. Czułam  się  kompletnie bez wartości. Jakby Zayn zabrał cała moją wiarę w siebie i mój honor w momencie, kiedy się w nim zakochałam. Nie chciałam, ani nie wiedziałam już co myśleć o moich uczuciach względem bruneta, ale wiedziałam co muszę zrobić.
- Panie Roberts, Tristan i Rob znów się biją. – powiedziałam zdyszana wbiegając do gabinetu dyrektora.
Dyrektor Roberts westchnął cicho z rezygnacjom i w pośpiechu opuścił swój gabinet. Przymknęłam drzwi i usiadłam za jego biurkiem. Teraz, albo nigdy.- pomyślałam. Włączyłam mikrofon.
- Halo- powiedziałam sprawdzając, czy aby na pewno go włączyłam.  Mój głos wypłynął z głośników w całej szkole. -  Witam wszystkich tutaj TI TN. Chciałam zaprosić pewną bardzo ważną osobę na jesienny bal, na który jak wiecie dziewczyny muszą zaprosić chłopców. I pomyślałam, że powinnam to zrobić w jakiś niezwykły sposób. Taki, który zapamiętam zarówno ja, jak i ten wyjątkowy chłopak.  Otóż mam pytanie. Czy Zayn Malik chciałby uczynić mi ten zaszczyt i pójść ze mną na jesienny bal ?  Czekam na opowiedz myszko, pamiętaj, że bardzo cię kocham. – powiedziałam.
Wyłączyłam mikrofon i uśmiechnęłam się sama do siebie zadowolona, że wszystko wyszło po mojej myśli. Opuściłam gabinet dyrektora. Wśród uczniów widać było ogromne poruszenie wywołane moim komunikatem.
- T .N ! – usłyszałam głos  dyrektora, który na chwile wrył mnie w ziemię.
 Chyba miałam kłopoty. Nawet się nie odwracając zaczęłam szybko zbiegać po schodach.  Nagle na kogoś wpadłam. Kiedy podniosłam głowę do góry napotkałam czekoladowe tęczówki Zayna.
- Co to było TI ?- spytał zdezorientowany Zayn.
Uśmiechnęłam się szyderczo. Nagle w naszą stronę zaczęli iść koledzy bruneta.
- I co zgadzasz się ?- spytałam udając ogromną ekscytacje.
Chłopak  już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłam.
- Wspaniale. Tak się cieszę, że pójdziemy razem. - pisnęłam upewniając się, że koledzy Zayn dobrze mnie słyszą.
Patrzyli na nas z głupimi uśmieszkami.
- To teraz muszę już iść, ale zobaczymy się potem. Kocham cię myszko. – powiedziałam i rzuciłam mu się na szyje.
- Mam nadzieję, że założyłeś się o jakąś grubą kasę. – wyszeptałam mu do ucha, tak, żeby tylko on mnie słyszał.
Pocałowałam go jeszcze przelotnie w policzek i zaczęłam odchodzić.
~*~
Musiałam odetchnąć.  Postanowiłam wrócić do domu. Nie miałam siły, ani ochoty by zostać dłużej w szkole i przyglądać się temu całemu zamieszaniu jakie wywołam. Plotkującym dziewczynom,  nauczycielom patrzących na mnie z karcącym wyrazem twarzy i nie mogłam przyglądać się dłużej jemu. Dlatego teraz leżała na moim łóżku i wpatrywałam się w sufit, nie mając bladego pojęcia co dalej. Poczułam jak moja oczy samoistnie wypełniają się łzami. Tak bardzo nie chciałam tego przyznać sama przed sobą, że to wszystko strasznie mnie zraniło. Pierwszy raz w życiu się zakochałam. Wiadomo, że nie raz ktoś mi się podobał. Ale to były tylko nigdy nie odwzajemniane  zauroczenia. A teraz to było coś zupełnie innego.  Zayn był względem mnie czuły i delikatny, a za razem niezwykle pociągający. Wydawało mi się, że czasem całował mnie jakby to miał być ostatni pocałunek w jego życiu, jakby się   bał, że może mnie skrzywdzić. A innym razem nasze pocałunki były zupełnie inne. Namiętne i wypełnione uczuciem. W takich momentach Zayn doprowadzał mnie do szaleństwa.
Byłam taka beznadziejna. Roztkliwiałam się nad rzeczami, które i tak nie miały dla niego żadnego znaczenia.  Dla niego była to tylko gra. Pieprze cię Zayn- pomyślałam. Szybko otarłam łzy i wstałam z łóżka. Podeszłam do szafki i wyjęłam zdjęcia, które zrobiłam sobie razem Zaynem na naszej pierwszej randce w wesołym miasteczku. Przez chwilę patrzyłam na roześmianą siebie i uśmiechniętego Zayna. Jesteś niczym – wyszeptałam. Wzięłam szybko nożyczki z biurko i zaczęłam wycinać ze zdjęcia głowę Malika.  Nagle ktoś z impetem otworzył drzwi.
- TI dlaczego ja jestem taka beznadziejna chyba znów się zakochałam. – powiedziała nagle Jennifer smutnym głosem.
- Co się dzieje ? – spytała, kiedy zobaczyła mnie zapłakaną siedząca na podłodze i wycinającą zdjęcia.
Nic nie mówiąc  wstałam i rzuciłam się w jej w ramiona, chcąc się tylko do niej przytulić. Kiedy jej wszystko opowiedziałam, uznała, że nie ma co się cackać z tymi zdjęciami. Wyjęła zapalniczkę i je podpaliła. Myślałam, że zrobiło mi się trochę lepiej. Teraz mogłam spokojnie zapomnieć o Zaynie.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Powoli do pokoju wszedł Zayn. O pieprzonym wilku mowa - pomyślałam.
- TI możemy porozmawiać ?- spytał, a ja widziałam, że czuł się trochę niezręcznie, kiedy Jen obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie.- powiedziałam nawet na niego nie spoglądając i modląc się w duchu, żeby nie widać było po mnie, że płakałam.
-  Słuchaj, nie zajmę ci długo. Ale chciałbym tylko z tobą pogadać w cztery oczy. – mówił Zayn.
- Jak masz coś do powiedzenia to mów teraz. Mi to i tak bez różnicy. – odrzekłam wzruszając ramionami.
- No dobra.- powiedział trochę nie pewnie.
Co było bardzo dziwne. Pierwszy raz widziałam, żeby Zayn był czymś zestresowany, albo przejęty.
- Chodzi o to co się dziś wydarzyło. Nie wiem co słyszałaś, a ni od kogo, ale to nie tak. To nie tak, jak myślisz. Ja ...  – zaczął Zayn, ale mu przerwałam.
Zaczęłam się śmiać ze wszystkiego co powiedział. Chyba w każdym najbardziej kiczowatym i beznadziejnym filmie, kiedy mężczyzna zdradzi kobietę, zaczyna od: „ ale  to nie tak jak myślisz”
- A skąd ty wiesz, co ja myślę ? Jesteś największym dupkiem, jakiego kiedykolwiek miałam przyjemność poznać. To w jaki sposób traktujesz kobiety i to jakie masz mniemanie o sobie jest chore. A ja chciałam tylko udowodnić pewnej osobie, że ten twój słodki i uwodzicielski uśmiech to tylko stek bzdur. I udało mi się to. – powiedziałam.
Twarz Zayn wyrażała tylko zdezorientowanie, jakby nie miał pojęcia o czym mówię. Więc ciągnęłam dalej.
- Ale muszę ci przyznać, że w tym co robisz, jesteś cholernie dobry. Już chciałam się podać.  I zaczynałam myśleć, że pomyliłam się co do ciebie. No, ale pokazałeś, że jednak od początku miałam racje.  –gadałam jak nakręcona.
Tak bardzo chciałam mu pokazać jaki jest okropny. Chciałam, żeby zrozumiała, że brzydzę się i gardzę takimi osobami jak on. Ale chciałam to okazać w taki sposób, żeby nie mógł zobaczyć, jak bardzo mnie zranił.
- Czekaj pogubiłem się. – powiedział Zayn.
Komuś, chyba wreszcie wrócił język w gębie. – pomyślałam.
- W co ty pogrywasz, o czym do cholery gadasz ?- spytał chłopak.
- A co tu jest do nierozumienia ? Przejrzałam cię.  – powiedziałam obojętnie.
- Wiesz nie mam pojęcia o czym ty pierdolisz. I jeśli jesteś zła o tą dzisiejszą sytuację to rozumiem. Ale pozwól sobie wytłumaczyć- powiedział podchodząc do mnie i delikatnie głaszcząc mnie po ramieniu.
- Przestań. – odskoczyłam. – Nie chce twoich wytłumaczeń. Nie obchodzą mnie. Nie tylko ty od początku grałeś. Serio myślisz, że w normalnych okolicznościach, kiedykolwiek bym na ciebie chociaż spojrzała. Mówiłam już musiałam, komuś coś udowodnić. Ja pokazywałam, że jesteś prawdziwym dupkiem, natomiast ty pokazywałeś, że jesteś zajebiście fajnym dupkiem. Który potrafi zawrócić każdej dziewczynie w głowie.
Teraz to dopiero zamotałam mu w głowie. Zayn lustrował mnie spojrzeniem, a jego twarz nie wyrażała, żadnych emocji. Złość, która czułam jeszcze przed chwilą zaczynała mnie powoli opuszczać.  Po co on do cholery tu jeszcze przyłaził ? Przecież już ma to czego chciał. To, że on ma cały świat w dupie nie znaczy, że takie jego wizyty nic dla mnie nie znaczą. Teraz było mi jeszcze trudniej.
- TI ja nie chciałem, żeby tak wyszło. Musisz mnie wysłuchać. – powiedział powoli Zayn, patrząc na mnie wyczekująco.
- Zayn, odejdź. Nic tu po tobie.- powiedziała odwracając wzrok, z obawy, że mogę już dłużej nie kontrolować wzbierającego się potoku łez.
- Ale TI.- powiedział robiąc krok do przodu.
- Chyba faktycznie już na ciebie czas Zayn. – odezwała się Jen po raz pierwszy, odkąd przyszedł Malik.
Zayn spojrzał jeszcze na mnie z nadzieją, ale kiedy nie doczekał się żadnej reakcji, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
~*~
- Proszę zajmijcie już miejsca.- powiedziała pani od  geografii po wejściu do klasy.
Jennifer, przewróciła oczami i usiadła razem ze mną w ławce. Oczywiście pani od geografii, tak jak zresztą każdy nauczyciel w tej szkole i pewnie  na całej planecie „uwziął się” na Jen.
- Błagam, ucieknijmy stąd póki jeszcze możemy. – szepnęła do mnie Jen, kiedy pani odwróciła się do nas plecami, alby coś zapisać na tablicy.
- Możesz pocieszyć się tym, że to już ostatnia lekcja. – powiedziałam.
- Uwierz tylko ta myśl mnie trzyma przy życiu. Gdyby nie ta świadomość, że my i Ben będziemy dziś na tej samej imprezie już dawno by mnie tu nie było. Dzisiejszy wieczór będzie niesamowity – mówiła Jennifer, ale urwała, kiedy pani rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Witam wszystkich bardzo serdecznie. Z tej strony Zayn Malik. Prze jakiś czas zastąpię dyrektora. Więc chciałabym opowiedzieć wam pewną historie.-usłyszałam głos Zayna wydobywający się z głośników.
O co mu chodziło ? Mimowolnie się spięłam i lekko wystraszyłam. Nie za bardzo wiedziałam co Zayn kombinował, ale miałam złe przeczucia.
- Otóż była sobie kiedyś pewna dziewczyna. Nie za bardzo obchodziło ją zdanie innych. Była też trochę zarozumiała i przebiegła. Ale była to bardzo dobra i pogodna dziewczyna  i przede wszystkim była bardzo piękna. I był sobie też pewien chłopak, którego ta dziewczyna bardzo nienawidziła. Ona postanowiła udowodnić komuś, że ten chłopka to naprawdę wcielone zło. – słysząc to wszystko, zatkało mnie.
Spojrzałam na Jen, ale ona była równie przerażona co ja.
- Natomiast ten chłopak, musiał pokazać, że  jest w stanie rozkochać w sobie nawet osobę, która go nienawidzi. Więc każde z nich próbowało wykonać swoje zadanie. Co wcale nie było takie łatwe. Obydwoje jak wiem, nie przepadali za sobą.  Ale nagle chłopak zaczął zauważać w dziewczynie rzeczy, których wcześniej nie widział. Dziewczyna nie była taka jak wszystkie. Wcale nie wystarczyło tylko jedno spojrzenie, albo jeden uśmiech, żeby ją zdobyć. Chłopak  musiał się bardziej postarać, żeby w jakiś sposób do niej dotrzeć. Na początku dziewczyna nie była za bardzo otwarta. Ograniczyła się tylko do krótkich, nie zawsze uprzejmych odpowiedzi. Trudno było wykrzesać z niej jakąkolwiek reakcje. Ale z czasem stała się bardzo zabawną i gadatliwą osobą. I w końcu to wszystko, a chyba najbardziej to, że chłopakowi wcale nie tak łatwo było ją zdobyć, to że poznawał i właśnie zdobywał ją każdego dnia na nowo sprawiły, że chłopak się w niej zakochał. – mówił Zayn.
Byłam w totalnym szoku.
- Idź do niego.- nagle szturchnęła mnie Jennifer.- No już szybko.
- Proszę pani słabo się czuję, czy mogłabym pójść do pielęgniarki ? –  spytałam się nauczycielki i nie czekając na odpowiedz ruszyłam do drzwi.
Kiedy wyszłam z klasy ruszyłam biegiem w stronę gabinetu dyrektora.  A w tle cały czas słyszałam głos Zayna. –Ale pewnego dnia, dziewczyna dowiedziała się prawdy. Że na początku chłopak nic do niej nie czuł, ale nie zdążyła dowiedzieć się, że pod koniec był w niej zakochany po uszy. I się rozstali. Do chłopak potem przez długi czas nie mogło to dotrzeć. Miał już wiele dziewczyn przed tą, ale tak na prawdę po raz pierwszy kogoś kochał. A uświadomił to sobie dopiero, kiedy zobaczył jak miał zapisany jej numer w telefonie. Miał taki zwyczaj, że numery wszystkich swoich lasek zapisywał pod nazwą kociak. Tylko numerki się zmieniały, kociak 2, kociak 3 i tak dalej. Tymczasem numer tej dziewczyny miał zapisany…- przerwał Zayn, kiedy z impetem otworzyłam drzwi do gabinetu dyrektora.  
 Zayn uśmiechnął się do mnie. Wyłączył mikrofon.
- To jak masz zapisaną tą dziewczynę?- spytałam trochę nieśmiało, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Moja TI- powiedział Zayn pokazując mi książkę telefoniczną w swoim telefonie.
- Czyli nie jestem kociakiem?- spytałam już trochę pewniej.
Zayn zaśmiał się podchodząc do mnie.- Nie, nie jesteś.- powiedział i przejechał kciukiem po moim policzku.- Jesteś kimś dużo ważniejszym – wyszeptał mi do ucha.
Po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
- Myliłam się Zayn.- wyszeptała patrząc się w jego piękne czekoladowe oczy. – Pomyliłam się co do ciebie. – powiedziałam mu prosto w usta i wpiłam się w nie z zdwojoną siłą.

 KAHN

piątek, 17 maja 2013

# 91. Harry.

Inspirowałam się teledyskiem do piosenki Justina Biebera "As long as you love me" :)
Dedykacja dla Mixsses, przepraszam, że dopiero teraz, na śmierć zapomniałam c:
_________________________________________________________________________________


Słuchaj, dzieciaku. Moja córka jest dla mnie wszystkim. Potrzebuje mnie, tak bardzo jak ja jej. Ona jest tylko małą dziewczynką w tym gigantycznym świecie. Wiesz co to oznacza? [T.I] potrzebuje kogoś kto się nią zaopiekuje. Kogoś kto pokieruje ją we właściwą stronę. Nie będę mógł robić to przez całe życie ja. Kiedyś będę zmuszony pozwolić jej odejść. Jednak ona potrzebuje mężczyzny, a nie chłopczyka, którym jesteś. Nie wierzę w twoje puste wyznanie miłości. Znam typów takich jak ty, kiedyś sam taki byłem. Złamiesz [T.I] serce i zostawisz ją dla kogoś innego. Nie mogę do tego dopuścić. Wsiądź w samochód, odjedź i nigdy więcej nie wracaj. Zostaw moją córkę w spokoju. 


Wziąłem głęboki wdech i powoli wypuściłem powietrze ze świstem. Zwilżyłem językiem suche jak wiór usta i przygryzłem wargę. Zacisnąłem dłonie w pięści i poczułem jak paznokcie wbijają mi się w skórę. Podrapałem się po karku wybijając stopą tylko sobie znany rytm. Słyszałem jak wrony głośno kraczą, a psy pozamykane w budach ujadają.
Był środek nocy. Całe miasto usnęło pod ciemnym płaszczem czerni. Niebo zdobiły gwiazdy, a księżyc rzucał srebrny blask. Pijani studenci wracali z imprez pokrzykując tylko sobie znane hasła. Liście leżące na chodniku tańczyły z wiatrem.
Nagle usłyszałem odgłos kroków. Odwróciłem się w stronę źródła dźwięku. Ujrzałem [T.I], która trzymała spuszczoną głowę i ręce w kieszeni. Ubrana była w ciemne jeansy i szarą bluzę z logo jej ulubionego zespołu. Nigdy nie pomyślałbym, że ktoś ubrany w dres może wyglądać tak seksownie.
Dziewczyna podeszła do mnie i nieśmiało spojrzała mi w oczy. Jej duże oczy i niebieskie tęczówki okalał wachlarz czarnych jak smoła rzęs. Uśmiechnąłem się delikatnie i chwytając jej dłoń, zapytałem:
-I jak? Gotowa?
-Gotowa uciec od własnego ojca, rzeczywistości i wszystkiego co tu miałam? –wzięła głęboki oddech – To szalone, ale tak. Jestem gotowa.
Przyciągnąłem ją bliżej siebie i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.

[T.I] powoli weszła do pokoju trzymając w dłoniach dwa kubki herbaty. Stopą zamknęła drzwi i odstawiła parujący napój na szafkę. Dla siebie wybrała swoją ulubioną filiżankę z narysowaną żyrafą, a dla mnie niebieskie naczynie w białe kropki.
-Dziękuję – powiedziałem biorąc łyk gorącej cieczy. Czułem, jak herbata parzy mi gardło.
-Nie ma za co – odpowiedziała dziewczyna.
[T.I] podeszła do swojego łóżka i zdjęła z niego brudne bluzy i spodnie dresowe.
-Przepraszam za bałagan. Nie miałam czasu posprzątać – przeprosiła mnie nakładając koc na nie zasłane łóżko.
-Nie ma sprawy, skarbie –odpowiedziałem uważnie studiując zdjęcie Conora Maynarda wiszącego nad biurkiem dziewczyny.
-Położysz się koło mnie? – usłyszałem cichą prośbę dziewczyny. Odwróciłem się w jej stronę. Jej policzki płonęły czerwienią. Zawsze zawstydzała się w dwuznacznych sytuacjach. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Jasne – odstawiłem kubek na szafkę i zająłem miejsce obok [T.I]. Łóżko zaskrzypiało pod naszym ciężarem. Objąłem dziewczynę ramieniem, a ona położyła mi swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Zaczęła bawić się moimi palcami.
-Dziękuję, że przyszedłeś – zaczęła nieśmiało – Mój tata wróci dopiero jutro rano. Mamy całą noc dla siebie.
-Nie mógłbym nie skorzystać z takiej okazji. – pocałowałem dziewczynę w głowę.
[T.I] spojrzała na mnie i delikatnie się uśmiechnęła. Miała tak bardzo hipnotyzujące niebieskie tęczówki. Przysunęła się do mnie i złożyła na moich ustach słodki pocałunek. Włożyłem dłoń w jej blond włosy i oddałem całusa z podwójną siłą
.

-Jesteś pewna, że chcesz to zrobić ?– zapytałem [T.I] patrząc tępo w dal
-Tak, Harry. Wiem to od dawna – powiedziała bez chwili wahania
W moim umyśle roiło się w tym momencie od wspomnień, obaw, przewidywania najgorszego finału. Widziałem rozgniewaną twarz ojca dziewczyny. Widziałem jej przerażony wzrok, gdy jej tata był bliski ujrzenia nas razem. Widziałem nasze splecione palce i nogi kroczące obok siebie. Widziałem naszą rzeczywistość, tą ciemniejszą i jaśniejszą. Poczułem jak mój żołądek z nerwów fika koziołki.
Znajdowaliśmy się teraz w starym samochodzie mojego wujka. Planowaliśmy ucieczkę do miejsca, w którym możemy cieszyć się własnym szczęściem. Miejsca, gdzie nikt nie będzie dyktował nam warunków. Nie mieliśmy żadnej mapy, czy drogowskazów. Chcieliśmy po prostu trzymać pedał gazu i ponieść się emocjom.
Jednak moja wcześniejsza pewność siebie odeszła, gdy wsiadłem do pojazdu. Nasze plany, to wszystko nagle stało się takie rzeczywiste. To nie było już zwykłe gdybanie i szczeniackie marzenia. Za kilka chwil miałem przekręcić kluczyki w stacyjce samochodu i ruszyć w nieznane.
Usłyszałem chrząknięcie [T.I]. Zaczynała się niecierpliwić i nie wiedziała co ma zrobić. Spojrzałem na nią. Złapałem ją za rękę i blado uśmiechnąłem się.
-Będzie dobrze, zobaczysz – powiedziałem. Chcąc pocieszyć ją, sam starałem się w to uwierzyć.
-Wiem, że będzie. Będę miała ciebie. Niczego więcej nie potrzebuję. Dopóki mnie kochasz, możemy być bezdomni, głodni i biedni. Ja zawsze będę przy tobie, rozumiesz? A teraz odpalaj samochód, bo zaraz zacznie świ.. – przerwała w pół zdania i patrząc w punkt za mną, zamarła.
-Co się dzieje? – zapytałem i odwróciłem się, by zobaczyć obiekt, który przyciągną uwagę [T.I.]. Zobaczyłem kogoś, kogo obawiałem się najbardziej. Tata dziewczyny stał obok naszego samochodu. Jego twarz była czerwona ze złości. Otworzyłem drzwi pojazdu i powiedziałem:
-To nie tak jak pan myśli. – spojrzałem w jego zwężone i rozgniewanie oczy. Nagle wspomnienia wpłynęły do mojej głowy, jak faje oceanu uderzające o skały.

Bawiłem się blond włosami dziewczyny. Wnętrze pokoju wypełniała spokojna i cicha muzyka. Moje stopy podrygiwały w rytm melodii. Lampka nocna stojąca na szafce dawała delikatny poblask na ściany. Toczyłem bitwę na spojrzenia z Conorem Maynardem z plakatu, który był drugi w kolejce o względy [T.I].
Nagle usłyszeliśmy odgłos przekręcanego kluczyka w zamku i drzwi uderzających o ścianę obok dochodzące z dołu domu. Dziewczyna poderwała się na równe nogi i szybo podeszła do schodów.
-To ty tato? – zawołała drżącym głosem.
-Tak, aniołku – odpowiedział jej ojciec.
[T.I] odwróciła się w moim kierunku i pokazała mi gestem, żebym uciekał. Rozejrzałem się po pokoju. Nerwy wyżerały mi dziurę w żołądku. Mój wzrok padł na okno. Otworzyłem je i zwinnie skoczyłem na drabinkę z winoroślą, która zdobiła ścianę domu. Już miałem zamiar zejść na ziemię, gdy usłyszałem podniesiony głos ojca [T.I].
-On tu był, prawda? Jak mogłaś?! – krzyknął
-To nie tak jak myślisz, tatusiu – zaczęła dziewczyna, jednak tata wszedł jej w słowo
-Dobrze wiesz, że nie jest to chłopak dla ciebie. Zabroniłem ci się z nim spotkać, a ty go sprowadzasz do domu! Trzeba mieć tupet – usłyszałem ciche łkanie [T.I] – Chciałaś wykorzystać moją nieobecność, ale pokrzyżowałem twoje plany wracając wcześniej, prawda? Wiedz, że ostatni raz go widzisz, ja tego dopilnuję.
Usłyszałem odgłos trzaskanych drzwi i płacz w tle. Każda cząstka mojego ciała chciała być teraz z [T.I], jednak nie mogłem tam wrócić. Bezszelestnie zeskoczyłam na ziemię. Wtedy obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by móc być z [T.I].


Z zamyślenia wyrwało mnie chrząknięcie ojca dziewczyny.
-Długo mam czekać aż wreszcie odważysz się ze mną porozmawiać? – zapytała ozięble
-Prze-przepraszam – zająknąłem się – A to wszystko… To nie tak jak pan myśli. My… my – nie wiedziałem co powiedzieć na moje usprawiedliwienie. Żadne słowa nie były dość dobre na uniewinnienie tego, że chciałem zabrać mu jego córkę.
-Słuchaj, chłoptasiu – powiedział i zrobił kilka kroków w moją stronę – Powiedziałem ci coś już wcześniej, prawda? Miałeś trzymać się daleka od [T.I]. Kazałem ci odjechać i nigdy więcej nie wracać. A ty chcesz uciekać z moją własną córką! – krzyknął - Jesteś sukinsynem. Nawet nie wiesz na co ją naraziłeś. 

-Nie. – powiedziałem po dłuższym namyśle. Ojciec dziewczyny spojrzał na mnie spod ściągniętych brwi – Tak, dobrze pan usłyszał. Nie zgadzam się z panem. Troszczyłem się o nią bardziej niż pan. - zrobiłem krok w jego stronę - Wiem co dla niej dobre. Rozumiesz, człowieku?! – krzyknąłem mu w twarz
Mężczyzna nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał otworzył szczerzej usta. Przez chwilę zastanawiał się. Ze złości ściągnął brwi. Spojrzał na mnie i uderzył mnie pięścią w oko. Poczułem mocne odepchnięcie, a później przeszywający całe moje ciało ból. Słyszałem krzyki [T.I] i odgłos trzaskanych drzwi. Ojciec dziewczyny podszedł do mnie i chwytając mnie za koszulkę rzucił na maskę stojącego obok samochodu. Uderzyłem klatką piersiową o blachę. Przez chwilę brakowało mi tlenu w płuc
Chciałem wstać i oddać tacie [T.I]. Jednak, gdy podniosł
ach. Zaciągnąłem powietrze i wytarłem krew spływającą z mojego nosa. Widziałem, jak dziewczyna szarpie się ze swoim ojcem. Mężczyzna odepchnął ją i krzyknął do niej, żeby nie wtrącała się w nieswoje sprawy. Od naszych hałasów wiele psów obudziło się i zaczęło głośno szczeka.
em się z ziemi moje nogi ugięły się pode mną. Padłem na chodnik i zacząłem kaszleć. Nagle poczułem coś lepkiego w ustach. To była krew. Kasłałem teraz własną krwią. To przez uderzenie w maskę samochodu. W pewnym momencie poczułem czyjąś ciepłą dłoń na moich plecach. Usłyszałem cichy płacz [T.I]. Chciałem otworzyć oczy i spojrzeć na dziewczynę, jednak moje powieki zrobiły się zbyt ciężkie. Ostatnie co pamiętam to głośny odgłos policyjnej syreny i łzy [T.I] na moim policzku.

RECKLESS

poniedziałek, 13 maja 2013

# 90. Louis.


-[T.I]! Mogłabyś zejść na chwilę do salonu?! - Z dolnego piętra dobiegł mnie głos mojej rodzicielki. Przerywając zabawę moimi ulubionymi lalkami, podniosłam się z dywanu, wygładzając różową spódniczkę, okrywającą moje biodra. Skocznym krokiem ruszyłam w stronę schodów. Mijając co drugi stopień szybko znalazłam się na dole. W radosnych podskokach udałam się do salonu. Po chwili stanęłam w progu z uśmiechem na ustach.
-Tak, mamusiu? - Spytałam ukazując jej niekompletny rządek białych mleczaków.
-Ja i tatuś chcielibyśmy o czymś z tobą porozmawiać. - Odparła poważnie, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z tatą, siedzącym na kanapie. Zajęła miejsce obok niego po czym gestem dłoni zachęciła mnie bym podeszła bliżej. Uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy. Niepewnym krokiem podeszłam do rodziców, po czym zajęłam moje stałe miejsce na kolanach taty.
-Co się dzieje, mamusiu? - Spytałam zmartwiona.
-Wiesz kochanie, czasem jest tak, że mama i tata bardzo się kochają, biorą ślub i wychowują cudowne dzieci, ale po jakimś czasie niektóre rzeczy się zmeniają. Nie potrafią już ze sobą rozmawiać, nie rozumieją się tak jak kiedyś. Rozumiesz? - Patrzyłam na nią wielkimi oczami, starając się przetrawić wypowiedziane przez nią słowa, jednak nie dostrzegałam w nich najmniejszego sensu.
-Chodzi o to, że ja i mamusia nie jesteśmy już razem. Ja się wyprowadzę, ale będziesz mogła odwiedzać mnie tak często jak tylko będziesz chciała. - Wtrącił się tata.
-Nie kochacie się już? - Wycedziłam zdezorientowana.
-Można tak powiedzieć. - Odparła mama z zakłopotaniem.
-Mnie też nie? - Żal przepełniał każde wypowiadane przeze mnie słowo.
-Skądże! Nawet tak nie mów. Kochamy cię najbardziej na świecie i nigdy nie przestaniemy. - Powiedział szybko tata.
-Siebie też kochaliście, ale już nie kochacie. A co jeśli mnie też przestaniecie? - W tamtej chwili nie zdawałam sobie sprawy z tego, że najprawdopodobniej ranię ich moimi słowami. Samo rozstanie na pewno nie było dla nich łatwe, a ja jeszcze dokładałam im zmartwień. Jednak siedmiolatka postrzega to właśnie w taki sposób.
-Nie martw się o to. Jesteś naszą najukochańszą córeczką i to się nigdy nie zmieni. - Powiedziała mama, ocierając łzę spływającą po moim bladym policzku.
Starałam się zrozumieć, ale nie umiałam. Przecież moi rodzice się kochali. Byliśmy szczęśliwą rodziną. I tak nagle w jednej chwili wszystko legło w gruzach. Właśnie tego dnia przyrzekłam sobie, że nigdy się nie zakocham, gdyż prawdziwa miłość zwyczajnie nie istnieje.

~*~

Mimo, że od rozwodu moich rodziców minęło już kilkanaście lat, ja nadal trzymałam się swojego postanowienia. To nie tak, że nigdy nie miałam chłopaka. Kilka razy zdarzyło mi się z kimś umawiać, ale nigdy nie brałam tego na poważnie, trzymałam ich na dystans. Nie chciałam się angażować w obawie przed zranieniem.
Jedynym mężczyzną z jakim utrzymywałam stały kontakt był Louis. Rzecz w tym, że był on jedynie moim przyjacielem. Nigdy mnie nie zawiódł i zawsze mogłam na niego liczyć. Poznaliśmy się jeszcze w przedszkolu, więc wspierał mnie już w okresie rozwodu moich rodziców. Był jedyną osobą, której ufałam bezgranicznie i byłam w stanie powierzyć mu wszystkie moje najskrytsze tajemnice.
-Jak podobał ci się film? - Spytał Louis, gdy wychodziliśmy z kina po naszym copiątkowym seansie. To była taka nasza mała tradycja, która obejmowała jeszcze lody pistacjowe w naszej ulubionej cukierni. Mimo, że z Louisem widywałam się codziennie, to właśnie na każdy piątek czekałam z utęsknieniem. Uwielbiałam te nasze wypady tylko we dwoje. Jedynie przy nim mogłam być naprawdę sobą.
-Był świetny, nie pamiętam kiedy ostatnio się tak uśmiałam. - Odparłam chichocząc. Wtedy wraz z Louisem zaczęliśmy przypominać sobie najzabawniejsze kwestie z komedii, co chwilę wybuchając donośnym śmiechem. Ludzie przechodzący obok, patrzyli na nas jak na wariatów, a gdy poczęliśmy odtwarzać scenę, w której główni bohaterowie filmu tańczyli w swoich objęciach, zaczęli omijać nas szerokim łukiem. Ta sytuacja tylko zachęciła nas do dalszych wygłupów. Słowa piosenki, w której rytmie przebieraliśmy nogami, wydobywały się z naszych krtani. W punkcie kulminacyjnym Louis przyciągnął mnie do siebie, po czym mocno trzymając, bym nie straciła równowagi, przechylił do tyłu przez swoje ramię.
-Ta-da! - Wykrzyczeliśmy równocześnie, a wokół nas rozbrzmiały oklaski. Przechodnie wpatrywali się w nas przez chwilę z rozbawionymi minami, po czym odeszli pozostawiając nas samych przed kinem. Louis jednak nadal trzymał mnie w swych ramionach i wszystko wskazywało na to, że nie miał zamiaru rozluźnić uścisku. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy, a ja powoli zaczęłam się rozpływać w jego błękitnych tęczówkach. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak drastycznie zmniejszył dystans między nami. Czule otarł mój nos swoim, po czym delikatnie wpił się w moje usta. W pierwszej chwili oddałam pocałunek, jednak po szybkim zastanowieniu, oderwałam się od Lou kładjąc dłonie na jego klatce piersiowej, by delikatnie, jednak stanowczo go odepchnąć.
-Dlaczego to zrobiłeś? - Spytałam z wyrzutem, ale na pewno nie byłam na niego zła.
-[T.I]... Ja... - Jego policzki zalały się rumieńcem. - Nie wiedziałem jak ci to powiedzieć, ale się w tobie zakochałem. - Dokończył patrząc mi w oczy. Wstrzymał oddech, czekając na moją reakcję.
Szczerze mówiąc nie wiedziałam co powinnam była zrobić w tej sytuacji. Przecież Louis był moim przyjacielem. Nie chciałam tego niszczyć. Nie chciałam go tracić. Nigdy nie myślałam o nim w ten sposób... To znaczy myślałam, ale zawsze od razu karciłam się za to. To nie tak, że był mi obojętny. Był najważniejszą osobą w moim życiu. Ale nie mogłam go kochać. Nie mogłam kochać nikogo.
-Nie zakochałeś się w mnie. - Powiedziałam spokojnie, kręcąc głową.
-Ależ tak, ja...
-Nie, Louis. - Przerwałam mu w pół zdania. - Miłość nie istnieje, rozumiesz? Ona nie jest prawdziwa, wiąże się z nią tylko ból i cierpienie. - Brunet wpatrywał się we mnie swoimi idealnie błękitnymi oczyma, nawet nie mrugając. Nie miałam pojęcia co w tej chwili chodzi mu po głowie. Jednego jednak mogłam być pewna. Zraniłam go.
-Czas już na mnie... - Powiedział na odchodnym, odwracając się na pięcie i idąc w kierunku przystanku autobusowego. Jego głos przepełniony był mieszanką żalu, bólu i chłodu.
Przez myśl przemknęło mi, że mogło to być nasze ostatnie spotkanie. Czemu Louis musiał wszytsko spieprzyć? Czemu musiał się we mnie zakochać? To tylko potwierdziło moje przekonanie, że miłość nie niesie ze sobą nic dobrego.

~*~

-Dzień dobry [T.I], jak miło cię widzieć. - Przywitała się mama przekraczając próg mojego mieszkania.
-Hej, mamo. - Odparłam całując ją w policzek i biorąc od niej blachę pełną ciasta domowej roboty.
-Co u ciebie słychać skarbie? - Zagadała siadając przy stole w kuchni w czasie, gdy ja wzięłam się za parzenie kawy i krojenie ciasta.
-Nic nowego, a ty jak się trzymasz? - Spytałam stawiając przed nią talerzyk z szarlotką.
-O nie, ja dziękuję, jestem na diecie. - Powiedziała odsuwając smakołyk.
-Daj spokój mamo, masz świetną figurę, poza tym nie zjem tego sama. - Uśmiechnęłam się do niej czule, ponownie przyzówając do niej talerzyk z ciastem.
-A co z Louisem? On zawsze uwielbiał moją szarlotkę, na pewno ci pomoże. - Wzdrygnęłam się za dźwięk imienia chłopaka. - Coś się stało kochanie? - Spytała widząc moją reakcję.
-Nie, nic... - Odparłam krótko.
-A swoją drogą, gdzie się podziewa Lou? Przecież zawsze przesiadywał u ciebie całymi dniami. - Przed moją mamą niczego nie dało się ukryć.
-Trochę się pozmieniało. - Rzuciłam wymijająco.
-Oh, rozumiem. A szkoda, bardzo go lubię. Zawsze miałam cichą nadzieję, że zostaniecie parą. Tak ładnie razem wyglądacie, naprawdę do siebie pasujecie. - Głos mojej rodzicielki przepełniony był smutkiem.
-On chyba też miał taką nadzieję. - Rzuciłam od niechcenia.
-Co? - Zdziwiła się mama. - Co właściwie między wami zaszło?
-Wyznał mi miłość. - Chciałam by ton mojego głosu był obojętny, jednak nie mogłam powstrzymać żalu, przepełniającego każde wypowiadane przeze mnie słowo. Mimo wszystko brakowało mi Louisa.
-Oj, kochanie! Nie mów mi tylko, że go odepchnęłaś! - Kobieta złapała się za głowę.
-A co niby miałam zrobić? Pozwolić mu się zranić? Nie, dziękuję. - Warknęłam.
-[T.I], ale przecież ty też go kochasz. - Powiedziała mama ujmując moją dłoń w swoje.
-Miłość nie istnie...
-Owszem, istnieje. - Przerwała mi w pół zdania. - I darzysz nią Louisa. Widzę sposób w jaki na niego patrzysz. Przy nim jesteś zupełnie inną osobą, a uśmiech nie schodzi z twojej twarzy. Jesteś z nim szczęśliwa. Nie możesz zaprzepaścić tego jedynie przez strach przed zranieniem. Jeśli nie spróbujesz to nigdy się nie przekonasz jak to jest naprawdę. - Mówiła spokojnie jednak stanowczo.
-Ale ty i tata...
-Ja i tata to zupełnie inna historia. - Znów weszła mi w słowo. - To, że nam się nie udało to nie znaczy, że tobie i Louisowi też musi. Nie możesz tłumić w sobie takich uczuć. Powiedz szczerze, kochasz go? - Rodzicielka wlepiła we mnie intensywny wzrok, niecierpliwie oczekując odpowiedzi.
Zaczęłam wtedy myśleć o mnie i o Louisie. O tym jak swobodnie czuję się w jego towarzystwie. O bezgranicznym zaufaniu jakim go darzę. O tym jak łatwo potrafi on wywołać uśmiech na mojej twarzy. O tym, że przy nim jestem szczęśliwa. O uczuciu jakim go darzę. Zawsze bałam się kochać, ale do niego czułam zdecydowanie coś więcej niż tylko przyjacielską sympatię. Był dla mnie wszystkim.
-Tak. - Powiedziałam w końcu. - Kocham go, mamo. - Kobieta uśmiechnęła się do mnie czule.
-Więc mu o tym powiedz mu. - Namawiała.
-Teraz? - Zdziwiłam się.
-Tak, biegnij jak najszybciej. Ja popilnuję mieszkania i jednak zajmę się tym ciastem. Z tego co pamiętam kolejny autobus masz za 6 minut. No? Na co czekasz? Zbieraj się. - Ponagliła mnie.
-Dziękuję. - Uśmiechnęłam się w jej kierunku z wdzięcznością, po czym zarzuciłam na siebie kurtkę i ruszyłam pędem na przystanek. W ostatniej chwili zdążyłam na autobus. Droga trwała jedynie kilkanaście minut, po czym wysiadłam tuż pod kamienicą Louisa. Weszłam przez otwarte drzwi i po schodach udałam się na pierwsze piętro. Stanąwszy przed mieszkaniem chłopaka wzięłam głęboki wdech, po czym niepewnie zapukałam. Tuż po chwili drzwi uchyliły się, a w progu stanął Louis, wyraźnie zdziwiony moim widokiem.
Bez zbędnych wyjaśnień wpiłam się w jego usta, zarzucając ramiona na jego szyję. Na początku był trochę zaskoczony, jednak szybko oddał pocałunek obejmując mnie w talii.
-A to za co? - Spytał z promiennym uśmiechem na ustach, przysuwając mnie bliżej siebie.
-Za to, że cię kocham. - Odparłam zatracając się w jego niebieskich tęczówkach. W końcu to powiedziałam. A co najważniejsze, byłam zupełnie szczera.
-Ach, tak? - Uniósł brwi ku górze. - A ja myślałem, że miłość nie istnieje... - Droczył się ze mną.
-Ty jesteś jedynym wyjątkiem.


LOLA

środa, 8 maja 2013

# 89.Zayn | cz.2


- Fajnie. Chyba teraz mamy plastykę, nie ? – spytał Zayn.
- A faktycznie.- powiedziałam uśmiechając się.
Poszliśmy razem do klasy. Nasz wspaniały profesor wymyślił jakieś niesamowite  zadnie w parach. Postanowiłam usiąść z Zaynem. Nauczyciel  pieprzył coś o tym  zadaniu,  a ja postanowiłam dowiedzieć się trochę więcej w sprawie „mojego śledztwa”.
- Mogłabym napisać wiadomość z twojego telefonu do Jennifer, bo mój się rozładował ?- spytałam.
- Pewnie.- powiedział Zayn i podał mi swój telefon.
No dobra to teraz zobaczymy co tu mamy.- pomyślałam. Postanowiłam wejść najpierw w kontakty. Andy, Billi, Drake, bla,bla,bla.- myślałam przeglądając jego liczne numery. Nagle zauważyłam coś ciekawego.  Miał zapisane kogoś jako kociak, a zaraz pod tym był kociak 1, kociak 2, kociak 3, kociak 4 … Spojrzałam na Zayn. Był zajęty notowaniem, albo zapisywaniem czegoś. Wspaniale. Weszłam w pierwszego lepszego kociaka. Chyba znałam ten numer. To  Margaret dziewczyna, z którą byłam w 8 klasie na obozie. Dobra dość tych informacji. Muszę to wszystko  przemyśleć.
- Oj w ogóle co ja robię. Pewnie nie masz jej numeru. A ja go nie pamiętam. – powiedziałam.
- Nie, nie mam. A coś się stało ?- spytał Zayn unosząc brew.
- Nie, nie. To nic ważnego. Dzięki.- powiedziałam podając mu jego komórkę.
- Spoko.- powiedział i obdarzył mnie promiennym uśmiechem.
- Wiesz może co tam u Margaret?- spytałam.
- Jakiej Margaret ? –spytał zdziwiony Zayn.
- No wiesz Margaret. Blond włosy, chuda…- zaczęłam wymieniać.
- Ta co jej mama miała sklep spożywczy ?
- Tak, chyba tak.- przytaknęłam.
- A ona to jeszcze chodzi do nas do szkoły ?-spytała Zayn.
- A wiesz, że w sumie nie wiem.- powiedziałam.
- A czemu o nią pytasz ?
- A jakoś tak, słyszałam takie plotki, że byliście blisko i pomyślałam, że mógłbyś wiedzieć co u niej. – powiedziałam wzruszając ramionami.
Zayn uśmiechnął się lekko. – Właśnie zauważyłem,  że ludzie mówią dużo rzeczy na mój temat. I niektóre z tych plotek są naprawdę zabawne. Kiedyś słyszałem, że jestem arabem, który zostawił w Arabii Saudyjskiej 7 żon.- powiedział Zayn.
Mimowolnie zaczęłam się śmiać. Nawet taki Zayn nie zasłużył na takie oskarżenia.
- A jak wam idzie ?- podszedł do nas nauczyciel.
- Co ?- spytałam zdziwiona, bo zapomniała nawet co mieliśmy robić.
- Już skończyliśmy. – powiedział Zayn i pokazał co trzymał na kolanach.
To był mój portret. Mulat narysował mnie lekko zwróconą bokiem. Zauważył każdy szczegół, nawet małą bliznę na szyi, którą za wszelką cenę starałam się ukryć.  Ale nie wszystko był taki same. Ja na kartce byłam uśmiechnięta, wesoła i biła ode mnie taka świeżość.  Nie mam pojęcia dlaczego Zayn przedstawił mnie właśnie w taki sposób. W gruncie rzeczy nie pamiętałam, kiedy ostatni raz uśmiechałam się do kogoś w tak szczerze i promienie, a na pewno nie do Zayna. W ogóle też nie pamiętam, żebym była taka radosna, jak ta ja z rysunku.
- Wspaniałe. Widać w tym tak wiele uczuć, szczęścia, radości. Wspaniale. – zachwycał się nauczyciel, po czym przeniósł  wzrok z kartki na mnie.- Nie wiem co takiego zrobiłeś Zayn, że TI obdarzyła cię tak wspaniałym uśmiechem. Naprawdę to była bardzo owocna współpraca.- powiedział i odszedł zabierając mój portret.
Spojrzałam na Zayna pytająco.
- Zdecydowanie powinnaś się częściej uśmiechać. – powiedział chłopak.
~*~
-Kiedy powiesz mi, gdzie jedziemy ?- spytałam Zayna.
Był piątek wieczorem, a ja jechałam z Zaynem jego ferrari. Nie powiedział mi jeszcze dokąd mnie zabiera. To taka chyba niby randka niespodzianka. Znaczy ja tak naprawdę nie wiem czy randka. Wszystko wygląda teraz dziwnie. Powoli zaczynał dochodzi do mnie fakt, że mogłam się mylić co do Zayna. No bo, przecież tak długo już szukałam jakiś haków na niego, a nie znalazłam nic znaczącego. Wręcz przeciwnie. Spędzałam z nim coraz więcej czasu i przekonywałam się jakim był miłym i zabawnym człowiekiem,  
- Nie powiem. Dowiesz się dopiero, kiedy dojedziemy. – powiedział Zayn.
- Nie za bardzo lubię niespodzianki.- stwierdziłam.
- A ja nie lubię, kiedy jesteś taka marudna. Wszystko musi iść po twojej myśli. Zawsze chcesz mieć wszystko pod kontrolą. Spróbuj trochę odpuścić i mi zaufaj, obiecuję, że nie pożałujesz. – powiedział chłopak.
Otworzyłam usta, chcąca coś mu odpowiedzieć, ale w gruncie rzeczy nie wiedziałam co. Czy mnie można było, aż tak łatwo przejrzeć  ?- zastanawiałam się. Wydawało mi się , że nie. Chociażby ze względu na to, że nawet Jennifer nie zauważała pewnych rzeczy. Na przykład tego, że wszystko musiało być tak jak ja to sobie zaplanowałam. Kiedy jej o tym mówiłam, że wszystko chce sprowadzać do tego, żeby mi pasowało on mówiła, że pieprze głupoty. Uważała, że wcale tak nie byłam, tylko czasem lubiłam być wredna i robiłam ludziom na złość.
Więc dlaczego Zayn tak szybko mnie rozgryzł ?- myślałam.
Westchnęłam głośno i przeciągle, aby dać chłopakowi wyraźnie do zrozumienia, że i tak nie podoba mi się ten cały motyw niespodzianki.
- Już jesteśmy.- powiedział nagle mulat.
- Wesołe miasteczko ? –spytałam zdziwiona, kiedy zobaczyłam, że Zayn przywiózł mnie do lunaparku.
- Tak. – powiedział Zayn uśmiechając się do mnie szeroko.
Po czym wysiadł z samochodu. Znów wzdychając poszłam w jego ślady.
- To na co chcesz iść najpierw ?- spytała Zayn kierując się do kasy.
- Nie wiem. Może gabinet luster, albo coś.- powiedziałam wzruszając ramionami.
Zayn zatrzymała się i przez chwilę na mnie popatrzył.
- Nudziara.- powiedział i wybuchnął śmiechem.
Na początku naburmuszyłam się i zaczęłam zastanawiać się co ja w ogóle robię tu z tym idiotą. Ale śmiech chłopaka był zaraźliwy i szybko do niego dołączyłam.
- No weź.- powiedziałam śmiejąc się coraz mocniej.
- Chodź nudziaro.- powiedział Zayn zarzucając mi rękę przez ramię. – Pokaże ci co to jest zabawa. 
Fuknęłam i zrzuciłam jego ramię.- Dobre sobie. Pokaże ci, że potrafię się bawić. Uwierz mógłbyś się ode mnie sporo nauczyć. – powiedziałam do Zayna.
Po czym podeszłam do gościa, który stał za kasą.
- Poproszę dwa bilety na coś najbardziej hardkorowego i szalonego co tu jest. – powiedziałam zdecydowanie.
Chłopak spojrzał na mnie z pół uśmieszkiem. – Zakład ?- spytał.
- Coś takiego. – odpowiedziałam i zapłaciłam na za bilety na „Kolejkę Szatana”.
- No widzę, że chcesz ciekawie zacząć.- powiedział Zayn widząc na co chce iść.- Ale możemy zacząć od czegoś bardziej odpowiedniego na początek.
- I to ja jestem nudziarą ?- spytałam idąc w stronę „Kolejki Szatana”
Mulat poszedł za mną. Kiedy staliśmy w kolejce chłopak cały czas próbował mnie przekonać, że nie dam rady, ale ja uparcie stałam przy swoim. W końcu nadeszła nasza kolej. Usiedliśmy w wagonie tylko we dwoje.
- Jeszcze jest czas, żeby uciec.- powiedział Zayn
- To uciekaj.- powiedziałam i w tym samym czasie opuściły się ochronę barierki.
- To będzie zabawne – mruknął Zayn, kiedy kolejka ruszyła.
W jednej chwili zaczęła mnie opuszczać cała pewność siebie. Nie koniecznie lubiłam taki rodzaj rozrywki. Miałam straszny lęk wysokości i chorobę lokomocyjną. Ogólnie wiele czynników pokazywało, że to była bardzo zła decyzja. Kolejka zaczynała jechać coraz szybciej pod górę. Samoistnie zacisnęłam ręce mocniej na poręczy.
- Czy już zaczęłaś żałować ?- spytał się Zayn z głupim uśmieszkiem.
Nic nie odpowiedziałam. Byliśmy już naprawdę bardzo wysoko, a kolejka cały czas nabierała prędkości. Nie mogłam dłużej wytrzymać zacisnęłam powieki modląc się, żeby to się już skończyło.
- TI wszystko okej ?- spytała Zayn z troską.
- Tak.- powiedziałam przełykając gule w gardle.
- Na pewno ?
Nagle poczułam, że dotarliśmy na najwyższy punkt, gdzie kolejka na chwilę się zatrzymała. W momencie, kiedy otworzyłam oczy, zaczęliśmy zjeżdżać w dół z niesamowicie szybką prędkością.
- Niee.- odkrzyknęłam odpowiedzieć Zaynowi, po czym zaczęłam się drzeć w niebo głosy.
To było zdecydowanie najgorsze 5 minut w moim życiu. Na zmianę kolejka podjeżdżała do góry i zjeżdżała w dół, ale i tak to było nic w porównaniu z tym kiedy byliśmy do góry nogami.
- TI ?- powiedział miękko Zayn i dotknął mojego ramienia.
Otworzyłam oczy, byliśmy już na dole. W wagonikach zostaliśmy już tylko ja i mulat.
- Już wszystko dobrze. Możemy wyjść - powiedział chłopak.
Na trzęsących się nogach wstałam i zaczęłam wychodzić z wagonu. Zayn podtrzymywał mnie w tali w obawie, że mogę stracić równowagę.
- Dobrze się czujesz ?- spytał, kiedy odeszliśmy trochę na bok.
- Jeśli się pytasz czy puszczę pawia. To raczej nie będę rzygać. – powiedziałam.
Zayn uśmiechał się do mnie rozbawiony.
- Wiedzę, że już z tobą lepiej skoro sobie żartujesz.
- Tak. Jest ok.- powiedziałam, będąc pewna, że już się trochę uspokoiłam.
- Ale muszę przyznać, że jesteś odważna. I pewnie trochę głupia, że się wymyśliłaś coś takiego.- powiedział Zayn.
- Ja to wymyśliłam ?- spytałam unosząc jedna brew.- Przecież to całe wesołe miasteczko to jest twój pomysł.
- Ale to ty chciałaś popisać się jaka to jesteś szalona wymyśliłaś tą „Kolejkę Szatana”- powiedział Zayn broniąc się, przed oskarżeniami.
- Ale to ty mi mnie podpuszczałeś tymi swoimi nudziara i tak dalej.- mówiłam.- Zresztą nie ważne, na drugi raz, kiedy wpadnę na następny taki genialny pomysł po prostu mnie jebnij.- powiedziałam.
Chłopak zaśmiał się  i powiedział.- Wiesz użył bym dużo bardziej przyjemnych sposobów. – powiedział uśmiechając się łobuzersko. – A teraz chodź.- powiedział i podał mi rękę.
W sumie nawet się nie zastanawiając nad tym co robię złapałam go za dłoń.
Było naprawdę wspaniale. Jeździliśmy samochodami elektrycznymi i za każdym razem, kiedy prowadziłam Zayn wyrywał mi kierownicy przez co obijaliśmy się o inne samochody.  Mimo wielkiej niechęci Zayna poszliśmy do gabinetu luster, gdzie było naprawdę zabawnie.  Zayn wygrał dla mnie misia, kiedy strzelała ze strzelby w tarcze. Próbował mnie też tego nauczyć , ale nie wychodziło mi to za dobrze. Według Zayna po prostu nie miałam cela.  Oprócz tego zajadaliśmy się watą cukrową i lodami, gdzie chłopak nie pohamowywał się przed dotykaniem i przytulaniem mnie. Ale tak naprawdę nie miałam nic przeciwko.
- Patrz. Zróbmy sobie zdjęcia. – powiedział Zayn wskazując małą budkę.
Wrzuciliśmy monety i weszliśmy do środka. Usiadłam Zaynowi na kolanach. Zaczęliśmy robić jakieś dziwne miny śmiejąc się przy tym do rozpuku. Nagle nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Zayn popatrzył mi chwilę w oczy, po czym przeniósł wzrok na moje usta i delikatnie musnął je swoimi.
~*~
W życiu bym nie pomyślała, że to się tak skończy. Nie pomyślałabym, że mogę się aż tak pomylić. Chyba ze wszystkich ludzi na świecie najbardziej nienawidziłam Zayna. A wystarczyło spędzić z nim trochę czasu i lepiej go poznać, abym mogła się przekonać, że nie był on tym za kogo go miałam. Teraz wszystko zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Zakochałam się w tym chłopaku.
- To co chcesz, żebym przyjechał po ciebie po szkole ?- spytał Zayn.
Siedzieliśmy sobie właśnie na ławce za szkołą podczas długiej przerwy.
- Pokaże ci mój świat.- powiedział Zayn pokazując swoje tatuaże.
Mulat zaproponował mi, że zabierze mnie dziś  po szkole do  pracy. Wiele mogło się zmienić, ale tatuaże nadal mnie nie jarały.
- No nie wiem,  nie chce ci przeszkadzać. – odparłam.
- Nie będziesz. Gdzie taka grzeczna, ułożona dziewuszka jak ty może mi przeszkadzać. – mówił Zayn jeżdżąc czubkiem palca po moim ramieniu. – Oprócz tego, że twoje obecność, będzie mnie tak cholernie rozpraszać, to w niczym mi nie będziesz przeszkadzać.- wyszeptał mi swoim słodkim głosem do ucha.
Po czym zaczął składać  miękkie pocałunki na mojej szyi. Przebiegł mnie przyjemny dreszcz.
- Jak tak dalej pójdzie, to zgodzę się jeszcze pewnie na jakąś wielką dziarę. – powiedziałam.
Zayn uśmiechnął się i na chwilę przestał mnie całować. Ja lekko musnęłam jego usta.
- Dobra to ja  lecę, muszę jeszcze do łazienki. Spotkamy się potem.
- Okej.- powiedział Zayn nie za bardzo zachwycony myślała, przerwałam te pieszczoty. – A i Ti muszę ci coś ważnego powiedzieć.
- Dobrze, powiesz później. – powiedziałam.
Zaśmiałam się i ruszyłam w stronę szkoły.  Weszłam do łazienki i zamknęłam się w kabinie. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do łazienki.
- To idziesz  tam z nim dziś ?- usłyszałam jakiś głos.
- Nie. Tristan ma dziś trening. Dziś my możemy pójść razem na zakupy.- usłyszałam głos Kim.
Kim była najpopularniejszą dziewczyną w szkolę. Chuda, blondynka z długimi włosami i bogatymi rodzicami, wredna dla wszystkich, którzy się jej nie podlizują, albo nie są fajniejsi od niej. Ale według jej mniemania nikt nie jest fajniejszy od niej oprócz jej imienniczki Kim Kardashian. Więc, albo liżesz dupę tej Kim, albo musisz być Kim Kardashian, żeby zdobyć sympatie szkolnej gwiazdy.
- O świetnie. – opowiedziała jej Lara.
To  była przyjaciółka Kim. Właśnie znana tylko z tego, że była jej przyjaciółką, albo, że powiększyła sobie cycki.
- Kogo mam zabrać w piątek na imprezę ?- spytała Lara.
- Nie wiem kogoś fajnego. Tristan powiedział, że przyjeżdżają jego znajomi z collegu. Więc wiesz nie możesz wziąć byle kogo. – powiedziała Kim.
- Masz racje to musi być ktoś super. Ostatnio mam  chrapkę na Zayna. Może jego ?- spytała Lara.
Przestawiłam ucho mocniej do drzwi kabiny, żeby lepiej słyszeć.
Kim prychnęłam słysząc słowa Lary. – Daj sobie z nim spokój. Facet kręci z tysiącem lasek na raz i sam się już w tym gubi. Zresztą teraz i tak na nic nie licz. Bo zarywa do tej całej TI. Założył się z chłopakami, że jest w stanie wyrwać każdą dziewczynę, więc oni wybrali mu TI.
- Co ty gadasz ? I co wygrał ?- spytała zaciekawiona Lara.
- Nie. Ona musi publicznie wyznać, że go kocha. Ale szczerze wydaje mi się, że mu się nie uda. Wszyscy wiedzą, że TI go szczerze nienawidzi, zresztą nie jest taka tempa, żeby na głos krzyczeć, że kocha Zayna Malika. 
A może jednak byłam ….



KAHN