poniedziałek, 29 kwietnia 2013

# 88. Niall.

Podniosłam się z fotela, przewieszając torbę przez ramię, w czasie, gdy kierowca autobusu zatrzymywał pojazd. Wysiadłam na przystanku pod samą szkołą, rzucając pogardliwe spojrzenie w stronę budynku. Przez myśl przeszło mi pytanie, dlaczego ja tu w ogóle przyszłam. Uznałam jednak, że zaszłam za daleko, żeby się wycofać i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie, szurając po chodniku moją ulubioną parą glanów.
Zatrzymawszy się przed frontowym wejściem do szkoły, wyjęłam z kieszeni czarnej, skórzanej kurtki paczkę fajek i zapalniczkę. Podpaliłam szluga i opierając się o drzwi, zaciągnęłam się dymem.
-[T.I]! - Z za pleców dobiegł mnie czyjś rozzłoszczony głos.
-Kimkolwiek jesteś, wypierdalaj. Nie mam humoru. - Warknęłam nawet się nie oglądając.
Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za łokieć i silnym szarpnięciem odwraca w swoją stronę. Przed oczami stanęła mi pani Jones. Ze wszystkich nauczycielek, ona nie lubiła mnie chyba najbardziej. Z wzajemnością, z resztą.
-Coś ty powiedziała? - Przeszyła mnie ostrym spojrzeniem.
-Wypierdalaj. - Odparłam jakby nigdy nic.
-Słyszałam za pierwszym razem. - W jej oczach dostrzec mogłam wściekłość.
-To po co głupio pytasz? - Przewróciłam oczami.
-Jak ty się do mnie odzywasz? Nie jestem twoją koleżanką, tylko nauczycielką. - Myślała, że wywrze na mnie wrażenie, tym groźnym spojrzeniem.
-No proste, że nie jesteś moją koleżanką. Z wrednymi sukami się nie zadaję. - Warknęłam, patrząc jej w oczy.
-Tym razem przegięłaś. - Wyglądała jakby miała ochotę mnie rozszarpać. - Za palenie, twoje skandaliczne zachowanie i brak szacunku, codziennie, przez miesiąc będziesz zostawać po lekcjach przez dwie godziny. Począwszy od dzisiaj.
-Zajebiście. - Rzuciłam, dmuchając jej dymem prosto w twarz.
-Zgaś to cholerstwo, kiedy ze mną rozmawiasz! - Wydarła się z obłędem w oczach. Teraz to dopiero się wkurzyła.
-Jak sobie pani życzy. - Powiedziałam rzucając szluga na ziemię, po czym zgasiłam go butem.
-A teraz zejdź mi z oczu. Nie chcę cię dziś więcej widzieć. - Westchnęła załamując ręce.
-Nawzajem. - Rzuciłam ze sztucznym uśmiechem, po czym chamsko minęłam ją, szturchając z bara. W tym momencie rozbrzmiał dzwonek informujący, że pierwsza lekcja właśnie się rozpoczęła.

~*~

Kara jak zwykle odbywała się w czytelni. Nie miała ona zbyt wielkiego sensu, gdyż polegała na tym, że siedzieliśmy sami, bez nadzoru nauczyciela, robiąc co nam się żywnie podoba. Niestety co jakiś czas przychodził ktoś kto sprawdzał obecność, przez co zerwanie się było niemożliwe.
Gdy weszłam do czytelni, prawie wszystkie stoły były już zajęte. Najwidoczniej sporo osób nieźle sobie nagrabiło. Jednak wśród tłumu udało mi się wypatrzeć mojego przyjaciela.
-Hej Conor! - Przywitawszy się z chłopakiem, usiadłam na krześle obok, rzucając torbę na podłogę.
-Siema [T.I]. - Brunet ucieszył się na mój widok. - Dawno, żeśmy się nie widzieli.
-W ostatnim czasie trochę olałam szkołę. - Wzruszyłam ramionami.
-Nie dziwię ci się. Gdyby nie fakt, że w budzie najlepiej schodzą szlugi, moja noga by tu nie postała. - Odparł, podwijając rękawy koszuli, tym samym odsłaniając tatuaże na lewym przedramieniu.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi, a w progu czytelni stanął niewysoki blondyn. Pierwszym co przykuło moją uwagę była jego śnieżnobiała koszula z kołnierzykiem, wkasana w spodnie. Kto jeszcze ubiera się tak do szkoły? Ku naszemu zdziwieniu chłopak usiadł przy jednym z niewielu wolnych stołów i... wyciągnął książki. Tego chyba było już za wiele.
-Nie no, bez jaj. - Zaśmiał się Conor. Najwidoczniej podzielał moje zdanie.
-Co on tu w ogóle robi? - Uniosłam jedną brew.
-Nie wiem. Nie wygląda na jednego z tych, którzy siedzą w kozie. - Conor zaczął zastanawiać się na głos.
-Czekaj, zaraz się dowiem. - Rzuciłam wstając z krzesła. Przeszłam między regałami z książkami, docierając do stołu blondyna.
-Hej, jestem [T.I]. - Rzuciłam uprzejmie, siadając naprzeciwko chłopaka.
-Cześć. - Nie krył zdziwienia moim widokiem. - Wiem, chodzimy razem na biologię. - Dodał przyglądając mi się podejrzliwym spojrzeniem.
-Oh. - Mruknęłam trochę speszona tym, że mimo tego, że w tygodniu mamy kilka wspólnych lekcji, ja w ogóle go nie kojarzę. Może gdybym częściej chodziła do szkoły... - A ty to...? - Spojrzałam na niego pytająco.
-Niall. - Odparł krótko.
-Więc Niall, za co trafiłeś do kozy? - Wycedziłam prosto z mostu.
-Pani Jones przyłapała mnie na paleniu. - Czyli ta wredna suka łaziła dziś po szkole szukając kogoś kogo mogłaby udupić? Pewnie w tej szkole nie tylko ja miałam z nią na pieńku.
-Ty palisz? - Zdziwiłam się. Niall był ostatnią osobą, którą bym o to podejrzewała.
-Broń Boże. - Odparł szybko. - To był pierwszy i ostatni raz. - Skrzywił się na samo wspomnienie.
-Skoro było aż tak źle to czemu w ogóle to zrobiłeś? - Dopytywałam.
-Chciałem wiedzieć jak to jest, zaspokoiłem ciekawość i jedyne co z tego mam to karę w kozie i duszności. - Uśmiechnął się do mnie ciepło. Nie zauważyłam nawet kiedy kąciki moich uniosły się ku górze.
-To ja już będę lecieć. - Powiedziałam na odchodnym, przemierzając tę samą krętą ścieżkę między regałami, aż do stołu przy, którym siedział Conor.
-I co? Za co tu siedzi? - Dopytywał ciekawsko brunet.
-Jones przyłapała go na jaraniu. - Oznajmiłam.
-Jego? - Spytał Conor z niedowierzaniem w głosie, patrząc to raz na mnie to raz na Nialla.
-No wiem, też się zdziwiłam. - Odparłam wzruszając ramionami.
Pierwsze półtorej godziny wlekło się niemiłosiernie. Osoby, które musiały odsiedzieć tylko jedną godzinę już się zwinęły. Boże, ale ja im wtedy zazdrościłam. Po raz tysięczny tego dnia pożałowałam, że jednak nie zostałam w domu.
-[T.I]  nudzę się. - Ględził mi nad głową Conor, od przeszło godziny.
-Nie tylko tobie. - Westchnęłam.
-O czym chcesz pogadać? - Spytał brunet od niechcenia.
-Proszę cię, nie zachowuj się jak baba, jakby nie wystarczyło, że malujesz oczy kredką. - Fuknęłam.
-Właściwie to nawet nie wiem za co tu siedzisz. - Stwierdził, zupełnie ignorując moje słowa.
-Mogłabym powiedzieć to samo. - Rzuciłam.
-Dyrektorce nie spodobał się mój kolczyk w wardze. Uznała, że "te w nosie i brwi to i tak już przesada". A poza tym przywaliłem Jamesowi. - Wzruszył ramionami.
-O Boże, nic mu nie jest? - Spojrzałam na chłopaka zmartwiona.
-Nie, ale będzie jeśli jeszcze raz spróbuje przystawiać się do mojej dziewczyny. - Odparł ściągając brwi. - Hej, zmieniasz temat. - Upomniał mnie.
-No dobra. - Westchnęłam. - Jones chciała chyba opieprzyć mnie za to, że palę przed wejściem do szkoły, a ja uznałam to za świetną okazję, żeby jej nawrzucać, zadowolony? - Przewróciłam oczami.
-Oj, [T.I] jesteś taka przewidywalna. - Conor spojrzał na mnie pobłażliwie.
-Ja? Przewidywalna? - Myślałam, że się przesłyszałam.
-No a nie? Za każdym razem trafiasz tu za to samo. I niby często wagarujesz, ale masz schemat przychodzenia do szkoły. - Zaśmiał się.
-Co? Jaki...
-Co drugi wtorek, trzy czwartki w miesiącu i piątek od święta. - Czy na prawdę byłam aż tak przewidywalna, że umiał odpowiedzieć na moje pytanie zanim jeszcze je zadałam? Nie wiedziałam co powinnam powiedzieć, kiedy wpadłam na pewnien pomysł.
-Udowodnić ci, że nie jestem przewidywalna? - Spojrzałam na Conora wyzywająco.
-No, dalej, zaskocz mnie. - Namawiał chłopak.
Pewnym krokiem ruszyłam przez czytelnię. Podeszłam do stołu, przy którym siedział Niall. Miał głowę pochyloną nad książką i był tak pochłonięty lekturą, że nawet nie zauważył mojej obecności. Domagając się uwagi chwyciłam za próg stołu i z całej siły popchnęłam go ściany. Niall nadal siedząc na krześle spojrzał na mnie wielkimi oczyma, lecz gdy zaczęłam się do niego zbliżać, zdziwienie na jego twarzy ustąpiło miejsca przerażeniu. Podeszłam tak blisko chłopaka jak tylko się dało, a następnie przytrzumując się oparcia krzesła, usiadłam okrakiem na kolanach blondyna. Już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale ja zamknęłam mu je skaładając na nich namiętny pocałunek. Z początku blondyna zamurowało, jednak po chwili objął mnie rękoma w talii i odwzajemnił pocałunek. Trwał on kilka sekund, albo minut, lub pół godziny. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Ale musiałam przyznać, że Niall całował nieziemsko. Niechętnie oderwałam się od chłopaka, szepcząc mu do ucha:
-Świetnie całujesz, powtórzmy to kiedyś.
Następnie nie czekając na odpowiedź, wstałam z jego kolan, po czym założyłam kosmyk ciemnych włosów za ucho i strzepnęłam z czarnych, dziurawych rurek niewidzialny pyłek. Wtedy zauważyłam, że wszystkie pary oczy w czytelni, nie wykluczając Nialla są skierowane na mnie. Ja jednak ignorując je, jakby nigdy nic, wróciłam na swoje miejsce i z miną zwycięscy zwróciłam się do Conora:
-Masz mi coś teraz do powiedzenia?
-To było niezłe. Muszę przyznać, że tego się nie spodziewałem. - Patrzył na mnie oszołomiony.
-To chciałam usłyszeć. - Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie.
-Fajnie było? - Spytał nagle Conor.
-Co? O czym ty mówisz? - Spojrzałam na niego spod ściągniętycg brwi.
-Spodobał ci się ten blondasek, co? -  Rzucił krzyżując ręce na piersi.
-Nie, no co ty... - Nagle rozbrzmiał dźwięk tak upragnionego przeze mnie dzwonka, kończącego moją karę. Przerzuciłam torchę przez ramię i rzucając jedynie krótkie "pa" na pożegnanie z Conorem, wybiegłam z czytelni, zanim zauważył, że moje policzki zalały się rumieńcem. Aż głupio się przyznać, ale on chyba miał rację...
Szybkim krokiem przemierzałam korytarz chcąc już znaleźć się poza szkołą, kiedy poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odruchowo odwróciłam się w stronę tej osoby i moim oczom ukazał się Niall. Miał rozbiegane spojrzenie i policzki nie mniej czerwone od moich.
-Wiesz, [T.I] tak się zastanawiam czy może chciałabyś się kiedyś ze mną umówić? - Nie ukrywam, że jego propozycja mnie zaskoczyła.
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - Odparłam szybko, po czym chciałam odejść, jednak Niall nie dawał za wygraną.
-Ale wtedy, w czytelni powiedziałaś, że... - Zaczął, jednak ja upewniając się, że na pewno nikt nas nie widzi, złapałam blondyna za rękę i pociągnęłam za sobą do kanciapy woźnych. Wpechnęłam chłopaka do środka pomieszczenia, po czym nie zapalając światła, zamknęłam za nami drzwi. Bez zbędnych wyjaśnień, wpiłam się w jego usta. Choć myślałam, że to niemożliwe, tym razem całował jeszcze lepiej. Po kilku minutach, gdy zaczęło brakować mi tchu, niechętnie odsunęłam się od chłopaka.
-Wiem co wtedy powiedziałam. I uwierz, że mówiłam to szczerze. Ale sądzę, że nie powinniśmy się więcej widywać. - Powiedziałam najdelikatniej jak umiałam.
-Dlaczego? - Zdziwił się. Jednak w sytuacji, gdy wysyłałam mu tyle sprzecznych sygnałów reakcja ta była jak najbardziej na miejscu.
-Spójrz tylko na siebie, a potem na mnie... - Nie wiedziałam jak mam mu to wytłumaczyć.
-Coś jest ze mną nie tak, prawda? - Jego zawiedziony głos rozbrzmiewał w ciemności.
-Nie, nie, absolutnie. - Zaprzeczyłam szybko. - Tylko chodzi o to, że nie mamy ze sobą nic wspólnego. Jesteśmy z dwóch zupełnie różnych światów. - Chyba nigdy wcześniej się tak nie czułam. Po raz pierwszy dawanie kosza chłopakowi bolało również mnie.
-Chcesz powiedzieć, że się mnie wstydzisz? - Spytał smutnym tonem.
-Nie tak bym to nazwała... - Prawdę mówiąc, nie ujęłabym tego lepiej. Ale jak mogłabym powiedzieć mu to, patrząc w te jego piękne, niebieskie jak ocean tęczówki? Nie dałabym rady.
-Ale... - Zaczął jednak przerwałam mu w pół zdania.
-Nie Niall, nie ma żadnego "ale". Przykro mi. - Powiedziałam czule całując go w policzek, po czym wyszłam z kanciapy woźnych, zostawiając go tam samego. Gdy otworzyłam drzwi do pomieszczenia na chwilę wpadło trochę światła. Wydawało mi się, że w oczach Nialla błysnęły łzy, jednak nie miałam na tyle odwagi, by spojrzeć jeszcze raz i się upewnić. Jeśli zraniłam go aż tak bardzo, tylko dlatego, że bałam się co powiedzą i umawianie się z kimś takim jak Niall mogłoby wystawić na próbę móją reputację, czyli podsumowując z czystej próżności, nie chciałam o tym wiedzieć. Co z oczu to z serca.

~*~

Następnego dnia również wybrałam się do szkoły. Może to głupie, bo przecież sama go odepchnęłam, ale cały czas myślałam o Niallu i miałam nadzieję, że go spotkam. Nie wiedziałam co mogłabym mu w takiej sytuacji powiedzieć, ale chciałam go chociaż zobaczyć, choćby i z daleka.
Przed rozpoczęciem pierwszej lekcji jak zwykle zatrzymałam się przed wejściem, żeby zapalić. Uznałam, że skoro i tak mam już karę, to z jakiej racji mam sobie żałować. Tak jak już miałam w nawyku, oparłam się ramieniem o drzwi. Nagle z za pleców dobiegło mnie znaczące chrząknięcie. Już myślałam, że pani Jones znów postanowiła zepsuć mi humor kiedy przed ukazał mi się Niall. Jednak jakiś odmieniony. Jego białą koszulę z kołnierzykiem zastąpił t-shirt ze spranym już do połowy nadrukiem z logiem Nirvany. Wyprasowane spodnie zniknęły na rzecz czarnych, podartych rurek. Stroju dopełniały czarne glany i bransoletki z ćwiekami na lewym nadgarstku Nialla. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Kiedy myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, blondyn sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął z niej paczkę fajek. Włożył sobie szluga do ust i cały czas patrząc mi w oczy, podpalił go zapalniczką.
-Niall? - Spojrzałam na blondyna spod uniesionych brwi.
-Hej, mała. - Rzucił, wypyszczając dym z ust.
-Co ci się stało? - Spytałam nie będąc pewna czy to wszystko na pewno dzieje się naprawdę.
-A co? Nie podobam ci się taki? - Nie mogłam wyczytać nic zarówno z jego spojrzenia jak i tonu.
-Nie, nie o to chodzi. Wyglądasz zajebiście, ale to nie jesteś prawdziwy ty. - Powiedziałam nie odrywając od niego wzroku.
-Ja już nic nie rozumiem. - Wycedził załamanym głosem, rzucając szluga na ziemię, po czym zgasił do butem. - Powiedziałaś, że nie mamy ze sobą nic wspólnego. Teraz wyglądam tak jak ty, ale i tak jest źle i tak nie dobrze. - Przeczesał włosy palcami.
-Nie powinieneś zmieniać się dla mnie. Ja lubię cię takiego jakim jesteś. - Wyznałam splatając nasze dłonie.
-Wcale nie, przecież wtedy kiedy jestem sobą, ty się mnie wstydzisz. - Odparł cicho, spuszczając głowę.
-Przemyślałam to wszystko i jedynym czego powinnam się wstydzić jest to jak cię potraktowałam. Przepraszam. Czy to zaproszenie na randkę nadal jest aktualne? - Spytałam z nadzieją w głosie.
Niall słysząc te słowa szybko uniósł głowę. Wyraz jego twarzy wahał się gdzieś pomiędzy szczęściem, a niedowierzaniem.
-Jak najbardziej. - Wydusił w końcu.
-Tylko obiecaj, że przyjdziesz w białej koszuli. I koniecznie wkasz ją w spodnie. - Powiedziałam zmniejszając dystans między nami. Gdy stałam tak blisko, że prawie stykaliśmy się nosami, Niall wyszeptał:
-Dla ciebie wszystko. - Po czym złączył nasze wargi w czułym pocałunku.


LOLA

piątek, 26 kwietnia 2013

# 87.Zayn | cz. 1


- TI, ja nie przeżyje dziś chemii. Ja czuje, że ta kobieta mnie kiedyś zabije. Ten jej wzrok. Obyś umiała wymienić wszystkie atomy w ciągu 10 sekund, bo inaczej wpierdol. To właśnie mówi jej spojrzenie, kiedy się na mnie gapi.- powiedziała Jennifer.
- Ogarnij się. – powiedziałam, kiedy już przestałam się śmiać.
- Ale taka jest prawdę. Ona mnie nienawidzi. Zauważ, na kogo się patrzy, kiedy mówi: Macie się wszyscy tego nauczyć….- mówiła coś Jennifer.
Ale ja już jej nie słuchałam. Przed nami szedł sobie właśnie szanowny Zayn Malik wraz ze zgrają mięśniaków. Jak ja go nienawidziłam. Dokładnie przypatrywał się każdej przechodzącej dziewczynie, a raczej jej cyckom. I tym, które były hojniej obdarzone przez naturę otrzymywały uwodzicielski uśmiech od pana niesamowitego.
- Hej TI , słuchasz mnie w ogóle ? Czemu się tak gapisz na Malika ?– spytała Jennifer unosząc jedną brew i nagle westchnęła.- Zresztą nie ważne. Głupie pytanie, jest dziś taki seksowny, że każda dziewczyna w promieniu 10 mil się teraz na niego gapi. – powiedziała Jennifer.
- Błagam cię, zaraz zwymiotuję.- powiedziałam zniesmaczona. – Nigdy, nikim tak nie gardziłam jak nim. Mój lewy but ma więcej klasy niż on. On się nawet gapi na cycki nauczycielek.
Nagle Zayn przeniósł swój wzrok w stronę moją i Jen. Uśmiechnął się szarmancko i skiknął głową w moją stronę.
- O kurwa. Czy to było do ciebie ?- spytała Jen, która również to wszystko zauważyła.
- Nie wiem. I chyba wolę nie wiedzieć. – powiedziałam.
- Jesteś beznadziejna. On jest super i nie wiem co ci się w nim nie podoba. A wracając do wcześniejszego. Ja bym nie miała nic przeciwko, gdyby Zayn Malik obdarzył moje cycki spojrzeniem. Nikt by nie miał, nawet nauczycielki. – powiedziała Jen.
- Nie wierze. – powiedziałam zaszokowana, że takie słowa właśnie padły z ust mojej przyjaciółki, która uważałam za dość normalną.
- Oj daj spokój on jest na maksa słodki. Na przykład w zeszłym roku, kiedy rodzice Carly wywali ją z domu, po tym ja wpadła z jaraniem, pozwolił jej zostać w siebie w mieszkaniu. Nie znali się za dobrze, ani nic. To było miłe z jego strony. – powiedziała Jen.
- Taaaa strasznie miłe. Szczególnie, że ona spała w jednym pokoju, a on w drugi pieprzył jakąś laskę. – powiedziałam prychając gardząco.
- To tylko plotki. – powiedziała Jennifer dalej broniąc Zayna.
- Jen obudź się to zły facet. Wykorzystuje każdą napotkaną dziewczynę. Dlaczego stajesz w jego obronie i zachowujesz się jak te wszytki głupie laski co się w nim zakochały ?
- Bo  może jestem głupia zakochaną laską. – powiedziała Jennifer, a mnie zatkało.
- Serio ? – spytałam otwierając oczy szerzej ze zdziwienia. Na co Jen wzruszyła lekko ramionami trochę zawstydzona. – Posłuchaj, udowodnię ci, że ten dupek nie jest wart nawet jednego, twojego spojrzenia – powiedziałam dotykając jej ramienia.
Jennifer otworzyła już usta, żeby coś powiedzieć, ale nie pozwolił jej na to dzwonek na lekcje.
~*~
- Hej, odwieziesz mnie ? –spytała Jen, kiedy skończyła się nasza ostatnia lekcja.
- Wybacz, nie mogę.- powiedziałam i szybko wybiegłam z klasy.
- Czemu ? I gdzie tak biegniesz ? – pytała Jennifer, próbując dotrzymać mi kroku.
- Muszę zdobyć dowody, że Zayn to straszny dupek, a wszystkie te plotki to prawda. – powiedziałam .
- Oj daj spokój. – powiedziała Jen wzdychając.
- Jeszcze nie wyszedł ze szkoły.- powiedziałam, kiedy nie zauważyłam go nigdzie.- I użyje, najstarszego z możliwych sposobu na pokazanie ci jaki z niego sukinsyn. – powiedziałam.
- Prześpisz się z nim, zajdziesz w ciąże, a potem on nie będzie chciał wychowywać z tobą tego dziecka i płacić alimentów ? –spytała Jen, z bardzo poważnym wyrazem twarzy.
- Co ? Nie. Nawet nie wiem co ci na to odpowiedzieć. Będę go śledzić. – powiedziałam.
- No tak, o tym nie pomyślałam. Ale mój sposób byłby bardziej zabawny. – powiedziała Jen.
Nagle zobaczyłam Zayn żegnającego się ze swoimi kumplami i idącego w kierunku swojego Ferrari.
- Dobra lecę. – powiedziałam i pobiegłam do swojego starego garbusa.
- No dalej. – mówiłam, kiedy mój samochód jak zwykle nie chciał się zapalić.
W końcu udało mi się za 3 razem. Ruszyłam za autem Malika trzymając się w bezpiecznej odległości, żeby nie zauważył, że go sledze.  W końcu się zatrzymał, zrobiłam to samo. Skuliłam się, żeby nie mógł mnie zobaczyć.  Mulat wyjął papierosa i go zapalił.
- Świetnie.- mruknęłam sama do siebie naprawę zadowolona faktem, że spędzam, czas w tak interesujący sposób, jak przyglądanie się jarającemu Zaynowi.
W końcu wypalił go do końca. Wszedł do studia tatuaży. I wtedy przypomniało mi się, że pracuję jako tatuażysta. Kolejny dowód, że to po prostu zły człowiek. Nikt normalny nie zajmuje się oszpecaniem ludzi. To, że sam wygląda prawie jak mapa nie znaczy, że musi krzywdzić inny w ten sposób.- myślałam.
Weszłam za nim do środka. Zayn wszedł na jakieś zaplecze, a ja podeszłam do kobiety, która siedziała za biurkiem.
- Hej.- powiedziałam uśmiechając się do niej ciepło. Natomiast ona zmierzyła mnie wzrokiem, chamsko żując gumę.
- Co chcesz ?- spytała oglądając swoje paznokcie, długości jakiś 4 centymetrów. Jeśli Zayn był mapą to ona nie wiem czym. Przez jej tatuaże nie przebijał się ani kawalątek normalnej skóry. Tylko jej twarz nie była oszpecona dziarami, ale dla odmiany zdobiły ją miliony kolczyków.
- Chciałabym zrobić sobie tatuaż. – powiedziałam nadal pozostając miła.
- Trzeba się wcześniej umówiać. – powiedziała, nie odrywając wzroku od paznokci.
Nagle z zaplecza wszedł jakiś mężczyzna. On również miał mnóstwo tatuaży co nie było zresztą zaskoczeniem.
- Hej.- powiedziałam i podeszłam parę kroków w jego stronę.
- Witam. – powiedział mierząc mnie w taki sam sposób jak  to robił Zayn. Ale ja udałam, że wcale tego nie zauważyłam.
- Chciałabym zrobić sobie tatuaż. Taki ogromny. – powiedziałam uwodzicielko. – Wąż. Zaczynał by się od szyi. – mówiłam pokazując gdzie miałby leżeć. Zmysłowo odchyliłam głowę. Potem szedł by tędy- powiedziałam dotykając moich piersi.- Tu by się wił.- mówiłam schodząc na biodra. A tu jakoś kończył.- powiedziałam wskazując na okolice tyłka i nóg.
- Alice odwołaj wszystko. – powiedział to chamskiej ziomki i kazał mi iść za nim.
Zadowolona odwróciłam się do Alice i posłałam jej zwycięski uśmiech, na co ona przewróciła oczami.
- To skąd taki szalony pomysł ta taki tatuaż, złotko ? – spytał mężczyzna i swoimi obleśnymi paluchami przejechał po moim policzku i podbródku.
- Nie wiem. Mam ochotę zrobić coś szalonego. – powiedziała odchodząc kawałek i udając, że przyglądam się obrazom na ścianie, żeby tylko ten oblech zabrał te swoje łapska.
Nagle moją uwagę przykuło zdjęcie tego mężczyzny i Zayn w jakimiś klubie. Po obydwóch było widać, że byli  nieźle wstawieni. Wszędzie było mnóstwo półnagich lasek, w podobnym stanie.
- Znasz go ? –spytałam obojętnym głosem.
- Tak. – odpowiedział wzruszając ramionami. – To Zayn, mój kupel.
- No cóż, wygląda na dość wyzwolonego, że tak to ujmę. Chyba nie lubi stałych związków.- mówiłam, udając, że to co mówię nie ma dla mnie większego znaczenia. Jakbym mu opowiadała jaka jest pogoda.
- Nie wiem. A czemu tam myślisz ?- spytała zdzwiony moim zachowaniem.
- Tak sobie. Bo ja nie lubię zobowiązań. Za to lubię czystą zabawę. I wiesz ten gość też mi na takiego wygląda i myślałam, że może powinniśmy się spotkać.
-  Więc jeśli masz ochotę na zabawę, to ja bardzo chętnie pomogę ci się rozerwać. – powiedział podchodząc do mnie.
O fuuu, co on sobie myślał. Zaraz zwymiotuje od tego obleśnego uśmieszku.- myślałam, patrząc na mężczyznę, który praktycznie rozbierał mnie wzrokiem.
- Dobra, będę o tym pamiętała. Ale zanim zaczniemy z tym tatuażem to muszę na chwilę do łazienki.- powiedziałam i nie czekając na jego reakcje czym prędzej opuściłam to miejsce.
Za dużo się nie dowiedziałam, ale to co widziałam na pewno nie działa na plus dla pana Malika.
- O hej.- usłyszałam nagle jakiś głos.
Odwróciłam i zobaczyła uśmiechniętego Zayna.
- TI co ty tu robisz ?- spytał Zayn nadal się uśmiechając.
- Znasz moje imię ?
Gdyby mi ktoś, kiedykolwiek powiedział, że Zayn Malik wie kim ja jestem, wyśmiałbym go. Chyba jeszcze nigdy nie byłam w takim szoku.
- No tak. Mamy razem plastykę. – powiedział Zayn, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Dobrze wiedziałam, że chodzę na plastykę z Zaynem, ale w życiu bym nie pomyślała, że on o tym wie.
- Tak, wiem.- powiedziałam.
- To co cię sprowadza w te okolice ?- spytał wkładając luzacko ręce w kieszenie.
- Moja babcia mieszka niedaleko. Odwiedzałam ją. – powiedziałam pierwsze co mi wpadło do głowy.- Ale muszę już lecieć.- dodałam, nie dając mu dojść do głosu.
- Okej. To do zobaczenia jutro w szkole.- powiedział chłopak, kiedy ja zdążyłam już podejść do moje samochodu.
- Taa.- powiedziałam i wsiadłam do auta.
Mój garbusik  jak zwykle nie chciał ruszyć.
- No kurwa. – krzyknęłam, kiedy nie zapaliła za 6 razem.
Wzięłam głęboki wdech i powoli spróbowałam jeszcze raz. Znów nic. Zdenerwowana wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami.
- Problemy z autkiem ?- spytał Zayn.
Wyglądał na całkiem rozbawionego. Opierał się o ścianę i palił papierosa.
- Może cię podwiozę do domu, bo nie mam pewności, czy twoja bryka odpali. – powiedział.
- Nie, dzięki.- powiedziałam oschle.
Zayn dopalił papierosa, wyrzucił niedopałek i przygniótł go butem.
- To żaden problem. Podaj tylko adres. – powiedział Zayn i podszedł do mnie.
- Nie musisz.- powiedziałam.
- Ale chce. Zresztą co teraz zrobisz ? -spytał Zayn.
- To jest blisko szkoły, będziesz miał po drodze ?- spytałam po chwili ciszy.
- Oczywiście.- powiedział Zayn z zwycięskim uśmiechem.
Poszłam z nim do jego Ferrari, a on jak dżentelmen otworzył mi drzwi. No co ja mruknęłam krótkie dzięki. Zayn parę razy próbował zagadać, ale  ja go ciągle zbywałam, albo jak już mnie zaczynał wkurwiać to w ogóle nic nie odpowiadałam.
- Twój tata  jest lekarzem, prawda ?- Zayn nadal się nie podawał.
- No.- mruknęłam.
- Jak byłem mały i chorowałem, to szedłem do lekarza tylko pod warunkiem, że twój tata będzie mnie badał. –mówił Zayn.
-Tata ma swoje sposoby.- powiedziałam.
- Faktycznie. To chyba te pyszne lizaki tak na mnie działały.
- Na każde dziecko. – powiedziałam.
- Pewnie masz racje.- powiedział Zayn.- I co zamierzasz iść w ślady ojca ?- spytał.
- Raczej nie. Nie wiem w sumie co bym chciała robić. – powiedziałam
Nagle pomyślałam, że mogłabym wykorzystać ta sytuację, żeby się czegoś dowiedzieć.
- Nie myślę o przyszłości. Pracy, rodzinie czy czymś takim. A ty ?- spytałam, udając, że wciągnęłam się w rozmowę.
- Tymczasowo też nie. Ale w przyszłości wiadomo, że chcę założyć rodzinę i takie tam sprawy.- powiedział Zayn, uśmiechając się do mnie ciepło.
I takie tam sprawy ? Co ty człowieku pieprzysz ? Przyznaj wreszcie, że jesteś chujem, a nie tu mi takie kity walisz. – myślałam.
- Nie, ja jakoś siebie nie widzę w rodzinie. I te takie randki, zabieranie się na bale i trzymanie mnie za rączkę też raczej nie jest dla mnie. – mówiłam.
-Może po prostu nie spotkałaś odpowiedniej osoby, która by ci pokazała, że te randki i to trzymanie się za rączkę ma swój urok. – powiedział Zayn.
Nagle poczułam, że ta wypowiedź może mieć drugie dno, ale szybko wyparłam taką myśl.
- Wątpię.- powiedziałam krótko.- Zatrzymaj się tu.
- To już tu ?- spytał Zayn zjeżdżając na pobocze.
- Mieszkam za rogiem. Resztę drogi się już przejdę.
- Ok. To na razie.- pożegnał się Zayn.
- Pa.- powiedziałam i wysiadłam z jego samochodu.
~*~
- Przeczytaj to .- powiedziała Jennifer podając  mi jakąś kartkę.
Siedziałyśmy na ławce  przed szkołą i rozmawiałyśmy o głupotach, bo była przerwa.

-Jennifer z powodu lewobocznego skrzywienia kręgosłupa, będzie potrzebowała rehabilitacji, która będzie się odbywała w czwartki od ósmej do dziewiątej, dlatego jest zwolniona do końca roku z Hiszpańskiego. Z poważaniem Allison Cameron.- przeczytałam na głos jej zwolnienie.- Dostałaś zwolnienie od jednego z lekarzy doktora Housa ?- spytałam rozbawiona.
- Oj, przecież wiesz, że sama to napisałam. – powiedział Jen i wyrwała mi kartkę.
- Ale czemu nie chcesz chodzić na Hiszpański ?- spytałam Jen.
- Ponieważ ten facet mnie prześladuje. – powiedziała Jennifer.
- Jaki facet ?
- Doktor House wiesz. Od hiszpańskiego. On mnie szczerze nienawidzi. – mówiła moja przyjaciółka.- O nie ! Nie patrz tam. – powiedziała nagle Jen i cała się zarumieniła.
- Gdzie ?- spytałam i się odwróciłam.
- Ał ! Za co to ?- spytałam, kiedy Jen mnie kopnęła.
- Mówię nie patrz tam, a ty się odwracasz. Zresztą nie ważne, już sobie poszedł.- mówiła Jennifer.
- Kto ?- spytałam zdziwiona, bo za bardzo nie wiedziałam o kim ona mówi.
- Tristan.- powiedziała Jen.
- No i co z tego, że sobie obok nas przechodził ?- spytałam podejrzliwie. – Co w nim też się już zakochałaś ?
- Nie wiem, może. Widziałaś jego mięsnie ?- mówiła Jen.
- To co od tak już ci przeszła fascynacja Zaynem ?- spytałam zdziwiona jak Jen szybko zmienia zdanie.
- Sama wiesz, że jestem za bardzo kochliwa. I wiadomo, że Zayn jest fajnym ciachem, który wbrew temu co mówisz, jest dobrym człowiekiem. Ale no ta klata Tristana.
- Dobrze, że ci przeszło po Zaynie, ale ja nadal wiem, że to straszny dupek i ci to udowodnię. – powiedziałam.
- W ogóle nie widzę sensu w tym co robisz. Tylko tracisz swój czas.- powiedziała Jen.
-Proszę.- powiedział nagle Zayn, który nie wiadomo skąd się tu wziął.
O wilku mowa.- pomyślałam. Zayn jak zawsze prezentował się wspaniale. Wystrojony, pachnący, z tym jego uśmiechem, na który leciała większość dziewczyn w tym stanie.
- Co to ? - spytałam biorąc od niego jakieś kluczyki .
- Kluczyki od twojego garbusa. Zostawiłaś je wczoraj w stacyjce. Wystarczyło dolać trochę olej i spokojnie ruszył. – powiedział Zayn.
-Aha.- powiedziałam obojętnie.
Jen szturchnęła mnie łokciem.- To strasznie miłe z twojej stron. Nie wiem co TI zrobiłabym bez swojego garbusa. – powiedziała Jen uśmiechając się do Zayna.
Przewróciłam oczami.
- Cieszę się, że pomogłem. To do zobaczenia.- powiedział Zayn i odszedł .
- Co z tobą nie tak ? – spytała Jennifer, kiedy tylko chłopak znalazł się wystarczająco daleko, żeby tego nie usłyszeć. – Dlaczego jesteś taka chamska ?
- Po co mam być miła dla takiego kogoś jak Zayn. – powiedziałam wzruszając ramionami.
- Weź daj se kurwa w końcu spokój. Bo to się zaczyna robić chore. Szczególnie, że na razie udowadniasz tylko, że sama jest suką .- powiedziała Jen i poszła w stronę wejścia do szkoły.
Przez całą lekcje Historii myślałam nad wszystkim co się wydarzyło. Może faktycznie nie zachowywałam się, zbyt przyjaźnie wobec Zayna. Tylko, że ja wiem jaki on jest i wcale nie zasługuje, żeby być dla niego miłym. Szkoda tylko, że tak dużo dziewczyn jest w niego ślepo zapatrzona i tego nie widzi. Tym bardziej muszę teraz pokazać wszystkim prawdziwą naturę Zayna. Tylko jakoś mi nie idzie. A może on wcale nie jest taki zły ? Nie no co ja gadam. Jest zły jak diabli, a ja to udowodnię. Tylko chyba się źle do tego zabieram.
- Hej.- powiedziałam pochodząc do Zayn, który wkładał jakieś książki do szafki. – Słuchaj, chciałbym strasznie cię przeprosić, za to jak się zachowywałam. Mam gorszy dzień, ale już się ogarnęłam.- powiedziałam uśmiechając się do Zayna.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem, zamknął swoją szafkę i odwrócił się przodem do mnie.
- To nie gniewasz się ?- spytałam.
- No co ty.- powiedział Zayn, szerzej się uśmiechając.
- To może powinnam ci się jakoś wynagrodzić to wszystko ?
- TI nie przejmuj się tak. Nic się nie stało.- powiedziała Zayn ciepło się, do mnie uśmiechając. – Ale nie obraził bym się, gdybyś zgodziła się spotkać gdzieś w ten piątek. – powiedział zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
Co to było ?- pomyślałam. Zmieniłam trochę taktykę. Im bliżej się do niego zbliżę, tym więcej się dowiem. Ale w moim planie nie było nic o zalotach Zayna. Tylko przyjaźń. Prawda ?
- Jasne.- powiedziałam.


KAHN




poniedziałek, 22 kwietnia 2013

# 86. Harry I cz. 2

Siedem długich miesięcy. Właśnie tyle minęło odkąd ostatni raz rozmawiałam z Harrym. Było to wtedy, gdy przyszedł do mnie w nocy, aby powiedzieć, że musi wyjechać do szkoły wojskowej. Do dziś pamiętam co mi powiedział. Słowa te nie chciały opuścić mojej głowy jak denna piosenka, która raz usłyszana, ciągnie się za tobą cały dzień. Pamiętam jak mówił, że będzie pisał, dzwonił, odwiedzał mnie, że będziemy razem. Obiecał mi to. I obiecał, że dotrzyma słowa. Czyli mnie okłamał. Okłamał mnie dwa razy.
Na początku nie chciałam dopuścić do siebie pewnej myśli, ale z każdym dniem wydawała mi się ona coraz bardziej prawdopodobna. Wypierałam to. Broniłam się rękami i nogami. Ale po siedmiu miesiącach czekania na jakąkolwiek wiadomość od Harrego, stawałam się coraz bardziej sceptyczna. A co jeśli ta szkoła wojskowa była tylko wymówką? Co jeśli Harry uciekał przed wzięciem odpowiedzialności za dziecko?
Często się nad tym zastanawiałam. Za każdym razem ze łzami w oczach. Najpierw dlatego, myśl że Harry zostawił mnie samą, w czasie, gdy byłam w ciąży rozbijała moje serce na tysiące drobnych kawałeczków. Potem jednak w myślach karciłam się za to, że coś takiego w ogóle przyszło mi do głowy, przez co świeże łzy napływały do moich oczu.
Mimo wszystko ja nadal kochałam Harrego. Tęskniłam za nim i nic nie mogło tego zmienić. Rodzice, szkoła, wszyscy chcieli nas rozdzielić. To było ciężkie. Bardzo ciężkie. a co jeśli to była dla Harrego za dużo? Co jeśli się poddał?
No i znów zaczynałam w niego wątpić. Ale kto nie traciłby nadziei po siedmiu miesiącach?
-[T.I]! Jestem w domu! - Usłyszałam stłumiony głos mamy, dochodzący z przedpokoju. Po raz pierwszy od ponad pół roku cieszyłam się, że będę mogła z nią porozmawiać. Przynajmniej odciągnie mnie od moich dołujących myśli.
Zwlekłam się z łóżka i udałam do kuchni, w której siedziała mama, przeglądając pocztę.
-Hej. - Przywitałam się obojętnym tonem. Od kłótni z rodzicami Harrego, nasze relacje uległy ochłodzeniu. Bardzo się od siebie oddaliłyśmy.
-Cześć. - Odparła patrząc na mnie znad papierów. - Płakałaś? - Spytała, uważnie mi się przyglądając.
-Może. - Wymamrotałam, ocierając łzy spływające po moich policzkach. Nawet nie byłam świadoma tego, że płakałam.
-Co się stało? - Ciągnęła niby troskliwie, jednak nadal przeglądając pocztę, jakby niewiele ją to obchodziło.
-To co zawsze. - Rzuciłam wzruszając ramionami.
-[T.I], daj już spokój. Minęło ponad pół roku, zapomnij o tym chłopaku. - Westchnęła, zniecierpliwiona.
-To nie jest pierwszy lepszy chłopak. Przypominam ci, że to miłość mojego życia i ojciec mojego dziecka. - Skarciłam mamę, obdarzając ją ostrym spojrzeniem.
-Już dobrze, dobrze. - Machnęłam ręką. - Przyszedł do ciebie list. - Patrzyła na świstek papieru z szeroko otwartymi oczyma.
-List? - Zdziwiłam się. - Kto jeszcze pisze listy?
-Nikt poza... - Urwała w pół zdania, blednąc na twarzy. Najwidoczniej nie spodziewała się takiego nadawcy.
-Poza kim? - Spojrzałam na nią wyczekująco.
-To nic ważnego. Jakaś reklama czy coś, wyrzucę to. - Spięta, rozglądała się niepewnie.
-Pokaż mi ten list. - Powiedziałam stanowczo.
-Ale... - Zaczęła, ale weszłam jej w słowo.
-Powiedziałam, pokaż mi. - Warknęłam wyrywając jej kopertę z dłoni.
Jako nadawca listu widniał na niej Harry Styles, a wysłany został z poczty znajdującej się kilka przecznic od jego szkoły.
-Chciałaś wyrzucić list od Harrego zanim go przeczytam? Jak mogłaś? Przecież wierz jak długo na niego czekam i jakie to dla mnie ważne. - Spojrzałam na nią z wyrzutem.
-Czy nie widzisz, że on ma na ciebie zły wpływ? Tylko przez niego cierpisz! Zapomnij o nim w końcu! - Sprzeczała się ze mną mama.
-Wcale nie! Cierpię tylko i wyłącznie przez was i rodziców Harrego! Wy nie chcecie naszego szczęścia! - Uniosłam się.
-My chcemy tego co dla was najlepsze! - Odparła, święcie przekonana o słuszności swoich słów.
-My sami lepiej wiemy co jest dla nas najlepsze. - Rzuciłam, wychodząc z pokoju obrażona.
Trzasnąwszy drzwiami, ponownie zamknęłam się w swojej sypialni. Nie mogąc dłużej czekać, rozerwałam kopertę drżącymi rękoma. Wyjęłam z niej nieduży świstek papieru. Świadomość, że jeszcze niedawno Harry trzymał go w swych dłoniach, za których dotykiem tak bardzo tęskniłam, wypełniła moje oczy łzami. Ostatnimi czasy dużo płakałam. Bardzo dużo. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam czytać.

Droga [T.I]!
    Jest tak wiele rzeczy, które chciałbym Ci powiedzieć. Nie mam jednak wystarczająco czasu ani miejsca na papierze.
    Zacznę od przeprosin. Przepraszam za to, że przez tak długi czas nie otrzymałaś ode mnie żadnej wiadomości. Niestety okazało się, że moja szkoła wojskowa jest o zaostrzonym rygorze i nie wolno nam posiadać telefonów komórkowych ani opuszczać terenu szkoły. Ponieważ dyrektor szkoły darzy mnie dużym zaufaniem, pozwolił mi wyjść na miasto, aby  odebrać szkolną korespondencję. Uznałem, że wizyta na poczcie jest idealną okazją do skontaktowania się z Tobą. Jednak ten list również piszę wbrew regułom, więc w żadnym wypadku nie będziesz mogła mi odpisać. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak łamie mi to serce. Tak bardzo chciałbym wiedzieć co u Ciebie słychać.
    Jednak nie piszę tego listu, aby się usprawiedliwić. Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że rozłąka nie zmieniła moich uczuć do Ciebie. Nie osłabły one, a wręcz stały się silniejsze. W szkole wojskowej nie jest łatwo. Jest cholernie ciężko, jednak nie może się to równać z myślą, że nie widziałem Cię od ponad pół roku i nie wiem kiedy nadejdzie ten wyczekiwany przeze mnie moment, kiedy znów będę mógł ujrzeć Twoją piękną twarz, usłyszeć Twój słodki głos i poczuć dotyk Twoich delikatnych dłoni na mojej skórze. Niczego nie pragnę bardziej.
    Każdy kawałek mojego serca tęskni za Tobą niewyobrażalnie. Kochałem Cię, kocham nadal, z dnia na dzień coraz bardziej i nigdy nie przestanę. Obiecuję. No popatrz tylko. Znów składam Ci obietnice. Ale nie martw się, spełnię wszystkie co do jednej.
    Zrobię wszystko, by znów z Tobą być. Jeśli trzeba będzie to ucieknę. Uciekniemy razem. Tylko we dwoje. Nie, co ja mówię. We troje. Stworzymy wspaniałą, kochającą rodzinę. Nikt nigdy więcej nas nie rozdzieli.
    Nasz maluszek będzie najszczęśliwszym dzieckiem pod Słońcem. Wiesz dlaczego? Bo będzie miał taką wspaniałą mamę jak Ty. Nigdy mnie nie zawiodłaś, zawsze byłaś przy mnie kiedy Cię potrzebowałem. I chociaż nigdy nie pokochasz mnie nawet w połowie tak bardzo jak ja kocham Ciebie, to uczucie, którym mnie darzysz sprawiło, że jestem lepszym człowiekiem. Świadomość, że taka osoba jest matką mojego dziecka jest dla mnie zaszczytem. Spełnieniem marzeń.
    Już nie mogę się doczekać, aż przyjdzie na świat. Za pewne będzie to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Mam tylko nadzieję, że będę mógł być przy tym obecny.
    Nie wiem kiedy znów uda mi się z Tobą skontaktować ani kiedy w końcu się zobaczymy, ale to na pewno nastąpi. Może nie jutro, może nie w tym miesiącu, ale jednak. Czy to też mogę Ci obiecać?

Twój, na zawsze oddany
Harry

PS. Kocham Cię bardziej niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić.

Przeczytałam list jeszcze kilka razy, by upewnić się, że nie jest to tylko piękny sen z którego zaraz się obudzę. Harry o mnie pamiętał. Nadal mnie kochał. Nie mógł doczekać się, aż dziecko się urodzi. Stwierdzenie, że w tej chwili byłam cholernie szczęśliwa byłoby niedopowiedzeniem. Wtedy poczułam wyrzuty sumienia, że w ogóle mogłam zwątpić w Harrego. Przecież mu ufałam. Cały czas mu ufam. Czemu miałabym mieć jakiekolwiek wątpliwości? Przecież nigdy mnie nie zawiódł. Obiecał mi, że wszystko będzie dobrze. I będzie. Tylko jeszcze nie teraz. Muszę być cierpliwa.
Nadal drżącymi dłońmi schowałam list do koperty, po czym włożyłam ją do szuflady biurka. Nie  mogłam pozwolić na to, by rodzice go przeczytali, więc zamknęłam ją na kluczyk. Ukrywszy go dobrze, położyłam się na łóżku i już po kilku minutach zapadłam w sen.
Tej nocy śnił mi się Harry. Byliśmy razem. Wszystko było dobrze, tak jak obiecał. Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Rozejrzałam się w okół w poszukiwaniu chłopaka. No tak, nigdzie go nie było. To był tylko sen. Ale niektóre sny się spełniają, prawda?

~*~

-Boże i za to płacą moi rodzice? Przecież w tej telewizji nic nie ma. - Mówiłam sama do siebie skacząc po kanałach.
Był piątek wieczór. Wszyscy moi znajomi byli teraz pewnie na jakichś imprezach, a ja siedziałam sama w domu oglądając powtórki dennych seriali.
W pewnym momencie zaczęłam się źle czuć. Miałam nadzieję, że zaraz mi przejdzie, jednak było coraz gorzej. Ból brzucha stawał się nie możliwy do wytrzymania. Zaczęłam się martwić.
Chwyciłam telefon i wybrałam numer do mamy. Jeden sygnał. Następny. I kolejny. Prośba o zostawienie wiadomości w poczcie głosowej. Zmartwiona rozłączyłam się i mimo, że tata nie brał telefonu do pracy, miałam nadzieję, że tym razem zrobił wyjątek i odbierze, gdy do niego zadzwonię. Niestety usłyszałam jego dzwonek dochodzący z kuchni. Jeszcze kilka razy starałam się dodzwonić do mamy, ale nic odbierała.
Brzuch bolał mnie coraz bardziej, a ja nie miałam pojęcia co robić. Nie było nikogo kto mógłby zawieść mnie do szpitala. Może poza... Nie, [T.I] to głupie. Myśl trzeźwo. Jednak kolejny skurcz szybko zmienił moje zdanie. Chyba po prostu nie miałam wyboru.
W pośpiechu założyłam buty i zamykając za sobą drzwi wybiegłam na osiedle, kierując się do domu sąsiadów. Stanąwszy przed ich drzwiami, poczęłam pukać w nie nachalnie.
-W czym mogę... [T.I]? Co ty tu robisz? - Mama Harrego patrzyła na mnie spod ściągniętych brwi.
-Ja... - Chciałam wyjaśnić jej sytuację, ale weszła mi w słowo.
-Mówiłam ci, że nie jesteś u nas mile widziana. - Ciągnęła kobieta ostro.
-Źle się czuję. - Udało mi się wymamrotać, po czym zgięłam się w pół z bólu.
-Boże, dziecko ty rodzisz! - Pani Styles patrzyła na mnie przerażona.
-Rodziców nie ma w domu. - Spojrzałam na nią błagalnie.
-Des! [T.I] rodzi! Rusz tą dupę sprzed telewizora i zawieź ją do szpitala! - Krzyknęła kobieta w głąb domu.
-Jak to [T.I] rodzi?! - Mężczyzna pojawił się w przedpokoju. Państwo Styles wyglądali na bardziej przerażonych ode mnie.
-No normalnie! Na co ty czekasz?! Migiem do samochodu! - Rozkazała Anne swojemu mężowi.
Mężczyzna podszedł do swojej żony i zaczął coś szeptać pochylając się nad jej uchem, na co ona tylko pokiwała głową.
-Chodź, [T.I] musimy się śpieszyć. - Pan Styles spojrzał na mnie troskliwie, po czym łapiąc mnie pod ramię, zaprowadził do samochodu i pomógł wsiąść do środka.
Po niespełna godzinie leżałam już na sali, a położne przygotowywały mnie do porodu. Z każdą minutą płakałam coraz bardziej. Byłam tu zupełnie sama. Panu Stylesowi nie pozwolono wejść na salę. Moi rodzice byli w pracy. A Harry był kilkadziesiąt kilometrów stąd. Tak bardzo chciałam, żeby był teraz ze mną. Żeby znów mi powiedział, że wszystko będzie dobrze. Żeby trzymał mnie za rękę. Tak bardzo się bałam.
-Gotowa? - Spytała mnie jedna z położnych.
Czułam jak świeże łzy napływają do moich oczu. - Nie. - Wyszeptałam.
-Spóźniłem się? - Do sali wpadł zdyszany Harry. Odgarnął włosy z twarzy i widząc mnie, jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. - [T.I]! - Ucieszył się.
-Harry? Co ty tu robisz? - Zdziwiłam się.
-Mama przywiozła mnie ze szkoły, żebym mógł być teraz z tobą. - Odparł miękko, patrząc mi w oczy.
-Przepraszam, co się tu dzieje? Kim pan jest? - Spytała ostro położna.
-Ojcem dziecka. - Powiedział dumnie Harry.
-Może zostać na sali? - Spojrzałam na kobietę błagalnym wzrokiem z nadzieją w głosie.
-Oczywiście, jak najbardziej. - Uśmiechnęła się do mnie uprzejmie.
Harry usiadł na krześle przy moim łóżku i splótł nasze dłonie.
-Kocham cię. Jestem z ciebie taki dumy. - Wyszeptał po czym złożył czuły pocałunek na moim czole.

~*~

-Pokażcie mi mojego wnuka! - Moja mama wpadła do sali jako pierwsza. Zaraz za nią tata i państwo Styles.
-Ale wy uroczo razem wyglądacie. - Zachwycała się mama Harrego, wyciągając aparat, by zrobić nam zdjęcie.
Natomiast ja leżałam na łóżku przytulając mojego nowonarodzonego synka, w czasie, gdy Harry siedząc obok, obejmował mnie ramieniem. Nie mogliśmy oderwać wzroku od naszego maluszka.
-Jak dacie mu na imię? - Spytał tata, uśmiechając cię do nas czule.
-Noel. - Odparł dumnie Harry.
-Piękne imię. - Powiedział z uznaniem ojciec Loczka.
-Mamy dla was dobre wieści. - Oznajmiła moja mama tajemniczo.
-Jakie? - Spytaliśmy jednocześnie z chłopakiem, zdziwieni.
-Czekając pod salą mieliśmy dużo czasu, by wszystko przemyśleć i dojść do porozumienia. - Ciągnął mój tata.
-Harry nie wraca do szkoły wojskowej. Zostanie w domu, by pomóc [T.I] opiekować się dzieckiem. To znaczy Noelem. - Dokończył pan Styles obdarzając nas promiennym uśmiechem.
-Naprawdę? - Ucieszył się Harry.
-Tak. - Odparł mężczyzna.
-Widzisz [T.I]? Mówiłem, że wszystko będzie dobrze. - Harry czule gładził mój policzek, patrząc mi w oczy.
-Przecież obiecałeś. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
-I dotrzymałem słowa. - Wyszeptał po czym złożył słodki pocałunek na moich ustach.


LOLA

czwartek, 18 kwietnia 2013

# 85. Harry I cz. 1

Drżącymi dłońmi wybrałam numer na klawiaturze telefonu. Zdenerwowana czekałam na odbiór połączenia. Pierwszy sygnał. Brzuch bolał mnie coraz bardziej. Drugi sygnał. Wszystko wokół wirowało mi przed oczyma. Trzeci sygnał. Drżenie dłoni nasiliło się, przez co ledwie mogłam utrzymać telefon.
-Halo? - W słuchawce rozbrzmiał tak dobrze znany mi głos.
-Harry? - Nie udało mi się wykrztusić nic więcej.
-[T.I], wszystko w porządku? - Spytał chłopak głosem przepełnionym troską i niepokojem.
-Przyjdziesz do mnie? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie, starając się powstrzymać łzy napływające do mych oczu.
-Stało się coś złego? - Dopytywał zmartwiony.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. - Odparłam, łamiącym się głosem. - Potrzebuję cię teraz.
-Jestem pod twoim domem. - Powiedział po chwili.
Podeszłam do drzwi wejściowych. Nadal drżącymi dłońmi przekręciłam klucz tkwiący w zamku. Nacisnęłam klamkę, a drzwi ustąpiły, otwierając się na ościerz. Z ciemności wyłonił się Harry z wielce zatroskaną miną. Patrzył na mnie oczyma pełnymi niepokoju.
-Szybko przyszedłeś. - Uśmiechnęłam się przez łzy, chowając komórkę do kieszeni spodni.
-Biegłem ile sił w nogach. Poza tym mieszkam na przeciwko. - Odparł.
-No tak. - Przyznałam. - Wejdź. - Zaprosiłam chłopaka do środka, robiąc mu przejście.
Wszedł, delikatnie zamykając za sobą drzwi, po czym przeszliśmy do salonu.
-[T.I], płakałaś? - Spytał miękko, ująłwszy moją twarz w dłonie. Swoimi pięknymi, zielonymi tęczówkami wpatrywał się w moje oczy, które znów zaszkliły się łzami. Uciekając wzrokiem powoli pokiwałam głową.
Harry obiął mnie ramionami w mocnym uścisku. Wtuliwszy się w niego, dałam upust swoim emocjom. Wcześniej powstzymywane łzy, spływały po mojej twarzy, pozostawiając mokrą plamę na jego bluzie.
Delikatnie odsunął się, by ponownie spojrzeć mi w oczy i wyszeptał:
-[T.I], co się dzieje? - Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Nadal płacząc, kręciłam tylko głową. - Proszę cię, [T.I]. Przecież mi możesz powiedzieć. - Przekonywał, gładząc mój policzek.
-Właśnie dlatego chciałam, żebyś przyszedł. Ale... Ale nie mogę... Boję się. - Łkałam.
-Czego? - Zdziwił się.
-Że ode mnie odejdziesz.
-Hej, popatrz na mnie. - Obdarzyłam go niepewnym spojrzeniem. - Nawet tak nie mów. Kocham cię i nigdzie się nie wybieram. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. Tylko powiedz mi co się dzieje. - Kciukami otarł łzy spływające po moich policzkach.
-Nie! - Odepchnęłam go gwałtownie, po czym znów wybuchłam płaczem. - Nic nie będzie dobrze! Nie składaj mi obietnic bez pokrycia! Nie rozumiesz, że...
-Nie, [T.I] nie rozumiem. - Przerwał mi, wyraźnie zdezorientowany. - Ale jestem twoim chłopakiem i się o ciebie marwię. Mam prawo wiedzieć co jest grane. - Stał na przeciwko mnie, wyczekując odpowiedzi. Patrzyłam na tego uroczego, wiecznie uśmiechniętego loczka ze świadomością, że to co zaraz powiem, zniszczy mu życie. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabym, żeby przekonał się jakie to uczcie. Ale nie dał mi wyboru. Postawił mnie pod ścianą. Prędzej czy później i tak musiałbym mu powiedzieć.
Wzięłam głęboki wdech i chowając twarz w dłoniach wyszeptałam:
-Jestem w ciąży.
-Jesteś w ciąży? - Ton jego głosu nic mi nie zdradzał, lecz nie miałam na tyle odwagi, by spojrzeć na niego i zobaczyć jego reakcję. Nagle poczułam jak łapie mnie w pasie i unosi do góry. Nie chcąc stracić równowagi, oplotłam dłonie wokół jego szyji. Moim oczom ukazała się rozpromieniona twarz Harrego. - Będę tatą! - Krzyczał kręcąc się w kółko ze mną na rękach, uśmiech nawet na chwilę nie opuszczał jego twarzy. Po chwili odstawił mnie na ziemię i wpił się w moje usta jak nigdy wcześniej. Z pasją i milionem nowych uczuć, których wcześniej nie doświadczył. Czułam jego niespokojne bicie serca.
-Cieszysz się? - Zdziwiłam się, gdy się od siebie oderwaliśmy.
-Żartujesz? Nigdy w życiu nie czułem się tak szczęśliwy! - Powiedział po czym czule pocałował mnie w czoło. Następnie schylił się i złożył kilka całusów na moim brzuchu. - Już nie mogę się doczekać, aż się urodzi. - Dodał z rozmażoną miną.
-Nie boisz się, że może nas to przerosnąć? - Spytałam zmartwiona.
-Czemu? Jeszcze nie pojawiło się na świecie, a ja już kocham to dziecko całym sercem. - Odparł poważnym tonem, patrząc mi w oczy.
-A co jeśli miłość nie wystarczy? - Byłam pełna obaw.
-We dwójkę jakoś sobie poradzimy. - Powiedział posyłając mi pokrzepiający uśmiech. - Wszystko będzie dobrze. To nie jest obietnica bez pokrycia. - Dodał, po czym obejmując mnie w talii, oparł swoje czoło o moje.
-Harry? - Wyszeptałam.
-Hmm?
-A co z rodzicami? - Chłopak drgnął niespokojnie.
-Powiemy im. Jak najszybciej. - Powiedział, przełykając ślinę. Widziałam, że się denerwował. Jego rodzice, a szczególnie ojciec byli bardzo surowi. Nie wiedziałam jak zareagują na całą tą sytuację, ale miałam ani grama wątpliwości, że się nie ucieszą.
-To znaczy kiedy? - Spytałam równie zestresowana.
Nagle oderwaliśmy się od siebie słysząc trzask drzwi i odgłos kroków na przedpokoju.
-Cieszę sie, że postanowiliście wpaść na kawę. - Usłyszałam głos mojego taty.
-Oh, to my bardzo dziękujemy za zaproszenie. - Odpowiedziała... mama Harrego?
-To ja wstawię wodę na kawę. Anne, Des, rozpuszczalna mam rozumieć? - Do rozmowy włączyła się moja rodzicielka.
-Oczywiście, jak zwykle. - Odparł ojciec Harrego.
-To znaczy teraz. - Wyszeptał Loczek, nachylając się do mojego ucha.
Zdążyłam tylko spojrzeć na niego przerażona i już otwierałam usta, by coś powiedzieć, kiedy rodzice weszli do salonu.
-O Harry, miło cię widzieć! - Mój tata przywitał się z chłopakiem męskim uściskiem dłoni.
-Dobry wieczór, para również. - Uśmiechnął się pogodnie.
-Witaj, kochana, co u ciebie słychać? - Mama Harrego objęła mnie ramionami.
-Wszystko w porządku, dziękuję, że pani pyta. - Odwzajemniłam uścisk.
-Płakałaś? - Spytała podejrzliwie, przygladajac mi się.
-Nie, ja tylko... - Nie mogłam wymyślić nic na poczekaniu.
-Musimy z wami o czymś porozmawiać. - Harry spojrzał na mnie porozumiewawczo. W odpowiedzi pokiwałam tylko głową. Z jednej strony chciałam mieć tą rozmowę już za sobą, a z drugiej nigdy nie bałam się tak bardzo jak w tamtej chwili. Chłopak wyczuł moje zdenerwowanie i drżącymi rękoma splutł nasze dłonie. Chyba był równie przerażony co ja.
-Z nami wszytskimi? - Spytała moja mama, niosąc z kuchni kawę.
-Tak, poza tym to bardzo ważne i nie możemy z tym zwlekać. - Udało mi się wydusić.
-W takim razie słuchamy. - Tata Harrego spojrzał na nas wyczekująco.
Wraz z chłopakiem wymieniliśmy spojrzenia. Chyba wyczuł, że słowa te nie przejdą mi przez gardło.
-[T.I] jest w ciąży. - Powiedział w końcu, za co byłam mu niewyobrażalnie wdzięczna. Cieszyłam się, że jest teraz ze mną, sama nie dałabym rady wyznać tego rodzicom.
-Czy to ma być jakiś żart? - Moja mama patrzyła na mnie z wyrazem twarzy, którego nie mogłam rozszyfrować.
-Jeśli tak to nie śmieszny. - Dodał mój tata.
-Wy mówicie poważnie? - Mama Harrego wyglądała na przerażoną.
-Tak. - Chłopak mocniej ścisnął moją rękę.
-To są chyba jakieś kpiny! - Jego ojciec wściekł się nie na żarty.
-Tato... - Harry starał się go uspokoić.
-Nie przerywaj mi kiedy mówię! - Wrzasnął. - Jak wy sobie to wszystko wyobrażacie?!
-Będę z [T.I] i wychowamy to dziecko najlepiej jak umiemy. - Oświadczył patrząc ojcu w oczy.
-Co ty wygadujesz?! - Zaśmiał się kpiąco. - Jakimi wy możecie być rodzicami? Macie po dziewiętnaście lat. Jak macie zamiar wychować dziecko skoro sami jeszcze nimi jesteście?!
-A ty nie masz nam nic do powiedzenia? - Mama patrzyła na mnie rozwścieczona.
-Wszystko chyba zostało już powiedziane. - Odparłam drżącym głosem.
-Zawiedliśmy się na tobie. - Powiedział nagle tata. Poczułam jak łzy napływają do moich oczu. Chyba nic nie boli tak jak wtedy, gdy takie słowa padają z ist rodziców. - Wiesz co, Des? Myślałem, że lepiej wychowałeś syna. - Zwrócił się do ojca Harrego.
-To samo mógłbym powiedzieć o twojej córce. - Warknął przeszywając go ostrym spojrzeniem.
-Ale to twój synalek zrobił jej dziecko w wieku dziewiętnastu lat! - Zaczynało się robić nieprzyjemnie.
-Ale to ona się puściła! Skąd w ogóle mamy mieć pewność, że to Harry jest ojcem? - Te słowa przelały czarę goryczy.
-Nie waż się tak o niej mówić! - Warknął Harry podchodząc do swojego taty. Zwinął palce dłoni w pięść i wziął zamach, jednak jego ojciec był szybszy i obronił się od ciosu, zatrzymując jego rękę w powietrzu.
-Ty gówniarzu! I jeszcze masz czelność mówić mi co mam robić i podnosić na mnie rękę?! Dosyć tego. Idziemy do domu. - Popchnął chłopaka w kierunku drzwi.
-Przykro mi to mówić, ale w naszym domu nie będziecie więcej mile widziani. - Powiedziała moja rodzicielka z kamienną twarzą.
-Nasza noga już tu nie postanie. - Odparła mama Harrego. - A jego tym bardziej. Ja się o to postaram. - Dodała patrząc na syna.
-Co? Nie! Nie możecie nam tego zrobić! - Protestowałam.
-Tak będzie dla wszystkich najlepiej. - Tata zupełnie mnie zignorował.
-Kocham cię [T.I]. Będziemy razem, obiecuję. - Krzyknął Harry stojąc na progu.
-Jeszcze zobaczymy. - Wtrącił jego ojciec po czym wyszli trzaskając drzwiami.
-Mamo, tato... - Spojrzałam na rodziców przez łzy.
-Idź do swojego pokoju, [T.I]. - Powiedziała mama z kamienną twarzą.
-Ale...
-Słyszałaś mamę. - Przerwał mi tata.
Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje wokół mnie. Miałam nadzieję, że to jakiś zły sen. Koszmar, z którego zaraz się obudzę. Wszedłwszy do swojej sypialni, zamknęłam się na klucz. Nie miałam ochoty oglądać dziś już żadnego z moich rodziców. Wiedziałam, że nie będą się cieszyć z tego, że ich dziewiętnastoletnia córka zaszła w ciążę, ale nie spodziewałam się takiej reakcji. Ja ich rozczarowałam, oni mnie zawiedli. Czyli był remis.
Nie wiedziałam co mogłabym w tej sytuacji zrobić. No właśnie. Nic nie mogłam zrobić. Mogłam jedynie siedzieć sama w swoim pokoju i wypłakiwać oczy. I to właśnie robiłam przez kilka godzin. Siedziałam na łóżku, z policzkami mokrymi od słonych łez. Gdy już mi ich zabrakło, znużona zasnęłam.
Z snu wyrwało mnie głośne stukanie. Przestraszona zerwałam się z łóżka w poszukiwaniu źródła dźwięku. Wtedy za oknem zobaczyłam Harrego, pukającego w mój parapet. Otworzyłam okno na oścież, a chłopak zwinnie wspinając się po przymurówce, wszedł do mojej sypialni.
-Harry! - Ucieszyłam się na jego widok.
-[T.I] muszę ci coś powiedzieć. - Wydawał się być trochę zdenerwowany.
-Tylko nie gadaj, że jesteś w ciąży. - Zaśmiałam się, próbując rozluźnić atmosferę.
-To nie jest śmieszne, [T.I]. Mówię poważnie. - Odparł patrząc mi w oczy. Dopiero wtedy dostrzegłam, że jego zielone tęczówki, zamglone są przez łzy.
-Harry, co się dzieje? - Zaczęłam się martwić.
-Oni chcą mnie wysłać do szkoły wojskowej, [T.I]. - Wyznał łamiącym się głosem. - Ja nie chcę tam jechać. Chcę być z tobą. Chcę być ojcem dla naszego dziecka. - Łkał coraz głośniej. Nie mogłam patrzeć na niego w takim stanie. Wtuliłam się  mocno w jego bluzę, czując jak moje serce pęka na tysiące kawałeczków.
-Czemu oni nam to robią? - Łkałam razem z nim.
-Chcą zrobić wszystko, żebyśmy nie byli razem. Za nic nie zmienią decyzji. Wszystko jest już załatwione. Jutro wyjeżdżam.
-Jak to jutro? - Spojrzałam na niego oszołomiona.
-Z samego rana. Będę do ciebie dzwonił, przyjeżdżał na każdy weekend. Jak trzeba będzie to razem uciekniemy. W końcu znajdziemy sposób, by być razem, obiecuję. - Ujął moją twarz w dłonie i mówił patrząc mi w oczy.
-Ostatnio wiele mi obiecujesz. - Uśmiechnęłam się przez łzy.
-Ale wszystkich obietnic dotrzymam. - Odparł, całując mnie czule, jak mniemam na pożegnanie, po czym wyszedł.
Zostawił mnie samą z masą nadziei i złożonych obietnic. Chodź raczej, jak czas pokazał, niespełnionych obietnic.


LOLA

wtorek, 16 kwietnia 2013

# 84. Louis.

Położyłam walizkę na podłodze, po czym wygrawszy walkę z zacinającym się suwakiem, otworzyłam ją i zaczęłam opróżniać.  Nie miałam przy sobie wielu rzeczy. Tylko niezbędne i te, które darzyłam sentymentem. Tak jak zdjęcie z moimi rodzicami i siostrą, na tle naszego podwórka, oprawione w złotą ramkę. Postawiłam je na szafeczce nocnej, obok łóżka, uśmiechając się pod nosem.
Wyjechanie na studia do Londynu  było moim największym marzeniem, ale co do tego, że będę tęsknić za rodziną, przyjaciółmi i rodzinną miejscowością nie miałam najmniejszych wątpliwości. Westchnęłam głęboko, po czym wróciłam do rozpakowywania walizki.
Nagle drzwi otworzyły się na oścież, a w progu stanął, muszę przyznać, bardzo przystojny chłopak mniej więcej w moim wieku.
-Hej. - Rzucił zdziwiony, gdy mnie zauważył.
-Hej. - Odparłam trochę zmieszana.
-Nie to, żebym miał coś przeciwko, ale mogłabyś mi powiedzieć co taka ładna dziewczyna, robi w moim pokoju? - Spytał uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Miałam nadzieję, że nie zauważył, że następstwem jego komplementu były rumieńce na moich policzkach.
-Ale to jest mój pokój. - Wykrztusiłam.
-Niemożliwe. Powiedzieli, że mam zamieszkać w 69. A to jest...? - Spojrzał na mnie pytajaco.
-No 69. - Wzruszyłam ramionami.
-W takim razie wygląda na to, że będziemy współlokatorami. - Uśmiechnął się szeroko, jedną ręką zamykając drzwi, a drugą rzucając swoją walizkę na łóżko.
-Sądziłam, że w akademikach do jednego pokoju przydziela się osoby o tej samej płci... - Zaczęłam zastanawiać się na głos.
-Wiesz, jak tak teraz o tym myślę, to kiedy wypełniałem wniosek, trochę się śpieszyłem i możliwe, że w rubryce na imię zamiast Louis, wpisałem Lou... - Podrapał się po karku, zakłopotany.
-Czy stało się to o czym myślę? - Spytałam chichocząc.
-Tak, wzięli mnie za dziewczynę. - Zawtórował mi w śmiechu.
-W takim razie miło cię poznać, Lou. - Powiedziałam uprzejmie, słodko się uśmiechając.
-Ciebie również... - Spojrzał na mnie wyczekująco.
-[T.I]. - Dokończyłam. Louis pokiwał głową, odwzajemniając uśmiech.

~*~

Mimo, że nie spodziewałam się, że moim współlokatorem będzie chłopak, nie miałam nic przeciwko temu. Louis okazał się być bardzo porządny, odpowiedzialny i uprzejmy. Właśnie z kimś takim chciałam mieszkać w akademiku.
A fakt, że był zabawny i uroczy, a patrzenie na niego było bardzo miłe dla oczu, również mi nie przeszkadzał.
Jednak po pewnym czasie dzielenia z nim pokoju, poznałam oblicze Louisa, o którego istnieniu nie miałam pojęcia.
W piątkowy wieczór uczyłam się do egzaminów, kiedy nagle drzwi otworzyły się z głośnym hukiem, a do pokoju wpadł Lou z kilkoma znajomymi z uczelni. Wszyscy byli wyraźnie podpici.
-Co wy wyprawiacie? - Warknęłam wściekła, zamykając za nimi drzwi, by nikt nas nie słyszał.
-Robimy melanż! - Krzyknął Louis, podnosząc do góry flaszkę, którą trzyał w ręku.
-Zamknij się idioto! Jak ktoś zobaczy was w takim stanie, będziecie mieć poważne kłopoty. - Skarciłam chłopaka spojrzeniem.
-Daj spokój, [T.I], zabaw się z nami. - Namawiał.
-Nie ma mowy. - Odmówiłam kategorycznie.
-Oj, nie daj się prosić. - Nalegał, podając mi butelkę. Dziwiąc się samej sobie, przyłożyłam ją do ust i piłam, aż Lou nie wyrwał mi jej z rąk.
-Hej, zostaw coś dla nas. - Zaśmiał się, po czym sam też wziął łyka.
Może nie powinnam była tak łatwo dać się przekonać. Miałam świadomość, że w żaden sposób nie uda nam się uniknąć konsekwencji, ale cóż, raz się żyje, tak? Od początku roku cały czas tylko się uczyłam, należało mi się teraz trochę zabawy.
Po mniej więcej godzinie wszyscy byliśmy całkowicie zalani. Nie przeszkadzało nam to jednak w dalszej zabawie. Ponieważ na uczelni było kilka dni wolnego, wiele osób z akademika wyjechało do domu, dzięki czemu mogliśmy być tak głośno jak chcieliśmy, nikomu nie przeszkadzając.
W końcu znalazł się jednak ktoś, komu nasza impreza się nie spodobała. Siedzieliśmy na podłodze wśród pustych butelek po piwie i wódce. Po dywanie walały się kawałki potłuczonego  talerza oraz frytki, które wcześniej na nim leżały. Lou przypatrywał się im z wyrazem twarzy, którego nie mogłam rozszyfrować.
-Jak chcesz to możesz się poczęstować. - Wybełkotałam, plączącym się językiem.
-Chyba podziękuję. - Wykrzywił usta w pijackim uśmiechu.
Nagle usłyszeliśmy gwałtowne walenie do drzwi. Ledwo przebiło się ono przez głośną muzykę wydobywającą się z głośników. Z trudem trzymając się na nogach, wstałam i otworzyłam drzwi.
-Co wy sobie wyobrażacie?! Wiesz która jest godzina?! - Darł się Kevin stojąc w progu.
-Dwadzieścia po pierwszej. - Wzruszyłam ramionami, spoglądając na zegarek na lewym nadgarstku.
-A o której zaczęliście? - Spytał wściekły.
-Około północy. - Przeczesałam włosy palcami.
-I do tej pory nikt mnie jeszcze nie zaprosił? Oj, nie ładnie. - Skarcił mnie wzrokiem, po czym minął i wszedł do środka.
-Keeeeeeeevin! - Wrzasnął Lou, widząc przyjaciela.
-Louuuuuuuuis! - Odpowiedział nowy gość równie głośno.
Lou poderwał się z podłogi i wraz z Kevinem zaczęli biec w swoim kierunku z otwartymi ramionami. Niestety wypity alkohol zrobił swoje i w połowie drogi Louis przewrócił się, potykając o własne nogi. Wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem.
-Nie śmiejcie się. Czuję się upokorzony. - Mamrotał chłopak, nie podnosząc się z ziemi.
-Wstawaj łamago. - Podałam mu rękę nadal chichocząc.
-Nie ma mowy. Dobrze mi na podłodze, ona przynajmniej się ze mnie nie śmieje. - Rzucił obrażony.
W mniej więcej takiej atmosferze minęła nam impreza, którą skończyliśmy grubo po 4. Wraz z moim współlokatorem pożegnaliśmy gości, po czym wykończona rzuciłam się na łóżko. Już prawie udało mi się zasnąć, kiedy usłyszałam szept Lou:
-Ej, [T.I] posuń się.
-Coo? - Wymamrotałam zaspanym głosem, nawet nie otwierając oczu.
-Przesuń się do ściany. - Poprosił.
Nie zastanawiając się dokąd to zmierza, wykonałam jego prośbę. Chwilę potem poczułam jak zajmuje miejsce obok mnie i przykrywa się moją kołdrą.
-Co ty robisz? - Spytałam na wpół przytomna.
-Dziś śpię z tobą. - Odparł szeptem.
-Dlaczego? - Zdziwiłam się.
-Kevin zarzygał mi łóżko. - Nie mogłam powstrzymać śmiechu. - A ty znów zaczynasz. Chyba jednak prześpię się na podłodze, tylko ona mnie rozumie. - Powiedział oburzony, podnosząc się z łóżka.
-Nie, czekaj, przepraszam. Zostań. - Przyciągnęłam go bliżej siebie.
-Skoro nalegasz. - Odparł układając głowę na poduszce tak, że leżeliśmy na wprost siebie.
-Dobranoc. - Wyszeptałam.
-Słodkich snów. - Odpowiedział równie cicho.

Rano obudziłam się wtulona w Louisa, z głową na jego klatce piersiowej. Czułam, że mi sie przygląda.
-Co robisz? - Spytałam leniwie podnosząc głowę, by na niego spojrzeć.
-Patrzę jak śpisz. - Uśmiechnął się czule.
-To trochę przerażające. - Stwierdziłam ziewając.
-A ja słyszałem, że romantyczne.
-Sugerujesz coś? - Zdziwiłam się.
-Chcesz się ze mną umówić? - Wycedził nagle, patrząc mi w oczy.
-Jeśli tylko podłoga nie ma nic przeciwko, to z chęcią. - Zaśmiałam się.
-Nie mów jej, ale tak naprawdę to ty mi się podobasz. - Powiedział, po czym złączył nasze usta w czułym pocałunku.

LOLA

sobota, 13 kwietnia 2013

# 83. Niall.

To, że dodałyśmy tego imagina nie oznacza, że postanowiłyśmy dalej pisać, nie podjęłyśmy jeszcze decyzji w tej sprawie. Ale mamy w zanadrzu kilka imaginów i szkoda by było, żeby się zmarnowały.
Imagin z dedykacją dla Lady Jocker  xx
____________________________________________________________________________________


-Zimno mi. - Wyszeptałam łamiącym się głosem.
Niall nic nie mówiąc, uścisnął mnie mocniej. Wtuliłam się w jego bluzę z nadzieją, że zrobi mi się chociaż trochę cieplej.
-Lepiej? - Spytał równie cicho.
-Tak... - Wymamrotałam.
-Nie kłam. Czuję jak drżysz. - Poruszył się niespokojnie.
-Może trochę... - Odparłam, po czym zapanowało między nami milczenie.
-Przepraszam. - Powiedział po chwili Niall, przerywając ciszę.
-Za co? - Zdziwiłam się, unosząc głowę z jego klatki piersiowej, aby na niego spojrzeć.
-To moja wina. - Mówił blondyn z oczami pełnymi łez.
-Niall, o czym ty mówisz? - Spytałam zmartwioną, nie spuszczając z niego wzroku.
-To przeze mnie musisz spać na tym jebanym dworcu. - Odparł z pełnym bólu wyrazem twarzy, a słone łzy zaczęły spływać po jego bladych policzkach.
-Wcale, nie, to... - Zaczęłam.
-Nie, [T.I] nie próbuj zaprzeczać. To wszystko moja wina. - Przerwał mi, unikając mojego wzroku.
-Niall, popatrz na mnie. - Powiedziałam stanowczo.
Chłopak obdarzył mnie smutnym spojrzeniem.
-To ja dokonałam wyboru. Nie jesteś niczemu winien. - Przekonywałam blondyna. Widziałam jednak, że bezskutecznie.
-Gdyby nie ja, spałabyś na wygodnym łóżku, opatulona jedwabną pościelą, a rano obudziłby cię zapach pysznego śniadania przygotowanego przez twoją mamę. - Nie dawał za wygraną.
-Myślisz, że właśnie tego bym chciała? - Warknęłam. - To nie jest mi potrzebne do szczęścia. Natomiast ty tak. Wybrałam ciebie. Dlaczego cię to nie cieszy?
-Hej, nawet tak nie mów. - Powiedział blondyn ujmując moją twarz w dłonie. Kciukiem otarł łzy, które sama nie wiem kiedy zaszkliły moje oczy i zaczęły spływać po policzkach. - Dzięki tobie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nadajesz mojemu życiu sens. Dobrze wiesz, że nie poradziłbym sobie bez ciebie i nie ma słów, którymi mógłbym wyrazić jak bardzo cię kocham. Ale czy... - Przerwał w pół zdania. - Nie żałujesz czasem swojej decyzji?
-Absolutnie nie. - Odparłam natychmiast.
-Jesteś pewna? Bo ja ostatnio coraz częściej zaczynam myśleć, że twój tata jednak miał rację. -  Zwierzył się Niall, po czym odwracając głowę utkwił wzrok gdzieś w oddali.
-W jakiej kwestii? - Spytałam niepewna.
-No, kiedy powiedział, że... - Głos mu się załamał, a nowe łzy błyszczały w jego oczach. - Kiedy powiedział, że jestem nic niewartym śmieciem, który tak jak jego rodzice niczego w życiu nie osiągnie i nie będzie w stanie zapewnić jego córce przyszłości. - Wymamrotał ledwo, po czym z jego ust wydał się cichy szloch.
-Nie, Niall, proszę cię, nie mów tak, proszę. Przestań. - Prosiłam szlochając razem z nim.
-Ale to szczera prawda. Powinnaś była zerwać ze mną już wtedy, gdy tata kazał wybierać ci między mną, a rodziną. - Wybełkotał. Ledwo mogłam go zrozumieć.
-Zamknij się! - Krzyknęłam rozhisteryzowana.
-Co? - Niall spojrzał na mnie wielkimi, nadal mokrymi od łez oczami.
-Powiedziałam, zamknij ten jebany dziób! - Uniosłam się.
-[T.I]... - Zaczął.
-Nie przerywaj mi teraz! Słuchaj co mam ci do powiedzenia! - Powiedziałam stanowczo, a blondyn nadal patrzył na mnie przerażony. - Oni nie powinni byli kazać mi wybierać między tobą, a nimi. To było niesprawiedliwe, że nie chcieli, żebyśmy byli razem, tylko i wyłącznie dlatego, że nie miałeś zbyt dobrej sytuacji finansowej. Nie rozumieli, że nie jest to dla mnie ważne. Nie rozumieli jak bardzo cię kocham. I nawet jeśli będziemy spać na tym jebanym dworcu i głodować już do końca życia i tak będę szczęśliwa, bo jestem z tobą. - Dokończyłam, cały czas patrząc mu w oczy.
-Kocham cię. - Wyszeptał, po czym objął mnie tak, jakby nigdy nie miał zamiaru wypuścić mnie ze swych ramion.
-Ja ciebie też. - Odparłam cicho odwzajemniając uścisk.

Obudziłam się wtulona w Nialla z głową na jego klatce piersiowej. Na moich ramionach spoczywała jego bluza. Najwidoczniej musiał przykryć mnie nią w nocy. Zapewne wiąże się to również z tym, że sam zmarzł jak cholera.
-Śpisz? - Z zamyślenia wyrwał mnie zaspany głos blondyna.
-Już nie. - Odparłam ziewając.
-Jesteś głodna? - Spytał, gładząc mój policzek dłonią.
-Nie... - Skłamałam, dobrze wiedząc, że nie mamy już pieniędzy. Niestety wydało mnie bardzo głośne burczenie brzucha.
-Czyżby? - Uniósł jedną brew.
-No dobra, zjadłabym konia z kopytami i jestem pewna, że ty najchętniej dwa. - Niall zaśmiał się rozbawiony. - Ale wiesz, że nigdzie nie nakarmią nas za darmo, a wczoraj wydaliśmy ostatnie drobne...
-No wiem, myślałem o tym i chyba mam plan. - Wycedził nagle.
-Jaki? - Zdziwiłam się.
-Dowiesz się w swoim czasie. - Odparł tajemniczo.

~*~

-Sklep? To jest ten twój plan? - Uniosłam brew, patrząc na chłopaka.
-Nie do końca. - Rzucił, wyraźnie starając się uniknąć odpowiedzi.  - Chodź do środka. - Powiedział popychając szklane drzwi z żółtą tabliczką z napisem "OTWARTE".
Omiotłam wnętrze sklepu krytycznym spojrzeniem. Był to niewielki, prosty budynek. Cztery ściany pokryte odpadającą już białą farbą, odbijającą stanowczo za jasne światło padające z dwóch lamp. Na środku pomieszczenie ustawionych było kilka, ledwie trzymających się półek z produktami różnego rodzaju. Pod oknem, miejsce zagrzała mała lada z kasą, przy której stał, bardzo sympatycznie wyglądający starszy pan.
-Spytaj go czy widział wczoraj mecz. - Powiedział Niall, gdy dostrzegł, że przyglądam się sprzedawcy.
-Co? - Zdziwiłam się.
-Spytaj go czy widział wczoraj mecz. - Powtórzył blondyn, jakby nigdy nic.
-Słyszałam za pierwszym razem. Ale po co?
-Po prostu go zapytaj.
-Dobra. Ale skąd wiesz, że wczoraj był w ogóle jakiś mecz?
-Oj tam, zawsze jest jakiś mecz. - Machnął lekceważąco ręką. - No, na co czekasz? - Ponaglił mnie.
-Już idę, spokojnie. - Podniosłam ręce w geście kapitulacji.
-Ja w tym czasie rozejrzę się po sklepie. - Powiedział znikając między półkami.
Niepewnym krokiem podeszłam do lady z uprzejmym uśmiechem.
-Dzień dobry. - Przywitałam się ze staruszkiem.
-Dobry, dobry. W czym mogę pomóc? - Odwzajemnił uśmiech.
-Chciałam spytać, czy... Chciałam spytać, czy widział pan może wczoraj mecz? - Wycedziłam, starając się nie myśleć o tym jak niedorzecznie musiałam w tej chwili brzmieć.
-Tak sie składa, że widziałem. - Odparł sprzedawca, po czym zaczął zdawać mi relację z całego meczu. Nie mając pojęcia o piłce nożnej, ograniczyłam swoje odpowiedzi jedynie do przytaknięć i kiwnięć głową.
Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu, oplatając ramiona wokół mojej talii. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto to.
-Czyli przegapiłem naprawdę świetny mecz? - Zagadał Niall do sprzedawcy.
-Oj tak, młody chłopcze. Koniecznie nadrób zaległości. Kupujecie coś? - Spytał staruszek uprzejmie.
-Niestety nie, ale na pewno jeszcze wpadniemy. Do widzenia! - Rzucił na odchodnym, prowadząc mnie do wyjścia.
-Co to miało być? - Spytałam zdezorientowana, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz.
-Wszystko poszło zgodnie z planem. - Blondyn obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
-Powiesz mi wreszcie na czym on polegał? - Warknęłam zniecierpliwiona. - Dziwnie się dziś zachowujesz.
-Kiedy jestem głodny nie jestem sobą. Na szczęście już niedługo. - Powiedział rozpinając bluzę. Wyjął spod niej butelkę wody i kilka bułek.
-Niall, skąd ty to masz? - Spytałam przerażona.
-Wziąłem ze sklepu. - Odparł wzruszając ramionami.
-Ukradłeś to? Upadłeś na głowę?! - Uniosłam się.
-Daj spokój, [T.I]. To tylko woda i kilka bułek. To nie jest warte więcej niż pare funtów. - Bronił się blondyn.
-Nie, Niall. Kradzież to kradzież. Zaczniesz od bułek, skończysz na samochodach. A co jeśli nas złapią? Nie poradzę sobie w więzieniu. A co jeśli... - Zaczęłam histeryzować.
-Hej, hej, spokojnie. - Przerwał mi.
-Jak mam być spokojna?! Mój chłopak jest złodziejem! Boże, mój tata miał rację. - Wymamrotałam, zakrywając twarz dłońmi.
Dopiero po chwili dotarło do mnie co właściwie powiedziałam. Nie mogłam uwierzyć, że wyszło to z moich ust. Chłopak stał jak wmurowany, wpatrując się we mnie oczami przepełnionymi jedynie bólem.
-Niall, ja nie chciałam... - Powiedziałam delikatnie, przepraszającym tonem. Ujęłam dłoń chłopaka, obawiając się, że mnie odtrąci.
-Masz rację. Przepraszam. - Wymamrotał chłopak spuszczając głowę.
-Obiecaj mi, że więcej tego nie zrobisz. - Poprosiłam.
-Obiecuję. - Odparł patrząc mi w oczy.

*miesiąc później

-Niall? - Zawołałam blondyna zaspanym głosem.
Odpowiedziała mi cisza.
-Niall? - Powtórzyłam, podnosząc się z ziemi.
Rozejrzałam się wokół dworca, który znałam już bardzo dobrze. W sumie mogłam powiedzień, że był dla mnie jak dom. Nigdzie jednak nie dostrzegłam Nialla. Nagle poczułam przeszywający niepokój. Było już ciemno, a ja siedziałam zupełnie sama na miejskim dworcu, a co najgorsze nie miałam pojęcia gdzie był Niall.
Przez pół godziny miałam nadzieję, że chłopak zaraz wróci, ale gdy się tak nie stało zaczęłam się poważnie martwić.
Nagle poczułam wibracje w kieszeni spodni. Wyjęłam z niej wspólną komórkę moją i Nialla, z której nie korzystaliśmy zbyt często, gdyż od dłuższego czasu nie mieliśmy czym pokryć kosztów doładowań. Na ekranie widniał nieznany mi numer.
-Halo? - Spytałam niepewnie, odbierając połączenie.
-[T.I], to ja Niall. - Usłyszałam zestresowany głos blondyna.
-Gdzie ty się podziewasz? Co to za numer? Co się dzieje? - Dopytywałam się zmartwiona.
-Mam kłopoty. - Odparł, a ja nawet przez telefon wyczuć mogłam jego przerażenie.
-Jakie? - Spytałam denerwując się coraz bardziej.
-Aresztowali mnie. - Wyrzucił z siebie w końcu, biorąc głęboki wdech.
-Jak to? - Nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
-Przyjedziesz po mnie? - Spytał cicho.
-Tak, oczywiście. Tylko powiedz mi co się stało. - Przez drżenie rąk ledwie mogłam utrzymać telefon.
-Opowiem ci wszystko na miejscu. Muszę już kończyć. - Oświadczył smutno.
-Dobrze, wsiadam w pierwszy autobus. - Zapewniłam.
-Kocham cię. - Powiedział po chwili ciszy.
-Ja ciebie też. - Odparłam, po czym połączenie zostało przerwane.
Schowałam telefon do kieszeni jeansów i biegiem ruszyłam w stronę przystanku. Według rozkładu pierwszy autobus jaki mógł dowieźć mnie na posterunek policji, powinien był zjawić się za trzy minuty. Było to najdłuższe sto osiemdziesiąt sekund w moim życiu.
Autobus nie zdążył jeszcze dobrze zaparkować, a ja już siedziałam w środku, modląc się, by nie było kontroli biletów. Nie miałam na to ani czasu, ani pieniędzy, by zapłacić ewentualny mandat. Bo oczywiście jechałam na gapę.
Wysiadłam na przystanku przy samym posterunku. Wyskoczyłam z autobusu, biegnąc do drzwi. Wpadłam przez nie, zwracając na siebie uwagę wszytskich osób w pomieszczeniu. Jakby nigdy nic, zwolniłam kroku i podeszłam do kobiety siedzącej za okazałym biurkiem, pokrtym stertami papierów.
-Przepraszam?
-W czym mogę pomóc? - Spytała zdziwiona.
-Mój chłopak do mnie dzwonił. Został aresztowany. Mogłabym się z nim zobaczyć? - Powiedziałam niepewnie.
-Przykro mi, tylko rodzina. - Odparła oschle.
-Ale on nie ma nikogo oprócz mnie... - Starałam się ją przekonać.
-A rodzice? - Spytała podejrzliwie.
-Ojca nie zna, a matka wyjechała za granicę, bo tu nie mogła znaleźć pracy. - Przyznałam zgodnie z prawdą. Domyśliłam się, że Niall raczej nikomu się tym tu nie chwalił. Nie lubił poruszać tematu swojej rodziny. Miał za złe ojcu, że nigdy nie próbował się z nim skontaktować, a matce, za to, że wyjechała zostawiając go samemu sobie.
-W takim razie... Jak nazywa się twój chłopak? - Spytała już z łagodniejszym tonem.
-Niall Horan. - Odparłam.
-Andy! - Zawołała, po czym podszedł do nas wysoki brunet w mundurze. - To jest dziewczyna Nialla Horana. Zaprowadź ją do niego. - Andy kiwnął głową i dał mi znak, abym szła za nim.
Minęliśmy kilka pustych cel, aż w końcu zauważyłam Nialla siedzącego w jednej z nich. Serce krajało mi się na widok mojego chłopaka zamkniętego za żelaznymi kratami. Andy wyjął plik kluczy, po czym otworzył celę wpuszczając mnie do środka.
-[T.I], dobrze, że jesteś. - Powiedział Niall mocno mnie obejmując.
-Wszystko w porządku? - Spytałam nie rozluźniając uścisku.
-Teraz już tak. - Odparł całując mnie w czoło.
-Co się stało? Dlaczego tu jesteś? - Nadal nie wiedziałam co się dzieję i czy powinnam martwić się jeszcze bardziej niż teraz.
-Przyłapali mnie na kradzieży. - Wymamrotał cicho, tak, że ledwie mogłam go zrozumieć.
-Co? - Odepchnęłam go zdenerwowana. - Przecież obiecałeś. - Warknęłam.
-Ale, [T.I], to nie tak... - Zaczął blondyn.
-A niby jak? Zawiodłeś mnie Niall. - Powiedziałam przeczesując włosy palcami.
-Chciałem ukraść pierścionek. - Wycedził nagle, odwracając wzrok.
-A po jaką cholerę ci pierścionek?! - Zdziwiłam się.
-Chciałem ci się oświadczyć. - Powiedział zmniejszając dystans między nami, tak, że teraz dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów.
-Naprawdę? - Spytałam, a moje oczy zaszkliły się łzami.
-Tak. Wiem, że jesteśmy młodzi, ale kocham cię bardziej niż jestem w stanie wyrazić to w jakikolwiek sposób. A co najważniejsze jesteś ze mną na dobre i na złe, mimo, że na razie jest tylko coraz gorzej. Ale proszę cię, nie zostawiaj mnie. Obiecuję, że będzie lepiej. - Wyznał gładząc mój policzek, dłonią.
-Nigdy cię nie zostawię. Wiesz, że przyjęłabym twoje oświadczyny bez pierścionka, prawda? Nie musiałeś dla mnie kraść. Teraz będziesz miał przez to kłopoty. - Powiedziałam zmartwiona.
-Przeprosiłem właściciela sklepu i zobowiązałem się odpracować wszystkie szkody, więc postanowił nie wnosić sprawy do sądu. Rano mnie stąd wypuszczą. - Oznajmił Niall z czułym uśmiechem.
-Nie słyszałeś, że przed chwilą powiedziałam, że przyjęłabym twoje oświadczyny? - Spytałam wymownie.
-Przykro mi, ale nie tak ma to wyglądać. Zabiorę cię w jakieś niesamowite miejsce i sprawię, że zapamiętasz ten dzień do końca życia. A co najważniejsze, kupię ci najpiękniejszy pierścionek na całym świecie. Kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym wszystko już będzie dobrze i wtedy oświadczę ci się tak, jak na to zasługujesz, obiecuję.
-Żeby wszystko było dobrze wystarczy, żebyśmy byli razem. - Powiedziałam, po czym wpiłam się w jego usta. - Niczego więcej mi nie trzeba.



LOLA