Dziś to
skończę- pomyślałam. I zaczęłam wszystko przygotowywać. Ubrałam się w swoją
ulubioną czerwoną, koronkową sukienkę. Moje długie włosy zostawiłam
rozpuszczone. Nałożyłam podkład, podkreśliłam oczy i pomalowałam usta krwistą,
czerwoną pomadką. Nałożyłam kolczyki i bransoletki. Tak, skończę to wszystko z
klasą. Uśmiechnęłam się do swojego obicia. Kiedy wszyscy już dowiedzą co
zrobiłam pewnie pomyślą sobie to samo: „Zwykła rozpuszczona dziewczyna, która
nie docenia tego co ma. Przecież praktycznie miała wszystko. Ładna, bogaci
rodzice, miała przyjaciół. Nic jej się nie działo” No właśnie jedno wielkie
nic. Moi rodzice pracowali w wielkiej korporacji i odkąd się urodziłam
wychowywały mnie opiekunki. Rodzice nigdy nie mieli czasu. Nigdy nie potrafiłam
złapać z nimi wspólnego języka. Właściwie nie lubiłam przebywać w ich
towarzystwie. Ale w końcu to się nie liczyło. Ważne było tylko to, że nie byłam
bita i miałam co jeść. Według moich rodziców oni spełnili wszystkie swoje
obowiązki względem mnie. Dla nich liczyła się tylko praca i opinia sąsiadów z
zamożnej dzielnicy. Co do przyjaciół, miałam znajomych. Ale nie potrafiłam się
przed nimi otworzyć. Przy nich musiała się zachowywać inaczej. Udawać, ze
wszystko jest okey. Byłam po prostu nie szczęśliwa. Nawet jeśli się śmiałam to
nie był prawdziwy śmiech. Ja nie potrafiłam się śmiać. Nie chciałam się już
męczyć. Wolałam wszystko tylko nie takie dalsze życie: bez radości, celu, czy
miłości.
Pewnie,
kiedy mnie znajdą obwinią Adama. Mojego chłopak, a właściwie to już byłego
chłopak. Dziś ze mną zerwał. Powiedział, że nie może być z dłużej z osoba,
która nic nie czuję. Nie chce być już z osobą, która nie jest mu w stanie powiedzieć,
że go kocha. Osobą, która nic nie potrafi mu wyznać, na went, tego, ze go
nienawidzi.
Ale to nie
przez niego to robię. Właściwie nic do niego nie czułam. Ale napisałam list, w
którym wyjaśniałam, że to nie jego winna i, że od dawna to planowałam i po
prostu wypadło na dzisiejszy dzień. Napisałam, że przepraszam wszystkich tych,
których zawiodłam. Taaaaa… Zwykły żałosny lis pożegnalny. Wszystkie one
wyglądają tak samo i wszyscy tak samo reagują, kiedy je czytają. Obwiniają się,
chcą widzieć dlaczego niczego nie widzieli. Ale ja nie chciała, żeby ktoś
cierpiał, przeze mnie. To moja decyzja. A ja tego właśnie chcę.
Wybrałam
odpowiednie piosenki. Na podłodze porozrzucałam płatki róż. Zapaliłam świeczki.
Już było
prawie wszystko gotowe, kiedy uznałam, że w jest za duszno. Otworzyłam okno na
oścież, aby po raz ostatni przez nie wyjrzeć. Rozejrzałam się, kiedy mój wzrok
natkną się na jakąś postać stojącą w oknie sąsiedniego domu. Był to dość
wysoki, szczupły, brunet. Widziałam go już parę razy. Nie dawno się tu
wprowadził. Odkąd tu mieszkał, ciągle pod jego domem kręcili się reporterzy i
tłum wrzeszczących dziewczyn. Zapewne była to jakaś gwiazda. Wschodzącej sławy
aktor albo coś takiego, zresztą wyglądał na takiego. Zawsze zadbany, przystojny
i z miłym uśmiechem. Ale w takiej okolicy jak ta, było mnóstwo takich jak on.
Chłopka przyglądał mi się z uśmiechem i nagle mi pomachał. Zabawne, że właśnie
on będzie ostania osobą, która widzi mnie na tym świecie. Też się uśmiechnęłam
i mu odmachałam. Chłopak zaczął coś mi pokazywać na migi, ale nie patrzyłam już
na niego dalej. Zamknęłam okno i zasłoniłam żaluzje. Teraz łazienkę oświetlały
już tylko świeczki.
Położyłam
się w wielkiej wannie. Dobra zaczynam-pomyślałam i odkręciłam wodę. Ciepła
ciecz powoli zaczęła płynąć. Zamknęłam oczy czując jak woda moczy moja
sukienkę. Wody przybywało, teraz miałam już jej po szyje. Ciągle miałam
zamknięte oczy, ale przeczuwałam, że woda zaczyna się wylewać, zalewając
podłogę. Myślałam o wszystkich miłych rzeczach jakie mnie spotkały. Nie było
ich za wiele i nie były wcale takie ciekawe jak mogło by się wydawać. Ale
wspomnienia wywołały uśmiech na mojej twarzy. Teraz woda zaczęła muskać moją
twarz. Coraz trudniej było mi łapać oddech. W końcu poczułam jak tracę
przytomność. Nie walczyłam. Widziałam pustkę i przestawałam cokolwiek czuć.
Umierałam. Miałam znaleźć się w innym świecie. Moje całe dotychczasowe życie
się kończyło.
Nagle coś
jakby mnie szturchnęło. Poczułam ogromny ból w płucach. Co się dziej ???????.
Powoli otworzyłam oczy. Widziałam tylko nie jasne zarysy. Jakaś postać klęczała
przy mnie. Ta osoba cos do mnie mówiła, ale jej nie rozumiałam. Potem poczułam
nacisk na klatkę piersiową i z ust wyleciał mi potok wody. Wzięłam głęboki
wdech i od razu tego pożałowałam. Czułam jakby cos kąsało mnie w gardło i do
tego oczuwałam okropny ból głowy.
- Już
wszystko dobrze.- usłyszałam piękny męski głos.
Popatrzyłam
w górę. Nade mną pochylał się jakiś mężczyzna. Miał zatroskany, pełen obaw
wyraz twarzy. Co tu się do choler dzieję? Zaraz, zaraz… ja go skądś znam.
O nie, to ten mój sąsiad, do którego się
dziś szczerzyłam. Co on tu robi?????
TI: Nieee-
powiedziałam słabo powodując kolejna fale bólu gardła.
Chciałam się
unieść, ale chłopak delikatnie przytrzymał mnie za ramie, nie pozwalając mi
tego uczynić.
-Spokojnie.
Wszystko jest w porządku.- rzekł.
Patrzyłam na
niego oszołomiona. Proszę nie. Proszę to nie może być prawda. Nie, błagam nie.
On wszystko popsuł. Mimo, że nie miałam na nic sił i bardzo chciałam muc się
położyć i zasnąć to odepchnęłam rękę chłopak i podniosłam się.
TI: Dlaczego
to zrobiłeś ?- krzyknęłam na chłopaka.
- Co ty
chciałaś zrobić ?- opowiedział pytaniem na pytanie.
TI: Wszystko
zepsułeś- dalej krzyczałam.- Co ja teraz zrobię ? Po co tu przylazłeś ? Jeśli
masz ochotę bawić się w bohatera to idź zdejmuj przestraszone koty z drzew,
albo coś innego. Ja cię o nic nie prosiłam.- Coraz bardziej zbliżałam się do
chłopak i już ledwo powstrzymywałam się przed uderzeniem chłopaka.
- Słucham
?????- spytał zaskoczony chłopak.- Uratowałem ci życie.- mówił zdenerwowany, a
na jego twarzy zaczęły pojawiać się czerwone plamy ze złości.
TI: Wynoś
się!!!!!!!!!!!- krzyczałam już głosem graniczącym ze złością, a histerią-
Nienawidzę cię.- Darłam się uderzając go pięściami w brzuch.
On złapał
mnie za ręce i nie umożliwiał mi dalsze zadawanie ciosów.
TI:
Wyjdź!!!!. Zostaw mnie! Jeszcze mogę wszystko naprawić- mówiłam dalej się
szarpiąc.
W końcu
poddałam się. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Chwile tak staliśmy. On
trzymał mnie za nadgarstki nie wiedząc co ma robić. A ja z opuszczoną głową
głośno płakałam. Nagle chłopak przyciągną mnie do siebie. Przytulił i pozwolił
się wypłakać.
Długo tak
trwaliśmy. Trudno mi powiedzieć ile, bo przez ten cały czas intensywnie
zastanawiałam się: dlaczego wszystko tak się potoczyło, jak bardzo nienawidzę
tego chłopaka i przede wszystkim co mam dalej robić. Czy próbować dalej ? Ale
byłam już zmęczona. Zresztą chciałam, żeby wszystko było idealnie. A teraz już
by tak nie było. Ale jak teraz będzie wybladło moje życie ? Ja chciałam tylko
sprawić, aby było łatwiej, lepiej. A teraz na pewno tak nie będzie. Jeszcze
bardziej wszystko pogorszyłam.
Musiało
minąć jakieś dobre 2 godziny, albo i lepiej. I pewnie drugie tyle by to jeszcze
trwało, ale usłyszałam jakiś hałas. Coś było nie tak do, tej pory było cicho. O
nie…
To moi
rodzice podjechali na podjazd. Przecież mieli wrócić dopiero następnego dnia.
Jeśli oni to wszystko zobaczą.
Wyrwałam się z objęć chłopaka. Zaczęłam się
rozglądać. Mimo, że była to moja łazienka i rodzice nigdy do niej nie
wchodzili, to był mały procent szans, że postanowią tu zajrzeć. A raczej nie
byli by zachwyceni takim widokiem: Powódź w łazience, ja ubrana w najlepsze
rzeczy, cała mokra, rozmazana z obcym chłopakiem, również przemoczonym przeze
mnie.
-Co się
dzieje ?- spytał zdezorientowany chłopak.
Otworzyłam
okno nie opowiadając chłopakowi. No cóż było to drugie piętro i jedyną
możliwością ucieczki było zejście po pnączach rosnących wzdłuż domu. Ale było
to jedyne wyjście.
Nie
zwracając uwagi na chłopaka weszłam na parapet i już miałam zacząć schodzić.
-Co ty
robisz????????? Przestań!- mówił zły chłopak.
Po raz
pierwszy spojrzałam mu w oczy. Widział w nich strach i troskę. Miał takie
piękne niebiesko-zielonkawe oczy. – Muszę uciekać. Ty tez chodź.- powiedziałam
zmuszając się do oderwania od niego wzroku.
On wychylił
się przez okno u lekko pokiwał głową- Dobra idę pierwszy.- powiedział i
sprawnie zaczął opuszczać się w dół. Ruszyłam jego śladem. Kiedy byłam na samym
dole i już miałam zeskoczyć on złapał mnie w psie i powoli opuścił na ziemię.
Bez słowa
wybiegłam z mojego podwórka. Już nogi zaczęły kierować mnie w boczną alejkę,
kiedy coś złapało mnie za rękę i nie pozwoliło dalej biec.
- Zaczekaj.
Gdzie chcesz iść ? Chodź ze mną, pomogę ci. Jestem Louis …
KAHN
Super!!
OdpowiedzUsuńboskieeeee :D I <3 Lou
OdpowiedzUsuńSuperowy <3
OdpowiedzUsuńPiękny ♥
OdpowiedzUsuńZajebiste omg. <33
OdpowiedzUsuńo.O nie rozumiem... :/ może po następnej części zrozumiem.. xD
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń