czwartek, 31 stycznia 2013

# 58. Louis. I cz. 1

"Pamiętam kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Wystarczyło jedno spojrzenie, jedno niepozorne "cześć", żeby całe moje życie wywróciło się do góry nogami. Nigdy nie sądziłam, że dane mi będzie kochać tak mocno. Tak intensywnie, że cała miłość wygaśnie szybko, zbyt szybko, pozostawiając po sobie tylko ból - jedyny dowód na to, że w ogóle zaistniała.
Coś było nie w porządku. Wtedy nie umiałam powiedzieć co, jednak nie mogłam tego zignorować, a ty nie mogłeś temu zaprzeczyć. Mówiąc, że było źle, nie mijałam się z prawdą.
Zgaszenie światła, położenie się obok ciebie, zamknięcie oczu - codzienna, rutynowa czynność. Jednak to z nią wiązałam najwięcej obaw. Właśnie wtedy rzeczywistość przytłaczała mnie najbardziej. Myśli o nas zaprzątały mój umysł. To znaczy o mnie i o tobie, bo czy można jeszcze mówić o jakichś "nas"?
Wtedy zrozumiałam. Kiedy jestem sama, czuję się o wiele lepiej. Twoje towarzystwo mnie przygnębia. Przypomina mi o mojej porażce. Na pewno miałeś swój udział w rozpadzie naszego związku, może nawet spory, ale nie mogę całą winą obarczać ciebie. Tę ścianę między nami zbudowaliśmy razem, jednak to ty postawiłeś fundamenty.
Kiedyś mogliśmy rozmawiać całymi godzinami. Może to nie dobrze? Może wtedy wyczerpaliśmy wszystkie tematy? Czy może próbuję w ten sposób usprawiedliwić to, że nasze rozmowy się nie kleją? I to, że ostatnio nawet denerwuje mnie twój głos? Zapewne.
Pamiętam, że kiedyś, gdy bawiłeś się telefonem w mojej obecności, miałam ci za złe, że mnie nie słuchasz.  Że nie przykuwam całej twojej uwagi. Teraz, siedząc z tobą w jednym pokoju w duchu modlę się o to, by ktoś wreszcie do ciebie napisał, żebyś wyciągnął ten cholerny telefon z kieszeni i żeby sygnał wiadomości przerwał tą niezręczną ciszę. A gdy się tak dzieje czuję ulgę.
Uświadomiłam sobie czego potrzebuję. Czasu dla siebie. Musiałam od ciebie odpocząć. Jednak to nie przyniosło oczekiwanego skutku. Uwolnienie się od ciebie tylko na jakiś czas już mi nie wystarczało. Może tkwiliśmy w tym wszystkim za bardzo? Może tkwiliśmy w tym wszystkim już za długo?
To nie tak, że chciałam z ciebie zrezygnować, juz wtedy, gdy tylko zaczęło się między nami psuć. Za wiele dla mnie znaczyłeś. Nie chciałam się tak łatwo poddać. Starałam się ratować ten związek, ale zanim się obejrzałam, nie było już czego ratować. Oddaliłeś się ode mnie za bardzo. Byłeś poza moim zasięgiem.
Gdy jesteś obok mnie... nie czuję, że jesteśmy razem. Ścianę między nami zbudowaliśmy z najlitszych skał. Stała się ona nie możliwa do przebicia, a ogrom tego problemu  nie możliwy do obejścia. Było gorzej niż źle. Czułam się bezsilna.
Pewnie oddaliliśmy się od siebie z wielu przyczyn, ale jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiać, czy aby powód nie jest tylko jeden.. Jeden wysoki powód w kręconych włosach - Harry. On pocieszał cię po każdej naszej kłótni. U niego mieszkałeś podczas każdej z naszych "przerw". To jemu powierzałeś swoje sekrety, jego pytałeś o radę.
Oddalając się od siebie coraz bardziej, wytwarzaliśmy dla niego przestrzeń między nami. A może to ja weszłam między was?
Nie mogę uwierzyć, że doszło do tego, że zastanawiam się czy chłopak, z którym chodzę ponad rok na pewno woli dziewczyny... Obawiam się, że wolałabym, żeby okazało się to prawdą, abym tylko nie musiała przyznać się przed sobą, że moja wina jest nie mniejsza niż twoja. Ale cóż, tonący chwyta się brzytwy.
Miałam nie obarczać cię całą winą, ale to nie takie łatwe. To wręcz cholernie trudne pogodzić się z tym, że ktoś kogo kochałam tak bardzo nic już do mnie nie czuje i to ja jestem temu winna. Wydaje mi się, że powinnam odejść zanim ta obojętność przerodzi się w niechęć bądź nienawiść. Tego bym już nie zniosła.
Więc wybacz mi, że nie zaczynam tego listu słowami "Kochany Louisie", ale nazwanie cię "kochanym" nie przeszłoby mi przez gardło, ani nie wyjdzie spod pióra. Już nie. Nie będę udawać, że nasze uczucie nie wygasło. Skoro nie umiem być z tobą szczera twarzą w twarz, będę z tobą szczera choć ten jeden raz, tu na papierze. Nie chcę pozostawić niedokończonych spraw i niedopowiedzeń.
Nie łatwo było ubrać wszystkie te uczucia w słowa, ale mam nadzieję, że pomogą ci one zrozumieć podjętą przeze mnie decyzję. Muszę odejść i zostawić to wszystko za sobą. Nie próbuj mnie zatrzymać. I tak pewnie nie przeszłoby ci to przez myśl, ale chcę mieć pewność, że wiesz, że sobie tego nie życzę.
Ten związek nas ograniczał, dusiliśmy się w nim oboje. To trwało stanowczo za długo. Czekaliśmy tylko aż któreś z nas w końcu to powie. Między nami nic już nie ma. Nie jesteśmy już razem. Przykro mi, że mówię to w taki sposób, ale nie starczyło mi odwagi, żeby powiedzieć ci to wprost.
[T.I]"

Postawiłam ostatnią kropkę po czym jeszcze raz przeczytałam list.
Miałam nadzieję, że nie wyszło to tak, że żałuję, że poznałam Louisa. Skłamałabym, gdybym tak stwierdziła. Kochałam go całym sercem i nie żałuję ani chwili spędzonej z nim, lecz wszystko co dobre nie trwa wiecznie. Gdybym miała więcej czasu, może napisałabym też o tych czasach, gdy byliśmy szczęśliwi, gdy naprawdę go kochałam, gdy wydawało mi się, ze on czuje to samo. Ale nawet gdyby Lou nie wracał za dziesięć minut, to po co miałabym o tym pisać? To nic nie zmienia. Nie mogę żyć przeszłością. Muszę ruszyć naprzód.
Położyłam list na stole i podniosłam z podłogi spakowane wcześniej walizki. Były tylko dwie. Wszystkie stare, pasiaste koszulki  Louisa, w których tak lubiłam chodzić, wszystkie nasze wspólne zdjęcia i pamiątki zostawiłam w sypialni. Pomyślałam, ze już mi się nie przydadzą.
Zmierzałam już w stronę drzwi, gdy usłyszałam dźwięk otwieranego zamka. Louis wszedł do środka uśmiechnięty, lecz, gdy tylko mnie zobaczył mina szybko mu zrzedła. Można by pomyśleć, że zauważył walizki i domyślił się co się dzieje, ale ja odniosłam inne wrażenie.
Staliśmy chwilę patrząc sobie w oczy. Nic nie mogłam z nich wyczytać. Były puste, obojętne.
Odwróciłam wzrok i ciągnąc za sobą walizki, minęłam Louisa w drzwiach. Na chwilę otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale natychmiast je zamknął.
Nie czułam się zobowiązana pożegnać się z nim. Wszystko co miałam mu do powiedzenia napisałam w liście.  Jednak jego obojętność  tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że podjęłam dobrą decyzję. Tak będzie lepiej. Nam obojgu.


LOLA

poniedziałek, 28 stycznia 2013

# 57. Harry. I cz. 1

- To jak jedziemy ? – spytał Matt
- Najcudowniejszą, najwspanialszą komunikacją miejską.-powiedział Luk i na żarty poczochrał Matta po włosach. Na co chłopak go odepchnął.
- Co ty pieprzysz ? - spytał Sam
- No jak to chłopcy jedziemy autobusikiem. – powiedział Luk śmiejąc się z skrzywionych min reszty. – Rozmawiałem z Victorem wszyscy są już na miejscu. Więc nikt po nas nie przyjedzie, dlatego ruszać dupy bo nam autobus ucieknie.
- Ogarnij. Zaraz skombinuje jakąś brykę i spieprzamy stąd. – powiedział Dave i zaczął biec w stronę parkingu.
Luk złapał go za łokieć i obrócił w swoją stronę.
- Kurwa czy ty słyszysz co ja mówię ? Powiedziałem, że jedziemy autobusem. – powiedział zirytowany Luk.
Dave go odepchnął. Pewnie zaraz zaczną się tłuc.- pomyślałam, przewracając oczami.
- A to niby dlaczego ? - spytał Dave.
- Victor mówił, że mieli jakąś grubszą akcję i psy są teraz bardziej czujne, więc na razie mamy nic nie robić. Więc albo autobusem, albo na piechotę zapieprzaj.
- Jedziemy 47, tak ? – spytałam i wszyscy na mnie spojrzeli.
- NO- powiedział Luk.
Zaczęłam iść tyłem do przodu.
- No, to on.- wskazałam palcem na autobus za plecami i zaczęłam biec do niego.
- Kurwa. Szybko – słyszałam jak wszyscy w jednym momencie ruszyli, kiedy zrozumieli o co mi chodzi.
Wpadłam do autobusu. Nie mogłam przestać się śmiać, kiedy widziałam jak tabun dresów biegnie, próbując zdążyć na autobus.
Zaczęli jeden, po drugim wskakiwać przez drzwi.
Praktycznie wszyscy byli już w autobusie, kiedy drzwi zaczęły się już zamykać.
Luk, przepchnął się przed Davem i udało mu się jako ostatniemu wejść.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- No co przecież taka wielka księżniczka jak ty nie wozi swojej szanownej dupy autobusem. – powiedział Luk.
A Dave najwidoczniej go usłyszał i zaczął krzyczeć, że Luk tego pożałuje i kopać drzwi do autobusu.
Powoli ruszaliśmy.
- Pocałuj mnie w dupę.- krzyknął Luk i zaczął kręcić zadem do drzwi.- Następny będzie miał za pół godziny.- powiedział już do nas.
Idioci.
Zatrzymaliśmy się na następnym przystanku.
- Siema.- powiedział Peter, kiedy wsiadł jeszcze z jakimś gościem.
Peter zrobił ze mną żółwika i usiadł naprzeciwko mnie, a obok niego ten drugi chłopak.
- Peter może przedstawisz kolegę ? – spytał Tom.
- To Harry, nie pamiętasz go ? – powiedział Peter.
No ja też go nie pamiętałam. Chłopak miał kręcone, ciemne włosy i przeuroczy uśmiech. W ogóle tu nie pasował. Kim on jest ?
Harry podał sobie rękę z Tomem.
- Harry… Aaaaa Harry barciak Billiego ? – No Tom sobie przypomniał, ale ja gościa nie znam.
- Hej.- powiedziałam do Harrego. On się do mnie uśmiechnął.- Nie wiedziałam, że Billi ma brata.
- Jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Mamy tego samego ojca. – powiedział Harry.
- No stary nie wyglądasz na tutejszego. – powiedział Sam.- Tu nie lubią pudelków.
Tylko Sam śmiał się ze swojego idiotycznego żartu. A Harry nawet nie zauważył, że ktoś go obraził. Cały czas się na mnie gapił.
- Zamknij się Sam. Bill jesteś już u Victora i nie mógł odebrać Harrego z lotniska, więc ja to zrobiłem.
- No to skoro jedziesz z nami do Victora to się przygotuj młody na niezłe szaleństwo. Podobno zaprosił jakieś laski z college. – powiedział Alex.
- Ogarnij Alex, nie gadaj takich rzeczy przy jego dupie.- powiedział Sam.
- Zamknij się - powiedziałam i mu przywaliłam.
- Aaaaaaaaaaał.- krzyknął Sam i zaczął rozmasowywać miejsce, w które go uderzyłam.
Przewróciłam oczami. Zatrzymaliśmy się na przystanku. Moją uwagę przykuła w chodząca do autobusu starsza pani. Skądś ją znałam.
- Ej to jest kanar.- powiedział, kiedy przypomniało mi się, jak ostatnim razem właśnie ta baba dała mi mandat.
- Co ? Która ? – spytał zdziwiony Luk.
- Granatowy beret. – pokazałam mu tą kobietę.
- Kurwa. Dobra spieprzamy . Ben- powiedział Luk i wskazał tą panią.
Ben miał jakieś 2 metry i ważył pewni grubo ponad sto kilo. Podszedł do tej kobiet, a ona właśnie wchodziła do autobusu. Ben się do niej uśmiechnął. Kobieta nie sięgała mu nawet do ramienia. Ben uniósł nogę i ją kopnął kobieta, wypychając ją z autobusu. Ona poleciała do tyłu i upadła na chodnik.
- W nogi.- krzyknął Ben.
Wszyscy zaczęli wybiegać z autobusu. Podniosłam się. Właściwie w autobusie zostali już tylko jacyś emeryci, a tak to już z naszych prawie wszyscy wyszli. Tylko ten Harry ciągle siedział na swoim miejscu i przyglądał się temu wszystkiemu zdziwiony. Jakby nie wiedział co się w okół niego dzieje.
- Szybko, chodź !- powiedziałam i złapałam go za łokieć ciągnąc do drzwi. W ostatniej chwili udało nam się wyskoczyć. Kobieta, którą Ben wypchnął zaczynała się już podnosić. Widziałam już tylko cienie Luka i reszty jak biegli. My też musieliśmy uciekać.
- Biegnij !- krzyknęłam do Harrego i sama ruszyłam ile sił w nogach.
Myślałam, że chłopka będzie chciał dołączyć to reszty chłopców, ale on cały czas biegł obok mnie. A ja zmierzałam w zupełnie innym kierunku. Nagle ode chciało mi się iść na imprezę do Victora. Po jakiś 5 minutach biegu, zatrzymałam się żeby złapać oddech. Harry zrobił to samo.
- Co się właściwie stało ?- spytał Harry.
Spojrzałam na niego. Uniosłam brew . Dziwny jest ten chłopak.- pomyślałam.
- Serio pytasz ?
Chłopak pokiwał głową.
- No to był kanar.- powiedziałam, ale kiedy zobaczyłam, że to nic mu nie mówi ciągnęłam dalej.- A tak jakby wiesz, żadne z nas nie skasowało biletu. I to mogło by grozić mandatem. Potem trzeba by było go zapłacić. A jeśli by się go nie zapłaciło, można by było mieć poważne problemy- tłumaczyłam mu.
On patrzył się na mnie i nagle jego kąciki ust zaczęły drgać. Jakby nie mógł nad tym zapanować. Nagle wybuchnął śmiechem.
- Wiesz, nie musisz mówić do mnie jak do pięciolatka.- powiedział Harry.
-Nie przeżywaj.- powiedziałam starając się ukryć rozbawienie.
Ale widząc, że chłopka ciągle się śmieje nie wytrzymałam i przyłączyłam się do niego. Kiedy już się uspokoiliśmy się Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się do mnie. Poczułam coś dziwnego w brzuchu, a potem moje policzki zalała fala rumieńców. Od razu spuściłam głowę mając nadziej, że chłopak nie zauważył jak się rumienie.
- Coś się stało ?- spytał Harry.
- Nie.- powiedziała szybko, odwracając się do niego plecami.
Ale się stało. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w życiu się zarumieniła. Nie byłam wstydliwą dziewczynką. To było jakoś dziwne. Ale jemu nie będę o tym opowiadać.
- Musisz zadzwonić do Billiego, żeby ktoś po ciebie przyjechał.- powiedziałam.
Zaczęłam iść przed siebie, mając w planach zostawić Harrego i samej w spokoju udać się do domu.
- A ty ?- spytał chłopak podbiegając do mnie.
- Co ja ? – spytałam nie przestając iść.
- Jak się tam dostaniesz ?
- Nie idę.
- To w takim razie ja też nie.- powiedział Harry.
Zatrzymałam się.
- Dlaczego ? – spytałam zdziwiona.
Chłopka wzruszył ramionami.
- A dlaczego ty nie idziesz ? – spytał Harry.
- Bo mi się nie chcę.- skłamałam.
- Mi też. – powiedział.
Patrzyłam na niego z uniesioną brwią. Kto by nie chciał iść na imprezę do Victora ? Każdy chłopak, którego znałam i pewnie każdy chłopak w promieniu 200 kilometrów tylko o tym marzył. Jeśli jakimkolwiek sposobem ktoś znalazł się na takiej imprezie, uważano go za niezłego koksa. Nawet jeśli ktoś był największym frajerem, wystarczyło, że ktoś zobaczył go w towarzystwie Victora i już nagle wszystkie laski się do niego mizdrzyły. Więc to mnie trochę zdziwiło, że ktokolwiek na tej planecie nie chce iść na ten melanż.
- Jakoś nie kręci mnie myśl spędzenia tyle czasu z praktycznie obcymi dla mnie ludźmi. Bill już mnie zabrała parę razy na te imprezki. Zawsze było tak samo. Wszyscy gadali o czymś o czym nie miałem pojęcia i zanim się obejrzałem wszyscy byli najebani. I tyle. – powiedział Harry. Ja już miałam otworzyć usta, żeby zaprzeczyć. Ale miał racje. Też nie widziałam w tym wszystkim nic, aż tak fantastycznego.
- W sumie faktycznie. Wszyscy myślą, że to jest nie wiadomo jak zajebiste. Ale bez przesady. – powiedziałam.
Harry znów się do mnie uśmiechnął, a ja znów czułam to samo. Spuściłam głowę i zaczęłam powoli iść. Harry do mnie dołączył, no co w gruncie rzeczy liczyłam.
- A teraz ty powiedz dlaczego nie chcesz iść ? –wypalił nagle Harry.
- Nie- powiedział lekko rozbawiona tym, że on myślał, że mu się zwierzę.
- Tak, bo ja ci powiedziałem, czemu nie chce iść.
- No, ale ja ci nie powiem.
- Czemu ? – spytał Harry patrząc mi w oczy.
- Co jest z tobą nie tak ?- spytałam, odwracając wzrok od jego ślicznych oczu.- Po co ci to wiedzieć, ktoś ci już, kiedyś mówił, ze jesteś …
- Spokojnie. Tak, tylko chciałem wiedzieć jeśli nie chcesz to nie mów.- powiedział Harry i teraz uparcie patrzył przed siebie.
Szliśmy w milczeniu. Byłam przyzwyczajona, że kiedy któryś z chłopaków czegoś ode mnie chciał, musiałam mu bardzo dosadnie powiedzieć, żeby się odwalił. A to jak teraz zachował się Harry było dla mnie czymś innym. I co najgorsze miałam wyrzuty sumienia, że tak go potraktowałam.
- Okey.- powiedziałam w końcu.
Harry wreszcie na mnie spojrzał.
- Bo wiesz znam się z c chłopakami od lat. I z Victorem też. I coś między nami ostatnio było. Ale ja chcę to skończyć. I dziś właściwie to tylko po to tam jechałam. Ale teraz jednak nie chce tam iść.- powiedziałam.
Samą siebie zadziwiłam, że zwierzyłam się Harremu. Nie byłam skora to takich rzeczy. A na pewno nie otwierałam się przed obcymi ludźmi.
-Czyli jednak go kochasz ? – spytał nagle chłopak.
Nie rozumiałam o co mu chodzi. Harry chyba to zobaczył, bo kontynuował:
- Skoro jesteś tu teraz ze mną, a nie zrywasz ze swoim chłopkiem to znaczy, że jednak go kochasz.
- Nieeee. To znaczy mi się nie wydaje żebym ja kiedykolwiek go kochała, on zresztą mnie też.- powiedziałam- Coś ci powiem. Coś sobie uświadomiłam. Wychowywałam się z tymi chłopakami i są oni dla mnie jak bracia. Ale prawda jest taka, że wszyscy skończą tak samo. W końcu psy ich złapią, albo jeśli będą mieli pecha to natrafia na silniejszych od siebie... Może jeszcze Bili rozegra to inaczej. On czasem wydaje mi się inny. Jak by się chciał wyrwać z tego wszystkiego. Ale tylko czasem. A ja chce normalnego życia. Czas pomyśleć o przyszłości, a z nimi na przyszłość nie mam szans.
- Zawsze możesz zacząć od nowa.- powiedziała Harry.
Mimo, że w sumie w ogóle go nie znałam i nic o nim nie wiedziałam strasznie dobrze mi się z nim rozmawiało. Czułam, że mnie rozumie, że jest inny.
-Ja to właśnie planuje. – powiedziałam.
- A co z Victorem ? Wahasz się ? – spytał Harry wyczekująco.
- Nie. Tylko jakoś mi się ode chciało tam iść. Sam wiesz jakie są tak imprezy. Powiem mu to jutro. Szybciej pójdzie jak będzie miał kaca. – powiedziałam i się uśmiechnęłam.
Chciałam trochę rozluźnić atmosferę. Zrobiło się za poważnie. Harry na szczęście, albo zrozumiał o co mi chodzi, albo naprawdę go to rozbawiło, bo wybuchnął śmiechem.
Nawet nie wiem ile czasu minęło, ale musiało być naprawdę późno, bo na ulicach nie było ani żywego ducha. Ale ja i Harry nie zwracaliśmy na to uwagi. Chodziliśmy po całym mieście rozmawiając i się wygłupiając.
- A ty zamierzasz wrócić do domu ?- spytał nagle Harry.
- Nie wiem. To zależy.- powiedziałam tajemniczo.
Harru uśmiechnął się łobuzersko:
- Od czego ? – spytał
Czy ja właśnie z nim flirtowałam ? Nie ważne. Ważne, że mi się podobało.
- Co się będzie działo, jeśli nie pójdę.
- Ciężko powiedzieć.- powiedział Harry robiąc krok w moja stronę.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie, kiedy nagle obydwoje zaczęliśmy się głośno śmiać.
- To może chodź do parku, bo już nie dam rady dalej leźć. Nogi z dupą mi zaraz odpadną.- powiedziałam.
- OK.- powiedziała Harry jeszcze się śmiejąc.
Podeszliśmy do drewnianego stolika, z którego ludzie korzystali podczas pikników. Wdrapałam się na niego i usiadłam po turecku. Harry zajął miejsce obok mnie.
- Mam batona, chcesz ?- spytał chłopak.
- No jasne. Jestem ostro głodna. – powiedziałam biorąc od Harrego Twixa.- Masz pół.- powiedziałam dając mu jeden patyczek.
- Dzięki. – powiedział chłopak.
Nagle zdjął swoją bluzę i okrył mnie ją po nagich ramionach. Na nie przeczę, w cienkiej bluzeczce na ramiączka, zaczynało mi się już robić chłodno. Ale tak dla jasności o nic go nie prosiłam.
Wyszeptałam ciche podziękowania, ale Harry je musiał usłyszeć, bo się uśmiechnął.
-Masz na policzku czekoladę. – powiedział Harry, kiedy skończyłam moja cześć batona.
-Już?- spytałam wycierając dłonią policzki.
- Nie ,poczekaj.- powiedział Harry i lekko obrócił moją twarz do siebie.
Delikatnie dotknął mojego policzka i zjechał palcem do ust, po czym musnął je lekko swoimi wargami.
- Już jesteś czysta.- powiedział, odsuwając się tylko milimetry od moich ust.
- To było bardzo tanie zagranie. Zresztą bardzo nie kulturalne. –powiedziałam
- To w takim razie się poprawie. Czy mogę ? – spytał Harry patrząc mi w oczy.
Ja uśmiechnęłam się i pocałowałam go, a on od razu odwzajemnił pocałunek.


KAHN

piątek, 25 stycznia 2013

# 56. Zayn.


-Kochanie, obudź się. Już dojeżdżamy – usłyszałam cichy szept Zayna.
Leniwie otworzyłam oczy. Zamrugałam kilka razy by nabrać ostrość widzenia. Wyprostowałam skulone nogi i poprawiłam koc, którym byłam okryta. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Zayn specjalnie zatrzymał się i otulił mnie, by nie było mi zimno. Uniosłam w górę ręce i wyciągnęłam kręgosłup, głośno ziewając.
Spojrzałam na mojego chłopaka. Siedział za kierownicą samochodu i ze skupieniem malującym się na twarzy prowadził pojazd. Ubrany był w dżinsową kurtkę, której rękawy sięgały do łokci. Na jego białej bluzce narysowany był symbol Batmana. Jego włosy postawione były ku górze. Na prawej ręce widniały przykuwające wzrok tatuaże. Zawsze je lubiłam. Były symbolem niezależności Zayna. A to ceniłam w nim najbardziej. Mój osobisty Bad Boy.
-Wyspałaś się, kochanie? – zapytał chłopak.
-Jak nigdy, dziękuję. –kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze – Daleko jeszcze?
-Ostatnie kilometry i będziemy na miejscu.
Właśnie byliśmy w drodze do Aspen. Był to duży ośrodek narciarski dla snobów. Nie zdziwię się, gdy na stoku będę zjeżdżać obok Paris Hilton lub Madonny. Niestety Zayn uparł się, iż przyjedziemy właśnie tu. No bo Bad Bay z Ona Direction nie mógłby pojawić się w byle jakim miejscu, prawda? Moje lanserskie słoneczko.
Spojrzałam przez okno. Na dworze roiło się od ekskluzywnych hoteli i wysokich gór. Na ich szczytach znajdowali się narciarze i wyciągi. Rozmarzona wpatrywałam się w ten śliczny obrazek. Zawsze uwielbiałam góry, zimę i śnieg. Dmuchnęłam na okno, by zaparowało się. Palcem wskazującym napisałam moje i Zayna inicjały. Wokół nich narysowałam niezgrabne serduszko. Z rozmarzeniem westchnęłam.
-Spójrz – chłopak wskazał palcem bardzo duży i ekskluzywny budynek – To nasz hotel.
Podjechał na podjazd i szybkim ruchem odpiął pas bezpieczeństwa. Poszłam w jego ślady. Poczekałam aż Zayn obejdzie samochód, bo otworzyć mi drzwi. To jedna z naszych niepisanych umów. Prawdziwy dżentelmen. W nagrodę uśmiechnęłam się do niego ciepło.
-A ty gdzie masz kurtkę? Rozchorujesz się, a ja leczyć cie nie zamierzam. -zapytałam
Zayn złapał mnie w pasie i energicznym ruchem przyciągnął do siebie.
-Jeśli ty jesteś moją pielęgniarką to uważam, że warto chorować – wymruczał do mojego ucha i przygryzł jego płatek.
-Zayn, uspokój się! – ze śmiechem odepchnęłam go i przyjacielsko uderzyłam w ramię. – A teraz szoruj po kurtkę. Założę się, że masz ją w bagażniku razem z bagażami, nieprawdaż?
Chłopak w odpowiedzi tylko z uśmiechem pokręcił głową i podszedł do tyłu samochodu. Otworzył bagażnik i schylił się po odzienie. Gdy Zayn otulał się płaszczem, ja sięgnęłam po jedną z walizek. Złapałam za uchwyt i z głośnym stęknięciem próbowałam wyjąc ją z bagażnika. Bez skutecznie. Nagle usłyszałam cichy śmiech dochodzący zza moich pleców.
-Co cię tak bawi, Malik? – zapytałam i odwróciłam się do chłopaka – No tak, bardzo śmieszne. Wziąłeś tyle ciuchów, że nie mogę unieść walizki. Boki zrywać – podparłam ręce na biodra i spojrzałam na Zayna z ukosa.
Chłopak podszedł do mnie i objął mnie ramionami splatając dłonie na moich plecach. Oplotłam ręce wokół jego szyi i spojrzałam na niego czule. Strzepałam śnieg z jego włosów. Białe śnieżynki uroczo odbijały się na tle czarnych włosów Zayna. Oparłam swoje czoło o jego. Para wydobywająca się z naszych ust mieszała się ze sobą. Delikatnie pocałowałam chłopaka. Czułam jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele. Mulat docisnął moje ciało do swojego. Czułam się taka bezpieczna w jego ramionach. Każdego dnia dziękowałam Bogu, że postawił na mojej drodze osobę tak wspaniałą jak Zayn. Kochałam go każdą cząsteczką mojego ciała. Jednak najlepsze było to, iż on to uczucie odwzajemniał.
-To jak, pomóc mojej sierotce zabrać bagaże? – uśmiechnął się chłopak.
-Tylko nie sierotce, mój drogi. Ale tak, chętnie przyjmę twoją pomoc. – powiedziałam odrywając się od mulata.
Wspólnymi siłami wyciągnęliśmy walizki, torby i reklamówki. Zayn zawołał boya hotelowego, by pomógł nam zanosić to do hotelu. O tak, to ja, wielki Zayn Malik z One Direction, mogę robić co chcę. Motto życiowe chłopaka. Ale wiecie co? I tak bez wahania oddałabym za niego życie.
Poszliśmy do recepcji, by załatwić formalności związane z wynajęciem pokoju. Podpisaliśmy formularze i pokazaliśmy dowody osobiste. Przydzielono nam pokój 315. Apartament. Recepcjonistka wręczyła nam dwie złote, magnetyczne karty do otwierania drzwi. Na każdej z nich narysowane były ośnieżone góry i wielki napis „Przyjedź i skosztuj luksusu. Nie będziesz chciał wracać!”.
Podeszliśmy do windy. Nacisnęłam guzik z naklejoną strzałką, by przywołać windę. Dzyń. Nie musieliśmy długo czekać. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Wepchnęliśmy wózek z bagażem do maszyny. Zayn wcisnął przycisk z numerem 3.
Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy odpowiedni pokój. Chłopak próbował otworzyć drzwi dzięki magnetycznej karcie. Jednak bez skutku. Z uśmiechem pokręciłam głową i wyjęłam mu ją z dłoni. Powieliłam czynność wykonywaną przez mulata. Drzwi puściły za pierwszym razem. Z miną zwycięzcy weszłam do środka. Zaniemówiłam.
W pierwszej chwili zauważyłam ogromne małżeńskie łóżko z baldachimem. Po prawej stronie znajdowała się toaletka z ogromnym podświetlanym lustrem. Na niej stał wiklinowy koszyk, w którym znajdowały się czekoladki i butelka drogiego wina. Wszystko było ozdobione różową kokardką. Natomiast po lewo umieszczona była obszerna drewniana szafa. Na ścianach wisiały piękne i kolorowe obrazy oraz plazmowy telewizor. Do wazonów włożone były białe lilie, które pomimo zimy były żywe. Znajdowała się również ogromna szyba z pięknym widokiem na góry.
-Jak tu pięknie – westchnęłam z rozmarzeniem.
Położyłam walizkę na ziemi i zdjętą kurtkę przewiesiłam na krześle. Wykończona podróżą położyłam się na łóżku. Nagle poczułam jak materac porusza się i ujrzałam uśmiechniętą twarz Zayna.
-I jak ci się podoba? – zapytał chłopak
-Jak mi się podoba? Jeśli tak wygląda pokój to jaki musi być hotel – wykrzyknęłam – Moje mające wspaniały gust kochanie.
Objęłam dłońmi twarz chłopaka i złożyłam na jego ustach słodki pocałunek. Na początku delikatny, lecz coraz bardziej namiętny. Zayn przekręcił się tak, że leżał na mnie swoim ciałem. Dłonie trzymał na mojej talii. Natomiast ja bawiłam się jego włosami. Mulat zaczął całować moją szyję i uszy. Już miałam zdjąć jego bluzkę, lecz przerwało nam głośne pukanie do drzwi. Chłopak z niechęcią przerwał pieszczoty i powolnym krokiem poszedł do drzwi.
-Mogę w czymś pomóc? – zapytał Zayn opierając się o framugę.
-Dzień dobry. Jestem kierowniczką hotelu. Przyszłam zapytać się jak podoba się państwu pokój?
-Jest naprawdę wspaniały, dziękujemy.
-Może widzieli już państwo kosz powitalny? Proszę się częstować. Czekoladki są naprawdę wyśmienite! – kobieta z radością klasnęła w dłonie – Życzę więc państwu miłego pobytu. Do widzenia. Kierowniczka z uśmiechem na twarzy wykonała obrót i udała się do wind.
-To co? Posłuchamy się jej? Może otworzę wino?
-Jasne – wstałam z łóżka i podałam mu kieliszki stojące na blacie
Oparta o szafkę patrzyłam jak Zayn wypełnia naczynia czerwoną cieczą. Podał mi jeden kieliszek i trzymając za rękę pociągną do ogromnego okna.
-Widzisz te wszystkie gwiazdy na niebie? – szepną mi do ucha
Podniosłam głowę i ujrzałam tysiące lampeczek błyszczących na niebie. Pokiwałam głową.
-Mówi się, że wszechświat jest nieskończony. Tysiące takich gwiazd jest jeszcze nieodkrytych. Wiele naukowców dąży do odkrycia ich. Chcą więcej i więcej. Uważa się, że to co mamy to namiastka tego co możemy jeszcze mieć. Ale ja mam wszystko. Mam ciebie. Czego chcieć więcej. Mam moją najjaśniejszą gwiazdkę.
Odwróciłam się przodem do Zayna i patrząc mu w oczy powiedziałam:
-Dziękuję, że osoba tak wspaniała jak ty stanęła na mojej drodze.


RECKLESS

wtorek, 22 stycznia 2013

# 55. Niall.

Śniło mi się kiedyś, że spełniły się wszystkie moje marzenia. Ale nie zwyczajne zachcianki pod postacią nowych butów, tylko takie, których pragnie się nad życie. Od tego czasu, kładąc się spać, modliłam się o to, żeby przyśniło mi się to jeszcze raz. Chociaż jeden. Niestety to nigdy nie nastąpiło. Z czasem jednak, fakt ten stał się mniej przygnębiający, bo po co śnić o spełnieniu marzeń skoro one już się ziściły?
W sumie to miałam tylko jedno życzenie. Nie wiązałam z nim jednak wielu nadziei, gdyż wydawało mi się ono nie mniej absurdalne niż marzenie o tym, że nauczę się latać. To zabawne jak życie może się potoczyć. Niby niedorzeczne, a nie dość, że się spełniło to na dodatek dodało mi skrzydeł, czyli można rzec "dwa w jednym".
-Dzień dobry. - Ten niski, zaspany głos ściągnął mnie na ziemię.
-Dzień dobry. - Odpowiedziałam spoglądając czule na moje spełnione marzenie.
Nagle to wszystko wydało mi się takie nierealne. Jakby zaraz miało prysnąć jak bańka mydlana i zniknąć gdzieś w otchłani mojej wyobraźni. Poczułam, że muszę sobie jakoś udowodnić, że to dzieje się na prawdę. Widok mojej miłości, leżącej obok mnie na łóżku to nie wystarczający dowód.
Wyciągnęłam ostrożnie rękę spod kołdry i palcami przeczesałam włosy Nialla. Były takie jedwabiste i miękkie. Wolne od ton żelu i lakieru do włosów. Lubiłam jego fryzurę zaraz po przebudzeniu. Tak zwany nieład artystyczny. A zresztą, kocham go w każdym wydaniu.
Jednak nie zauroczyłam się w Niallu Horanie - przystojniaku z One Direction, tylko w MOIM Niallu Horanie - towarzyskim, wygadanym, niewysokim, farbowanym blondynie, z krzywymi zębami, który mieszkał naprzeciwko mnie. Chodziliśmy razem do podstawówki i liceum. Był jednocześnie tak blisko i tak daleko. Ja kochałam go na zabój, a on sprawiał wrażenie bardzo obojętnego - jakby mnie nie znał. Z czasem okazało się jednak, że to była tylko maska, pod którą ukrywał swoje uczucia. Bał się odrzucenia z mojej strony. Aż chce mi się śmiać kiedy o tym myślę. Nagle któregoś dnia przyszedł do mojego domu i powiedział, że mnie kocha. Tak po prostu. Wtedy moje życie się zmieniło.
-Jesteś dziś jakaś zamyślona. - Powiedział nagle Niall, czule głaszcząc mnie po policzku.
-Może trochę. Co dziś robimy? - Spytałam, aby zmienić temat.
-Zabieram cię do restauracji. - Oświadczył z szerokim uśmiechem na ustach.
-Yyy... okej. - Odparłam niepewnie.
Dla niewtajemniczonych moja reakcja mogłaby wydać się dziwna. Przecież każda inna dziewczyna by się ucieszyła. Dla mnie i Nialla nie było to jednak takie proste. Musiałam pamiętać, że on jest gwiazdą. Każda najmniejsza plotka, skandal, mogła przekreślić nie tylko jego karierę, ale także jego przyjaciół. Musieliśmy być bardzo ostrożni. Nie byliśmy jeszcze gotowi na ujawnienie naszego związku światu. To znaczy tak mi się wydaje, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Ale w każdym razie nikt jeszcze o tym nie wiedział, a gdybyśmy wyszli gdzieś na miasto ta informacja obiegłaby cały świat w mgnieniu oka. Dlatego tak się zmartwiłam, że Niall chce wyjść do restauracji, która w gruncie rzeczy jest miejscem bardzo publicznym.
-O co chodzi? Myślałem, że się ucieszysz... - Na twarzy Nialla, malował się wyraźny zawód. Nie mogłam tego znieść, zawsze kiedy przybierał taką minę od razu miałam ochotę go przytulić.
-Przecież się cieszę. - Odpowiedziałam wykrzywiając usta w promiennym uśmiechu. Chyba to kupił.
Leżeliśmy w łóżku rozmawiając lub ciesząc się odprężającą ciszą. Trwało to może dwie godziny. W końcu obydwoje doszliśmy do wniosku, że jesteśmy głodni. To znaczy ja byłam głodna, za to brzuch Nialla burczał tak głośno, ze zaczęłam się zastanawiać, czy to nie przypadkiem szczeka pies sąsiadów.
Zwlekliśmy się z łóżka, co zarówno dla mnie i Nialla nie było zbyt łatwe. Jednak pokusa napełnienia żołądków była silniejsza. Na początku chciałam wciągnąć na siebie zwykły dres, ale gdy zobaczyłam, że Niall zakłada swoje najlepsze ubrania, postanowiłam, że ja też trochę się postaram.
-Pięknie wyglądasz. - Powiedział, gdy wprowadzałam do mojego stroju ostatnie poprawki.
-No ja myślę, że pięknie. O to mi chodziło. - Odpowiedziałam.
Podszedł bliżej i obiął mnie w talii. Spojrzał mi głęboko w oczy, aby potem zamknąć je i namiętnie mnie pocałować.
Wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się w kierunku ulubionej restauracji Nialla. Nie pytałam się go gdzie idziemy, ale byłam pewna, że nigdzie indziej nie dałby się zaciągnąć. Szliśmy trzymając się za ręce. Po raz pierwszy w miejscu publicznym. Nie ukrywam, że czułam się trochę dziwnie. I wtedy ich zauważyłam. Co najmniej 15 paparazzich biegło w naszą stronę, a towarzyszyły im rozbłyski fleszu i głośno wykrzykiwane pytania słyszalne już z odległości 400 metrów.
-Niall, wracajmy do domu. - Prosiłam, ciągnąc go za rękaw kurtki.
Ale było już za późno. Paparazzi otoczyli nas ze wszystkich stron ciasnym kręgiem, odcinając nam drogę ucieczki. Byliśmy w potrzasku i nie mogliśmy nic na to poradzić.
-Kim jest ta młoda dama?
-Macie romans?
-To coś poważnego czy przelotna znajomość?
-Jak długo się znacie?
Wszyscy reporterzy próbowali się przekrzyczeć, panował straszny bałagan. Niall jedną ręką trzymał moją, a drugą próbował utorować nam przejście. Może powinnam była mu pomóc, ale zupełnie nie miałam do tego głowy. Moje myśli zaprzątały inne sprawy. Jakby dłużej zastanowić się nad pytaniami reporterów, okazywało się, że ja sama nie umiałam na nie odpowiedzieć. Dla mnie nasz związek był spełnieniem najskrytszych marzeń, ale co o tym wszystkim myślał Niall?
Zaczęłam mieć wątpliwości czy jesteśmy razem "na poważnie". Czy wyznanie sobie miłości to początek "czegoś poważnego"? Czy do czegoś nas zobowiązuje? Czy daje nam siebie na wyłączność? Nie wiem. Nigdy tak o tym nie myślałam. Nigdy też nie zaprzątaliśmy sobie głowy, tym, żeby o tym porozmawiać. Ja nigdy nie nazwałam go "moim chłopakiem", a on mnie "swoją dziewczyną". Bo niby po co? Przecież nikt oprócz mojej najlepszej przyjaciółki i chłopaków z zespołu o nas nie wiedział, a przedstawiliśmy ich sobie mówiąc, że "spotykamy się ze sobą".
Wtedy po raz pierwszy zwątpiłam w to, że mój sen się spełnił.  W nim wszytko było takie proste, idealne. A ja teraz czułam, że wszystko zaczyna się sypać.
-Proszę odpowiedzieć na pytania!
-Fani chcieliby wiedzieć!
Paparazzi nie dawali za wygraną. Nalegali coraz bardziej. Ja oczywiście się nie odzywałam. To Niall jest sławny, to jego reputacja leży na szali, to jego sprawa co powie.
-Dajcie nam spokój! Przepuście nas! - Krzyczał, ale wszyscy go ignorowali. Przyszli tu dowiedzieć się co jest między nami i nie zamierzali odejść bez odpowiedzi.
-Proszę odpowiedzieć na pytania! - Powtórzył jeden z reporterów.
-Właśnie, Niall, odpowiedz. - Nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam, ale po prostu nie mogłam wytrzymać. Chciałam znać odpowiedź tu i teraz. Kim ja właściwie dla niego jestem?
-Co? - Zdziwił się.
-Powiedz, co do mnie czujesz? Jesteśmy razem "na poważnie"? - Starałam się spojrzeć Niallowi oczy, ale łzy całkowicie rozmyły mi obraz.
-[T.I] co ty mówisz? - Był zszokowany moim pytaniem.
-Ale ja naprawdę nie wiem. - Mówiłam, ale coraz trudniej było mi powstrzymywać szloch.
Zrobił taką minę jakby moje wyznanie złamało mu serce. Wziął głęboki oddech i spuścił głowę. Palcami przeczesał włosy, tak jak ja zrobiłam to rano. Tylko, że to co z mojej strony było oznaką czułości, w jego wykonaniu oznaczało obawę i frustrację.
-Dobra, dość tego! - Wrzasnął nagle Niall, a jeszcze przed chwilą rozwrzeszczany tłum, całkowicie ucichł. - To jest [T.I]. Jesteśmy razem, "na poważnie" i kocham ją bardziej niż jestem w stanie wyrazić słowami i mogę to udowodnić. - Powiedział, a ja miałam wrażenie, że zrobiło się jeszcze ciszej.
Podszedł do mnie i otarł łzy z moich policzków.
-Kocham cię za to jaka jesteś, chociaż czasem bywasz bardzo irytująca i często uciekasz gdzieś myślami, wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć i nigdy mnie nie zawiedziesz. A co najważniejsze wiem, że czujesz to samo. Nigdy nie chciałem cię zranić i dlatego jestem na siebie cholernie wściekły za to, że dopuściłem do tego, że nie byłaś pewna co do ciebie czuje. - Mimo otaczającego nas tłumu, wiedziałam, ze te słowa były skierowane tylko do mnie. -Wybacz, [T.I] nie tak to planowałem, nie tak to miało wyglądać, ale nie mogę dłużej z tym zwlekać. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdybyś zgodziła się zostać moja żoną. - Dokończył klękając na prawe kolano, jednocześnie wyjmując z kieszeni czerwone pudełeczko. Gdy tylko je otworzył w oczy uderzył mnie błysk światła odbitego od przepięknego brylantu.
-Tak. Zgadzam się. - Powiedziałam rzucając mu się na szyję, a łzy znowu zaczęły spływać po mojej twarzy. Ale tym razem były to łzy szczęścia.
Reporterzy zaczęli robić nam zdjęcia, ale tym razem się nie obawiałam. Chciałam, żeby je robili, chciałam, żeby dowiedział się cały świat.
O takiej chwili nawet nie marzyłam. Mam nadzieję, że od dziś co noc śniła będę o Niallu klękającym na jedno kolano i wypowiadającym te magiczne słowa. Już samo to wystarczyłoby mi do pełni szczęścia, a na samą myśl o tym, że to wszystko dzieje się na prawdę mam ochotę skakać z radości. Warto jest mieć marzenia. One czasem się spełniają.


LOLA

piątek, 18 stycznia 2013

# 54. Louis | cz. 3



Tumblr_mgtr36tzod1r1mrcso3_250_largePrzez chwilę siedziałam zupełnie skamieniała. To jednak nie zniechęciło Louisa. Wkońcu zebrałam się w sobie i go odepchnęłam.
-Co ty wyprawiasz?
-Całuję cię. - Odpowiedział jakby nigdy nic.
-Zauważyłam. - Prychnęłam sakrastycznie.
-To po co pytasz? - Jego głos ociekał ironią. Po raz pierwszy odezwał się do mnie takim tonem. Nie ukrywam, że mi się to nie spodobało.
-No tak. I jeszce się obraź. - Rzuciłam przewracając oczami.
-Przepraszam. Po prostu mi się podobasz i myślałem, że ja tobie też... - Powiedział spuszczając wzrok.
-Że ty mnie też? Zapomniałeś już co było wczoraj? - Zdziwiło mnie to, że tak szybko zapomniał, że zmieszałam z błotem jego, jego przyjaciół i to na co tak ciężko pracowali.
-To, że nie lubisz mojej muzyki to nie znaczy, że nie lubisz mnie... W sumie, teraz nie jestem już pewien. - Odparł wstając i jednocześnie otrzepując się z mąki.
-Czekaj. - Powiedziałam podnosząc się z podłogi. - To nie tak, że cię nie lubię. Po prostu to wszytsko dzieje sięza szybko. Dopiero wczoraj popołudniu cię poznałam, a jeszcze rano miałam o tobie nie najlepsze zdanie. Nie mogę tak nagle wyzbyć się wszystkich moich uprzedzeń. Nie zrozum mnie źle. Bardzo miło spędziłam z tobą czas, ale to nie takie proste. Daj mi trochę czasu. - Podczas moim wywodów patrzył na mnie zniecierpliwiony. Chyba jeszcze bardziej pogorszyłam sprawę.
-Ta, jasne. Muszę już iść. - Rzucił i wyszedł bez pożegnania.
Sprzątając kuchnię, miałam wiele czasu, żeby przeanalizować całą sytuację. Chyba go zraniłam. Moje odrzucenie go zabolało. Ale z drugiej strony, co on sobie wyobrażał? Przecież spotkaliśmy się dopiero drugi raz, a pierwszy nie był zbyt udany. Spodziewał się, że odwzajemnię pocałunek? Może jeszcze oczekiwał, że wyznam mu miłość? Im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej pewna byłam, że to ja mam rację.
Weekend minął szybko. Zaczęło się wstawanie o 6, chodzenie do szkoły, odrabienie niewyobrażalnej ilości pracy domowej i cholernie ciężka i nudna nauka. Nie miałam czasu na zawracanie sobie głowy Louisem. A jednak to robiłam.
Zapamiętałam nawet jego nazwisko. Oczywiście jedynie na potrzeby pisania go w serduszku i sprawdzania jak wyglądałoby z moim imieniem. Tak wiem, to żałosne. Przecież sama dałam mu kosza. Ale z dnia na dzień zaczynałam żałować tego coraz bardziej.
On chyba jakoś sobie radził. Chyba, bo jego jedynym sposobem było unikanie mnie. Nie rozmawiałam z nim przez cały tydzień. Nie rozmawiałam, ale widziałam jak sprawdza przez okno czy nie ma mnie na podwórku, gdy wychodził wyrzucić śmieci, jak biegł przez cały dom, żeby tylko wziąć gazetę zanim ja to zrobię i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Nie wiem tylko czy nie chciał mnie widzieć czy się tego bał. Czy bał się ponownego odrzucenia, czy zwyczajnie był na mnie obrażony.
Nie mogłam tego znieść, ale nie chciałam robić pierwszego kroku. Nie wiązałam też wielkich nadzieji, z tym, że to ona go wykona. No cóż, trzeba żyć dalej. Tylko jak?
W sobotę wreście mogłabym się wyspać. Ale tylko mogłabym, bo tego nie zrobiłam. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Stoczyłam się z łóżka i wyszłam na przedpokój. Rzuciłam okiem na lustro i uznawszy, że wyglądam fatalnie i nie mogę dłużej na to patrzeć minęłam je kierując się do drzwi. Czułam się jakbym miała déjà vu.
Drzwi ustąpiły pod naciskiem klamki. Moim oczom ukazał się Louis. Nie wyglądał on jednak tak ja zawsze. Nienaganny strój i idealną fryzurę zastąpił wymazany fartuch i włosy ubrudzone mąką.
-Dzień dobry. Przepraszam, że budzę cię z samego rana o 12.30, ale upiekłem ciasto, ponieważ ostatnie nam nie wyszło. A tego nie zjem sam. - Powiedział z promiennym uśmiechem na twarzy.
-Dobra, przekonałeś mnie. Ciasta nigdy za wiele. Wchodź. - Odparłam biorąc od niego blachę z cudownie pachnącą szarlotką. Musiał się nieźle postarać.
Przeszliśmy do kuchni, gdzie przy stole wzięliśmy się za pałaszowanie ciasta. Ubrudziliśmy się nie mniej niż przy pieczeniu, ale była takie pyszne, że było warto. Atmosfera była bardzo przyjemna. Tak jakby wygarzenia sprzed tygodnia nie miały miejsca. Ale Louis musiał wszystko popsuć i o nich wspomnieć.
-Tydzień temu powiedziałaś...
-Louis, proszę cię. - Przerwałam mu.
-Powiedziałaś, żebym dał ci trochę czasu. Starałem ci się nie narzucać...
-Wiem, wręcz mnie unikałeś. - Rzuciłam.
-Boże, [T.I] musisz to tak utrudniać? Normalnie nie muszę zabiegać o względy dziewczyn. Wystarczy, że jestem w zespole. Zanim do niego wstąpiłem, wystarczyło, że coś im zaśpiewałem, ale na tobie nie robi to wrażenia. Miałem nadzieję, że zaimponuję ci tym cholernym ciastem, ale to najwidoczniej też nie zadziałało. Spójrz na mnie, jak ja wyglądam?! Za kilka godzin mam sesję, a cały kleję się od mąki. A po co to wszytsko? Bo spodobała mi się dziewczyna, która widzi we mnie tylko sąsiada. Jeśli myślisz, że moje życie jest idealne to się mylisz. - Wyrzucił z siebie po czym spuścił głowę.
-Ja... - Wyjąkałam tylko, zaskoczona jego nagłą szczerością.
-Chyba już pójdę. - Powiedział i chciał już wstać, ale go zatrzymałam.
-Nie, nie idź. Szczerze mówiąc to żałuję tego, co zrobiłam tydzień temu. Lubię cię, Louis. Skoro ty mnie też, to moglibyśmy spróbować, no wiesz... być razem. - Powiedziałam, nie mogąc uwierzyć we własną odwagę. Nie sądziałam, że mnie na to stać.
I wtedy mnie pocałował. Ale było inaczej niż poprzednio, nie odepchnęłam go.
-Nie mogłeś zrobić tego wcześniej? Nie lubię wygłaszać takich przemów.
-Przepraszam. Myślałem, że bardziej nie lubisz jak ci się przerywa. - Odparł wykrzywiając usta u uśmiechu.
-To po co to robisz? Ja jeszcze nie skończyłam. - Powiedziałam i ponownie wpiłam się w jego usta, składając na nich długi, czuły pocałunek.

LOLA

wtorek, 15 stycznia 2013

# 53. Harry

"Oślepiające promienie słońca wdarły się do mojego pokoju poprzez niezasłonięte żaluzje. Leniwie przetarłam oczy o wygodnie rozsiadłam się na łóżku. Omiotłam sypialnię przelotnym spojrzeniem. Różowe ściany, zabawki na półkach drewnianego regału. Od wczoraj nic się nie zmieniło, a jednak coś było nie tak. Zwlekłam się z łóżka, jednocześnie ściągając z niego prześcieradło. Obdarzyłam je leniwym spojrzeniem i zostawiłam tam gdzie jest. Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Ciepły wiatr rozwiał moje włosy.
Wystarczył jeden rzut oka na działkę na przeciwko, żebym go zobaczyła. Chłopiec mniej więcej w moim wieku pomagał rodzicom przenosić kartonowe pudełka z ciężarówki do domu. Najwidoczniej ktoś postanowił w końcu go kupić.
Ubrałam błękitną sukienkę i moje ulubione białe baleriny. Gdy zeszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie mama, trochę zdziwiona moim wyglądem spytała:
-A ten strój to na jaką specjalną okazję?
-Idę poznać sąsiadów. - Odparłam jakby nigdy nic, odgryzając kęs kanapki z serem i pomidorem.
-Kochanie, daj im chwilę, żeby się rozpakowali. Skąd wiesz czy chcą, żebyś...
-No to pa. - Krzyknęłam przerywając mamie. Wstałam otrzepałam dłonie z okruszków chleba i tyle mnie widziała.
Przeszłam przez ulicę dzielącą dom mój i nowych sąsiadów. Zatrzymałam się przed otwartą bramką i stałam chwilę przyglądając się chłopcu, który wciąż przebywał na podwórku. W końcu poczuł na sobie mój wzrok i odwzajemnił ciekawskie spojrzenie. Zawstydzona odwróciłam wzrok. Na nim jednak ta sytuacja nie zrobiła wrażenia. Uśmiechnął się do mnie szeroko, ukazując swoje urocze dołeczki. Ośmielona trochę jego gestem postanowiłam zrobić pierwszy krok. Weszłam na podwórze i stanęłam naprzeciwko chłopca.
-Cześć, jestem Harry, a ty? - Spytał.
-[T.I].
-Jesteś ładna. Od dziś jesteś moją żoną. - Bardziej oznajmił niż zapytał i wsunął mi na palec lizak na plastikowej obrączce, po czym pokazał mi, że na drugiej dłoni ma taki sam.
-Dobra. - Odpowiedziałam, choć podejrzewam, że nie miałam tu nic do gadania.
Był to początek pięknej przyjaźni. Mimo, że mieliśmy wtedy tylko po sześć lat, nie wiele się zmieniło. To znaczy nie byliśmy małżeństwem, ale byliśmy nierozłączni aż do liceum. A dokładnie do dnia, w którym Harry postanowił spróbować swoich sił na przesłuchaniu do X Factora.
"Chyba żartujesz?! Ty musisz tam iść! Jesteś do tego stworzony!" Moje słowa do dziś krążą mi po głowie, jak nieznośnie beznadziejna piosenka, którą wciąż nucisz, choć doskonale wiesz, że jej nienawidzisz. To ja przekonałam go do wzięcia udziału w programie i teraz odpłacałam za to swoją pokutę. Straciłam przyjaciela.
Pewnie brzmi to strasznie samolubnie, bo gdyby nie X Factor, nie powstałoby One Direction, a Harry nie spełniłby swoich marzeń, ale brakowało mi go. Brakowało jak cholera.
Próby pochłaniały cały jego wolny czas, a gdy skończył się program i podpisali kontrakty, Harry wyprowadził się. Tego dnia widziałam go po raz ostatni.
Może to i dobrze. Niektórzy ludzie mówią się, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Lepiej ich słuchajcie , bardzo mądrze mówią. Byłam zakochana w Harrym przez dwa lata. Nie powiedziałam mu tego. Wiedziałam, że on nie odwzajemni moich uczuć, a ja nie chciałam tracić przyjaciela. Teraz już nigdy się nie dowie.
Gdy zniknął z mojego życia łatwiej było mi sobie z tym poradzić. W końcu zapomniałam o Harrym i ułożyłam sobie życie. Ułożyłam sobie życie bez niego." - Napisałam i zamknęłam pamiętnik. Po tylu latach wyrzuciłam to z siebie i przelałam myśli na papier. Czemu akurat dziś? Bo widziałam jego nowy teledysk w telewizji? Bo jego twarz jest na okładce mojego ulubionego tygodnika? Bo, gdy dziś rano jechałam do szkoły w radiu leciał wywiad z zespołem? Nie, nie i nie. Może dlatego, że dziś mija równe 12 lat odkąd po raz pierwszy się spotkaliśmy? Tak, to chyba to. Jakoś tak zebrało mi się na wspomnienia. Ale dlaczego to sobie robię? Dlaczego się tak męczę? Fajnie powspominać stare, dobre czasy, ale nie ważne jak zacznę i tak skończę na naszym rozstaniu.
Odłożyłam pamiętnik na stolik nocny i rzuciłam się na łóżko. Zamknęłam oczy i zasnęłam modląc się o to by ten dzień już się skończył.
-Molly! Złaź ze mnie! - Krzyknęłam, gdy moja biała kotka rozsiadła mi się na głowie, dajac mi do zrozumienie, że czas na śniadanie. - Zaraz cię nakarmię.
Wstałam z łóżka i udałam się do kuchni. Tam napełniłam miskę Molly kocią karmą, a dla siebie zrobiłam płatki. Zjadłyśmy razem oglądając poranny ekspress. Tak, wiem, to smutne, że jedyną osobą dotrzymującą mi towarzystwa w sobotę jest kot, ale do Londynu przeprowadziłam się niedawno i nie miałam tu jeszcze na tyle dobrych przyjaciół, żeby zapraszać ich do siebie do domu.
Gdy wstawiałam miskę do zlewu z sypialni dobiegł mnie dzwonek telefonu. Nie śpiesząc się, przeszłam przez hol i udałam się do pokoju. Połączenie było od numeru zastrzeżonego. Nie wiedząc czego mam sie spodziewać, przycisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo?
-O Boże, jak dobrze, że nie zmieniłaś numeru! - Usłyszałam obcy, męski głos.
-To chyba pomyłka. - Odpowiedziałam niepewnie.
-Nazywasz się [T.I]? - Spytał mój rozmówca.
-Tak. A ty jak się nazywasz jeśli mogłabym wiedzieć? - Odparłam nie kryjąc zdziwienia.
-Mam na imię Louis. Jestem przyjacielem Harrego Stylesa, pamiętasz go, może?
"Wspominam go prawie codziennie, był najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałam, a potem również moją pierwszą miłością. Nigdy go nie zapomnę, ale nigdy też mu nie wybaczę, że całkowicie zerwał ze mną kontakt."
-Tak.
-To dobrze. Dał mi twój numer. Mówił, że się przyjaźnicie.- Skoro przez tyle lat go miał, to dlaczego nie zadzwonił?
-Można tak powiedzieć.
-Miałbym do ciebie wielką prośbę. Harry rozchorował się, a ja i reszta chłopaków z zespołu musimy udzielić dziś ważnego wywiadu. Mogłabyś przyjechać do niego i trochę się nim zająć? Wiesz jaki z niego mięczak. - Louis się zaśmiał, a w tle usłyszałam jak Harry krzyczy "Ej, nie pozwalaj sobie". Mimo, że nie rozmawiałam z nim od dwóch lat, wszędzie rozpoznałabym jego głos.
-Yyy... czemu nie. Podaj mi adres.
Jeszcze przez chwilę rozmawiałam z Louisem, ustalając wszystkie szczegóły, po czym zakończyłam połączenie wciskając czerwoną słuchawkę.
Rzuciłam okien na zegarek i uświadomiłam sobie, że jeśli nie chcę się spóźnić, za godzinę muszę wyjechać.
Po wzięciu prysznica, ubraniu się i nałożeniu delikatnego makijażu byłam gotowa do wyjścia. Tak sie złożyło, ze wykonanie tych czynności zajęło mi równą godzinę, więc po odniesieniu kosmetyczki do łazienki, założyłam buty i wyszłam zamykając mieszkanie na klucz.
Na ulicę , na której mieszka Harry dostałam się autobusem. Ostatnie kilkaset metrów musiałam dojść na piechotę, ale nie miałam nic przeciwko temu. Podobał mi się spacer wśród ciepłych promieni słońca muskających moją twarz i lekkiego wiatru rozwiewającego włosy.
Zatrzymałam się przy domu z numerem, który podał mi Louis. Stałam chwilę w milczeniu przyglądając się mu i zastanawiając czy na pewno dobrze zapisałam adres. Na ogromnym podwórzu wyściełanym zieloną trawą widniał wielki, biały dom. Mógłby w nim mieszkać jakiś pieprzony prezydent.
Niepewnie wcisnęłam przycisk domofonu. Od razu rozległo się bzyczenie, informujące mnie, że mogę wejść. Bramka ustąpiła pod naciskiem mojej dłoni i otworzyła się. Przeszłam chodniczkiem wyłożonym szarą kostką, prowadzącym na ganek i zapukałam do drzwi.
-O cześć, ty pewnie jesteś [T.I], wejdź. - Powiedział Louis zapraszając mnie do środka. Rozpoznałam go ze zdjęć.
-Dziękuję. - Odparłam.
Rozejrzałam się wokół. W środku dom robił takie samo wrażenie jak na zewnątrz. Nad wystrojem na pewno czuwali najlepsi dekoratorzy wnętrz. Nic nie było tam przypadkowe.
Louis zaprowadził mnie na górę do pokoju Harrego. Dopiero, gdy naciskał klamkę dotarło do mnie co właściwie się dzieje. Po raz pierwszy od dwóch lat miałam zobaczyć Harrego - mojego najlepszego przyjaciela, ale też obcą osobę zarazem. Nie widzieliśmy się już tak długo. Skąd miałam wiedzieć, czy nie jest już innym człowiekiem?
-[T.I]! Jak dobrze cię widzieć! - Krzyknął Harry na mój widok.
-Hej, Harry, ciebie też. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Gdy zobaczyłam go leżącego w łóżku, otoczonego zużytymi chusteczkami, wszystkie wspomnienia wróciły. I nie zmierzały do rozstania.
-Muszę już lecieć. Będę za godzinkę, dwie. Mam nadzieję, że zostawiam Harrego w dobrych rękach. - Powiedział Louis posyłając mi promienny uśmiech. Odwzajemniłam go i odpowiedziałam:
-Jakoś sobie poradzimy.
Po wyjściu Lou w pokoju zapanowała niezręczna cisza. Po dwóch latach rozłąki nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia. Harry pierwszy postanowił ja przerwać:
-Pięknie wyglądasz. - Powiedział z uśmiechem na ustach. Znów mogłam zobaczyć jego dołeczki.
"No ja myślę, o to mi chodziło."
-Dziękuję. Muszę przyznać, że ty też wyglądasz nieźle. Nawet z czerwonym nosem i zapuchniętymi oczami. - Zaśmiałam się.
Potem było już łatwiej. Zaczęliśmy wspominać stare, dobre czasy. Dużo się śmialiśmy. Rozmawialiśmy też o tym co słychać u nas teraz i o planach na przyszłość. Wtedy przypomniałam sobie dlaczego kiedyś zakochałam się w Harrym i zaczęłam wątpić czy do końca mi przeszło.
-Jak się czujesz? - Spytałam Loczka, gdy po przeszło godzinnej rozmowie przypomniałam sobie, że przyszłam tu, żeby się nim zająć, a nie na pogaduszki przy kawie.
-Nie najgorzej, ale jestem trochę zmęczony.
-To może utniesz sobie drzemkę. Ja znajdę sobie jakieś zajęcie. - Zaproponowałam.
-Skoro nalegasz. Ale musisz zaśpiewać mi kołysankę. - Powiedział nagle.
-Chyba żartujesz. - Zaśmiałam się.
-Nie. - Odpowiedział zupełnie poważnie.
-Sam się o to prosiłeś. - Odparłam podnosząc ręce w geście kapitulacji.
"Soft kitty, warm kitty
Little ball of fur
Happy kitty, sleepy kitty
Purr, purr, purr"
Śpiewając ostatnie "purr" spostrzegłam, że Harry ma już zamknięte oczy. Zerknęłam na zegarek - za dziesięć minut wraca Louis. Postanowiłam poczekać na niego na dole. Podniosłam się z łóżka Harrego, na którym siedziałam przez cały mój pobyt tutaj. Patrzyłam jeszcze prze chwilę jak śpi. Nie mogąc się powstrzymać, nachyliłam się nad nim, aby pocałować go w czoło.
Wtedy niespodziewanie, Harry podniósł głowę i złączył nasze wargi. Najpierw całował mnie delikatnie, niepewnie, jakby bał się odrzucenia, lecz mi to nawet przez chwilę nie przeszło przez myśl. Dałam upust wszystkim tym uczuciom jakie żywiłam do niego prze kilka ostatnich lat, o których myślałam, że się ich pozbyłam.
-Dzięki, teraz będę chora. - Powiedziałam lekko się od niego odsuwając.
-Ale mimo to się nie odsunęłaś. - Odparł patrząc mi w oczy.
-Nigdy o tobie nie zapomniałam. - Odpowiedziałam szczerze.
-Ja myślę o tobie codziennie. Zaniedbałem cię przez pierwsze pół roku mojej sławy, a potem było mi zbyt głupio, by się odezwać po tak długim czasie. Przepraszam. Za to, ze teraz pewnie się rozchorujesz też. - Powiedział zdławionym głosem.
-Jeśli choroba to jedyna konsekwencja usłyszenia tych słów to z przyjemnością ją poniosę. - Odpowiedziałam śmiejąc się pod nosem.
-Lepiej uważaj, One Direction Infection jest nieuleczalne. - Powiedział, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Muszę przyznać, że żarty nie są jego mocną stroną, lecz z pewnością nadrabiał urokiem.
-Widzę, że dobrze się beze mnie bawiliście. - W drzwiach nagle pojawił się Louis.
-Tak, bardzo dobrze. - Odparł Harry, obejmując mnie ramieniem, w taki sposób, by Lou dopowiedział sobie resztę.


LOLA

piątek, 11 stycznia 2013

# 52. Zayn | cz. 2


-Dzieńdobry. - Przywitałam wszytskich, kiedy weszłam na plan.
-Spóźniłaś się. -Stwierdził szorstko Zayn nie szczycąc mnie nawet spojrzeniem.
-Równo minutę i dwadzieścia dwie sekundy. - Odparłam spoglądając na zegarek na moim lewym nadgarstku.
-Ale jednak. - Upierał się przy swoim.
-Co cię ugryzło? - Spytałam zniecierpliwiona.
-Nie rozumiem o co ci chodzi.
-Dziwnie sie zachowujesz. - Wyjaśniłam.
-Dziwnie to sie zachowywałaś ty, wczoraj . - Powiedział, po czym spojrzał na mnie z ukosa.
-Teraz to ja nie wiem, o co ci chodzi.
-Dobrze wiesz. Kiedy przyszła Perrie. Byłaś trochę... niemiła.
-Chyba sobie żartujesz! Ja przynajmniej zauważałam jej istnienie, bo ty o moim zapomniałeś! - Uniosłam się.
-To nieprawda! A poza tym dlaczego ci to tak przeszkadza? - Głos Zayna stawał się coraz głośniejszy.
-Może nie lubię kiedy obściskujesz się ze swoją idealną dziewczyną na moich oczach!
-Ktoś tu chyba jest zazdrosny. - Powiedział Zayn, a w jego głosie dostrzegłam... litość?
-Tak, jestem zazdrosna! Nie widzisz, że cię kocham, idioto?! - Wykrzyczałam i dopiero po chwili zdałam sobię sprawę z tego co wymknęło się z moich ust. Nie tak to planowałam, nie w ten sposób miałam mu o tym powiedzieć. W sumie nigdy miał się o tym nie dowiedzieć.
Zayn stał naprzeciwko mnie widocznie zdziwiony moim wyznaniem. Dosłownie go zamurowało.
-[T.I] ja mam dziewczynę. - Powiedział w końcu niepewnie.
-I dlatego to boli jeszcze bardziej. - Odparłam, a moje oczy zaszkliły sie łzami.
-Koniec tych krzyków! Bierzcie się do roboty! To ostatni dzień zdjęć, musimy się ze wszystkim wyrobić! - Krzyczał reżyser. - [T.I], wszytsko w porządku? - Spytał, gdy zobaczył łzy spływające po mojej twarzy.
-Tak, tak. Nic się nie stało. - Skłamałam, wycierając je w rękaw bluzy. Oczywiście cały był w czarnym tuszu do rzęs, tylko tego brakowało.
-W takim razie idź do stylistki, niech poprawi ci makijaż. - Odparł, ale widziałam, że mi nie uwierzył.
Lou zrobiła mi nowy makijaż, ułożyła włosy i dała ubrania bez mokrych, czarnych plam na rękawach.
Nakręciliśmy kilka ostatnich scen potrzebnych do zmontowania teledysku. Ale atmosfera na planie była niezbyt przyjemna. Z Zaynem nie dogadywaliśmy się za dobrze dobrze, więc każdą scenę trzeba było powtarzać conajmniej trzy razy. Unikaliśmy też rozmów. Zayn pewnie czuł się w moim towarzystwie niezręcznie, a ja nie miałam mu już nic do powiedzenia.
Nie mówiłam o tym jeszcze nikomu, ale po nakręceniu tego teledysku miałam zamiar zerwać umowę. Po tym wszytskim co się stało nie chciałam już pracować z Zaynem. Dla niego pewnie była by to spora ulga.
Naszczęście dziś był już ostatni dzień zdjęć. Jeszcze tylko premiera teledysku dla chłopaków i obsady za dwa dni i mogę odejść z tej cholernej pracy i zostawić to wszytsko za sobą.
*2 dni później
Te dwa dni bez Zayna dobrze mi zrobiły. Jeszcze nie pogodziłam się z tym, że nie mam u niego żadnych sans i możliwe, że kiedy odejdę z pracy już nigdy się nie zobaczymy, a przebywanie w jego towarzystwie mi nie pomagało.
-Gotowi?! - Spytał reżyser, zebranej publiczności, skadającej się z obsady i twórców teledysku oraz samego One Direction.
-Tak! - Odpowiedzieli wszyscy chórem.
Montarzysta wyświetlił obraz na jednej z jasnych ścian studia i odpalił teledysk. Musiałam przyznać, że wszyscy odwalili kawał dobrej roboty. Klip był piękny. Opowiadał historie pięciu par. Jedną z nich byliśmy ja i Zayn...
Łzy napłynęły mi do oczu. Szybko wytarłam je zanim ktoś to zauważył i biorąc głęboki wdech dalej oglądałam teledysk. Okazało się, że na ostatnią scenę wybrano nasz pocałunek. Tego było już za wiele.
Wszyscy zaczęli bić brawo, a ja pędem rzuciłam się do wyjścia. Nasickałam już klamkę, gdy nagle usłyszałam swoje imię.
-[T.I]! Odwróć się! - Skandował tłum.
Zdezorientowana powoli odwróciłam głowę w ich stronę. Wszyscy wskazywali miejsce, w którym wcześniej wyświetlony był teledysk. Teraz jego miejsce zajmował jakiś napis.
Nie wierząc własnym oczom przeczytałam go na głos.
-[T.I], kocham cię. Zayn?
-Podoba ci się końcówka teledysku? - Usłyszałam nagle za plecami.
-Takie żarty mnie nie bawią. - Odparłam, stając twarzą w twarz z Zaynem.
-To nie żart. To prawda. - Powiedział śmiertelnie poważnie.
-Dwa dni temu odniosłam inne wrażenie.
-Bałem się tego, że mógłbym się w tobie zakochać. Starałem się zignorować to uczucie, wmówić sobie, że tylko mi się tak wydaje, ale nie potrafiłem. Czułem się winny, że kocham kogoś innego w czasie, gdy jestem z Perrie. Dopiero twoje wyznanie dodało mi odwagi i postanowiłem z nią zerwać. Dla ciebie. - Wyznał cały czas patrząc mi w oczy. Nie wiem dlaczego, ale dopiero te słowa sprawiły, że mu uwierzyłam.
-Nawet nie wiesz jak długo na to czekałam. - Powiedziałam rzucając mu się na szyję. Jedną ręką objął mnie w talii, a drugą głaskał po głowie. W jego ramionach czułam się taka bezpieczna. Chciałam sie tak czuć już zawsze.
-Kocham cię. - Powiedział ujmując moją twarz w dłonie.
-Przecież widzę. - Odparłam z uśmiechem na ustach, wskazując napis.
-Chciałem, żebyś usłyszała. - Rzekł po czym złączył nasze wargi. Ten pocałunek był równie słodki nawet bez ciasta.
Może jednak zdarza się miłość taka jak w filmach? Kto wie...

LOLA

wtorek, 8 stycznia 2013

# 51. Niall


- Zająć pozycje.
Wdech, wydech.
Na trzęsących się nogach weszłam na podest . Rozejrzałam się po trybunach. Wreszcie ją zobaczyłam. Moja mama była uśmiechnięta od uch do ucha. Na migi pokazała mi, żebym też się uśmiechnęła, po czym pokazała mi, że trzyma kciuki. Od razu pewniej się poczułam. Mama była ze mną na każdych zawodach pływackich. Jej obecność dodawała mi otuchy. To ona motywowała mnie do dalszych treningów, kiedy miałam gorsze momenty i wydawało mi się, że już dalej nie dam rady. I to ona pocieszała mnie i mówiła, że będzie bobrze wtedy, kiedy przegrywałam.
Wiedząc, że teraz już  nie będzie źle, przyjęłam odpowiednia pozycję i czekałam na wystrzał. Ostatni raz spojrzałam w stronę miejsca gdzie siedziała moja mama. Coś było nie tak,mama była bardzo zdenerwowana rozmawiała przez telefon i biegła do wyjścia. Co się stało ? Ona nigdy by przecież mnie nie opuściła. Nagle rozległ się przeszywający dźwięk. Wszyscy uczestniczy wskoczyli do wody.
- TI. SKACZ ! – krzyknęła moja trenerka.
Nie myśląc już o niczym skoczyłam.
~*~
Osiem lat później.
- TI pośpiesz się. Taksówka nam ucieknie.
Spojrzałam na Toniego. Czasami się zastanawiam dlaczego jest on aż takim idiotą.
- Przeprasza bardzo, ale uwierz mi, że niesienie na raz dwóch toreb i twojego plecaka wcale nie jest takie łatwe. I nic by ci się nie stało, gdybyś łaskawie mi pomógł. – powiedziała zirytowana.
- O matko ale marudzisz. – powiedział Tony.
Podszedł do mnie, wziął swój plecak i chciał już odejść. Szybko go zatrzymałam i wcisnęłam mu jedna z moich walizek. Tony wziął ją ode mnie przewracając oczami. Prawdziwy dżentelmen.
Nie wiem jak wytrzymam z tym dupkiem 2 tygodnie. Czemu się na to zgodziłam. Otóż sprawa wygląda następująco. Właśnie jesteśmy na lotnisku w Jamajce . Mamy się udać do jednego z najbardziej ekskluzywnego i znanego i … drogiego hotelu na świecie. Aby spędzić w nim długie dwa tygodnie. Tylko ja i mój brat. Oczywiście sama z siebie bym się na to nie zgodziła, ale tacie zależało. Chciał, żebyśmy chociaż jeden raz od dawna mieli prawdziwe wakacje. Każde lato spędzaliśmy u babci na wsi, ponieważ  dla taty byłą to odpowiednia pora na pobyt w różnych sanatoriach i szpitalach. Wszystko się strasznie skomplikowało, kiedy umarła mama. Tata był wojskowym dowódcą, gdy miałam 8 lat zdarzył się wypadek i tata doznał paraliżu nóg. W chwili, kiedy mama się o tym dowiedziała chciała się z nim jak najszybciej zobaczyć, wiec zostawiła wszystko, wsiadła w samochód i pojechała. Nigdy nie była za dobrym kierowcą, a do tego fakt, że byłą zdenerwowana i strasznie się spieszyła, żeby dowiedzieć się co z tata sprawił, że miała bardzo poważny wypadek. Zarówno ona  jak i kierowca drugiego auta zginęli na miejscu. Ciężko nam było. Tata na wózku, mamy nie mam, a ja i Tony byliśmy jeszcze takim dziećmi. Finansowo za pewne też byłoby różnie, w końcu za rentę weterana wojennego nasz ojciec nie jest się w stanie utrzymać trzy osobowej rodzin, a do tego tata jeszcze potrzebował odpowiedniego leczenia. Wcześniej to mamy pensja wystarczała na wszystkie nasze zachcianki. Pracowała ona w firmie dziadka i to właśnie on teraz pomagał nam w kwestii majątkowej.
Kiedyś moi rodzice mieli marzenie, żeby wybudować sobie swój wymarzony dom. Duży, biały, jednopiętrowy  w lesie, na wzgórzu. Dlatego oszczędzali na niego całe życie. Tata nawet to robił po śmierci mamy, ale dopiero nie dawno się przyznał, że zbierał już nie myśląc o tym domu, ale o nas. Chciał cos dla nas zrobić i wymyślił te wakacje. Nie wiem ile tacie udało się przez te wszystkie lata odłożyć, ale wiem że wydał wszystko, alby opłacić naszą podróż. Dlatego pojechałam, bo wiedziałam, że tata bardzo tego chciał.
Wsiadłam razem z Tonim do taksówki. Mój brat próbował wytłumaczyć kierowcy położenie naszego hotelu. Mężczyzna patrzył na niego  z tępym wyrazem, uśmiechając się od ucha do ucha i co jakiś czas powtarzając: Ja zawiozę. Kiedy po 10 minutach Tony ciągle wyjaśniał jak mamy jechać, prychnęłam zdenerwowana i powiedziałam kierowcy nazwę naszego hotelu. Aaaaaaaaaa. Odraz tak trzeba było. Jedziemy- powiedział facet ruszając wreszcie.
- Czy ty się musisz we wszystko wtrącać ? – spytał Tony przeszywając mnie spojrzeniem.
Westchnęłam tylko nie mając już siły kłócić się z bratem.

Hotel był ogromny. Mimo to nie było w nim dużo gości. Dlatego wybraliśmy ten termin. Powiedziano nam, że w czasie nie będzie tu za dużo ludzi ponieważ, maja przyjechać jacyś bardzo ważni goście, więc liczba miejsc jest ograniczona.
Niestety musiałam dzielić pokój z Tonim. Żadne z nas nie było z tego zadowolone, ale wiedzieliśmy, że  niestać nas na to żebyśmy mieli osobne pokoje. Na pewno nie w takim miejscu. Ale nie było tak źle, bo mieliśmy dużo miejsca i wszystko było tu naprawdę nowoczesne i ekskluzywne. Zresztą jak wszystko w tym hotelu. Po zostawieniu walizek od razu poszliśmy na kolacje, bo oboje od dłuższego czasu nic nie jedliśmy. Po posiłku wróciliśmy do pokoju. Postanowiłam się rozpakować, natomiast Tony wystroił się jak nie wiem i oznajmił, że idzie pozwiedzać.
- Oj jak miło, że pytasz, ale nie dziękuje idź sam. – krzyknęłam sarkastycznie, ale on nawet nie zwrócił na mnie uwagi i sobie poszedł.
Wiadomo, że nigdzie bym z nim nie poszła. Po pierwsze byłam strasznie zmęczona, a po drugie Tony to w końcu Tony. Tak po prostu lubię się z nim czasem droczyć. Kiedy już skończyłam układać swoje rzeczy, było już dość późno, więc postanowiłam się pójść sapać nie czekając na powrót mojego brata.

Dni mijały tutaj szybko. Nie spodziewałam się, że będzie tak fajnie. Każdego dnia wstawałam bardzo późnym popołudniem. Wylegiwałam się w słońcu przy tutejszych basenach. Jadałam pyszne potrawy o których nigdy nie słyszałam. Zwiedzałam piękne okolice. Lazurowe morza, dzikie i rwące rzeki albo malownicze wodospady. Natomiast wieczorami chodziłam do tutejszych klubów, gdzie naprawdę dobrze się bawiłam. Jeszcze poznałam tylu wspaniałych ludzi, którzy jeszcze bardziej umilali mi mój pobyt. I co najdziwniejsze nawet Tony nie był w stanie posuć mi humoru.
Właśnie szykowałam się do wyjścia na miasto z dwójką dziewczyn z Włoch, z którymi bardzo się zaprzyjaźniłam. Nagle do łazienki wpadł Tony.
- Gdzie idziesz ?- spytał .
- Jeszcze konkretnie nie wiem. A co ?- spytałam zdziwiona.
- Nie tak się pytam. – powiedział, ale ciągle stał na progu.
- Aaaaaa, już rozumiem chyba tak naprawdę cię interesuje z kim idę, a nie gdzie ?- powiedziałam z szyderczym uśmiechem.
Toniemu bardzo spodobała się jedna z włoszek. Zawsze, kiedy słyszał, że się z nią gdzieś spotkam, on nagle też mówił, że miał zamiar tam iść. I zawsze przy niej, były strasznie miły, uprzejmy i czarujący.
- O Jezu spierdala,- powiedział i wyszedł z łazienki.
O tak mój milusi braciszek.
- Za jakąś godzinę wychodzę.- krzyknęłam mu.
Znów przylazł do łazienki, ale w ręce trzymał ręcznik i okulary pływackie.
- To ja jeszcze idę na basen, przyjdę jak już się wypindrzysz. Tylko zrób coś z tym..- zaczął wskazywać to na moje włosy to na twarz, jakby nie mógł się zdecydować.- Z tym wszystkim.- powiedział głupkowato się uśmiechając i pokazując na całą mnie.
Ja tylko przewróciłam oczami i wypchnęłam go z łazienki zatrzaskując drzwi.

Świetnie się bawiłam. Było naprawdę zabawnie. Szczególnie rozbawiało mnie chwile, kiedy Tony próbował być zabawny względem mojej koleżanki, albo kiedy robił się dżentelmenem.
- Ej zapomniałem wziąć okularów z basenu, musze po nie iść.- powiedział mój brat, kiedy byliśmy już w hotelu i kierowaliśmy się w stronę naszego pokoju.
Westchnęłam i ruszyłam za nim.
Przeszliśmy przez duże ogromne drzwi, kiedy usłyszałam, radosne cześć wypowiedziane prze mojego brata. Podniosłam głowę. Przede mną stał chłopak miej więcej w moi wieku. Uśmiechnął się widząc mojego brata i dopiero potem zauważył mnie. Teraz to aż mnie zatkało. Jego niesamowite niebieski oczy uważnie się mi przyglądały. Z jego mokrych blond włosów spadały pojedyncze krople wody, które potem lądowały na jego gołej klacie. Chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie i uwodzicielsko.
- Hej. – powiedziała i podał sobie rękę z moim bratem.- To do zobaczenia jutro.- rzucił w stronę mojego brata i znów się uśmiechnął, ale tak jakby tylko do mnie.
Spojrzałam pytająco na Toniego, kiedy tamten koleś już poszedł. Ale mój brat tylko cwaniacko się uśmiechną .
- Łoooł 6 metrów.- powiedziałam, kiedy zobaczyłam oznaczenie na ścianie, że poziom wody wynosi ponad  6 metrów.
- Tak. Też się zdziwiłem. Lubię tu pływać. Zazwyczaj nikogo tu nie ma.- powiedziała Tony.
Faktycznie, nie dziwie się. To był basen przeznaczony do profesjonalnego pływania i sków z dużej wysokości. Zazwyczaj ludzie wybierają baseny, gdzie mogą przyjść z dziećmi bez obawy, że ich pociechy się utopią i gdzie woda nie jest aż tak strasznie lodowata. Ten basen przypomniał mi czasy, kiedy tak bardzo lubiłam pływać. Wtedy większość mojego wolnego czasu spędzałam właśnie na takich basenach, gdzie byli tylko zawodowcy i kiedy się weszło do wody można by było rzec, że temperatura już dawno przekroczyła -10 stopni. Ale szybko wróciłam do rzeczywistości.
- O tam są.- powiedział Tony i wskazał  palcem na drugi koniec brzegu.
- Nie biegnij, bo się przewrócisz.- krzyknęłam. To był jeszcze taki stary nawyk z czasów, kiedy wszyscy tak bardzo zwracali mi uwagę, na to jak połączenie mokrych płytek i nierozwagi dzieci może być niebezpieczne.
Tony nie przestając biec odwrócił się do mnie i popukał się w czoło. Potem jeszcze przez chwile biegł tyłem, ale nagle się poślizgnął. Zaczął wymachiwać rękami próbując  złapać równowagę. Na nic się to jednak nie zdało.  Tony wpadł do wody z wielkim pluskiem.
- Tony.- krzyknęłam.
Nie wiedziałam, czy to żart. Wpatrywałam się w wodę. Sekundy mijały, a Tony ciągle się nie wynurzał. Zaczynało do mnie docierać to co się stało i że to wcale nie był żart.
Chciałam zrobić krok w przód, ale nie potrafiłam. Sparaliżowało mnie. Wszystkie wspomnienia powróciły. Ja na zawodach wystrzał, mama gdzieś idzie, krzyk trenera. Nie mogłam się ruszyć woda mnie paraliżowała. Ale nagle znów zobaczyłam znak pokazujący, że poziom wody przekracza 6 metrów. Musiałam mu jakoś pomóc. Podbiegłam do krańca basenu. Zaczęłam szukać wzrokiem Toniego. Nie ruszał się tylko dryfował na środku basenu i ciągle był głęboko pod wodą.
- TONY!!!. NA POMOC. NIECH KTOS MI POMORZE.-krzyczałam, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
To wszystko mnie przerastało. Przez te wszystkie lata nie zbliżałam się do wody. Nie potrafiłam. A teraz musiałam mu jakoś pomóc. Krzyczałam o pomoc ale nikt mnie nie słyszał. Mogłam pobiec po kogoś, ale to by zajęło za dużo czasu. O tej porze nie było nikogo z ratowników. Pewnie w ogóle nie powinno nas tu być. Podejmując ostatecznie decyzje wstałam wzięłam nieduży rozbieg i wskoczyłam. Nie do końca wiedziałam co się dzieje. Woda wlewał mi się do płuc i kuła w oczy. Powoli szłam na dno. Ale nagle się wynurzyłam. Jakby moje ręce i nogi przypomniały sobie co należy robić. Niczego nie zapomniałam szybko dopłynęłam do brata. Nadal się nie ruszał. Płyniecie z nim na plecach sprawiało mi dużo więcej trudności, nawet nie dlatego, że był ciężki, tylko dlatego, że nie potrafiłam go utrzymać. Ciągle mi się suwał i musiał go sobie poprawiać. Płynęłam w żółwim tępię. Wydawało mi się, że stoję w miejscu. Kiedy zaczynało do mnie docierać, że tracę dużo czasu, a Tony cały czas jest nie przytomny, zobaczyłam jakoś postać skaczącą do wody. Zanim się spostrzegłam ten człowiek już był przy mnie.
Nic nie mówiąc pomógł mi z Tonym. Z nim poszło naprawdę szybko. Mężczyzna sprawnie wyciągnął mojego brata z wody. Położył na plecach i odchylił mu głowę. Zaczął go reanimować. Wpatrywałam się w to wszystko ze wstrzymanym oddechem. Tak strasznie się denerwowałam, że nawet nie wyszłam z wody. Uparcie patrzyłam na klatkę piersiową Toniego modląc się, żeby chłopak wreszcie znów zaczął oddychać. Naglę z ust mojego brata wydobyła się mała fontanna wody. Tony otworzył oczy i zaczął mocno kaszleć.
Strasznie mi ulżyło, chciałam wyjść z wody i go przytulić, a zaraz na niego nawrzeszczeć za jego głupotę. Ale kiedy całe to zdenerwowanie i napięcie zniknęło dotarło do mnie, że wciąż jestem w basenie. Znów przeniosłam się do tamtego dnia. Wystrzał, wszyscy skaczą…
- Już wszystko dobrze.- usłyszałam i znów byłam na tym basenie.
Nawet nie zauważyłam, kiedy puściłam się ściany, teraz czyjaś dłoń przytrzymywała moja rękę. Gdyby nie to na pewno poszła bym po wodę.
Podniosłam  głowę. Spojrzałam w najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałam. Były podobnego koloru jak woda. Ale nie napawały mnie niepokojem. Wręcz przeciwnie. Patrząc w nie czułam się bezpiecznie. Mogłam się w nich zatracać bez obawy ,że utonę, czy, że te wspomnienia znów powrócą.
Teraz dopiero wszystko powiązałam i uświadomiłam sobie, że to ten kolega Toniego co go dziś spotkaliśmy.
- Pomogę ci wyjść.- powiedziała i właściwie wyciągnął mnie z wody.
- Dziękuje.- udało mi się tylko wykrztusić.
Chciałam powiedzieć, więcej, ale jak na jeden dzień to było za dużo wrażeń i na razie mój mózg nie pracował jak należy.
Zobaczyłam jak Tony powoli wstaje. Podeszłam do niego .
- Jak się czujesz ?
- Wszystko ok. Co się stało ? – spytał trochę zachrypłym głosem.
Już otwierałam usta żeby mu wszystko opowiedzieć, ale ten niebieskooki mi przerwał.
- Lepiej już chodźmy. Bo narobiliście trochę hałasu i zaraz może ktoś przyjść i będziemy mieli kłopoty.- czyli tak jak myślałam, ten chłopak przychodził sobie tu nocami, żeby popływać, mimo, że basen był już dawno zamknięty. Ciekawe..- Potem ci wszystko opowiemy Tony- powiedział jeszcze.

Zrobiliśmy tak jak powiedział. Odprowadził nas pod drzwi, po czym się pożegnał. Z jego rozmowy z moim bratem zrozumiałam, że ma na imię Niall. Opowiedziałam Toniemu co się stało. Przez cały czas, kiedy mówiłam siedziała cicho, ale kiedy skończyłam wybuchną śmiechem. Nawet nie pytałam co go tak rozbawiło. Głupi debil. Prawie się utopił, a jego to bawi. Nawet nie podziękował.
Poszłam do łazienki. Umyłam się i przebrałam w piżamę, a mokre rzeczy rozwiesiłam, żeby wyschły. Kiedy weszłam do pokoju Tony już chrapał w najlepsze. I to na moim łóżku. W tych mokrych ubraniach. Uznałam, że i tak już dziś nie ustne, więc wyszłam z pokoju pozwalając dalej Toniemu dalej spać na moim łóżku. Przez chwile się zastanawiałam co będę robić. I nagle wpadłam na pewien pomysł. Nie pozwalając sobie na zastanawianie się nad ta myślą w obawie, że się rozmyśle ruszyłam do recepcji. Udało mi się zdobyć numer pokoju Niall. 6669 to był mój cel. Starałam się nie myśleć o tym, że tak około 4 nad ranem idę do jakiegoś chłopaka, którego poznałam chwile temu i nawet nie byłam pewna jego imienia. I nawet nie wiedziałam po co konkretnie tam idę. Po prostu szłam pewnym krokiem i nie zwracałam uwagi na dziwne spojrzenia ludzi, którzy dopiero co wrócili z jakiś imprez.
6669 jest. Stanęłam przed drzwiami i energicznie zapukałam. Zaczęłam już wyciągać rękę, aby ponownie zapukać, myśląc, że to jeszcze zapewne nie obudziło chłopaka, kiedy drzwi się otworzyły.
Stał w nich Niall. Widać, że nie spał. Nie był poczochrany, ani zaspany. O nie. I wcale nie wyglądał jakby było już prawie rano, a  byłam pewna, że dzisiejszej nocy jeszcze się nie położył. Nie wyglądał jakby dopiero co pomagał mi wyciągnąć mojego brata z wody. Nie nic z tych rzeczy. Stał tak przede mną ładnie i grzecznie się uśmiechając, jego włosy były jeszcze wilgotne ale i tak wyglądały niesamowicie. I do tego był bez koszulki. ( więc starałam się patrzeć mu na twarz ). Ogólnie rzecz ujmując młody bóg.
- Hej.- powiedziała kiedy się już opanowałam.
- Cześć TI, wejdziesz ?- spytał, a ja pomijając fakt, że znał moje imię weszłam do pokoju.
- Może wyjdziemy na taras ? – zaproponował Niall.
Tylko kiwnęłam głową i za nim ruszyłam. Chłopak nie zatrzymał się, żeby cos na siebie. Trochę mnie to zawiodło, bo ciężko jest tak ciągle musieć się kontrolować, żeby nie zacząć się tak na niego lampić z wywalonym jęzorem. Jednak bardziej byłam zadowolona niż smutna. Lubię mieć ładne widoki.
- Tęż nie możesz spać.- spytał nagle chłopak.
- Tak.
- Ja też. Miałem już tak wcześniej, więc poszedłem popływać. – powiedział nie przestając się do mnie uśmiechać.
Też się lekko uśmiechnęłam.
- Wiesz przyszłam, żeby ci podziękować, bo wcześniej nie zrobiłam tego jak należy.- chłopak chciał mi przerwać, ale mu nie pozwoliłam.- Nie wiem co by się stało, gdyby nie ty. Tony nie zdaje sobie z tego sprawy, ale ja wiem, że to wszystko dzięki tobie. – powiedziałam ze spuszczonym wzrokiem.
- Przestań, to ty go już wyciągałaś  ja tylko lekko pomogłem.
Teraz spojrzałam mu w oczy.
- Nie. Co z tego, że już go wyciągałam nie zrobiłabym tego tak szybko jak ty. Gdyby cię tam nie było… Ja straciłam za dużo czasu i mogłabym go stracić, tak jak straciłam mamę.- powiedziałam, a z moich oczy zaczęły spływać łzy.
Niall nic nie powiedział tylko objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Postanowiłam, więc mówić dalej.
- Ja kiedyś dużo pływałam. Kochałam to robić. Mama zawsze była ze mną. I zawsze mi mówiła, że do póki będę ją widziała, mam się niczego nie bać, bo zawsze wszystko będzie dobrze. Tego dnia tez była ze mną, ale wstała  zaczęła wychodzić. Ja powinnam wtedy ją zatrzymać. Przecież wszystko miało być dobrze tylko jeśli ona byłą obok. A on gdzieś szła. Powinnam nie płynąc  i ją zatrzymać. Jakbym tak zrobiła to by ona jeszcze żyła. A dziś to wszystko powróciło. Ja na początku straciłam tyle czasu próbując pokonać swój strach przed wodą i.. i gdyby nie ty zawiodłam bym też Toniego. - powiedziałam szlochając.
Niall starł kciukiem moje łzy i powiedział coś czego nigdy nie zapomnę:
- Nie mów tak. Ta sytuacja z twoją mamą to nie twoja winna, nikogo. Tak widocznie musiało być. A dziś zachowałaś się jak bohaterka. Pokonałaś swoje lekki. Jesteś wspaniała. Twoja mam była by z ciebie dumna.
Słysząc to spojrzałam mu głęboko w oczy on delikatnie się uśmiechnął i mnie pocałował.

 a teraz przedstawiam Wam NIALLA ZJEBIEGO. <3

KAHN

sobota, 5 stycznia 2013

# 50. Louis I cz. 2


Część pierwsza: <klik>
____________________________________________________________________________________

-Jak poszło spotkanie z Louisem? - Spytał tata, gdy wieczorem wrócił z pracy.
Byłam dla niego chamska, obraziłam go, zrobiło się niezręcznie, mając wyrzuty sumienia zaprosiłam go do nas i wyszłam.
-Świetnie. Chyba już jesteśmy przyjaciółmi. Zaprosiłam go do nas. - Odpowiedziałam naturalnym tonem, starając się zatuszować kłamstwo.
-A nie mówiłem? Nie można tak pochopnie oceniać ludzi.
-Tak, tak, tato. Miałeś rację. - Rzuciłam, by trzymać się swojej wersji.
Dopiero potem zaczęłam się zastanawiać, czy tata rzeczywiście nie miał racji. Myślałam, że Louis będzie się przechwalał i wywyższał, a on przez całe nasze spotkanie wspomniał o swoim zespole tylko raz. W sumie to okazał się zwyczajnym chłopakiem, ale moje uprzedzenia nie dawały mi się tak łatwo przekonać.
Na następny dzień zaplanowałam, że upiekę jakieś ciasto, zjemy je, pogadamy i takie tam. Może tym razem zrobię na nim lepsze wrażenie. Ale żeby nikt niczego sobie nie pomyślał, robię to tylko dla taty.
Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Zwlekłam się z łóżka i tak jak spałam poszłam je otworzyć. Mijając lustro zauważyłam, że moje długie, kasztanowe włosy potargane były we wszystkie strony, a za duża niebieska koszulka niedbale opadała na siwe spodnie od piżamy. Jednym słowem wyglądałam jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł. Ale co mnie to obchodzi. Tak wcześnie może to być tylko gazeciarz, a dla spoconego grubasa po trzydziestce nie miałam najmniejszego zamiaru się stroić.
Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi. Tylko, że osoba która za nimi stała była wyższa, 20 kilogramów lżejsza i miała więcej (i to na dodatek perfekcyjnie ułożonych) włosów niż mój gazeciarz.
-Co ty tu robisz? Miałeś być o 13. - Spytałam zaskoczona, próbując wygładzić włosy i otrzepać koszulkę z okruszków ciastek, które jadłam wczoraj w łóżku.
-Jest 13.05. - Odparł zaskoczony i jednocześnie trochę rozbawiony Louis.
-Chyba żartujesz. Boże, ile ja spałam. Nie stój tak w drzwiach, wchodź. - Powiedziałam i gestem zaprosiłam go do środka.
Wszedł niepewnie i zaczął się rozglądać po całym domu. Na szczęście wyglądał on lepiej niż ja, mama wczoraj sprzątała.
-Zapomniałbym, to dla ciebie. - Powiedział odwracając się twarzą do mnie i wręczając mi bukiet żółtych tulipanów.
-Yyy... dziękuję. Z jakiej to okazji? - Spytałam przyjmując prezent.
-Bez okazji. A tak w ogóle to ślicznie wyglądasz. - Odpowiedział posyłając mi ciepły uśmiech, którego nie mogłam nie odwzajemnić. Boże, [T.I] weź się w garść.
-Właśnie, skoro mowa o moim wyglądzie, mógłbyś poczekać na mnie w kuchni, a ja poszłabym się trochę ogarnąć?
-Dla mnie wyglądasz idealnie, ale skoro nalegasz. - Odparł, a ja nie mogąc powstrzymać śmiechu zaprowadziłam go do kuchni.
Wsadziłam kwiaty do wazonu, a następnie pobiegłam do łazienki. Ubrałam się, rozczesałam włosy, umyłam twarz i zęby. Po 10 minutach dołączyłam do Louisa w kuchni.
-Jakie mamy plany na dziś? - Spytał, gdy usiadłam obok niego przy stole.
-Miałam upiec dla nas ciasto, ale trochę mi się przysnęło. - Odparłam trochę zawstydzona.
-Nic nie szkodzi. Możemy upiec je razem. - Zaproponował posyłając mi ciepły uśmiech.
-Okej. To zabieramy się do pracy.
Przygotowaliśmy wszystkie składniki i zaczęliśmy ugniatać ciasto. Nie szło nam to najlepiej. Louis nie miał pojęcia o pieczeniu ciast, więc próbując to zatuszować cały czas mnie rozśmieszał. W pewnej chwili śmiałam się tak bardzo, że łzy napłynęły mi do oczu. Nic dziwnego więc, że jajko zamiast na talerzu rozbiłam na przedramieniu Louisa, które opierał o blat.
-Przepraszam, zniszczyłam ci sweter? - Powinnam wyglądać na skruszoną, ale nie mogłam przestać się śmiać.
-Przepraszam, ubrudziłem ci włosy? - Nie zrozumiałam o co mu chodzi, dopóki nie rozbił mi jajka na głowie. Chyba powinnam była się wkurzyć, ale jeszcze bardziej mnie to rozśmieszyło.
-Ups! Przeproś swoją stylistkę, że przeze mnie będzie musiała spędzić cztery godziny na układaniu ci tej idealnej fryzury. - Powiedziałam wcierając mu mąkę we włosy.
-Uuu. Przesadziłaś [T.N].
-Ty też. Tomson... Tomlison...
-Tomlinson.
-Przecież wiem, jak zwykle mi przerywasz.
I wtedy rozpoczęła się prawdziwa wojna. Rzucialiśmy w siebie wszystkim co wpadło nam w ręce. Kuchnia przypominała prawdziwe pobojowisko. Po zawieszeniu broni wyglądaliśmy komicznie, cali w jajku, mące i cukrze.
Kiedy zdyszani i nie zdolni już do śmiechu usiedliśmy na podłodze, Louis spojrzał mi w oczy jakby chciał rozszyfrować o czym  teraz myślę. Mam nadzieję, że mu się nie udało, bo myślałam, o tym, że w sumie to jest całkiem przystojny. Na szczęście nie próbował długo, gdyż już po chwili wpił się w moje usta i zaczął namiętnie całować.


LOLA