Ostatnie
promienia słońca oświetlały tą cudowną polane. Kwiaty, puszystej łąki powoli
kuliły swe płatki do siebie, woda w
strumyku odbijała czerwona barwy, a drzewa z pobliskiego gaju rzucały czarne
cienie na pola. Słońce coraz bardziej chyliło się ku horyzontowi, aby za chwilę
pozostawić niebo do dyspozycji nocy.
I właśnie w
tak pięknej chwili zjawia się ONA. Wybiega za drzew. Jest piękna. Wiatr
rozwiewa jej długie, faliste rude włosy. Jej blada cera pięknie kontrastuje z
blaskiem słońca. Biało-niebieska sukienka sprawia, że wygląda jeszcze bardziej
nieziemsko.
I nagle
wystraszona odwraca się. Z powrotem wbiega do lasu. Ruszam za nią. Mimo drobnej
postawy, biegnie bardzo szybko oddalając się ode mnie coraz bardziej. Nagle
znika całkiem. Udaje się w kierunku gdzie znikła mi z pola widzenia. Przechodzę
przez gęste krzaki, które ranią moje ciało, ale nie zwracam na to uwagi.
Wreszcie ją postrzegam.
Stoi na
skraju urwiska. Wygląda niesamowicie. Słońce po raz ostatni oświetla ją swoim
blaskiem i znika, pozostawiając po sobie złotą łunę. Ona powoli się teraz do
mnie odwraca. Patrzy na mnie, a ja zatapiam się w jej pięknych, głębokich,
zielonych oczach. Nagle uśmiecha się, a ja czuję się tak szczęśliwy jak nigdy w
życiu.
- Pomóż mi.
Tylko to możesz zrobić. Ratuj.- wyszeptuje dziewczyna prawie nie dosłyszalnie.
Po czym
odwróciła się. Jej gołe stopy postawiły parę kroków. Rozłożyła ręce i rzuciła
się w przepaść.
~*~
Łup, łup
- Niall
wstałeś już !?
No tak, to
był tylko sen. Ten sam co zawsze. Od jakiegoś czasu każdej nocy śni mi się to
samo. Ta piękna, tajemnicza dziewczyna. Najpierw się pojawia, ucieka, a potem
rzuca się z urwiska ze słowami, że bym jej pomógł. I kiedy już chce coś zrobić
budzę się. Ten sen zawsze kończy się w
tym samy miejscu i tak samo się zaczyna. Przy wschodzie i zachodzie słońca. I
ja zawsze tak samo mocno go przeżywam.
- Niall
spóźnimy się !!!!!!!!!- krzyczał Pul waląc w drzwi.
N: Już
wstaję.- odkrzyknęłem zaspanym głosem.
Szybko się
ubrałem, umyłem i byłem już gotowy. Razem z chłopakami zabraliśmy swoje walizki
i wpakowaliśmy się do samochodu. Paul miał nas tylko wymeldować z hotelu i
mieliśmy jechać na lotnisko. Dziś mamy jechać do jakiegoś szpitalu, gdzie
przebywają głownie dzieci chore na raka.
Nie miałem nic przeciwko takim odwiedzinom. Przebywanie z takimi osobami
zawsze sprawiało, że zapominałem o wszystkich problemach. Każda z nich była tak
szczęśliwa, mimo, że spotkało je takie nieszczęście. One po prostu cieszyły się
życiem. Ciekawe, że osoby, które ostanie chwilę swojego życia spędzają w
ogromnych bólach z myślą, że śmierć jest
nieunikniona są czasem szczęśliwsze niż te które mają wszystko i żyją
sobie po 80 lat. Ale dziś strasznie
bolała mnie głowa i ogólnie miałem zły humor. Chciałem mieć to już za sobą i
móc z powrotem się położyć, a my już od 20 minut czekaliśmy na Paula.
W końcu się
pojawił. Otworzył drzwi od auta. Był cały czerwony, a na czole pulsowała mu
żyła. Ciekawe co go tak rozwścieczyło…
P: Miałem
telefon z lotniska. Z powodu zbliżającej się burzy odwołali wszystkie
dzisiejsze loty.
Lou: To co
robimy?- spytał Louis.
P: Przez
najbliższy czas nie zawitam w tej okolicy, a jutro i pojutrze jesteście zajęci,
więc do szpitala pojedziemy samochodem. To będzie jakieś 7 godzin drogi, ale
nie mamy wyjścia.- powiedział Paul.
L: To ile my
tam pobędziemy ?- zdziwił się Liam.
P:
Wystarczająco długo. I tak lepiej tego nie rozegramy.
Nikt się już
nie odezwał, ale widziałem po minach chłopaków, że nie są zachwycenie. Zresztą
podobnie jak ja.
Jechaliśmy
już jakieś 3 godziny. Właśnie się obudziłem. Louis rozmawiała prze telefon,
Liam siedzący z przodu rozmawiała z kierującym Paulem. Harry czytał jakąś
książkę, a Zayn przysypiał z tyłu. Spojrzałem prze szybę. Byliśmy na jakimś
odludziu. Pola i w oddali drzewa. I nic po za tym, Był to zdecydowanie inne
widoki, niż te które teraz widywałem. Zero wrzeszczących dziewczyn, brak
wiecznych korków i odgłosu klaksonów, które ciągle rozbrzmiewały. Nigdzie nie
widać wielkich budynków, które tak ograniczały pole widzenia. Tak, mógłbym się
przyzwyczaić. Nagle, po pół godzinnym podziwianie widoków, zobaczyłem majaczącą
się w oddali postać kobiety. No zdziwiło mnie to bo niczego nie był w pobliżu,
a ona stała na zboczu drogi i nigdzie nie
widziałem żadnego roweru czy czegoś takiego. Dziewczyna miał ze sobą
tylko nie duży plecak. Kiedy samochód znalazł się obok dziewczyn nie mogłem
uwierzyć własnym oczom. Ubrana była tylko w zwykła luźną, biała bluzkę na
ramiączka i krótkie dżinsowe spodenki. Bez żadnego makijażu. Który był nie
potrzebny, a wręcz zeszpecił by delikatną cerę, wiśniowe pełne usta i piękne,
głębokie zielone oczy dziewczyny. Stała tam tak po prostu. Wiatr rozwiewał jej
długie włosy o tak nie nietypowym odcieniu rudego. To nie możliwe, to była
dziewczyna z moich snów …
KAHN
O boże o zawał mnie przyprawiłaś . : D
OdpowiedzUsuńSupier
OdpowiedzUsuńOmg
OdpowiedzUsuńExtra :D
OdpowiedzUsuń^^ uwielbiam... wspaniały...! ♣
OdpowiedzUsuńjezusie ... ten imagin tak jakby był o mnie ;_; mam jasną cerę , nietypowy odcień rudego , długie włosy , zielone oczy i jestem dość małą osóbką *o*
OdpowiedzUsuń