niedziela, 30 czerwca 2013

# 102. Louis | cz.1

Wkraczałam w nowy etap w moim życiu. Byłam bardzo podekscytowana i  ciekawa ale zarówno lekko zestresowana. Zabawa się już skończyła. Nastał czas, żeby wreszcie dorosnąć. Przynajmniej tak mówiła moja mama. Ja patrzyłam na studia trochę pod innym kontem. Oprócz nauki i całej reszty obowiązków liczyłam też na trochę innych doświadczeń. Chciałam poznać nowych ludzi. Bardziej dojrzałych niż te dzieciaki z liceum, ale za razem potrafiący się dobrze bawić.
Weszłam na sale, lekko się uśmiechając. Przyglądałam się ludziom, uświadamiając sobie, że nie znam tu ani jednej osoby. Co nie było dziwne skoro wybrałam akademik oddalony od mojego domu 600 kilometrów.
-Witam wszystkich bardzo serdecznie na waszym pierwszym roku na King's College London. Mamy nadzieje, że to będzie bardzo owocny i wspaniały rok. Szczególnie, że wchodzimy w nowy program. Za powodu, wielu przedmiotów, zostanie usprawniony nowy system. Zostaniecie dobrani w pary, w których  pojedyncza osoba, będzie się uczyła tylko połowy z przedmiotów, a druga osoba reszty. Będziecie musieli przekazać partnerowi wiedzę nabytą na swoich zajęciach,  w ten sposób sami ucząc się i utrwalając materiał.- powiedział dziekan.
Nie słyszałam nic o tym wcześniej. Ale chyba nie tylko ja, ponieważ przemowa dziekana wzbudziła duże poruszenie. Profesor zaczął chodzić wśród ludzi i dobierać ich losowo w pary.  Trochę się bałam i modliłam w duchu, żeby trafiła na kogoś po pierwsze normalnego, a po drugie skorego do współpracy.
- Panna TI TN jak mniemam?- powiedział dziekan patrząc w listę.
- Tak.- powiedziała i w tym samym czasie drzwi otworzyły się z impetem.
Do sali wszedł nie za wysoki brunet. Miał roztrzepane włosy i był ubrany w dość zabawny sposób. Bez ładu i składu. To wszystko dopełniał szeroki uśmiech na twarzy chłopaka.
- Wybacz Martin spóźnienie.- powiedział chłopak podchodząc do profesora.
- Dla ciebie Profesor Duff, panie Tomlinson.- powiedział mężczyzna patrząc surowo na chłopaka.- Dobrze, więc skoro raczyłeś przyjść będziesz w parze z TI.- rzekł profesor i odszedł.
- Więc witaj partnerko.- powiedział chłopak uśmiechając się do mnie.
Usiadł koło mnie na krześle i bez żadnych zahamowań położył nogi na stole.-  Jestem Louis.
- A ja TI.- powiedziała wysilając się na lekki uśmiech.
- Wiesz TI, pasuje do ciebie to imię. Dlaczego chcesz studiować medycynę ?- spytał Louis, zakładając ręce za głowę.
- A tak jakoś wyszło. Zarówno rodzice jak i dziadkowie to lekarze. Zresztą bardzo lubię..- mówiła, ale chłopak mi przerwał.
- Bardzo lubię pomagać ludziom. I ta świadomość, że robię coś dla drugiego człowieka jest taka budująca. Zgadłem?- spytał podnosząc brew.- To prawie, jak ja.- dodał, kiedy  pokiwałam głowa na tak.
- Myślę, że to już wszystko. Proponuje, abyście się lepiej poznali z waszymi partnerami. Jutro zaczynają się pierwsze zajęcia.- powiedział nagle dziekan.
Kiedy Louis usłyszał to, od razu wstał i zaczął iść w stronę wyjścia. Szybko zabrałam swoje rzeczy i podbiegłam do niego.- Zaczekaj! Myślę, że musimy obgadać parę spraw. Wiesz w związku z naszą współpracą i uczeniem się.- mówiłam praktycznie biegnąc obok chłopaka, który nie zwracał na mnie uwagi.
Nagle Louis zatrzymał odwracając się do mnie twarzą .- Pewnie, ale innym razem.- powiedział i znów zaczął iść.
- Co? Dlaczego?- krzyknęłam.
- Musze coś załatwić.- krzyknął chłopak przez ramię.
- Twój partner?- spytał jakiś chłopak podchodząc do mnie.
- Tak.- powiedziałam wzdychając i dopiero teraz spojrzałam na nieznajomego.
Był on bardzo przystojny i miał nieziemski uśmiech.
- Ian.- przedstawił się chłopak.
- TI.- powiedziałam.
- Urządzam imprezę w sobotę mam nadziej, że wpadniesz.- powiedział chłopak.
- Tak. Tak, jasne bardzo chętnie.- mówiłam, nie potrafiąc ukryć szczęścia.
~*~
Dni mijały tu szybko. Zanim się spostrzegałam nadszedł piątek. Wszystko było naprawdę wspaniałe. Ludzie byli bardzo mili i zabawni. Zajęcia też bywały  czasem interesujące, a Londyn okazał się jeszcze piękniejszy niż się spodziewałam.  Był tylko jeden problem. Louis. Nie widziałam go od poniedziałku.  Próbowałam się z nim skontaktować. Zdobyłam jego numer, ale nie odbierał. Dowiedziałam się też, gdzie znajduje się jego pokój, ale nikogo nie było. Jakby zapadł się pod ziemie. A przecież nie jestem w stanie ogarnąć sama tego co on miał na wykładach.
- Hej TI.- podbiegł do mnie Ian, kiedy po skończonych zajęciach wychodziłam z sali.
- Cześć.- powiedziałam uśmiechając się.
-To pamiętasz, że jutro na 22?
- Tak- powiedziałam.
- Super.- odrzekł Ina, uśmiechając się do mnie.
Nagle założył mi za ucho kosmyk włosów uśmiechając się do mnie  jeszcze szerzej. Lekko się zarumieniłam.  W pewnym momencie zobaczyłam nadjeżdżającą furgonetkę. Wyglądała dokładnie jak ta z Scooby Doo, a za kierownicą siedział Louis.
- Muszę lecieć. Zobaczymy się później.- powiedziałam Ianowi.
 - Dobra. To pa.- powiedział trochę zdziwiony Ian.
- Czy teraz już moglibyśmy pogadać?- spytałam poważnym głosem z nutką złości stając przy otwartym oknie furgonetki.
Louis  uśmiechnął się do mnie. – Pewnie. Wskakuj.- powiedział wskazując głową miejsce pasażera.
- Nie, na pewno nie będę nigdzie z tobą jeździć. Załatwmy to szybko teraz. Ustalmy, kiedy będziemy się spotykać, aby przekazywać sobie materiał. A potem będziesz wolny.- powiedziałam
- Nie mam do końca czasu na te bzdety. Innym razem. – powiedział Louis powoli odjeżdżając.
- Ale jak to? Żartujesz sobie ze mnie?- mówiłam. –Dobra stój.- powiedziałam, a chłopak momentalnie się zatrzymał.
Obeszłam furgonetkę i usiadłam od strony pasażera składając ręce na piersi.  Louis uśmiechał się zwycięsko i mimo, że próbował to ukryć doskonale to widziałam.
- Dobra to skoro i tak nie masz na nic czasu to może teraz chociaż opowiesz mi co miałeś na wykładach, a ja albo reszty dowiem się od kogoś innego, albo poszukam w internecie. – powiedziałam, kiedy już trochę ochłonęłam.
- Nie było mnie na wykładach.- powiedział, jakby nigdy nic.
- Nie.- zdziwiłam się.- To by tłumaczyło dlaczego nie mogłam cię nigdzie znaleźć. Zresztą gdzie my do cholery jedziemy?
- Przed siebie.
- Co? I o co chodzi z tym całym motywem Scooby Doo? – pytałam robiąc się coraz bardziej nie miła.
- To jest bajka wszech czasów. Dobra powiedz gdzie mam jechać.- odrzekł Louis stając na skrzyżowaniu.
- Co ty robisz? Wstrzymujesz ruch.- powiedziałam słysząc ryk klaksonów.
- Wybierz, gdzie skręcamy.- powiedział Louis rozbawiony całą sytuacją.
- Dobra, skręć w prawa.- powiedziałam.
- Jak sobie życzysz.
- Wysiadamy.- powiedziała nagle Louis, zatrzymując samochód.
Otworzył drzwi i wyskoczył na zewnątrz, a ja poszłam w jego ślady. – Co, gdzie idziemy?- pytałam.
- Uczyć się. Myślałem, że tego pragniesz partnerko. – powiedział Louis uśmiechając się do mnie.
Kiedy doszliśmy do wejście do jakiegoś budynku Louis nagle odwrócił się do mnie tak, że było między nami tylko parę centymetrów.
- Rób to co ja.- powiedział i zanim zdążyłam zapytać o co mu chodzi porwał mnie do góry biorąc na ręce.
Otworzył drzwi i wbiegł do środka.- Spokojnie kochanie już jesteśmy na miejscu.- krzyczał, a ja nie rozumiałam o co chodzi.
Dopiero po chwili  zauważyłam, że byliśmy w szpitalu.  Ludzie dziwnie się na nas patrzyli. Louis cały czas krzyczał coś, że wszystko będzie dobrze.
- Zobaczysz wyjdziesz z tego.- powiedział.- Proszę zatrzymać windę.- krzyknął do jakiegoś gościa, który właśnie wchodził do windy,
Mężczyzna zatrzymał drzwi windy i sam ją opuścił pozwalając wejść do niej Louisowi ze mną na rękach. Louis wcisnął pierwszy lepszy przycisk i stał tak po prostu cały czas trzymając mnie w ramionach.
- Co to było?- spytałam zszokowana. – Puść mnie w tej chwili.
Louis wypuścił mnie. Kiedy winda się otworzyła wyszłam z niej i z oburzeniem zaczęłam iść przed siebie. Nagle ktoś pociągnął mnie za rękę i wciągnął do jakiegoś pomieszczenia.
- Louis, co ty wyprawiasz?- spytałam, kiedy zobaczyłam, że to on.
- Zobaczysz. Włóż to. –powiedział rzucając we mnie jakimiś rzeczami.
- Nie wierze, że to robię.- powiedziałam naciągając gumowe, białe rękawiczki.
- Będziesz kiedyś opowiadała wnukom jak to ich babcia poczyniała swoje pierwsze kroki w stronę medycyny. – powiedział Louis wypychając mnie na zewnątrz.
Założyliśmy z Louisem białe stroje, które znaleźliśmy w składziku. I szliśmy teraz przez korytarz. On jako lekarz, a ja jako pielęgniarka.
-Gdzie idziemy?- spytałam cicho.
Ale zanim Louis zdążył mi opowiedzieć, ktoś zaczął nas wołać.
-Doktorze.- krzyczała jakaś kobieta.
- Nie odwracaj się.- powiedział do mnie Louis cały czas idąc.
Ale kobieta cały czas nas wołała, w końcu Louis się obejrzał.
- Potrzebuje mnie pacjent z 156, a panią szuka doktor Mat.- powiedział Louis.
- Przed chwilą byłam u doktora.- powiedziała zdziwiona pielęgniarka.
- Skąd wiedziałeś, że istnieje ktoś taki jak doktor Mat?- spytałam, kiedy skręciliśmy, gdzieś i zgubiliśmy pielęgniarkę.
- Nie wiedziałem.- powiedział Louis uśmiechając się.
- Nie ważne.- powiedziałam.
Wyprzedziłam chłopaka i zaczęłam nas prowadzić.
- Mogę wiedzieć, gdzie idziesz?- spytał chłopka idąc koło mnie.
- Skoro ty i tak nie planujesz dojść w żadne konkretne miejsce, pozwól, że ja nas stąd wyprowadzę, bo jeśli ktoś się zorientuję, że jesteśmy idiotami, którzy przebrali się w to, możemy mieć mały problem.- powiedziałam.
- Mi to pasuje, ale na razie to ty mnie doprowadziłaś do kostnicy. – powiedział Louis  i wskazał na drzwi, na których znajdował się wielki napis „Kostnica”.
Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego nie było tu ani żywej duszy oprócz nas.
- Wynośmy się stąd.- powiedziałam.
Louis zaczął się śmiać.- Jak sobie życzysz partnerko.
Włóczyliśmy się jeszcze jakieś 20 minut po szpitalu. Wydawało mi się, że się zgubiliśmy. Ale nie chciałam już nic mówić, a Louis i tak by tego nie przyznał.
Nagle uśmiechnął się stając przy jakiejś sali. – Chodź- powiedział uchylając drzwi.
Weszliśmy do środka. W sali znajdowały się małe łóżeczka z noworodkami. Wszystkie maluchy były  pogrążone w snie. Samoistnie się rozczuliłam. Podeszłam do najbliższego łóżeczka i uśmiechnęłam się widząc  uroczą dziewczynkę, która słodka spała z rączkami nad głową i lekko uchylonymi usteczkami.
- No weź ją na ręce.- powiedział Louis.
- Nie, no coś ty.- powiedziałam stanowczo.
On tylko przewrócił oczami i podszedł do mnie. Włożył ręce do kołyski i delikatnie zaczął podnosić małą.
- Uważaj.- powiedziałam, stresując się tym, że może coś się stać dziewczynce.
- Trzymaj ją.- powiedział Louis dając mi ją na ręce.
Ułożyłam ją sobie ostrożnie w ramionach. Mała ani drgnęła. Cały czas słodko spała i nie zważała na całą sytuację. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Od zawsze lubiłam dzieci. Ale nigdy nie miałam do czynienia z tak małymi i bezbronnymi istotkami.
Nagle usłyszeliśmy z Louisem jakiś hałas dobiegający z korytarza. Louis podszedł do drzwi i lekko je uchylił sprawdzając co się dzieje.
-Lepiej spadajmy stąd.- powiedział Louis.
Delikatnie odłożyłam dziecko.
-Chodź szybciej- powiedział chłopak i pociągnął mnie za rękę.
Wyszliśmy z sali i zaczęliśmy iść szybko w stronę innego skrzydła.
- To oni- usłyszeliśmy za sobą głos, tej samej kobiety co przedtem.
Obejrzałam się i zobaczyłam ją  z parom ochroniarzami.
- Chyba mamy kłopoty- powiedziałam do Louisa.
- Może troszkę.- odrzekł i się do mnie uśmiechnął. – Na trzy uciekamy. Raz, dwa, trzy.- powiedział Louis i ruszył biegiem przed siebie, a ja za nim.
Ochrona zaczęła nas gonić. Louis po drodze zrzucał z siebie wszystkie lekarskie akcesoria, a ja poszłam jego śladem. Nagle chłopak zatrzymał się przy oknie.
- Chyba nie będziemy skakać?- spytałam, ale w głębi duszy wiedziałam, że znając Louisa właśnie to zrobimy.
- Spokojnie złapię cię. – odrzekł i szybko przerzucił nogi przez parapet i skoczył.
Podeszłam do okna, sprawdzając czy nic mu nie jest.
- Teraz ty TI.- powiedział.
Gdyby ktoś, kiedyś mi powiedziała, że  będę skakała z pierwszego piętra, uciekając ze szpitala, przed ochroniarzami bym go wyśmiała. Ale jednak to się działo.
- Nie wierze, że to robię,- mówiłam sama do siebie.
Wiedziałam, że ochrona jest już blisko, więc zamknęłam oczy i ześlizgnęłam się z parapetu, wprost do ramion Louisa.
- Brawo partnerko- powiedział, po czym odstawił mnie na ziemię i razem pobiegliśmy do jego furgonetki.
- Nie wierze, że to wszystko się stało naprawdę.- powiedziałam, kiedy już ruszyliśmy.
Spojrzałam na Louisa, który skupiony był na drodze.  Nagle obydwoje w jednym czasie zaczęliśmy się śmiać.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. Szczególnie, że chcesz być pediatrą.- powiedział chłopak.
- Niby skąd wiedziałeś?- spytałam.- Zresztą nie ważne. – machnęłam ręką zastanawiając się czy ten chłopak nie potrafi przypadkiem czytać w myślach.
Kiedy w pewnym momencie Louis stanął, uświadomiłam sobie, że już dotarliśmy pod akademik.
- To ja już lecę.- powiedziałam i wysiadłam z samochodu.- Dzięki, za to Louis. Mimo, że i tak się nie pouczyliśmy było zabawnie.- powiedziałam do niego, zanim zamknęłam drzwi.

- Spoko partnerko.- odrzekł Louis. 

KAHN

wtorek, 25 czerwca 2013

# 101. Niall

Wiem, że ten imagin nie wyszedł mi za dobrze. Niestety chwilowo nie mamy co dodawać. Dlatego mam nadzieję, że nie będziecie na mnie złe, za to, że nie jest on najlepszy i może Wam się nie spodobać. Szczególnie, że dopiero co czytałyście fantastycznego Harrego nauczyciela LOLI c: 
_______________________________________________________________________

1 września

- Mam dzisiaj wolną chatę. Kto wbija ?- spytał John.
- Nikt. Uwierz twoja babcia jest super, ale spędzanie piątkowego wieczoru grając w scrabble z osiemdziesięcioletnią staruszką nie należy do moich ulubionych zajęć.- powiedział David, na co wszyscy zaczęli się śmiać.
- Oj cicho siedź. To się więcej nie powtórzy. Pomyliły się jej dni. Myślała, że mam urodziny. – bronił się John.
- Nie ważne ja i tak nie mogę. Liz chcę jechać poszukać jakiejś kiecki na bal -powiedział David.
- Ja nic nie robię, więc wpadnę.- powiedziałem wzruszając ramionami.
- Super.- powiedział  John i przybił ze mną żółwika.
- Hej. – powiedziała nagle Anna słodko się uśmiechając.
- Siema.- przywitaliśmy się.
- Mama chciałaby wiedzieć, czy moglibyście jej pomóc jutro w rozkładanie podestu i reszty sprzętu. – spytała dziewczyna.
- Jasne.- powiedział David.
- Do siedemnastej jestem twój.- zgodził się też John.
-Fantastycznie. A ty Niall ?- spytała, przenosząc na mnie spojrzenie.
- Ja jestem trochę zajęty i nie wiem czy dam rady się wyrwać.- powiedziałem.
- No to…- zaczęła Anna trochę zdziwiona.- No cóż szkoda, mam nadzieje, że dasz jednak radę się wyrwać.- powiedziała obdarzając mnie szerokim uśmiechem.
Uśmiechnąłem się do niej lekko.
- Czy tylko ja nie potrafię odmówić tej dziewczynie ?- spytał David, kiedy Anna odeszła
- Nie, nie tylko ty. Ona jest przerażająca. Ale tyłek ma boski.- powiedział John.- I wyraźnie na ciebie leci Niall.
- No dokładnie. A wiesz, jaka ona jest. Zawsze ma to czego chcę. A teraz zdecydowanie chcę ciebie.- mówił David.
- Przestańcie. Tydzień temu zerwałem z Debby. Na razie nie szukam kolejnej, sztywnej  laski z masą tapety na twarzy. Zresztą nie ważne nie rozmawiajmy teraz o tym. - powiedziałem.
- Jasne. Jak chcesz. Ej patrzcie. – powiedział nagle John.
W naszym kierunku szła szkolna kujonica Faye. Jeszcze nigdy w życiu nie dostała gorszej oceny niż cztery z plusem. Ale była również znana z tego, że była bardzo atrakcyjna dziewczyną. Na co dzień ukrywała, to pod dużymi okularami, które zasłaniały jej połowę twarzy, za dużymi o jakieś 5 rozmiarów ubraniami i włosami zawsze związanymi w ciasny kok. Tylko raz w roku pokazywała swoje  piękniejsze oblicze, kiedy brała udział w okolicznym konkursie piękności, który organizowała jej mama. Za każdym razem Faye zdobywał pierwsze miejsce, doprowadzając tym do szału, zmalowane, sztuczne dziewczyny. Obok Faye szła nie za wysoka dziewczyna. Od razu widać było, że nie była tutejsza. Wiatr rozwiewał jej długie włosy, które były tylko naturalnie pofalowane.
- Kto to?- spytałem chłopaków.
- Nowa. Pewnie Faye ją oprowadza. – powiedział John.
- Cześć. Przedstawiam wam TI, TI to John, David i Niall.- przedstawiła nas sobie Faye.
- Czyli szkolne ciacha. Najwięksi luzacy w szkole i pewnie jeden z was jest chłopakiem  tej dziewczyny z pomarańczową twarzą  i w chuj długimi nogami. – powiedziała TI, bez żadnego skrepowania.
John i David wybuchli śmiechem. Nie było wątpliwości, że dziewczyna mówiła o mojej byłej Debby.
- No cóż TI zostawiam cię z chłopakami, bo o ile się nie mylę następna lekcje masz z Davidem i Niallem, więc do zobaczenia. – powiedziała Faye i powoli odeszła.
- To teraz pozostajesz w naszych rękach. Ale myślę, że my pokażemy ci trochę bardziej interesujące rzeczy niż Faye.- powiedział John mrugając do TI,  zarzucając jej po przyjacielsku rękę przez ramię.
- Nie wątpię.- powiedziała TI, łapiąc za jeden z palców u ręki John i zrzuciła jego rękę z ramion.
Po czym zaczęła iść w stronę szkoły. – Idziecie ? – spytała odwracając się przez ramię.
- Już biegniemy. – powiedział John. – Gorąca. –szepnął do mnie John.
- O tak.- powiedziałem uśmiechając się sam do siebie.

~*~

28 sierpnia.

- Zdecydowanie ci się tu spodoba. To taka  miła okolica. I jacy wspaniali ludzie tu są. Nasi sąsiedzi mają taką śliczną 4 letnią córeczkę… - zachwycała się moja mama.
Ale dla mnie to wszystko co gadała było zwykłym pieprzeniem. Czułam, że zapowiada się naprawdę bardzo długi rok. Na szczęście ostatni. Czułam, że tak naprawdę dopiero wtedy zacznę znowu żyć. Ale na razie przede mną jeszcze równe  303 dni. Wakacje tym razem minęły jeszcze szybciej niż zwykle. Z różnych przyczyn. Miałam tylko nadzieje, że rok szkolny minie równie szybko.
Wpatrywałam się w szybę, przyglądając się okolicy. Właśnie czegoś takiego się spodziewałam. Przeciętne miasteczko, gdzie wszyscy znają się od urodzenia i wiedzą o sobie wszystko. Wszystkie domy były do siebie podobne.  Budowane według jednego schematu. Jedno piętrowe, dachy z czerwonej dachówki i duża weranda przed domem.
- Jesteśmy. – na miejscu.- powiedziała mama, uśmiechając się podekscytowanie.- O to twój nowy dom.
„Mój nowy dom” był dokładnie taki sam jak wszystkie wokół. Tylko ogród był dużo większy i dużo bardziej kolorowy. Było tu tysiące różnych roślin. Począwszy od zwykłych stokrotek, skończywszy na wielkich kaktusach. Wyglądało to dość dziwacznie i było zdecydowanie przesadzone.
- Podoba ci się ogród? – spytała mama.- To dzieło Xaviera.
- Domyśliłam się.- odparłam bez krzty entuzjazmu.

2 września

Siedziałam sama przy stoliku podczas długiej przerwy wcinając śmietankowe lody. W sumie nic mnie nie zaskoczyło w tej szkole. Wszystko było takie jak się spodziewałam.
- Hej.- usłyszałam nagle jakiś męski głos.
Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam uroczego blondyna, którego miałam okazje wczoraj poznać. Był to zdecydowanie jeden z gwiazd szkoły, którego dziewczyna na pewno zostaje królową balu. Czasem życie tak łatwo jest przewidzieć, ale ludzi tak łatwo przejrzeć. Spojrzałam na uśmiechającego się chłopaka, po czym przeniosłam wzrok z powrotem na moje lody i też się lekko uśmiechnęłam.
- Lody na drugie śniadanie ? – spytała siadając obok mnie.
- Nie koniecznie.- odrzekłam, bawiąc się łyżką w pudełku lodów. – Lody na śniadanie, obiad i kolacje.
Chłopak zaśmiał się i zrobił gryz swojej kanapki.
- Jesteś pierwszą osobą jaką znam, która do tego stopnia lubi jeść lody.- powiedział Niall.
- To skomplikowane. Ale to jedyna dobra rzecz, którą mogę jeść.- odrzekłam.
Niall zmarszczył lekko brwi, widocznie nie rozumiejąc o co mi chodzi. Mimo, że na razie rozmowa była lekko drętwa i czułam się trochę niezręcznie, to jakoś Niall wydawał mi się miły i zdobył moją sympatie.
- Bo widzisz przeprowadziłam się tu razem z moją mamą i jej  mężem, który, że tak łagodnie ujmę jest dość specyficzny. – zaczęłam.
- Gość z kitką, który ma zawsze okulary słoneczne?- spytał Niall.
- Dokładnie. Ma na imię Xavier, ale woli jak się do niego mówi X. I jest na serio pojebany. Zacznijmy od tego, że on jest jakby wegetarianinem, ale takim, że nie je roślin. Uważa, że są to stworzenia w najczystszej postaci, że nie popełniły żadnego grzechu i dają życie wszystkim pozostałym organizmom. Więc w domu X nie ma niczego z roślin, oprócz tysiąca żywych kwiatów, wszelkiej odmiany. A uwierz zdziwił byś się, ale praktycznie w każdym produkcie jest coś pochodzenia roślinnego. A jeśli nie ma jest po prostu niezjadliwe. Tylko lody są wyjątkiem. Xavier je akceptuje, bo, kiedy je je w czasie pełni ma lepszy kontakt z naturą. A no właśnie zapomniałam powiedzieć, że ma tez bzika na punkcie wszystkiego związanego z kosmosem szczególnie z księżycem. Od niego bierze energię życiową na przykład.- mówiłam, co jakiś czas wywracając oczami.
Kiedy skończyłam opowiadać o moim ojczymie Niall zaczął się śmiać, a ja szybko dołączyłam do niego.
- Kurde, a ja serio myślałem, że to moja rodzina jest pojebana. – powiedział Niall.
- Pewnie każda jest dziwna na swój sposób. Ale i tak nic nie może się równać z moja. A wiesz, co do tych lodów to też nie jest tak bosko, naprawdę ciężko jest znaleźć jakieś, które nie mają związku z roślinami. – powiedziałam, grzebiąc w moich lodach, na które tak naprawdę nie miałam ochoty.
Niall widząc to spojrzał na swoja kanapkę i wyciągnął ją w moją stronę.- Chcesz, możemy się zamienić. Jest tu sałata, pomidor, szynka coś tam jeszcze.- powiedział zaglądając do kanapki.
- Ok.- powiedziałam i posunęłam lody w jego stronę i wzięłam od niego kanapkę. – Kurde, ona jest pyszna. – powiedziałam, kiedy zrobiłam gryza.
Niall zaśmiał się na to krótko.

~*~

5 września

- Wczoraj,  mama znalazła, jakieś stare butelki i pety pod łóżkiem. W ogóle one to chyba są jeszcze z podstawówki. Kompletnie zapomniałem o ich istnieniu.- mówił David.
- No co ty. I jak się tłumaczyłeś?- spytałem, zamykając moją szkolną szafkę.
- Nie za bardzo miałem okazje na rekcje, pomiędzy krzykami mojej mamy, walenia mnie ścierką i wyzywania od satanistów.- powiedział David. – Ale wyszło, że do balu mam szlaban.
- Uuu to słabo.- stwierdziłem, zdając sobie sprawę, że to jeszcze bite dwa tygodnie.
Moja rodzina nie była typową rodziną z tego miasteczka. Może dlatego, że mój tata nie pochodził stąd. Przeprowadziłem się tu 6 lat temu i do przybycia TI, to ja byłem w sumie wciąż tym nowym. W każdym razie, moi rodzice nie angażowali się aż tak bardzo udziału w sprawy miasteczka, ani  nie przejmowali się tak corocznym balem.
Nagle w tłumię, zobaczyłem drobną postać TI. – Muszę lecieć. – powiedziałem do Davida i pobiegłem w stronę TI.
- Hej.- przywitałem się , kiedy przeciąłem jej drogę.
- Cześć.- powiedziała dziewczyna uśmiechając się.
- Dziś mam dla ciebie, jabłko.- powiedziałem podając jej najbardziej czerwone jabłuszko, jakie udało mi się wybrać w pobliskim sklepie.
Codziennie, przynosiłem TI jakieś warzywo lub owoc. Za co ona nagradzała mnie szerokim uśmiechem. TI wzięła ode mnie niepewnie jabłko, rozglądając się i sprawdzając czy nikt nas nie obserwuje.
- Spokojnie.- powiedziałem, rozbawiony jej zachowaniem.- Zachowujesz się jakbym ci dawał narkotyki, czy coś.
- Oj nie wiem czy narkotyki nie byłby dla mnie bardziej bezpieczne. – powiedziała, wgryzając się w jabłko.- Jeśli X by się dowiedział, że zjadam jego braci.- żartowała dziewczyna.
Szliśmy razem z TI pod klasę, gdzie mieliśmy mieć razem biologię.
- Co to za bal ?- spytała TI, zatrzymując się przy zawieszonym plakacie, informującym o corocznym balu.
- Jest to przyjęcie koktajlowe, wydawane co roku przez moją rodzinę, z okazji rocznicy założenia miasta. To naprawdę coś ważnego. W tym roku wypada 200 lat. Ty pewnie jesteś TI- przedstawiła się Anna, jak zwykle zjawiając się znikąd.- Ja jestem Anna. Jako nowa mieszkanka tego miasta musisz się koniecznie zjawić. Zapytaj się zresztą Nialla. Zawsze jest wspaniale. Już nawet nie pamiętam od kiedy ja i Niall przygotowywujemy dekoracje. – powiedziała dotykając przy tym mojego ramienia i uśmiechnęła się do mnie słodko.- A właśnie może wpadniesz dziś. Zaczęlibyśmy już wszystko planować.
-Jeszcze nie wiem, czy mogę. Ale jeśli dam radę to wpadnę z TI.- powiedziałem z naciskiem na ostatnie słowo.
Anna wyglądała jakby ja zatkało. Ale ten stan trwał tylko chwilę i zaraz szybko wróciła, stara Anna, która zawsze ma wszystko pod kontrolą.-  Oczywiście. Było by super, jakbyś i ty wpadła TI. Wybaczcie, ale teraz muszę już, lecieć. W każdym razie daj mi znać Niall.- powiedziała Anna.
- Nie martw się nigdzie nie idziemy.- powiedziałem uśmiechając się do TI, kiedy Anna odeszła.
- No wiesz Niall, ta dziewczyna tak liczy na naszą pomoc. – droczyła się, ze mną TI.
- Znaczy oczywiście, jeśli lubisz zawieszać balon i lampiony na 20 metrowe  drzewa , słuchając przy tym  ulubionej opowieści dziadka Anny o kubie rozpruwaczu to możemy tam jechać. – powiedziałem.
- To może jednak innym razem. – powiedziała TI.
- To dobrze, skoro odpada pomoc Annie to może chciałabyś porobić dziś cos innego?- spytałem.
Słysząc to TI lekko się zarumieniła. Widząc to uśmiechnąłem się sam do siebie. Było to niezwykle urocze. Zresztą ona całą była urocza.
- Co na przykład? – spytała.
- No nie wiem. Może chcesz zjeść, jakiś porządny obiad. Ja stawiam.- powiedziałem.
- Okej.- powiedziała i nagle zatrzymała się przy jakimś motorze.- To jedziemy?
Spojrzałem na nią pytająco.- To twój motor?
- Tak.- odrzekła jakby nigdy nic.
- Pieprzysz.- powiedziałem i zacząłem z zaciekawieniem oglądać go z każdej strony.
- Nie, nie pieprze. – powiedziała rozbawiona TI. – To jedziesz czy nie?- spytała siadając na motor.
- Tak, jedziemy. Tylko nie tym. Czułbym się trochę dziwnie. Wiesz jakby to powiedzieć. mało męsko, gdybyś ty prowadziła. Więc nie daleko stoi mój samochód i możemy nim pojechać. Ja wtedy będę prowadził i mój honor pozostanie nie tknięty. – powiedziałem.

10 września

- Wiesz mogłabym się do tego przyzwyczaić.- powiedziała TI.
Siedzieliśmy na pomoście nad małym jeziorkiem. Obydwojgu nam nie uśmiechała się  możliwość słuchania wywodów pana Christophera na temat drugiej wojny światowej. Dlatego się zerwaliśmy. TI siedziała z nogami zanurzonymi do kolan w wodzie i zajadała się truskawkami, które dla nas przyniosłem.
- Do czego?- spytałem.
- Do tego, że jestem przez ciebie dokarmiana. – powiedziała uśmiechając się do mnie.
- Przyjemność po mojej stronie. To zabawne, ale to lubię. Lubię ta świadomość, że mogę coś dla ciebie zrobić.  –mówiłem.
- Oj już sobie tak nie słodźmy Horan.- powiedziała TI szturchając mnie łokciem.- Zawsze jadłam truskawki z tatą.- powiedziała nagle TI.
- Nigdy o nim nie wspominasz.
- To trochę skomplikowane. Gdy miałam 8 lat mieszkałam w podobnej mieścinie, jak ta. Ogólnie, kiedy rodzice byli razem, często się przeprowadzaliśmy. Ale w tamtym miejscu mieszkaliśmy już półtora roku. Chodziłam tam do szkoły. I wszystko wydawało się naprawdę być okej, kiedy nagle rodzice się rozwiedli. Mama poznała Xaviera, przez chwilę z nim mieszkałam, ale nie potrafiłam sobie poradzić w nowej sytuacji. Mama przy nim nie była już ta samą osobą. On zmienił  całe życie mojej mamy i chciał zmienić moje. Więc, któregoś dnia po prostu wzięłam mojego ulubionego misia i wyszłam, z domu przez okno. To byłam moja wielka ucieczka. Wsiadłam w pierwszy, lepszy autobus, który wywiózł mnie jakieś 30 kilometrów od domu. Tam zadzwoniłam z butki telefonicznej do taty. Przyjechał po mnie. Po paru awanturach z mamą postanowił, że z nim zamieszkam. Wtedy czułam, że wreszcie życie zaczyna się układać. Mieszkaliśmy wielkim mieście, w Nowym Jorku. Chodziłam tam do szkoły, gdzie miałam wielu przyjaciół.  Ale, kiedy skończyłam 15 lat tata zapoznał Spencer i się z nią ożenił. To już nie było to samo.  Już nie liczyłam się tylko ja. A kiedy okazał się, że Spencer jest w ciąży było tylko gorzej. Ona wtedy uświadomiła sobie, że to już czas, abym wyniosła się do mojej matki. Uważała, że dom dla naszej czwórki będzie za mały i ja nie będę odpowiednim przykładem dla tego dziecka. Tata z czasem zaczął jej ulegać. Natomiast wszystko przesądził moment, kiedy zostałam przyłapana na jaraniu w szkole. Do szkoły przyszła Spencer i zabrała mnie od razu na lotnisko. Powiedziała tylko, że już na mnie czas najwyższy i wsadziła mnie w samolot. Kiedy już byłam na miejscu zadzwoniłam do taty, a on powiedział „ TI, Spencer mi wszystko opowiedziała. Nie mogę teraz rozmawiać, jestem na USG z Spencer”- to wszystko. Od tamtego momentu nie rozmawiałam z nim. Parę dni temu napisała do mnie wiadomości, że Spencer urodziła dziewczynkę i wysłał zdjęcie dziecka. – powiedziała TI, patrząc przed siebie.
Nie wiedziałem, co powinienem zrobić, albo powiedzieć. To było dla niej trudne. A ja chciałem ją tylko przytulić i powiedzieć, że już będzie dobrze.
- Już mi wszystko przeszło. Nie jestem już wściekła na tatę. Ale…- powiedziała TI, ale zatrzymała się, jakby nie wiedziała, jak ubrać w słowa, to co ma na myśli.
- Ale jednak masz mu to za złe.- dokończyłem za nią.
Kiedy to mówiłem TI przeniosła swój wzrok na mnie. – Masz do niego żal, że o ciebie nie walczył. Potrzebowałaś go wtedy, a on tak po prostu odpuścił.- mówiłem.
- Tak.- powiedziała tylko TI, a ja widziałem jak jej oczy robią się coraz bardziej zamglone.
- Ale chcę, żebyś wiedziała, że jesteś  zdecydowanie warta, aby o ciebie walczyć. Twój tata wtedy spieprzył to prawda. Ale jestem pewien, że żałuje i wiesz ludzie popełniają błędy. A ty jesteś dobrą, wspaniałą dziewczyną i musisz wiedzieć, że każda osobą, która cię zna, jest gotowa ci pomóc w każdej sytuacji, bo wie, że na to zasługujesz. Ja to wiem i zawsze możesz liczyć na moją pomoc. – powiedziałem.
- Kurde Niall. To była chyba najpiękniejsza rzecz, jaką ktokolwiek mi powiedział.- powiedziała TI, uśmiechając się lekko. – Jesteś naprawdę super wiesz.
- Staram się.- powiedziałem i objąłem ja ramieniem, przyciągając do siebie.
- Dzięki.- powiedziała TI, kładąc policzek na moim ramieniu.
- Wiesz, za pięć dni jest bal. I wiadomo, że musisz iść, Szczególnie, że jesteś nowa. To będzie okazja, żeby zaprezentować się całemu sąsiedztwu. Planowałem nie iść, ale myślę, że lepiej dla twojego bezpieczeństwa pójdę z tobą. Mama Anny potrafi być bardzo wścibska i bezpośredni, szczególnie po lampce wina. – powiedziałem.
- Czy to randka?- spytała TI, lekko się rumieniąc.
Uśmiechnąłem się do niej. – Nie. Nasza randka będzie strasznie romantyczna. To  będzie trochę jak egzamin, który będę ci pomagał zdać. Potem przyjdzie czas na przyjemności i na randki.

15 września

- Nie wierze, że tym przyjechałaś.- powiedziałem do TI.
- Oj chciałam, dać ludziom trochę tematu do plotek.- powiedziała TI zdejmując kask i schodząc ze swojego motoru.
Weszliśmy razem do domu Anny, która przywitała nas na progu. Widać było, że nie była zachwycona  faktem, że przyszedłem z TI.
- Dobra, to teraz idź do mamy Anny i reszty, ładnie się przedstaw, porozmawiaj z nimi z dziesięć minut, a potem spieprzaj jak najszybciej. Wyjdziemy jakby nigdy nic i wtedy zabiorę cię na randkę. – powiedziałem jej do ucha.
- Okej.- odrzekła i zaczęła już od chodzić.
- TI.- krzyknąłem, a ona od razu się odwróciła- Mówiłem, ci już, że pięknie wyglądasz?
TI tylko się do mnie uśmiechnęła i ruszyła w kierunku  mamy Anny i reszty.
- To miłe z twojej strony, że się tak zajmujesz tą nową- powiedziała nagle Anna podchodząc do mnie.- Ale myślę, że powinieneś uważać.
- O czym ty mówisz?- spojrzałem na nią nie mając pojęcia o czym tym razem pieprzy.
- No wiesz, ona jest inna niż my. Ludzie różne rzeczy o niej mówią. Zresztą sam na nią spójrz.  Założyła trampki. Trampki do wieczorowej sukni. To nie jest  jakąś podrzędna impreza, na których pewnie do tej pory bywała. Na prawdę – mówiła Anna, ale jej przerwałem.
- Czy ty w ogóle słyszysz co mówisz? – spiorunowałem ją wzrokiem. – Przestań mi pieprzyć takie głupoty. Właśnie to, że jest od nas inna lubię w niej najbardziej. Nie zdążyła, jeszcze przesiąknąć tym wszystkim. Tymi plotkami i osądzaniem ludzi. Powinniśmy brać z niej przykład.  Zarówno ja i zdecydowanie ty.- powiedziałem i odszedłem od Anny zastawiając ją purpurową ze złości.

~*~

Starałam się znaleźć Nialla w tłumie ludzi. Nigdzie go nie było widać. Wspinałam się teraz  na dużą górkę za domem i dziękowałam Bogu, że jednak zrezygnowałam z niewygodnych szpilek. Ludzie jakoś nie byli bardzo wścibscy, albo nie myli. Oczywiście nie obyło się bez krzywych spojrzeń, szczególnie starszych pań, ale myślę, że poszło dobrze.
Kiedy doszłam na samą górę zobaczyłam jakąś postać siedząca na kamieniu. Przez chwilę miałam nadzieję, że to Niall, ale zauważyłam, że to osoba jest za drobna i mała jak na niego. Wreszcie poznałam, że była to Anna. Na początku chciałam się wycofać wiedząc, że dziewczyna za mną nie przepada, ale kiedy ona mnie zauważyła zrozumiałam, że już na to za późno.
- Kogo mu tu mamy.- powiedziała podchodząc do mnie trochę chybocząc się na nogach.
- Hej.- powiedziałam.
Dopiero po chwili zauważyłam, że w ręku trzymała butelkę wódki, po połowy pustą. Wydawało mi się też, że płakała, ale nie byłam pewna , bo było już ciemno.
- Wiesz, co nienawidzę cię kurwa. Chciałabym, żebyś zdechła.- powiedziała wymachując rękami.
Zatkało mnie. Różne rzeczy słyszałam, ale nigdy niczego tak dosadnego i bezpośredniego.
- Tak dobrze słyszałaś mała  suko. Odkąd pamiętam zawsze go kochałam. Miałam do niego pierwszeństwo.  Nagle pojawiasz się ty i owijasz go sobie wokół palca. – mówiła Anna podchodząc do mnie i zabawnie gestykulując. – Co cię bawi TI ?- spytała plując na mnie przez przypadek.
- Nic. Ja musze już lecieć, ty tez powinnaś, a przynajmniej zostawić to.- powiedziałam i chciałam zabrać jej butelkę, ale szybko ją schowała za plecy.
- I do tego jesteś złodziejką. – powiedziała oburzona.
- Nie ważne.- powiedziałam zrezygnowana i już chciałam odejść, kiedy Anna złapała mnie za rękę i odwróciła w swoją stronę.
- Masz zostawić Niall w spokoju. Nie zasługujesz na niego.- mówiła i coraz bardziej zaciskała uścisk na moim ramieniu.- Nawet twój własny ojciec cię nie chce.
Tego było już za wiele. Odepchnęłam ją z całej siły, przez co ona upadła na ziemię.
-Odpierdol się ode mnie.- krzyknęłam.
Anna szybko wstała i rzuciła się na mnie, czym mnie strasznie zaskoczyła. Zaczęłyśmy się czołgać po ziemi., drapiąc, gryząc i ciągnąc za włosy. Nagle Anna zaczęła mnie dusić. Wtedy myślałam, że naprawdę chcę mnie zabić. Udało mi się jakoś ją z siebie zrzucić. Teraz to ja byłam nad nią. Anna złapała mnie za rękę i mnie w nią ugryzła, no co ja uderzyłam ją w brzuch.
Nagle poczułam jak ktoś łapię mnie w pasie i ściąga z Anny.  Był to Niall, który musiał mnie przytrzymywać z całej siły, bo wierzgałam i krzyczałam, żeby mnie puścił. Nie zamierzałam  pozwolić, aby to wszystko uszło Annie na sucho. Natomiast dziewczyna płakała i mówiła coś o tym, że niby to ja na nią napadłam do jakiegoś innego chłopaka, który pomógł nas rozdzielić.
- TI idziemy- powiedziała stanowczo Niall, odwracając mnie tyłem do Anny.
- Dobra.- powiedziała fukając.
Szliśmy przez jakieś dobre dwadzieścia minut zanim się uspokoiłam. Kiedy opuściła mnie cała złość, usiadłam na pobliskim kamieniu razem z Niallem i opowiedziałam mu wszystko.
- A wszystko przez to, że cię szukałam.  W ogóle, gdzie do cholery byłeś, to wszytko to twoja wina
Niall rozśmiała się słysząc oskarżenia.- Wybacz, ale zostałem wysłany przez pani Robi wraz z Davidem  po więcej napojów. – powiedział. –I kiedy wróciłem, to wtedy ja nie mogłem cię znaleźć i nagle usłyszałem cię krzyczącą „Odpierdol się ode mnie”. I czułem, że szykują się kłopoty.
-Tak. Jedna z dziewczyn zakochany w tobie po uszy, chciała mnie zabić. Tak myślę, że gdybyś zjawił się trochę później mogło być , już nieciekawie. – powiedziałam.
- Ale chyba z Anna, bo z tego co widziałem,  to naprawdę mocno jej dowaliłaś. – powiedział  Niall lekko się do mnie uśmiechając.
Nic na to nie odpowiedziałam, bo zaczęłam się nad czymś głęboko zastanawiać.
- Ale wiesz, Anna uświadomiła mi coś ważnego. Jesteś naprawdę wspaniałym chłopakiem i nie wiem po co ci taka ja, której nawet właśni rodzice nie chcą. – powiedziałam nie patrząc jej w oczy.
- Czekaj, czekaj. O czym ty mówisz? To ty jesteś wspaniałą osobą. Wydaje mi się, że całe życie kogoś udawałem. Robiłem wszystko, żeby wpasować się w towarzystwo. A przy tobie wręcz przeciwnie, nikogo nie udawałem. Wcześniej sam za bardzo siebie nie znałem, ale ty pomogłaś mi zrozumieć czego chce i kim jestem. Przy tobie odnalazłem prawdziwego siebie. Nigdy nie widziałem tego w jakim świecie żyje, jakimi ludźmi się otaczam. Dopiero ty mi uświadomiłaś, że oni wszyscy to banda nadętych, zarozumiałych bachorów. I ja nie chce dłużej tak żyć. Chcę ciebie. Nawet jako przyjaciółkę, Jestem gotowy stawić czoło całemu światu pod warunkiem, że będę to robił razem z tobą. Jeśli chcesz, możemy chodź zaraz wskoczyć na ten twój motor i wyjechać. Uciec tak daleko jak tylko będziesz chciała. – powiedział NIall, na jednym wdechu patrząc mi w oczy przez cały czas.
Patrzyłam na niego z lekko otwartymi ustami. Jakby w każdej chwili miał się z nich wydobyć jakiś dźwięk. Ale nie była w stanie nic powiedzieć. W końcu zaczęłam się lekko do niego uśmiechać i powiedziałam.- W takim razie, myślę, że powinieneś mnie pocałować Niall.
Chłopak, też się do mnie uśmiechnął i musnął swoimi ustami moje. Wydawało mi się, że jego słodkie usta smakowały lodami śmietankowymi, do których jedzenia był zmuszany, kiedy przebywał ze mną. Uśmiechnęłam się na tą myśl. - Kurde, nie dość, że potrafisz walić takie głębokie teksty względem nas to jeszcze tak całujesz.- powiedziałam lekko dysząc.
Niall uśmiechnął się łobuzerko słysząc to i złożyła na moich ustach jeszcze jeden pocałunek.
- Dobra. – powiedziałam wstając do góry.- Jeśli chodzi o ten twój planu z uciekaniem na motorze, to jestem, jak najbardziej na tak. Trzeba ci tylko załatwić jakiś cudny motorek, ale najpierw musimy cię nauczyć nim jeździć. – powiedziałam podając mu rękę.
Niall uśmiechnął się do mnie . Złapał moją dłoń i kiedy wstawał przyciągnął mnie do siebie wpijając  się w moje usta. Zarzuciłam mu ręce ma szyje i pogłębiłam pocałunek. 




KAHN

piątek, 21 czerwca 2013

# 100. Niespodzianka.

Za pewne domyśliliście się iż na setnego imagina szykujemy dla Was coś specjalnego. Otóż nie myliliście się. Przedstawiam państwu... 6 część Harrego w roli nauczyciela. Mamy nadzieję, że się wam spodoba oraz dziękujemy za to, że jesteście z nami już tak długo, nadal czytacie nasze prace i swoimi komentarzami motywujecie nas do dalszego pisania. Kochamy Was miśki :) x

___________________________________________________________________________________

        Pamiętam to jakby to było wczoraj. Ująłem delikatną twarz [T.I] w swoje dłonie i wpatrując się w jej przepiękne, błękitne oczy, pochyliłem się składając ostatni, czuły pocałunek na jej czole. Wtedy też po raz ostatni powiedziałem jej, że ją kocham. Wbrew temu co mówili wszyscy wokół, było to szczere wyznanie. Za każdym razem, gdy na nią patrzyłem wydawała mi się być taka krucha i delikatna. Zawsze czułem, że powinienem się nią opiekować. Że jestem za nią odpowiedzialny. Dlatego tak trudno było mi odwrócić się na pięcie i zwyczajnie odejść. Z każdym krokiem przybliżającym mnie do drzwi, moje serce rozpadało się na drobniejsze kawałeczki. Starałem się nie patrzeć w tył, gdyż wiedziałem że wystarczyłoby jedno smutne spojrzenie [T.I], abym bez chwili wahania zmienił podjęte decyzje i porzucając wszystkie moje plany i marzenia, rzucił się w jej ramiona. Jednak stając w progu nie wytrzymałem i posłałem jej jedno przelotne spojrzenie. Stała bez ruchu, wzrokiem odprowadzając mnie do wyjścia. Nie płakała, nie zatrzymywała mnie. Stała mierząc mnie uważnym wzrokiem, jednak nie na tyle uważnym by mogła zobaczyć, że moje serce krwawi z każdym kolejnym krokiem. Stała zbyt daleko, by dostrzec łzy w moich oczach.
        Wtedy chyba jeszcze nie rozumiała, że to koniec. Myślę iż sądziła, że nadal jest dla nas nadzieja. Jednak ja miałem wtedy inne zdanie na ten temat. To nie tak, że jej nie kochałem, bo kochałem i to z całego serca. Była najważniejszą osobą w moim życiu. Nigdy wcześniej nie obdarzyłem nikogo takim uczuciem. Jeden jej uśmiech mógł rozpogodzić mój każdy, nawet najbardziej pochmurny dzień. Jej piękne, błękitne niczym ocean oczy, którymi posyłała mi pełne uczuć spojrzenia i sposób w jaki swoim miękkim głosem zapewniała mnie o swojej miłości przy użyciu słów były jedynym co trzymało mnie przy życiu. To [T.I] nadawała mu sens.

        Nigdy jej o tym nie mówiłem, ale zanim ją poznałem byłem nieszczęśliwym człowiekiem. Każdy mój dzień zaczynał i kończył się tak samo, a mijał wśród wręcz dobijającej monotonii i wymuszonych uśmiechów. Byłem już zmęczony udawaniem, że wszystko jest w porządku. Byłem już zmęczony liczeniem tylko na siebie. Byłem zmęczony samotnością. Czułem pustkę, której niczym nie mogłem zapełnić. Zżerało mnie to od środka, nie dając mi spać w nocy. Pewnego dnia doszedłem do wniosku, że dłużej tak nie mogę. Wykańczało mnie to psychicznie. Decyzja o zmianie pracy napawała mnie nadzieją. Nadzieją na lepsze jutro. Wierzyłem w to, że w końcu znajdę miejsce, w którym będę szczęśliwy. I tak właśnie się stało. Już pierwszego dnia w nowej pracy spotkałem [T.I]. Niektórzy powiedzieliby, że byłem tak zdesperowany, że po prostu to sobie wmówiłem, a jeszcze inni, że to tylko nie mający pokrycia w rzeczywistości tekst na podryw, ale zakochałem się z niej od pierwszego wejrzenia. Każdy kolejny dzień w szkole tylko mnie w tym utwierdzał. Miałem nowe mieszkanie, pracę i miłość. Wszystko się układało. Powinienem był być szczęśliwy, więc czemu nie byłem? Gdyż to czego pragnąłem najbardziej było poza moim zasięgiem. [T.I], mój synonim piękna, miłości i ideału była moją uczennicą. Długo powstrzymywało mnie to przed wykonaniem pierwszego kroku, jednak w rezultacie nie dałem rady. Postanowiłem wziąć los w swoje ręce i zaznać choć trochę szczęścia. Nie zważając na to ile miałoby mnie to kosztować.
        Dopiero rozprawa w sądzie i wyrok sprowadziły mnie na ziemię. Powrócił mój zdrowy rozsądek, którego wcześniej mi zabrakło. Wiedziałem, że dane nam będzie wiele zapłacić za naszą miłość, jednak nie podejrzewałem, że ja zostanę z niczym. Odebrano mi pracę, możliwość wykonywania zawodu, szacunek i wszystkie moje plany i marzenia. Nie chciałem, by to samo spotkało [T.I]. Chciałem ją przed tym uchronić i sądziłem, że jedynym sposobem na to jest nasze rozstanie. I tak miała już przeze mnie wiele problemów. Nasz związek był toksyczny. Powoli niszczył nas oboje, jednak ja niczego nie żałowałem. No może oprócz tego, że nie walczyłem o [T.I] dłużej. Przecież mogliśmy przejść przez to razem. Poradzilibyśmy sobie.
        Mimo upływu lat ja nadal o niej nie zapomniałem. Spotykałem się z kilkoma kobietami żadna nawet nie dorastała jej do pięt. W każdej z nich szukałem tego, co jak się potem okazało dać mogła mi tylko [T.I]. Szybko kończyłem wszystkie swoje związki, gdyż żadnej z moich partnerek nie potrafiłem obdarzyć szczerym uczuciem. Chciałem ułożyć sobie życie. Chciałem znów być szczęśliwy. I próbowałem. Jednak po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że bez [T.I] jest to niemożliwe. Tylko do niej należało moje serce. Niczego w życiu nie żałowałem tak jak tego, że tamtego dnia po rozprawie, zwyczajnie odwróciłem się i odszedłem przekreślając wszystko przez co przeszliśmy i spisując na straty wszystko co nas łączyło. Przecież ta historia nie musiała się tak skończyć. Mogło być inaczej. Zmarnowałem jednak swoją szansę. Dopiero po roku uświadomiłem sobie, że źle postąpiłem. Wtedy jednak było już za późno. Teraz po pięciu latach nie miałem już nawet żadnych złudnych nadziei. Pewien byłem iż [T.I] jest szczęśliwa z kimś innym i ułożyła sobie życie, w którym dla mnie nie ma już miejsca.
        Po tym jak straciłem pracę i prawo do wykonywania zawodu, musiałem znaleźć sobie inne zajęcie. Wyjechałem na drugi koniec Londynu, gdzie podjąłem naukę w jednej z najlepszych szkół kucharskich. Krok ten był dla mnie bardzo ryzykowny, gdyż ostatnie oszczędności wydałem na opłacenie czesnego. Wierzyłem jednak w to, że uda mi się ją ukończyć i zostać prawdziwym szefem kuchni, tak jak w moje umiejętności kulinarne wierzyła [T.I]. Zrobiłem to dla niej. Jak się potem okazało, była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Szkołę ukończyłem z wyróżnieniem, po czym od razu dostałem pracę w jednej z najlepszych restauracji w okolicy. Wszystko znów zaczęło mi się układać, jednak towarzyszyła mi ta sama pustka, która męczyła mnie zanim poznałem [T.I]. Chyba po prostu musiałem nauczyć się z nią żyć.
        Tak jak każdego dnia rano zaparkowałem swoje czarne BMW na parkingu pod restauracją. Wysiadłem z auta, zatrzaskując za sobą drzwi. Następnie udałem się do tylnego wejścia dla personelu. Przekroczywszy próg, od razu ruszyłem w stronę kuchni, po kolei witając się z kolegami z pracy. Już podczas moich pierwszych dni tutaj, traktowali mnie jak przyjaciela, a z czasem staliśmy się jedną, wielką rodziną. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami, za co byłem im niezmiernie wdzięczny. Żaden z nich nie miał pojęcia o [T.I], ani moich kłopotach z prawem i chciałem, aby tak pozostało. Wolałem to przemilczeć. Nie chciałem, żeby przestali mi ufać.
        Założyłem swój biały fartuch i od razu zabrałem się do pracy. Zamówień przybywało z taką prędkością, że ja i reszta zespołu nie wiedzieliśmy za co zabrać się najpierw. Ponieważ była sobota, restauracja już od rana wypełniona była po brzegi głodnymi klientami. Wszyscy kucharze, włączając w to mnie, biegali w tę i z powrotem, by zrobić zamówione dania jak najszybciej. W kuchni zrobił się niezły zamęt. Nie wiedziałem już w co mam włożyć ręce najpierw. Ja sam do zrealizowania miałem przeszło kilkanaście zamówień. Lubiłem swoją pracę, jednak czasem bywała ciężka. W takich chwilach jak ta tęskniłem za spokojnym, szkolnym życiem. Gotowe dania podawałem kelnerowi, który zanosił je na stoliki, czekających już klientów. Tamtego dnia w restauracji było prawdziwe urwanie głowy. Ledwo kończyłem jedno danie i już zabierać musiałem się za następne.
        W końcu w moje ręce trafiła karteczka z zamówieniem na spaghetti bolognese. Takie samo jak to, które zrobiłem dla [T.I] podczas jej pierwszej wizyty w moim domu. Jej ulubione danie. To właśnie w nie zawsze wkładałem najwięcej serca. Wiedzieli o tym wszyscy pracownicy restauracji. Nikt jednak nie wiedział dlaczego. Czasem pytano mnie o to, ale ja zawsze udzielałem krótkich, zdawkowych odpowiedzi. Nie chciałem, by ktokolwiek wiedział. To nie była ich sprawa, tylko moja i [T.I].
        Przygotowanie tego dania zajęło mi trochę więcej czasu niż przyrządzenie pozostałych. Musiało być ono idealne w każdym calu. Kelner już od przeszło piętnastu minut czekał w drzwiach kuchni ponaglając mnie i mówiąc, abym się streszczał. W końcu podałem mu talerz. Zrobił mi jeszcze szybki wykład na temat tego, że ja strasznie się wlokę, ale to jemu dostanie się od klientów za to, że musieli tyle czekać. Rzuciłem  krótkie "przepraszam" i powróciłem do swojej poprzedniej czynności. Po kilkunastu minutach w progu kuchni znów pojawił się kelner, który wcześniej odebrał ode mnie zamówienie.
-Harry? - Zawołał wypatrując mnie wzrokiem wśród tłumu podobnie ubranych kucharzy.
-Tak? - Spojrzałem na niego wyczekująco, stając na przeciwko niego, jednocześnie otrzepując dłonie z mąki.
-Jedna z klientek chce się z tobą widzieć. - Odparł.
-Jak to? Dlaczego? - Zdziwiłem się.
-Nie wiem. Podszedłem, by wręczyć jej rachunek, a gdy miałem już odejść, ona zatrzymała mnie i spytała się czy mogłaby porozmawiać chwilę z kucharzem, który przyrządził jej danie. - Wzruszył ramionami. - Chodź za mną. - Powiedział wyprowadzając mnie z kuchni.
-Okej. - Odparłem niepewnie.
        Udaliśmy się do sali, w której ustawione były stoliki dla gości. Przeszliśmy między nimi, kierując się w stronę niewysokiej brunetki. Głowę pochyloną miała nad telefonem, który trzymała w dłoniach, przez co nie mogłem zobaczyć jej twarzy. Zatrzymaliśmy się przy jej stoliku, po czym kelner odchrząknął znacząco, by zwrócić jej uwagę.
-Przepraszam, proszę pani. To jest kucharz, który przygotował pani danie. - Oznajmił.
-Oh, dziękuję bardzo, że pan po niego poszedł. - Jej głos wydał mi się aż za bardzo znajomy. - A co do pana, to jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem, jeszcze nigdy w życiu nie jadłam tak dobre... - Zaczęła mówić, jednak urwała w pół zdania, przyglądając mi się uważnie. - Harry? - Spytała z niedowierzaniem w głosie, unosząc brwi ku górze.
-[T.I]? - Dopiero po chwili uświadomiłem sobie do kogo należał ten znajomy głos. Na pierwszy rzut oka nie poznałem [T.I]. Bardzo się zmieniła. Wydoroślała. Czego jednak mogłem się spodziewać? Że na zawsze pozostanie moją uroczą, niewinną [T.I]? Przecież miała już dwadzieścia dwa lata. - Mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? - Zwróciłem się do kelnera, na co on pokiwał głową i odszedł bez słowa.
-Boże, ile lat ja cię nie widziałam! Siadaj tu i wszystko mi opowiadaj! Co ty tu właściwie robisz? I to jeszcze w fartuchu? - Mówiła uśmiechając się promiennie. Tak bardzo tęskniłem za tym uśmiechem. Tak bardzo tęskniłem ja nią.
-Po tym jak straciłem pracę musiałem znaleźć sobie nowe zajęcie i wtedy przypomniało mi się jak powiedziałaś, że powinienem był zostać kucharzem i... tak jakoś wyszło. - Odparłem, niepewnie zajmując krzesło i siadając na przeciwko niej. - A co u ciebie? - Spytałem, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Była jeszcze piękniejsza niż pięć lat temu.
-Po tym jak skończyłam prywatne liceum, wybrałam się na studia. Dzięki tobie chcę zostać nauczycielką angielskiego. - Powiedziała tryskając entuzjazmem. Była taka pełna życia. Zupełnie w przeciwieństwie ode mnie.
-Serio? - Zdziwiłem się. - To naprawdę wiele dla mnie znaczy. A no nie wiem... spotykasz się z kimś może? - Spytałem w końcu, przełykając ślinę. [T.I] już otworzyła usta, by mi odpowiedzieć, jednak przerwałem jej zanim zdążyła wydobyć z siebie choćby jedno słowo. - Albo wiesz co? Nie odpowiadaj. Nie chcę wiedzieć. Ale muszę ci o czymś powiedzieć i proszę cię, abyś nie przerywała mi dopóki nie skończę, dobrze? - Brunetka pokiwała głową. - Wiem, że minęło już pięć lat i ty zapewne zapomniałaś o mnie i ułożyłaś sobie życie, jednak ja nie. Cały czas myślę o tobie, o nas i o tym co by było gdybym wtedy nie stchórzył. Co by było gdybym o ciebie walczył. O ciebie i naszą miłość. Tak jak wtedy cię kochałem, tak kocham cię nadal i sądzę, że nigdy nie przestanę. Nie oczekuję od ciebie tego samego. Chciałem tylko, abyś wiedziała. Chciałbym też za kolejne pięć lat móc powiedzieć sobie "Chociaż próbowałem." bo wtedy odpuściłem zbyt łatwo i nigdy sobie tego nie wybaczę. - Powiedziałem na jednym oddechu.
        [T.I] wpatrywała się we mnie nieodgadnionym wzrokiem, nie mówiąc ani słowa. W pewnej chwili, ujęła moją dłoń leżącą na stoliku i splotła nasze palce.
-Gdybyś tylko powiedział mi to pięć lat temu. Wszystko mogłoby skończyć się inaczej. Moglibyśmy teraz być razem. Moglibyśmy być szczęśliwi. Ale ty odszedłeś. - Wyszeptała patrząc mi prosto w oczy.
-Jest już za późno, prawda? - Spojrzałem na nią zawiedziony.
-Nigdy nie jest za późno, Harry. Każdy popełnia błędy. - Odparła, po czym pochylając się nad stolikiem złożyła czuły pocałunek na moich ustach. Tak długo na to czekałem. Brakowało mi smaku jej słodkich warg. To wszystko było zbyt piękne by mogło być prawdziwe. Po tych długich pięciu latach znów mogłem zatopić się w błękitnych tęczówkach [T.I].
-Kocham cię, księżniczko. - Wyszeptałem, gdy się od siebie oderwaliśmy.
-Ja ciebie też, kochanie. I nigdy nie przestałam. Tylko, że teraz już nikt nie może mi tego zabronić. - Powiedziała uśmiechając się do mnie czule.


LOLA

czwartek, 20 czerwca 2013

Opowiadanie.

Mam dla Was pewną wiadomość. Otóż ostatnio postanowiłam zrobić coś innego niż zazwyczaj i wyszło na to, że napisałam opowiadanie. Opowiada ono o Larrym i co dwa lub trzy dni powinien pojawiać się nowy rozdział. Oto link dla zainteresowanych: things-i-ll-never-say.blogspot.com. Wszystkich, którzy czytali, proszę o krótki komentarz, gdyż nawet zwykłe "świetne" bardzo motywuje do pracy :)
Nie musicie się jednak martwić, gdyż nie porzucam tego bloga i nadal będę pisała również zwykłe imaginy.

LOLA

wtorek, 18 czerwca 2013

# 99. Harry I cz. 5

Ostatnia już część Harrego z dedykacją dla Sylwii xx
___________________________________________________________________________________

        Po naszej małej sprzeczce zupełnie zerwałam kontakt z Ellie. Doszłam do wniosku, że nie mogę na niej polegać. A chyba to najważniejsze jest w przyjaźni, prawda? Powinna stanowić dla mnie oparcie, być przy mnie gdy jej potrzebuję i zawsze służyć dobrą radą. Ona jednak postanowiła obrócić się przeciwko mnie i wtrącać w nie swoje sprawy, na dodatek bezczelnie mi grożąc i mówiąc co mam robić. Nie potrzebowałam takiej przyjaciółki. Fałszywej przyjaciółki.
        Sytuacja ta miała jednak swoje plusy. Miałam dużo więcej czasu dla Harrego, za to skróciła się lista osób, którym zawsze musiałam się usprawiedliwiać wymyślając głupie wymówki. Brunet kilka razy pytał się mnie czemu nie siedzę w ławce z Ellie i nie odzywamy się do siebie na przerwach. Zbywałam go zdawkowymi odpowiedziami. Kiedyś chyba nawet wspomniałam coś o tym, że się pokłóciłyśmy, lecz nie zagłębiałam się w szczegóły. Nie chciałam, żeby wiedział, że poszło o niego. Nie chciałam, żeby czuł się winny. Poza tym nadal nie wiedziałam czy słowa Ellie były tylko pustymi pogróżkami, czy powinnam brać je na poważnie. Ta dziewczyna zawsze była nieprzewidywalna i zadziwiała mnie każdego dnia, więc nigdy nie wiedziałam co mogło jej tym razem strzelić do głowy. Miałam jednak nadzieję, że ze względu na naszą wieloletnią przyjaźń nie wsadziłaby mi tak łatwo noża w plecy. Obym się nie myliła. Dobra, szczerze mówiąc miałam wątpliwości. Nie chciałam jednak dokładać Harremu zmartwień i postanowiłam to wszystko przemilczeć. I bez tego wszystkiego nasza sytuacja nie była idealna. Musieliśmy pilnować się na każdym kroku i zachowywać stu procentową ostrożność. Nikt nie mógł się o nas dowiedzieć. Z jednej strony było to bardzo uciążliwe, lecz miało też swój urok. Było niezwykle romantyczne. Taka zakazana miłość. A przez to, że musieliśmy ją ukrywać uczucie to było tylko i wyłącznie nasze. Gdy byliśmy razem znajdowaliśmy się w zupełnie innym świecie. Naszym świecie. Nasza miłość z dnia na dzień stawała się coraz silniejsza i wierzyłam w to, że nikomu nie uda się nas rozdzielić.

        W jeden z wtorkowych wieczorów jak zwykle o tej porze siedziałam w swoim pokoju. Stałam przed lustrem rozczesując mokre jeszcze po prysznicu długie, ciemne włosy. W pewnym momencie ciszę przerwał dźwięk mojego dzwonka. Bez namysłu odłożyłam szczotkę na komodę i podniosłam telefon, przykładając go do ucha.
-Halo? - Spytałam wciskając zieloną słuchawkę.
-Widziałam was dzisiaj. - Usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Ellie? O czym ty mówisz? - Odparłam zdziwiona zarówno tym, że moja była przyjaciółka postanowiła do mnie zadzwonić, jak i jej słowami.
-Nie udawaj głupiej. Myślałam, że po naszej rozmowie to zakończyłaś, ale widziałam cię dziś jak wsiadałaś do samochodu Stylesa. - Powiedziała z wyrzutem.
-To chyba nie twoja sprawa. - Warknęłam.
-Owszem, moja. Ostrzegłam cię, ale mnie nie posłuchałaś. Przepraszam za to co będę musiała zrobić. - Wyszeptała, wzdychając ciężko.
-Co będziesz musiała zrobić? Ellie? Ellie?! - Krzyczałam do słuchawki, lecz blondynka zdążyła się już rozłączyć, pozostawiając mnie samą z milionem pytań, na które nie znałam odpowiedzi.
        W nocy nie mogłam zmrużyć oka. Cały czas myślałam o tym co powiedziała mi Ellie. Nie wiedziałam co chciała zrobić, ale bardzo zmartwił mnie ton jej głosu. Bałam się, że jej zamiary mogą zaszkodzić mnie i Harremu.

        Jak zwykle do szkoły dojechałam autobusem. Wysiadłam na przystanku, zarzucając swoją torbę na ramię. Rozejrzałam się po okolicy. Coś było nie tak. Coś się tu nie zgadzało. Nie tak wyglądało nasze szkolne podwórko. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie co nie pasuje mi do krajobrazu. Każde wejście do szkoły zastawione było przez radiowóz. Kilkunastu policjantów chodziło wokół uspokajając uczniów, którzy ustawili się pod bramą tworząc spory tłum. Wszyscy krzyczeli do siebie, uważnie obserwując rozwój akcji. Zaciekawiona podeszłam do znajomych chcąc dowiedzieć się co właściwie się dzieje.
-Dlaczego jest tu tylu policjantów? - Spytałam Adama, którego znałam z widzenia. Chodził on bodajże do równoległej klasy.
-Podobno aresztują jakiegoś nauczyciela. - Odparł widocznie rozbawiony całą sytuacją.
-I ciebie to śmieszy? Uczył nas kryminalista. - Wykrzywiłam usta w grymasie.
-Na kogo stawiasz? - Spytał chłopak spoglądając na mnie chytrze.
-Na faceta od biologii. Wygląda jak płatny zabójca. - Odparłam chichocząc, a Adam zawtórował mi w śmiechu.
Mina jednak szybko zrzedła mi, gdy zobaczyłam jak dwóch policjantów prowadzi Harrego, zakutego w kajdanki.
-Jest pan aresztowany pod zarzutem gwałtu na nieletniej. Może pan zachować milczenie, gdyż wszystko co pan powie może myć obrócone przeciwko panu. - Mówił jeden z nich. Harry szedł z nisko pochyloną głową. Jego niezaczesane dziś, kasztanowe loki zupełnie zakrywały mu twarz. Policjanci zaprowadzili go do jednego z radiowozów, gdzie zamknęli nie zdejmując mu kajdanek.
        Stałam jak wryta nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Nagle wśród tłumu dostrzegłam twarz Ellie. Wpatrywała się we mnie przepraszającym wzrokiem i posłała mi bezdźwięczne "wybacz". Ta suka naprawdę to zrobiła. Doniosła na mnie i Harrego. To nie nasz związek zniszczył nam życie, tylko jej perfidne zagranie. Nikt nie musiał nic wiedzieć. To wszystko jej wina. Czerwona ze wściekłości i z oczyma pełnymi łez, stanowczym krokiem ruszyłam w jej stronę. Mimo naszej długoletniej przyjaźni, nie potrafiłam jej tego wybaczyć. Wszystko tylko nie to. W tamtym momencie życzyłam jej jak najgorzej. Chciałam zrobić cokolwiek, by chociaż w małym stopniu poczuła się tak źle jak ja. Chciałam, żeby cierpiała tak jak na to zasłużyła.
        Byłam zaledwie pół metra od niej, gdy poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odruchowo odwróciłam się do tej osoby. Moim oczom ukazał się wysoki, młody mężczyzna w mundurze policyjnym.
-Ty jesteś [T.I] [T.N]? - Spytał spoglądając na mnie ze współczuciem.
-Tak, to ja. - Odparłam niepewnie.
-Nie musisz się więcej bać. Pan Styles już nigdy nie zrobi ci krzywdy. Zadbaliśmy o to, teraz jesteś bezpieczna. - Powiedział obejmując mnie ramieniem.
-O czym pan mówi? Jakiej krzywdy? Gdzie zabieracie Harrego? Wypuśćcie go, on nic nie zrobił! - Krzyczałam ze łzami w oczach, odpychając od siebie funkcjonariusza.
-Wszystko będzie dobrze. - Uspokajał mnie. - Teraz muszę zabrać cię na komendę i zadać ci kilka pytań. - Oświadczył.
-Jakich pytań? Co  tu się dzieje? Czy wyście wszyscy powariowali? Czemu aresztowaliście mojego  chłopaka?! On nic nie zrobił! My się kochamy! - Zaczęłam panikować, a łzy wypływające spod mych powiek były coraz rzewniejsze.
-Nie wiesz o czym mówisz. On wcale cię nie kocha, chciał cię wykorzystać. - Powiedział funkcjonariusz. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo się mylił.
-To nieprawda. - Odparłam krótko, pewna słuszności swych słów.
-Wszystko wyjaśnimy sobie na komendzie. - Westchnął, po czym łapiąc mnie za rękę odprowadził do jednego z radiowozów.
        Wszyscy zebrani uczniowie utkwili swój wzrok we mnie. Słyszeli o co oskarżony był Harry. Słyszeli również to o czym rozmawiałam z policjantem, gdyż nie szczędziłam na to płuc. Na pewno połączyli już elementy układanki. Wszyscy mierzyli mnie sądnym wzrokiem. W ich oczach byłam nikim. Dziwką, która puściła się z nauczycielem. Wsiadłam do radiowozu i rzuciłam jeszcze jedno spojrzenie w kierunku szkoły. Chyba nie miałam tam już czego szukać.

~*~

        Kolejne tygodnie zleciały mi na odwiedzaniu posterunków policji i załatwianiu papierów umożliwiających zmianę szkoły. Tak jak myślałam, nie przyjęli mnie tam ciepło. Gdy w czwartek wróciłam na lekcje, wszyscy mierzyli mnie wzrokiem i szeptali na mój widok. Niektórzy byli też mniej elokwentni i mijając mnie krzyczeli "dziwka" , "suka" i  inne tego typu wyzwiska. Po dwóch tygodniach tego linczowania uznałam, że dłużej tego nie wytrzymam. Wykańczało mnie to psychicznie. Moi rodzice, którzy oczywiście o wszystkim się dowiedzieli, sami zaproponowali mi zmianę szkoły. Miałam przenieść się do prywatnego liceum w mieście nieopodal Londynu. Oznaczało to kilka godzin w metrze każdego dnia, lecz musiałam przenieść się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znał i nie słyszał o mnie i Harrym.
        Wiele razy również składałam zeznania. Za każdym razem te same. Zgodne z prawdą, oczywiście. Harry oskarżony został o gwałt na nieletniej, co moim zdaniem było zupełną bzdurą. Czemu wszyscy robili z Harrego kryminalistę, a ze mnie jego ofiarę? Przecież obydwoje tego chcieliśmy. Dlaczego nikt nie mógł zrozumieć naszej miłości? Bo Harry był ode mnie o kilka lat starszy? Wiek to tylko liczba. Bo był moim nauczycielem? Przecież za półtora roku miałam skończyć szkołę. Dlaczego ludzie wszędzie doszukiwali się problemu?
        Siedziałam na korytarzu przed salą sądową. Dziś odbywała się rozprawa Harrego. Nie pozwolili mi uczestniczyć w jej całości. Miałam siedzieć i czekać, aż ktoś pozwoli mi wejść, złożyć zeznania i wyjść. Czułam jak moje serce biło nierównomiernie, dłonie drżały, a żołądek zaciskał się w supeł. Bałam się wejść na salę. Moje zeznania miały być kluczowymi. Krótko mówiąc, moje słowa miały wielki wpływ na wyrok Harrego. Była to wielka odpowiedzialność.
-Świadek [T.I] [T.N], proszona na salę. - Powiedział mężczyzna odziany w mundur ochrony, uchylając drzwi. Na miękkich nogach, podniosłam się z ławki, niepewnym krokiem wchodząc na salę rozpraw.
        Idąc do barierki dla świadków rozglądałam się we wszystkie strony. Nigdy wcześniej nie byłam z sądzie. W pewnej chwili mój wzrok zatrzymał się na brunecie siedzącym przy jednej z ław. Wtedy widziałam Harrego po raz pierwszy od jego aresztowania. Nie pozwolono mi na widzenie z nim. Wszyscy uważali iż jest co zbyt niebezpieczne. Jakby on naprawdę wyrządził mi jakąś krzywdę. Ta sytuacja była wręcz chora. Mężczyzna siedział z rękoma na kolanach, z nisko pochyloną głową. Nie obdarzył mnie ani jednym, przelotnym spojrzeniem.
-Jak się pani nazywa, ile ma pani lat i gdzie pani mieszka? - Spytał mężczyzna w todze, gdy stanęłam przy barierce.
-Nazywam się [T.I] [T.N], mam siedemnaście lat i mieszkam w Londynie. - Odparłam.
-Jest pani spokrewniona lub spowinowacona z oskarżonym? - Sędzia zachowywał opanowany ton głosu.
-Nie, ale to mój chłopak. - Odparłam posyłając Harremu pełne uczucia spojrzenie, które tym razem odwzajemnił. Na krótką chwilę mogłam zatopić się w jego zielonych tęczówkach, podziwiając nienaganny uśmiech oprawiony w przecudne dołeczki, za którym tak tęskniłam.
-W takim razie nie przysługuje pani prawo odmowy składania zeznań. Za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna. Zrozumiała pani? - Spojrzał na mnie pytająco.
-Tak, zrozumiałam. - Pokiwałam głową.
-A więc, jak wyglądały pani stosunki z oskarżonym? - Sędzia przeszedł w końcu do właściwego przesłuchania.
-Zaczęło się kilka miesięcy temu, gdy Harry zatrudnił się w mojej szkole. Na początku był dla mnie tylko nauczycielem, lecz już wtedy coś do niego czułam. Po pewnym czasie on to uczucie odwzajemnił i zostaliśmy parą. - Oświadczyłam.
-Czy pan Styles zmuszał cię do czegoś na co nie miałaś ochoty? - Spytał podejrzliwie.
-Nie. Nic takiego nie miało miejsca. Na wszystko zgodziłam się sama, będąc świadomą podejmowanych przeze mnie decyzji. - Odparłam zgodnie z prawdą.
        Sędzia zadał mi jeszcze kilka pytań, po czym kazano mi opuścić salę. Miałam nadzieję, że moje zeznania wpłynęły na korzyść Harrego. W żadnym wypadku nie chciałam mu zaszkodzić. Nie posunęłabym się jednak do kłamania w sądzie. Siedziałam pod salą niespokojnie tupiąc nogą. Ławka zaczęła wydawać mi się niewygodna. Wstałam, jednak nadal nie mogłam znaleźć sobie miejsca.
        Po godzinie czekania, miałam poznać wyrok Harrego. Gdy myślałam, że dłużej już nie wytrzymam drzwi sali nagle otworzyły się szeroko. Przez próg przeszli prokurator, obrońca Harrego i brunet we własnej osobie. Nie zastanawiając się dłużej ruszyłam w jego stronę. Zatrzymałam się dopiero łącząc nasze usta w pocałunku. Tak długo na to czekałam. Brakowało mi smaku jego słodkich warg. Tęskniłam za nim. Mężczyzna odwzajemnił pocałunek, obejmując mnie w talii. Oderwaliśmy się od siebie niechętnie, gdy zabrakło nam tchu. Ludzie opuszczający salę mierzyli nas wzrokiem pełnym odrazy, jadak ostatnie tygodnie spędzone w szkole sprawiły iż przyzwyczaiłam się, że ktoś patrzy na mnie tylko i wyłącznie w taki a nie inny sposób.
-Jaki był wyrok? - Spytałam zmartwiona.
-Kilka lat w zawieszeniu i zakaz wykonywania zawodu. - Odparł Harry ciężko wzdychając, jednocześnie przeczesując włosy palcami.
-Mogło być gorzej. - Powiedziałam pokrzepiająco.
-Nie mogło, [T.I]. To już koniec. Tutaj wszyscy mają mnie za pedofila, a pracy nie znajdę, ale nie przez moją opinię, lecz przez to, że zwyczajnie mam zakaz jej wykonywania. - Mówił łamiącym się głosem.
-Ale mamy siebie. - Wycedziłam. Może było to głupie i samolubne, ale właśnie to było dla mnie najważniejsze.
-Przepraszam [T.I]. Tak bardzo mi przykro, ale muszę to zrobić. - Wyszeptał, ujmując moją twarz w dłonie.
-O czym ty mówisz? - Zmartwiłam się.
-Muszę stąd uciec. Muszę wyjechać gdzieś gdzie nikt mnie nie zna. Gdzieś gdzie nikt o nas nie wie. Gdzieś, gdzie będę mógł zacząć wszystko od początku. - Mówił coraz ciszej, a jego zielone tęczówki rozmazane były przez łzy.
-Ale... - Zaczęłam, jednak urwałam w pół zdania, nie wiedząc co właściwie mogłabym w takiej sytuacji powiedzieć.
-Niezależnie od tego co mówią wszyscy wokół, ja nie chciałem cię wykorzystać. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, lecz dopiero niedawno odważyłem się ci to okazać. Wiedziałem, że nie powinniśmy być razem, ale uczucie, którym cię darzę było silniejsze niż zdrowy rozsądek. Ale to się nie uda, [T.I]. Nie w takich okolicznościach. Już teraz straciliśmy bardzo wiele. To nas powoli niszczy. Ale pamiętaj, że cię kocham, książniczko. Naprawdę. - Zapewnił, delikatnie całując mnie w czoło.
-Ja ciebie też, Harry. - Odparłam, po czym brunet odsunął się ode mnie, odwracając na pięcie. Wzrokiem odprowadziłam go do drzwi. Zatrzymał się w progu, by jeszcze raz na mnie spojrzeć. Stał zbyt daleko, bym mogła rozszyfrować emocje wymalowane na jego twarzy. Następnie wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
        Jeszcze wiele lat łudziłam się, że wróci gdy skończę szkołę. Że w końcu będziemy mogli być razem. Każdego dnia sprawdzałam czy nie dostałam od niego żadnej wiadomości. Każdego dnia traciłam też nadzieję. Jak się okazało, słusznie. Nigdy więcej nie zadzwonił. Nigdy więcej nie napisał. Żegnając się z nim pod salą rozpraw, nie sądziłam iż będzie to nasze ostatnie spotkanie. Mimo wszystko, jednak było. Teraz po kilku latach wiem, że ten związek nie miał prawa przetrwać. Wiek jest tylko liczba, jednak nie da się przeskoczyć przepaści pomiędzy nauczycielem, a uczennicą ani ominąć prawa. Takie historie nigdy nie kończą się dobrze, więc czemu moja miałaby? Jednak niczego nie żałuję. Naprawdę kochałam Harrego i wbrew temu co mówili mi wszyscy wokół, wiedziałam, że on czuł do mnie to samo. Cóż, może po prostu nie byliśmy sobie pisani. Dziś pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że jest szczęśliwy i ułożył sobie życie z kimś innym.


LOLA

poniedziałek, 17 czerwca 2013

BARDZO WAŻNE!

Mam pewną prośbę. Czy ktoś z Was umie robić nagłówki na blogi i chciałby mi pomóc lub zna osobę, która się tym zajmuje? Proszę o odpowiedź w komentarzu, to naprawdę bardzo ważne. Z góry dziękuję :) xx

LOLA

piątek, 14 czerwca 2013

# 98. Harry I cz. 4



Czwarta i przedostatnia już część Harrego z dedykacją dla kariisxx i sieeusmiechnij :) xx

___________________________________________________________________________________

        Nie minęło jeszcze nawet kilka miesięcy, a ja i Harry staliśmy się pełnoetatową parą. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. Jednak nasze spotkania zawsze odbywać się musiały w jego mieszkaniu. Zarówno moi rodzice, jak dyrekcja i ktokolwiek, kto mógłby na nas donieść nie mogli dowiedzieć się o naszym związku. Czasami chciałam rzucić to wszystko w cholerę i wykrzyczeć całemu światu, że ja i mój nauczyciel Harry Styles jesteśmy razem i kochamy się nad życie, wiedziałam jednak, że nie mogę tego zrobić. Obydwoje mielibyśmy z tego powodu poważne kłopoty. Nikt nie wyszedłby na tym dobrze. Do szczęścia wystarczyć mi musiały popołudnia spędzone na kanapie Harrego podczas których rozmawialiśmy godzinami popijając ulubioną, zieloną herbatę bruneta. Czasem też korzystaliśmy z jego ogromnego zbioru książek i czytaliśmy wiersze naszych ulubionych poetów. Kiedy między nami zaczęło robić się poważnie, postanowiłam być z nim szczera. Przyznałam się Harremu iż oblałam szkolny test tylko i wyłącznie po to, by móc się z nim zobaczyć. Myślałam, że będzie na mnie zły i po części się nie myliłam. Miał mi za złe, że z jego powodu postanowiłam pogorszyć sobie średnią, jednak jednocześnie schlebiało mu to i ucieszył się słysząc iż poezja jest również moją pasją. Moją nieobecność w domu usprawiedliwiałam zmianą planu lekcji i zapisaniem się na zajęcia dodatkowe. Aby mama nie miała żadnych wątpliwości, Harry jako mój nauczyciel wszystko pięknie wpisał do dziennika i zadzwonił do mojej mamy z wiadomością iż naprawdę świetnie sobie radzę i dużo serca wkładam w naukę. Pozostała jednak kwestia spędzanych u niego nocy. Zawsze kłamałam rodzicom w żywe oczy mówiąc, że nocowałam u Ellie. Na początku mi wierzyli, ostatnio jednak chyba zaczęli coś podejrzewać. W końcu nikt nie spędza kilku nocy w tygodniu u swojej przyjaciółki, zwłaszcza gdy ja nie zapraszałam jej do siebie w ogóle. Coraz trudniej było mi ukrywać mój związek z Harrym. Wiedziałam jednak, że nie mam innego wyboru. Swoją drogą ostatnimi czasy Ellie też pokładała coraz mniej wiary moim słowom. Przez ostatnie miesiące nie miałam dla niej ani trochę czasu, gdyż każdą wolną chwilę spędzałam w towarzystwie Harrego. Gdybym tylko mogła powiedzieć jej, że mam chłopaka, ona na pewno by zrozumiała. Natomiast w zaistniałej sytuacji wyglądało to jakbym jej unikała.


        Obudziłam się leżąc wtulona w Harrego, z głową na jego klatce piersiowej. Zewnętrzną stroną dłoni przetarłam oczy pomagając im przyzwyczaić się do światła wpadającego do wnętrza sypialni poprzez niezasłonięte rolety. Z trudem uniosłam powieki spoglądając na bruneta leżącego obok mnie. Jego loki roztrzepane były na wszystkie strony, tym samym zasłaniając mu połowę twarzy. Oddychał miarowo, a każdy jego wydech sprawiał iż pojedyncze pasma włosów lekko unosiły się w powietrzu. Delikatnie odgarnęłam loki z jego czoła. Mężczyzna poruszył się niespokojnie wydając niezadowolony pomruk.
-Zapomniałem zaciągnąć rolety. - Powiedział z wyrzutem skierowanym do samego siebie, mocniej zaciskając powieki.
-Nic się nie stało. - Rzuciłam zaspanym głosem.
-Długo już nie śpisz? - Spytał uchylając powieki.
-Przed chwilą się obudziłam. - Odparłam zgodnie z prawdą.
-W takim razie, dzień dobry, księżniczko. - Wyszeptał nachylając się do mnie i składając słodki pocałunek na moich ustach.
-Dzień dobry, kochanie. - Powiedziałam odwzajemniając pocałunek.
-Wyłączyłaś budzik czy ustawiłaś drzemkę? - Spytał po chwili, odrywając się ode mnie niechętnie.
-Jaki budzik? - Zdziwiłam się.
-Nie mów, że nie zadzwonił. - Spojrzał na mnie wielkimi oczyma.
-Ja żadnego nie słyszałam. - Zaczęłam się trochę denerwować.
-O mój Boże! Która godzina? - Harry zeskoczył z łóżka w pośpiechu zakładając najpierw koszulkę, a potem spodnie, które uszykował sobie na komodzie poprzedniego dnia.
-8:32. - Rzuciłam biorąc przykład z bruneta. Wstałam z łóżka i szybkim krokiem podeszłam do torby, w której spakowane miałam ubrania. Włożyłam je na siebie najszybciej jak potrafiłam.
-Musimy się pospieszyć. O 9 zaczyna się lekcja. - Ponaglił mnie, w pośpiechu układając fryzurę przed lustrem.
-Już prawie jestem gotowa. - Zapewniłam związując włosy w koński ogon.
        Harry chwycił klucze do samochodu i mieszkania i założywszy buty wybiegliśmy na osiedlowy parking. Wsiedliśmy do BMW bruneta i zapięliśmy pasy bezpieczeństwa. Harry z piskiem opon wyjechał na ulicę, wyprzedzając każdy samochód. Bałam się jak cholera, jednak postanowiłam to przemilczeć, gdyż wiedziałam, że na ogół mężczyzna jest dobrym kierowcą, a jego dzisiejsza, nieprzepisowa jazda uzasadniona jest zaistniałymi okolicznościami. Poza tym ufałam mu bezgranicznie i wiedziałam, że gdy jestem z nim nic mi nie grozi.
        Ponieważ mieszkanie Harrego i liceum, do którego ja uczęszczałam, natomiast on uczył dzieliła droga, której żadnym środkiem transportu nie dało się pokonać w mniej niż dwadzieścia minut, nie udało nam się zdążyć na czas. Na szkolnym parkingu zatrzymaliśmy się kilka minut po dziewiątej. Pierwszą lekcję Harry miał z moją klasą. Mężczyzna wyjął kluczyk ze stacyjki, tym samym gasząc silnik.
-Wysiądź i wejdź do klasy pierwsza. - Powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-Ale cała klasa już na ciebie czeka. - Zwróciłam mu uwagę.
-Ale jeśli to ja wejdę pierwszy, będę musiał wstawić ci spóźnienie. - Odparł. Cały czas wylatywało mi z głowy, że mimo iż teraz Harry był moim chłopakiem, pozostał również moim nauczycielem.
-Okej. - Zgodziłam się przypominając sobie iż limit spóźnień wykorzystałam już dawno temu.
        Rozejrzałam się po boisku szkolnym, by upewnić się iż nie ma tam nikogo kto mógłby zobaczyć mnie wysiadającą z auta pana Stylesa. Na szczęście w naszej szkole nie było monitoringu, więc Harry i ja obawiać się musieliśmy tylko naocznych świadków. Wysiadłam z jego samochodu i zatrzaskując za sobą drzwi, rzuciłam się biegiem w stronę budynku szkoły. Przeskakując co drugi stopień pokonałam schody prowadzące na drugie piętro. Dobiegłam aż do pracowni od angielskiego, po czym delikatnie uchylając drzwi, po cichu wślizgnęłam się do środka. Udało mi się zrobić to tak, by nie zwrócić na siebie większej uwagi. Zajęłam miejsce w ławce obok mojej przyjaciółki Ellie.
-Gdzie ty się podziewałaś? - Spojrzała na mnie spod uniesionych brwi.
-Trochę zaspałam. - Odparłam, nie zagłębiając się w szczegóły.
-Widać, wyglądasz okropnie. - Nie przebierała w słowach.
-Wielkie dzięki. - Rzuciłam sarkastycznie.
        -Dzień dobry wszystkim. Przepraszam za spóźnienie. - Powiedział Harry wchodząc do sali. Podszedł do biurka, po czym rzuciwszy na nie dziennik, podwinął rękawy koszuli na wysokość łokci. - Sam zmarnowałem trochę naszego cennego czasu, więc zabieramy się do pracy. Otwórzcie podręczniki na stronie 128. - Dodał biorąc książkę do dłoni.
-Dziwnie się ostatnio zachowujesz. - Wycedziła nagle Ellie.
-Nie wiem o czym mówisz. - Udawałam głupią.
-Widzę jak na niego patrzysz. - Powiedziała, upewniwszy się iż nikt tego nie usłyszy. Poczułam jak robi mi się gorąco. Czy to było aż tak widoczne? Jak dużo wiedziała Ellie?
-Możemy porozmawiać o tym później? - Spytałam błagalnym tonem. - Na przerwie, dobrze? - Zaproponowałam. Doszłam do wniosku, że jeśli Ellie ma o wszystkim wiedzieć niech zna całą prawdę, a nie jakieś wyssane z palca plotki. W odpowiedzi dziewczyna twierdząco pokiwała głową.

        -Bądź ze mną szczera. - Poprosiła. - Podoba ci się pan Styles? - Spytała przyglądając mi się w skupieniu. Usiadłyśmy na schodach przed głównym wejściem do szkoły. Ze względu na niską temperaturę nie było tam żywej duszy, więc  mogłyśmy porozmawiać w spokoju, na osobności.
-To nie do końca tak. - Odparłam. Cały czas obawiałam się jej reakcji na to co zaraz musiałam jej powiedzieć.
-Czyli jak? - Spojrzała na mnie spod ściągniętych brwi.
-My... Ja i Harry... - Zaczęłam niepewnie.
-Harry? - Zdziwiła się.
-Pan Styles. - Wyjaśniłam. W końcu na co dzień Ellie nie używała jego imienia i miała prawo nie wiedzieć o kogo mi chodzi. - My... jesteśmy razem. - Wydusiłam w końcu, mocno zaciskając powieki. Bałam się je otworzyć i zobaczyć reakcję Ellie. Uchyliłam je jednak delikatnie i moim oczom ukazała się oszołomiona mina przyjaciółki.
-Czy ty jesteś normalna? - Zdziwienie wymalowane na jej twarzy ustąpiło miejsca wściekłości.
-Ty nic nie rozumiesz... - Zaczęłam, jednak Ellie przerwała mi w pół zdania.
-Oczywiście, że nie rozumiem i nie zrozumiem. On jest starszy od ciebie o siedem lat i jest twoim nauczycielem, [T.I]! To obrzydliwe. Co ty sobie w ogóle myślałaś? - Patrzyła na mnie z odrazą.
-Ja go kocham. - Broniłam się.
-I co z tego? Myślisz, że on ciebie niby też? Daj spokój, [T.I] nie bądź żałosna. - Skarciła mnie. - On chce tylko zaciągnąć cię do łóżka. - Dodała, patrząc na mnie gniewnym wzrokiem, jednak gdy zobaczyła łzy w moich oczach, jej mina złagodniała. - Już to zrobił, prawda? - Spytała kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Ale ja sama tego chciałam. On chciał jeszcze poczekać, pytał czy jestem gotowa. - Usprawiedliwiałam Harrego.
-Chciał, żebyś tak myślała. On za to jeszcze zapłaci. - Zabrzmiało to jak groźba.
-Co masz na myśli? - Zaniepokoiłam się.
-Zerwij z nim i powiedz o tym rodzicom. - Powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. W tym momencie pożałowałam, że postanowiłam być z nią szczera.
-Nie ma mowy. Nie możesz po prostu zrozumieć, że ja go kocham? Nie obchodzi mnie ile ma lat ani, że jest moim nauczycielem. On sprawia, że czuję się wyjątkowa, kochana. Dlaczego nie możesz tego zaakceptować? - Uniosłam się, a łzy coraz bardziej cisnęły się do moich oczu.
-Bo tak nie można. To po prostu niemoralne, złe i sama jeszcze nie wiem jakie. Oh,  zapomniałabym. Nielegalne.  Nie rozumiesz, że to nie tylko zniszczy życie wam obojgu, ale na dodatek pan Styles może pójść przez ciebie do więzienia? - Wtedy nie obchodziły mnie żadne jej argumenty. Myślałam, że jako moja przyjaciółka powinna mnie wspierać, ona jednak postąpiła zupełnie na odwrót.
-Przecież na razie nikt nie musi o tym wiedzieć. Za dwa lata skończę szkołę i wtedy będziemy mogli być razem bez żadnych przeszkód. - Rzuciłam.
-Boże, dziewczyno, ale ty jesteś naiwna. Obudź się wreszcie, on chce cię tylko wykorzystać. - Mówiła trzymając się za głowę. - Albo sama to skończysz, albo ja będę musiała ci w tym pomóc. - Dodała śmiertelnie poważnie.
-Nie zrobiłabyś mi tego. - Powiedziałam, nie będąc jednak pewna słuszności moich słów. Potok łez począł spływać po mojej twarzy, zostawiając czarne smugi tuszu na moich policzkach.
-Przykro mi, [T.I]. Chyba nie mam wyjścia. - Odparła. W tamtym momencie byłam pewna iż właśnie straciłam przyjaciółkę.
-Nie wierzę ci. - Fuknęłam, po czym wstając, pędem rzuciłam się w stronę frontowych drzwi.
        W progu wpadłam na nikogo innego jak Harrego we własnej osobie. Brunet złapał mnie za ramiona i zaczął przyglądać mi się uważnie.
-Płakałaś. - Było to raczej stwierdzenie niż pytanie. - Co się stało?
-Nic. - Skłamałam. Postanowiłam zataić przed Harrym moją rozmowę z Ellie. W końcu było to tylko czcze gadanie, prawda?
-Na pewno? - Spytał widocznie mi nie dowierzając.
-Tak, wszystko jest w porządku. - Odparłam wycierając łzy zewnętrzną stroną dłoni.
        Następnie doczekawszy się momentu, w którym Ellie podeszła do drzwi, wpiłam się w usta Harrego tak, by to zobaczyła. Mężczyzna nie zdając sobie sprawy z jej obecności, oddał pocałunek, obejmując mnie w talii. Uchyliłam jedną powiekę spoglądając na zniesmaczoną minę Ellie. Sama tego chciała. To ona pierwsza wypowiedziała wojnę.



LOLA

poniedziałek, 10 czerwca 2013

# 97. Harry I cz. 3

Imagin z dedykacją dla Aninomka, który ma dziś urodziny :)
I mimo, że o to nie prosiła, chciałabym go również dedykować 
♥Harry Styles♥ która wiernie śledzi każdy nasz post i bierze aktywny udział w życiu bloga :) x Kochamy Was miśki xx
____________________________________________________________________________________


        -Koniec czasu, odłóżcie długopisy. - Powiedział Harry, spoglądając na zegarek na swoim lewym nadgarstku. Wszyscy uczniowie, w tym również ja, odwrócili swoje kartki na drugą stronę i przesunęli na kraniec stołu, po czym wrzucili długopisy do piórników. Mężczyzna przeszedł między ławkami zbierając testy. Ułożył je w zgrabny stos, po czym schował do dziennika. Byłam pewna iż udało mi się poprawić tę jedynkę. Starałam się nie zerkać co chwilę na Harrego, co szczerze mówiąc nie było łatwe. Jednak zebrałam się w sobie i napisałam poprawę najlepiej jak umiałam. - Stopnie przeczytam wam, po moim powrocie ze szkolenia, a teraz jesteście już wolni. - Zwrócił się do klasy. Uczniowie zarzucili swoje torby na ramiona i rzucając raz po raz "do widzenia" opuścili salę. 
        Gdy drzwi zamknęły się po wyjściu ostatniej osoby, Harry nie zwlekając dłużej, podszedł do mnie i złączył nasze wargi w czułym pocałunku. Sama nie wiem czemu, ale podobał mi się fakt iż musiałam stanąć na palcach, by go pocałować. Swoje duże dłonie oplótł w mojej tali. Czułam się przy nim taka mała, a jednocześnie bezpieczna. Oderwał się ode mnie niechętnie, posyłając mi pełne uczucia spojrzenie.
-To są kluczyki do mojego auta. Czarne BMW zaparkowane przy wejściu do szkoły. Wyjdź pierwsza, wsiądź do samochodu, zajmij miejsce pasażera i poczekaj na mnie chwilę. Nikt nie może zobaczyć nas razem. - Powiedział śmiertelnie poważnym tonem, podając mi kluczyki.
-Dlaczego? - Spytałam zdziwiona, ściskając je w dłoni.
-Pamiętaj, że jestem twoim nauczycielem, a ty jesteś niepełnoletnia. Dyrekcji i władzą mogłoby się to nie spodobać. - Wyjaśnił. O dziwo, wcześniej nie spojrzałam na to w ten sposób. W prawdzie ja miałam zaledwie siedemnaście lat, a z tego co było mi wiadomo Harry miał dwadzieścia cztery, jednak dla mnie zarówno to jak i fakt iż był on moim nauczycielem nie stanowiły dla mnie problemu. Chyba byłam zbyt zajęta niedowierzaniem w to, że Harry naprawdę coś do mnie poczuł. Jeszcze wczoraj był zupełnie poza moim zasięgiem, a dziś miałam jechać do jego domu z głową pełną wspomnieć po jego słodkich pocałunkach. Wiedząc jednak, że ma zupełną rację, pokiwałam głową ze zrozumieniem.
        Chwyciłam swoją torbę i zarzucając ją sobie na ramię, wyszłam z sali. Przemierzyłam szkolny korytarz, po czym po schodach zeszłam na parter. Tam pożegnałam się z woźnymi siedzącymi w dyżurce oraz mijającym mnie panem Johnsonem, nauczycielem biologii. Podeszłam do frontowych drzwi i napierając na nie z całej siły, udało mi się je otworzyć. Wyszłam z budynku udając się na szkolny parking. Tam zatrzymałam się w poszukiwaniu czarnego BMW, o którym mówił Harry. Dostrzegłszy samochód pasujący do opisu, ruszyłam w jego stronę. Drzwi auta udało mi się otworzyć wręczonymi przez bruneta kluczami. Zajęłam miejsce pasażera, wygodnie usadzając się w fotelu. Czekałam około piętnastu minut, wyglądając przez okno. W końcu w progu szkoły dostrzegłam Harrego. Szybkim krokiem ruszył on w kierunku swojego samochodu. Otworzył drzwi, po czym wsiadł za kierownicę.
-Witaj, księżniczko. - Przywitał się posyłając mi zniewalający uśmiech oprawiony w dołeczki.
-Cześć, kochanie. - Odparłam całując bruneta w policzek.
        Mężczyzna zdjął kurtkę wrzucając ją na tylne siedzenie, tym samym umożliwiając mi podziwianie jego imponujących tatuaży. Podałam mu kluczyki do auta, po czym on przekręcając je w stacyjce, uruchomił silnik. Patrząc we wsteczne lusterko, wycofał auto i wyjechał z parkingu. Samochód skierował na autostradę prowadzącą do centrum miasta. Nie wiedziałam gdzie właściwie mieszkał Harry, ale mimo wszystko mu ufałam.
        Droga zajęła nam zaledwie dwadzieścia minut. Brunet zatrzymał auto na parkingu osiedla, które tworzyły schludnie wyglądające kamienice. Zgasił silnik, po czym rozpiął pas bezpieczeństwa. Wzięłam z niego przykład.
-No to jesteśmy. - Powiedział przyglądając mi się uważnie.
-Bardzo tu ładnie. - Przyznałam zgodnie z prawdą.
        Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do jednej z kamienic. Zatrzymaliśmy się na klatce, gdzie Harry wyjął klucze z tylnej kieszeni. Otworzył drzwi i wpuścił mnie przodem niczym prawdziwy gentelman. Spacer, aż na trzecie piętro zmęczył mnie minimalnie, jednak starałam się nie dać tego po sobie poznać. Brunet otworzył drzwi mieszkania, gestem zapraszając mnie do środka. Niepewnie postawiłam krok przechodząc przez jego próg. Moim oczom ukazała się przytulnie urządzona kawalerka. Salon, którego podłoga wyłożona była ciemnym drewnem, a ściany miały ciepły odcień brzoskwini, od schludnej, wyłożonej zielonymi kafelkami kuchni oddzielony był jedynie  kuchennym blatem. Ściany niewielkiego salonu były częściowo przysłonięte przez kilka dużych regałów, w zupełności  wypełnionych książkami. Po środku pokoju stała czekoladowa kanapa. Tuż przed nią znajdował się niski stolik do kawy, na którym postawiony był biały kubek z zimną już herbatą. Zaraz przy wejściu znajdowały się jeszcze dwie pary drzwi. Podejrzewałam iż jedne z nich prowadziły do łazienki, natomiast drugie do sypialni Harrego. Brunet z zaciekawieniem przyglądał mi się jak wzrokiem lustruję jego mieszkanie.
-I jak? - Spytał wchodząc do mieszkania i zamykając za sobą drzwi.
-Bardzo tu przytulnie. - Odparłam posyłając mu ciepły uśmiech.
-Dziękuję. Jesteś głodna? - Spojrzał na mnie pytająco, zawieszając kurtkę na wieszaku.
-Może trochę. - Przyznałam zgodnie z prawdą. Brunet podszedł do mnie i pomógł mi zdjąć płaszcz, po czym powiedział go zaraz obok swojej kurtki.
-W takim razie zapraszam do kuchni. Ugotuję ci coś. - Powiedział miękkim głosem, łapiąc mnie za rękę i prowadząc do lodówki.
-Umiesz gotować? - Spytałam zdziwiona, przyglądając się jak brunet przygotowuje potrzebne składniki.
-Gdy się mieszka samemu, trzeba sobie jakoś radzić. Zrobię nam spaghetti. - Oświadczył.
-Świetny wybór. - Przyznałam, gdyż było to moje ulubione danie.
        Usiadłam na blacie, przyglądając się poczynaniom Harrego. Gotował on z precyzją mistrza kuchni. Byłam naprawdę pod wrażeniem. Ten facet chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Gdy jego dzieło było już gotowe, włożył on danie na dwa talerze i postawił je na niewielkim stoliku stojącym pod oknem w kuchni.
-Smacznego. - Powiedział zadowolony z siebie, siadając na jednym z dwóch krzeseł. Zeskoczyłam z blatu i zajęłam miejsce naprzeciwko niego.
-Wygląda bardzo apetycznie. - Rzuciłam z uznaniem.
-Dziękuję. A teraz spróbuj. - Zachęcał mnie. Nałożyłam część dania na widelec, po czym włożyłam je sobie do ust. Delektowałam się każdym kęsem.
-Boże, Harry to jest niesamowite. Czyżbyś przypadkiem nie minął się z powołaniem zostając nauczycielem? - Wycedziłam.
-Cieszę się, że ci smakuje. - Odparł z uśmiechem na ustach. - A co do powołania to zarówno gotowanie jak i uczenie jest moją pasją. Ale, gdybym został kucharzem, nie spotkałbym ciebie. - Dodał, spoglądając mi w oczy.
-Więc jednak dobrze wybrałeś. - Powiedziałam z czułym uśmiechem, chwytając jego dłoń leżącą na stole i splatając nasze palce.
        Jedliśmy w ciszy delektując się smakiem nieziemskiego dania przyrządzonego przez bruneta. Gdy zniknęło ono z naszych talerzy, odłożyłam widelec na bok i wytarłam usta serwetką.
-Dziękuję. Teraz chyba czas na deser. - Zauważyłam.
-Hmm... obawiam się, że zjedliśmy już wszystko co miałem w lodówce. - Odparł zakłopotany.
-A kto tu mówił o jedzeniu? - Spytałam uwodzicielskim głosem, wstając od stołu. Podeszłam do krzesła Harrego, po czym kładąc dłonie na jego ramionach, okrakiem usiadłam na jego kolanach.
        Mężczyzna spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jednak już po chwili wpił się w moje usta składając na nich namiętne pocałunki. Przeniosłam dłonie z jego ramion, wplatając je w jego loki. Harry natomiast przytrzymał mnie w talii. Pocałunki stawały się coraz bardziej gorące. Dłonie Harrego poczęły zjeżdżać coraz niżej wzdłuż mojego ciała. Złapał mnie pod udami i cały czas nie przerywając pocałunku, ostrożnie podniósł się z krzesła. Bez najmniejszego wysiłku przeniósł mnie do salonu, po czym ruszył w stronę jednych z tajemniczych drzwi. Przytrzymując mnie jedną ręką, co też nie sprawiło mu trudności otworzył je i wniósł mnie do środka. Delikatnie uchyliłam powieki. Moim oczom ukazała się niewielka sypialnia. Stało w niej jedynie duże, dwuosobowe łóżko i regał z książkami, biegnący wzdłuż całej ściany. Gdy zabrakło mi już tchu, brunet przeniósł swoje pocałunki na moją szyję. Delikatnie położył mnie na łóżku, dominując nade mną. Jednak zanim się obejrzał, oplotłam go nogami w talii i przewróciłam na łóżko, siadając na nim okrakiem. Z jego miny wywnioskowałam iż podobał mu się taki obrót akcji. Ponownie wpiłam się w jego usta, po czym moje pocałunki, poczęły zjeżdżać coraz niżej. W końcu jednak zatrzymał mnie dekolt koszulki. Nie pytając o pozwolenie ściągnęłam ją Harremu przez głowę i powróciłam do mojej poprzedniej czynności. Brunet oczywiście nie protestował. W oczy rzucił mi się tatuaż motyla, któremu tym razem mogłam przyjrzeć się dokładniej. Harry nie pozostał mi dłużny i już po chwili również pomógł mi pozbyć się koszulki. Świadomość iż patrzy na mnie odzianą jedynie w czarny koronkowy stanik, zalała moje policzki rumieńcem.
-Jesteś piękna. - Wyszeptał mi do ucha widząc moją reakcję. Słowa te ośmieliły mnie trochę i z powrotem wpiłam się w usta bruneta. Dłońmi wodziłam po jego nagim, umięśnionym torsie. Harry obrócił nas tak, że teraz to on dominował nade mną. W pewnym momencie jego ręce z mojej talii przeniosły się na biodra. Coraz bardziej zbliżał się go mojego rozporka.
-Jesteś pewna? - Spytał zatrzymując dłonie na guziku moich spodni. Po chwili namysłu pokiwałam głową.
-Tak. - Wyszeptałam mu prosto w usta. Nie musiałam dwa razy powtarzać. Moje spodnie już po chwili znalazły się na podłodze.

~*~

         -Nie chcę, żebyś wyjeżdżał. - Powiedziałam wtulając się w nagi tors Harrego.
-To tylko pięć dni. - Zaśmiał się brunet, czule głaszcząc mnie po głowie.
-Będę tęsknić. - Wyznałam, szczelniej okrywając nas kołdrą.
-Nie tylko ty. - Odparł składając słodki pocałunek na moich ustach. - Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - Spytał nagle, odrywając się ode mnie niechętnie.
-Tak, a skąd to pytanie? - Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Trochę obawiam się twojej reakcji na to co zaraz powiem. Wiem, że może być jeszcze za wcześnie, ale muszę ci to wyznać. Kocham cię, [T.I]. - Wyszeptał patrząc mi głęboko w oczy. Jego tęczówki mieniły się wszystkimi odcieniami zieleni.
-Ja ciebie też, Harry. - Odparłam zgodnie z prawdą.



LOLA