środa, 31 października 2012

# 29. Niall.


Dziś specjalnie z okazji dnia 31 października, imagin o Halloween :)
____________________________________________________________________________________

Uwielbiam Halloween! To moje ulubione święto. Dobra nie umiem udawać. Halloween jest do dupy. Wszędzie masa rozwrzeszczanych, pobudzonych cukrem bachorów biegających od drzwi do drzwi, żeby szantażować ludzi i głośne, całonocne imprezy nie dające mi się wyspać.
Jednak w tym roku zamiast zostać w domu i rozdawać cukierki, postanowiłam się na taką
wybrać. Tak, ja [T.I] [T.N], wybieram się na imprezę.
Nie uśmiechało mi się zakładać idiotycznego stroju, ale taki był warunek wstępu. Wciągnęłam czarne rurki i czarny top, na który zarzuciłam czerwoną pelerynę. Nałożyłam bardzo jasny podkład, mocno pomalowałam oczy, a wargi podkreśliłam krwistoczerwoną szminką. Do zębów przymocowałam sztuczne kły, a długie, ciemne włosy pozostawiłam rozpuszczone. Zajebiście kreatywny strój. A zresztą. Nie mam zamiaru wygrać konkursu na najlepsze przebranie, ani nawet zagrzać tam miejsca na później. Wybieram się tam tylko z jednego powodu. Cały internet przepełniony był doniesieniami, że na tej właśnie imprezie pojawić się mają chłopcy z One Direction, mojego ulubionego zespołu. Nie ważne jak beznadziejnie będzie, nie mogę przegapić takiej okazji.
Gdyby nie moja przyjaciółka, nie wytrzymałabym tam długo. Wszyscy poza mną bawili się świetnie. Czemu ja nie umiałam? Pierwsze 2 godziny, ja i [I.T.P] spędziłyśmy na obgadywaniu ludzi, narzekaniu na imprezę i nienawidzeniu świata. Żeby choć trochę się rozerwać zaczęłyśmy pić. Nie wiem ile, bo po czwartym piwie przestałam liczyć.
Nagle okazało się, że w planie przyjęcia była projekcja filmu. Ponieważ było Halloween, można było się domyślić, że będzie to horror. Zyskałam nadzieję na to, że może ta impreza nie będzie aż tak okropna.
-[T.I], chodźmy już, zaraz puszczają film. - Poganiała mnie [I.T.P]
-Idź zajmij nam miejsca, a ja zaraz dojdę. - Powiedziałam nalewając sobie kolejny kubek piwa.
[I.T.P] pokiwała głową i zniknęła w drzwiach innego pokoju. Po kilku minutach usłyszałam, że film się zaczął. Wyrzuciłam kubek do śmieci i przeczytałam smsa od przyjaciółki, w którym miała podać mi numer rzędu i miejsca, które mi zajęła. Gdy weszłam do sali było już ciemno. Na oślep odnalazłam swoje krzesło i
w milczeniu zaczęłam oglądać film.
To, że bardzo lubiłam horrory, nie znaczyło, że się ich nie bałam. Jedna ze scen była tak obrzydliwa, że, w czasie, gdy większość widowni wydzierała się w niebo głosy ja złapałam moją przyjaciółkę za nadgarstek i przytuliłam się do jej ramienia.
-Błagam, powiedz mi jak się skończy. - Prosiłam ją przerażona.
-Yyy... nie ma sprawy. -Nagle usłyszałam męski głos.
Oderwałam się od osoby zajmującej sąsiednie krzesło i w ciemności ledwie dostrzegłam zarys postaci. Gdy odwróciłam się w drugą stronę, błysnęły mi ulubione kolczyki [I.T.P]. No jasne. Nie ma to jak przytulać się do nieznajomego chłopaka. Boże, co za obciach.
-Przepraszam, z kimś cię pomyliłam. - Rzuciłam, czerwieniąc się. Dobrze, że nikt nie mógł tego zobaczyć.
-Nie ma sprawy, mi się podobało. - Zaśmiał się chłopak.
Akurat w tym momencie skończył się film i włączono światła. Mogłam lepiej przyjrzeć się nieznajomemu. Szkoda tylko, że nie miałam się czemu przyglądać. Takie kostiumy Spidermana można było zobaczyć w każdym sklepie.
-Ej, mama napisała mi, że muszę już wracać, do zobaczenia jutro. - Powiedziała nagle [I.T.P] wyrywając mnie z zamyślenia.
-Jasne, pa. - Pożegnałam się z przyjaciółką.
-A ty jeszcze zostajesz? - Spytał Spiderman.
-Raczej nie, nie lubię imprez. - Odpowiedziałam kręcąc przecząco głową.
-To czemu tu przyszłaś? - Zdziwił się.
-Miałam nadzieję spotkać chłopaków z One Direction, ale najwidoczniej to, że mieli się tu pojawić to tylko plotka. - Powiedziałam zrezygnowana. W końcu czekałam tu na nich już 4 godziny.
-Przykro mi. Skoro ci się tu nie podoba, to może pójdziemy gdzie indziej? - Zaproponował chłopak.
-Razem? Człowieku, ja cię nie znam. - Odparłam lekko rozbawiona.
-Niall. - Przedstawił się.
-[T.I]. - Odpowiedziałam odruchowo.
-Widzisz? Teraz już się znamy. Zapraszam na wspólne zbieranie łakoci! - Powiedział po czym wstał i podał mi jedną z dwóch toreb, które wytrzasnął chyba spod ziemi.
-Dobra, te łakocie mnie przekonały. Kocham jeść. - Zaśmiałam się biorąc od niego torbę.
-Lubię cię coraz bardziej. - Odparł i ruszyliśmy na podbój okolicy.
Chodziliśmy od drzwi do drzwi, prosząc o słodycze. Świetnie się razem  bawiliśmy. Mieliśmy wiele wspólnych tematów i bawiły nas te same rzeczy. Ale najzabawniejsze było to, że nasze torby cały czas  były puste. Zjadaliśmy ich zawartość zanim zdążyliśmy dojść do następnego domu.
Drzwi następnego mieszkania na naszej trasie otworzyła nam słodka blondynka. Na oko 12-letnia. Podmuch powietrza ze środka domu, sprawił, że maska Nialla spadła na ziemię. Nagle dziewczynka zaczęła wrzeszczeć jak opętana.
-Nie wierzę! To najlepszy dzień w moim życiu! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Dasz mi autograf? - Krzyczała machając Niallowi kartką i długopisem, które wzięła ze stolika stojącego obok drzwi, przed twarzą.
O co jej chodzi? Jakaś wariatka, nie normal... I wtedy na mnie spojrzał. Niebieskie oczy, blond włosy, wyrazisty nos. Jak bardzo pijana musiałam być, żeby wcześniej go nie rozpoznać?
-O MÓJ BOŻE. - Nie mogłam wydusić nic więcej.
Niall zignorował to. Rozpisał długopis, na swojej torbie i złożył autograf dziewczynce. Ona jeszcze tylko zrobiła mu zdjęcie i pożegnała się z nami, po czym zamknęła drzwi.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś kim jesteś. - Spytałam od razu.
-Na początku chciałem, ale gdy powiedziałaś, że przyszłaś na imprezę tylko po to, żeby poznać mnie  i chłopaków, zacząłem się obawiać, że zareagujesz no wiesz.. jak ta dziewczynka. - Powiedział spuszczając wzrok.
-Dobra, wybaczam. - Odparłam posyłając mu mój najładniejszy uśmiech. To znaczy wydawało mi się, że był ładny, ale pewnie wyglądałam jak idiotka.
-Miło było cię spotkać, świetnie się bawiłem, ale czas już na mnie. Skoro ktoś już mnie rozpoznał mogą się tu pojawić dziennikarze. - Powiedział przepraszającym tonem i podał mi swoją torbę. - Proszę, weź to.
-Nie chce, widzę, że jest pusta. - Zaśmiałam się.
-To spójrz jeszcze raz. - Odparł wciskając mi ją do ręki. Następnie pomachał mi i odwrócił się by zniknąć w ciemnościach.
"A co mi tam." Pomyślałam i zajrzałam do torby. Latarnia rzuciła mi światło na jakiś napis. "Zadzwoń" i rząd cyferek. Chyba jednak polubię Halloween.


LOLA

poniedziałek, 29 października 2012

# 28. Harry | cz. 2


Część 1 : <KLIK>
_______________________________________________________________________________
              Odkręciłam kran i ustawiłam zimną wodę. Włożyłam dłonie pod agresywny strumień. Ochlapałam  twarz, by zmyć resztki oznak bezsenności z twarzy. Dokładnie umyłam oczy, starając zlikwidować sine worki pod oczami. Podniosłam wzrok na lustro, by ujrzeć wyniki moich starań. Dwie, wielkie fioletowe podkówki widniały pod moimi okrągłymi, brązowymi oczami. To na nic. Nic nie przywróci mi mojego dawnego życia. Zanim pojawiłeś się ty, żyletki, czasem papierosy, alkohol.. Chciałeś wywrócić moje życie do góry nogami, prawda? Taki był twój cel?
                Moje rozmyślania przerwało głośne stukanie w drzwi.
-[T.I]! Wychodź! Miałaś tylko opłukać twarz. Co tam jeszcze robisz?!
                To byłeś ty. Oj Harry, czemu jesteś taki nadopiekuńczy? A może to nie nadmierna troska o mnie? A może powinnam powiedzieć manipulacja? Wiedziałeś, że możesz mieć każdą, w tym również mnie. Chciałeś się do mnie zbliżyć, żeby później rzucić bez słowa wyjaśnienia? Nie, nie wierze w to. Nie ty.
-Tak, tak. Już wychodzę.
                Po raz ostatni spojrzałam w lustro. Nowe lustro. To stare, potłuczone kazałeś wyrzucić. Nic nie mogło przypominać mi o tamtych zdarzeniach. Byłeś gorszy niż statystyczna matka. I za to cię kochałam. Ale w tych sprawach nic się nie zmieniło. Czysto przyjacielskie stosunki. Boże, za co? Dlaczego karzesz mi cierpieć patrząc na Harrego, który kręci z każdą laską po kolei? Z resztą nie ważne. Odpuściłam, prawda?
                Przekręciłam kluczyk w drzwiach, złapałam za klamkę i nieśmiało popchnęłam drzwi. Pierwsze co ujrzałam to ciebie niedbale opartego o ścianę znajdującą się naprzeciwko łazienki. Zamyślony patrzyłeś w podłogę. Nie zauważyłeś mnie. Wyglądałeś tak pięknie. Apollo. Mój własny bóg. Chrząknęłam, by zwrócić twoją uwagę. Ocknąłeś się, machnąłeś swoimi lokami i przeniosłeś wzrok na mnie.
-Jak się czuje? Wszystko w porządku? – zapytałeś
-Jasne, mamusiu – lekko się uśmiechnęłam
-Chcesz może coś zjeść? Może skoczymy do McDonalda?
                Zjeść? McDonald? Wszystkie laleczki, z którymi się umawiasz nie jadają w McDonaldzie. Złapałam się za brzuch. Wystraszyłam się, ze na samą myśl o cheeseburgerze i frytkach zrobi się niebotycznych rozmiarów. Pogładziłam go. Nie, nadal w normie.
-Więc, jak?
-No wiesz.. może moglibyśmy..
-Wolisz coś wykwintniejszego? – przerwałeś mi ze śmiechem – Jasne, nie ma sprawy. Co powiesz na „The Ritz Restaurant”?
                Pokiwałam lekko głową. Wiedziałam, ze nie odpuścisz. Nigdy nie odpuszczałeś. Zawsze osiągałeś wcześniej postawiony cel.
-Świetnie, zakładaj kurtkę i wychodzimy. Nie zapomnij o szaliku, bo na dworze pogoda pod psem.
                Podszedłeś do wieszaka, zdjąłeś mój płaszczyk i podałeś mi go. Szczelnie opatuliłam się nim i dodatkowo założyłam beżowy komin. Ty natomiast ubrałeś się w sportową kurtkę. Otworzyłeś frontowe drzwi. Poczuliśmy jak podmuch chłodnego powietrza uderza w nasze osoby. Widziałam, ze zatrzęsłeś się z zimna.
                Gdy wyszliśmy na zewnątrz, poczułam kropelki deszczu kapiące mi na nos i czubek głowy. Z uśmiechem nałożyłam komin na głowę. Zakluczowałeś drzwi i poszedłeś w moje ślady. Z kieszeni kurki wyjąłeś czarną czapkę. Nie lubiłam, gdy ją zakładałeś. Zakrywała twoje przepiękne loki.
-To w którą stronę? – zapytałam
Ruchem głowy wskazałeś lewy kierunek.  Z kieszeni spodni wyciągnąłeś telefon.  Najnowocześniejszy iPhon. Szybkim ruchem wstukałeś numer restauracji i zarezerwowałeś stolik z widokiem na Londyn. Urocze. Otworzyłam furtkę, która z głośnym skrzypnięciem i oporem otworzyła się.
-Nie boisz się, że spotkamy twoje rozwrzeszczane fanki?
-Wiesz, może trochę. Jednak nie chce, żeby te chwile cos mi popsuło, więc staram się o tym nie myśleć.
Te chwile? Czy to nasze wspólne wyjście to była … randka? Zapewne nie, lecz chciałam żyć w tym słodkim kłamstwie. Że zaraz zabierzesz mnie do restauracji gdzie na stole będą stały świeczki, a ty wręczysz mi czerwone róże. Niedorzeczne.
Cała droga upłynęła nam w rozmowie i żartach. Czasem wybuchaliśmy tak głośnym śmiechem, że przechodnie spoglądali na nas spod byka. Ale dla mnie nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyłam się tylko ja i ty. Cały zabiegany Londyn ucichł, a ja widziałam tylko twoje wyrażające wiele emocji oczy i głęboki głos.
Gdy byliśmy już u celu, otworzyłeś mi drzwi i wpuściłeś do środka. Prawdziwy dżentelmen.  Podziękowałam ci uśmiechem.  Zdjęliśmy kurtki i podeszliśmy do osoby przydzielającej stoliki.
-Dzień dobry. Mieliśmy zamówiony stolik na 18.30. Na nazwisko Styles.
-Przykro mi, ale nie widzę tu tego. Musiał się pan pomylić.
-Co?! To przecież nie możliwe. – zacząłeś podnosić głos – Jeszcze pól godziny temu dzwoniłem po wasz numer i wszytko się zgadzało!
Zauważyłam, że wokół nas zaczęło zbierać się bardzo dużo gapiów. Niektórzy zaczęli robić nam zdjęcia.  Przecież nie codziennie spotyka się rozwścieczonego Harrego Stylesa, który kłóci się z pracownikiem restauracji. A do tego ja. Idealny temat do plotek. „Harry Styles i jego nowa dziewczyna!”, „Co rozwścieczyło jednego z członków sławnego zespołu – One Direktion?”, „Harry i nieznana nastolatka – miłość, czy ustawka?”. O nie, nie było nam to potrzebne.
Lekko pociągnęłam cię za rękaw. Zdezorientowany spojrzałeś na mnie.
-Harry, daj spokój. Nie potrzebne są nam teraz te nerwy. Pojdziemy do domu i zamówimy pizze, co? Chodź, błagam cie.
-Co? Nie, nie mogę. Obiecałem ci kolację i słowa dotrzymam. – zwróciłeś się teraz do pracownika restauracji – Więc jak? Mogę już usiąść przy zarezerwowanym wcześniej stoliku? Nie ruszę się stąd dopóki [T.I.] – wskazałeś na mnie palcem – nie zje porządnej kolacji. I chyba wie pan kim ja jestem, prawda?
                Zauważyłam, że mężczyzna dopiero teraz rozpoznał w Harrym członka sławnego zespołu.
-Jasne, yyy… tak, bardzo, no ten przepraszam, panie Styles.
                Z uśmiechem zwycięzcy złapałeś mnie pod ramię i zaprowadziłeś do stolika.
-Łał, Harry jestem pod wrażeniem. Uważam jednak, że było to zupełnie nie potrzebne. Bawiłabym się równie dobrze zajadając pizze  i oglądając powtórkę dennej komedii romantycznej.
Co ja mówię? Pizzę? Nigdy w życiu. Tyle tłuszczu i konserwantów.
Odsunąłeś mi krzesło i powiedziałeś:
- I właśnie to w tobie lubię, skarbie.  Nie zwracasz uwagi na to gdzie tylko z kim. Jesteś inna niż wszystkie.
                Ostatnie zdanie mówiłeś patrząc mi głęboko w oczy. Nie wytrzymałam twojego spojrzenia i opuściłam wzrok. Czułam jak policzki pokrywają mi się szkarłatną plamą.
-Przepraszam, podać coś państwu?
                Dziękuje. Nie muszę ciągnąć tego tematu.
-Ja poproszę pierś z kurczaka w cieście piwnym oraz wodę z plasterkiem cytryny. Lekko gazowaną. A ty, [T.I], na co masz ochotę?
                Zajrzałam do karty dań. 400 kcal, 561 kcal, 678 kcal, 770 kcal.. Zrobiło mi się słabo. Nie mogę pozwolić sobie na takie obżarstwo. Laski, z którymi się umawiasz… zresztą sam doskonale wiesz. Musiałam wyglądać jak one. Ani grama tłuszczu i zgrabne nogi. Nagle przed oczami pojawił mi się obraz, na którym gruba i niekochana głośno płaczę. Nie mogę na to pozwolić. Mimowolnie spojrzałam na swój brzuch. Nadal w normie.
-Wiesz.. no może… ja nic.. – zaczęłam, ale uległam pod wpływem twojego świdrującego spojrzenia – Ja poproszę sałatkę z tuńczykiem.
                Sałatka z tuńczykiem? 90 kcal. W porządku.
- Tylko tyle? Dobrze, ale jeśli będziesz chciała to jeszcze zamówimy, okej?
-Tak, mamusiu – odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
                Również powtórzyłeś tą mimikę twarzy. Wyglądałeś tak słodko.
                Cały wieczór spędziliśmy na rozmowach, żartach i planowaniu najbliższej przyszłości. Wiele razy śmiałam się do łez. Opowiadałeś mi o swoim zespole i przyjaciołach. Muszę przyznać, że osiągnęliście wielki sukces. Zabawiałeś mnie historiami o rzekomym Louisie. Niezły wariat. Szkoda, że ja nie miałam osoby, która byłaby na każde moje zawołanie.
                Nie mogłam przestać patrzeć na twoje rumiane, ponętne usta. Tak uroczo je przygryzałeś, gdy się nad czymś mocno zastanawiałeś. Czułam, że moje emocje wezmą górę. Bałam się tego jak cholera. Nie mogę pozwolić sobie na niekontrolowany wyskok. Pragnęłam cię pocałować. Pragnęłam, by ktoś powiedział, że jestem dla niego ważna. A ty byłeś wstanie mi to zapewnić. Byłam tego pewna.
-Więc, [T.I], mam dla ciebie ważna wiadomość, chciałbym powie..
                Nie pozwoliłam ci dokończyć. Pochyliłam się na stołem i mocno wpiłam się w twoje usta. Wiedziałam, ze wszyscy obecni na sali patrzą się na nas. Nie dbałam o to. Zauważyłam, ze zdezorientowany nie wiedziałeś co zrobić. Lekko oddałeś pocałunek. Czułam jak uczucie, które skrywałam przez cały ten czas wybuchło jak ogień. Oderwałam się od ciebie i spojrzałam w twoje przejęte czymś oczy.
-Wiec chciałem powiedzieć ci, że znalazłem sobie dziewczynę. Nazywa się Helen.

RECKLESS

niedziela, 28 października 2012

# 27. Louis | cz. 3

Część 2 :<KLIK>
_______________________________________________________________________________

Tą noc spędziłam w domu Louisa. To był jego pomysł, a ja nie miałam już sił się mu sprzeciwiać. Pościelił mi łóżku w gościnnym pokoju. Na początku przez dobre pół godziny po prostu leżałam i rozmyślałam. Potem już nawet nie wiem czemu po raz kolejny tego dnia zaczęłam płakać. I tak sobie leżałam i ryczałam, kiedy drzwi od pokoju się uchyliły. Momentalnie zamilkłam starając się uspokoić. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że jestem nie w swoim domu i, że jestem tak głośno. Louis podszedł do łóżka i usiadł na jego krawędzi.
L: Przyniosłem ci mleko. Mi ono zawsze pomaga, kiedy nie mogę usnąć.- powiedział kładąc szklankę na szafce obok.
Uniosłam się na łokciach i wypiłam ciepłe mleko.
TI: Dziękuję- powiedział.
L: Nie ma sprawy. Chcesz coś jeszcze ?- spytał Louis.
TI: Nie. Już jest dobrze.
L: No dobra to się trochę przesuń.- powiedział Louis. Mimo, że było ciemno wiedziałam, że się uśmiecha.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Trochę się ociągając zrobiłam to co kazał. Kiedy tylko zrobiłam mu trochę miejsca on od razu położył się obok mnie.
TI: Co robisz ?- spytałam zdziwiona i trochę przestraszona.
L:Skoro obydwoje nie możemy usnąć to pomęczymy się we dwójkę.- powiedział i przykrył mnie kołdrom.
TI: Okey- powiedziałam i po raz pierwszy od dłuższego czasu zachichotałam.
Położyłam się tyłem do Louisa, a on leżała na plecach.
L: Chcesz, żebym ci zaśpiewał kołysankę.
TI: Śpiewaj- powiedziałam rozbawiona .


Twinkle, twinkle, little star,
How I wonder what you are.
Up above the world so high,
Like a diamond in the sky.
Twinkle, twinkle, little star,
How I wonder what you are!
When the blazing sun is gone,
When he nothing shines upon,
Then you show your little light,
Twinkle, twinkle, all the night.
Twinkle, twinkle, little star,
How I wonder what you are!
Then the traveler in the dark
Thanks you for your tiny spark;
He could not see which way to go,
If you did not twinkle so.
Twinkle, twinkle, little star,
How I wonder what you are!

Słodki, anielski głos Louisa pieścił moje uszy. Nie spodziewałam się, że on tak śpiewa. Zatopiłam się w jego kołysance i pozwoliłam przenieść się do krainy snu.
Rano obudziłam się pierwsza. Leżałam przytulona do Louisa z głową na jego piersi. A on trzymał ma nie obydwie ręce tuląc mnie do siebie. Nie wiedziałam co robić. Chwile tak leżałam, bojąc się wykonać najmniejszy ruch, który mógłby obudzić chłopaka W końcu postanowiłam wstać .Delikatnie wyplatałam się z naszych objęć i po cichutku wzięłam swoje ubrania i wróciłam do domu.
Louis dał mi nadzieję na lepsze. Sprawił, że zrozumiałam. że chcąc odebrać sobie życie zachowałam się jak tchórz. Bo tylko oni w taki sposób uciekają od problemów. Choć by nie wiem jak by było źle zawsze jest nadzieja na lepsze. Tak. I na razie tego się będę trzymać.
Zresztą chciałam mu udowodnić, ze jestem coś warta. Że sobie poradzę. Nie wiem co się ze mną dzieję praktycznie go nie znam. Wiem właściwie tylko tyle, że ma na imię Louis. A i, że ma nieziemski głos. Ale właściwie nic po za tym, a mimo to ciągle o nim myślałam. Czyżbym się zakochała ?????????
Nie. Oby nie. Nigdy dotąd się nie zakochałam. Nie potrafiłam kochać. Nikt mnie nigdy nie nauczył. W moim domu nie było czegoś takiego jak okazywanie sobie miłości. Nigdy nie słyszałam, żeby moi rodzice mówili sobie jakieś czułe słówka, przytuli się, czy cokolwiek innego. Podobnie zachowywali się wobec mnie. Byli jak maszyny. Roboty zdolne tylko do pracy.
Minęły dwa dni od kąt widziałam się z Louisem. Wszystko wyglądało tak jakby nic się nie stało. Normalnie chodziłam do szkoły, odrabiałam lekcje i tak dalej…
Strasznie za nim tęskniłam. I tak bardzo chciałam się czegoś o nim dowiedzieć, cokolwiek. No nie myśląc za wiele postanowiłam go odwiedzić. Tak jak stałam, czyli w dresowych spodniach i zwykłym białym podkoszulku ruszyłam pod jego dom. (wzięłam ze sobą te rzeczy, które Louis mi wtedy pożyczył – jako wymówkę do spotkania) przystanęłam pod drzwiami i nie dając sobie czasu na rozmyślenie się zapukałam do drzwi. Każda sekund czekania ciągnęła się w nieskończoność. Stałam tak już jakieś 2 minuty i właśnie miałam już dać sobie spokoju, kiedy drzwi zaczęły się uchylać. Ale zamiast Louisa zobaczyłam ładna brunetkę. Dziewczyna obdarzyłam mnie szerokim uśmiechem.
TI:Yyyyyyyyy. Zastałam Louisa ?- spytałam zaskoczona.
- Nie. Pojechał przywieść Harrego. Ale powinien zaraz wrócić. Wejdź- powiedziała.
Suka. Co z tego, że wydawała się bardzo miłą, czarującą dobrą dziewczyną. Mnie denerwowała. Mój świat znów się załamał. Co ja sobie wyobrażałam ? On przecież mi mówił, że ma dziewczynę, ale ja byłam zbyt zajęta fantazjowaniem o nim, żeby sobie to przypomnieć. Teraz chciałam tylko stąd uciec,
TI: Nieee.
-Naprawdę to nie problem, on powinien być z powrotem dosłownie za jakieś 5 minut- przekonywała dziewczyna, ale widząc mnie kręcącą głowa dodała tylko – To może mu coś przekazać ?
TI: Nie, nie trzeba, muszę już iść.- powiedziałam.
- No dobrze. Ja jestem Eleonor. A ty penie jesteś fanką ?
O czym ona pieprzy.
TI: Słucham ?
E: Fankom One Direction. Louisa. – mówiła zdziwiona, że nie wiem o co jej chodzi.
TI: Nie, Jestem TI, a teraz muszę już iść.- powiedziała i zaczęłam się oddalać.
Eleonor spojrzała na mnie podejrzliwie i dodała już tylko – Miło było cię poznać.
Kiedy kierowałam się już w stronę bramki jakiś samochód zajechał mi drogę. Oczywiście wysiadł z niego Louis, odwalony jak nie wiem, z wystylizowanymi włosami i ciemnymi okularami. A ja w tych pieprzonych dresach .
L: TI – krzyknął chłopak i zaczął się kierować w moja stronę.
Miałam taka straszną ochotę stamtąd st uciec. Spieprzać, gdzie pieprz rośnie. Ale ta sytuacja była już wystarczająco dziwna.
TI: Cześć. Przyszłam zwrócić.- Powiedziałam i wyciągnęłam rękę, w której trzymałam reklamówkę,
Louis dziwnie popatrzył, ale wziął reklamówkę.
L: Aaaaa. To to.- Powiedział, kiedy zajrzał do środka.
L: Miło z twojej strony dzięki. A właśnie to jest Harry, Harry to TI- powiedział, kiedy podszedł do nas jakiś chłopak.
- Hej- powiedział ten cały Harry.
Ja się tylko uśmiechnęłam i zwróciłam do Louisa. – Dzięki za wszystko. Cześć.
I szybkim krokiem zaczęłam się oddalać. Ale za dużo nie przeszłam, bo Louis podbiegł i przeciął mi drogę.
L: TI zaczekaj. Zostań.- powiedział Louis.
Ta super, ja twoja laska i ten lokowaty. No to będzie impreza jak nic.
TI: Muszę iść.
Wyminęłam chłopaka i poszłam do domu. I znów wszystko od początku. Jak to możliwe, że w jednej chwili ten chłopak sprawił, że moje życie nabrało sensu, a w drugiej je zniszczył. Miałam tego wszystkiego dość była ledwie 20, ale ja nie miała już sił, położyłam się sapać.
*następnego dnia
Co to za hałas ? Spojrzałam na zegarek 6:30. No, nie przecież jest sobota. Zaspana zwlokłam się z łóżka i poczłapałam otworzyć drzwi, do których ktoś się tak mocno dobijał.
TI: Louis !? Co ty tu robisz ? – spytała, zaszokowana, kiedy zobaczyłam chłopaka.
L: Hej. Tak się zastanawiałem, czy masz jakieś plany na dziś ?- spytał chłopak uśmiechając się.
TI: O tej porze chciałam jeszcze spać- powiedziałam trochę zła.
L: Ale już nie śpisz, więc ?
TI: Jestem zmęczona.
L: Czym ? – chłopak nie dawał za wygrane.
TI: Nie wiem Louis. Może po prostu życiem – powiedziałam już zirytowana.
L: Oj daj spokój.
TI: Może innym razem. – powiedziałam i zaczęłam zamykać drzwi.
Ale nagle Louis włożył swoja nogę między futrynę, a drzwi uniemożliwiając mi ich zamknięcie.
L: A mógłbym chociaż wejść ?- spytał, a jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
Głośno westchnęłam i weszłam do środka pozostawiając otwarte drzwi.
Poczłapałam do salonu i usiadłam na kanapie. Louis uczynił to samo.
L: Co u ciebie słychać ?- spytał Louis.
TI: Może być. A u ciebie? – mówiłam obojętnym tonem głosu.
L: Też. Opowiedz mi coś o sobie.
TI: Ty już o mnie dowiedziałeś się wszystkiego, ale ja o tobie nie wiem nic.
L: To nazywam się Louis Tomlinosn mam 5 sióstr. Uwielbiam się wygłupiać. Chcesz wiedzieć coś jeszcze ?
TI: Tak. Mów dalej.
L: Urodziłem się w Donecaster. Tam się wychowałem. Pragniesz więcej szczegółów ?- spytał uśmiechając się tajemniczo. Pokiwałam głową.- To chodziłem do School Hayfield. To była całkiem miła szkoła. Bardzo lubiłem Mai…
TI: Zaczekaj. Najpierw chce wiedzieć coś innego… To ja będę zadawać pytania, a ty na nie odpowiadać.
L: Ja chcesz. – powiedział po czym krótko się zaśmiał.
TI: To dlaczego tu mieszkasz ?
L: Przeprowadziłem się.
TI: Wiesz domyśliłam się. To skąd kim był ten wczorajszy chłopak ?
L: Harry ? Nie da się o nim zapomnieć. No ale wiesz skoro tak ci na nim zależy to mogę was zapoznać. – powiedział Louis.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Ale on jest głupi.
TI: Louis przestać. Nie ma humoru. A to może powiesz jak poznałeś Eleonor ? To jest pewnie twoja dziewczyna, tak ?- spytałam starając się, aby nie było słychać w moim głosie smutku, pomieszanego z zazdrością.
L: Skąd o niej wiesz? – spytał zdziwiony chłopak.
TI: Kiedyś, wspominałeś coś o swoje dziewczynie. A wczoraj rozmawiałam z jakąś Eleonor.
L: Tak ? Ona nic nie mówiła, że się spotkałyście.
TI: Yyyyy. No tak jak przyszłam oddać ci ubrania, to ona otworzyła.
Zapadła chwila ciszy. Widziałam, że Louis się nad czymś zastanawia.
TI: Boże Lou w końcu na nic mi nie odpowiedziałeś.- powiedziałam, kiedy sobie uświadomiła, że cały czas nic o nim nie wiem. ( oj przepraszam, ma 5 sióstr jest z Donecaster. I chodził se do jakiejś tam szkoły. Dużo to zmienia).
Chłopak słodko się uśmiechnął i przysunął się bliżej, tak, że stykaliśmy się łokciami.
L: Ty wiesz kim ja jestem ? Znasz mnie ? – spytał patrząc mi w oczy.
Pokiwałam głową przecząco.
L: Dziwne. Słyszałaś o takim zespole One Direction ? – spytał.
TI: Nie wiem. Chyba … Aaaaa nie, co coś tam byli w X-Factorze ? – A co to ma do rzeczy ? pomyślała,.
L: Tak. To ja i Harry z niego jesteśmy.- powiedział jakby dumny.
TI: Fajnie.- powiedziałam bez emocji. Mam w dupie takie zespoliki z wystylizowanymi chłopaczkami. Jeśli myśli, że zrobił na mnie jakiekolwiek wrażenie to się myli.
Zapadła niezręczna cisza. A tak w ogóle to po co one teraz tu ze mną siedzi ?
TI: Louis po co ty to robisz ? – spytałam, a widząc zdziwioną minę chłopaka ciągnęłam dalej.- Po co się mną przejmujesz. Wiem, ze mógł byś teraz robić dużo ciekawsze rzeczy niż być tu ze mną i starać się uszczęśliwić moje hujowe życie ?
L:Gdybym nie chciał nie było by mnie tu.- powiedział Lou.
TI: Nie rozumiem. Ja chyba nie jest zbyt dobrym kompanem do towarzystwa ?
L: Lubię spędzać z tobą czas. Jesteś dobra dziewczyną. Chce ci z reszta pokazać jakie życie może być zabawne i nie trzeba się ciągle smucić. A zresztą obiecałem ci pomóc pamiętasz ?- powiedział Louis.
Popatrzyłam w jego cudowne oczy, w których czułam takie schronienie. Kiedy tak się w niego wpatrywałam on uśmiechnął się szczerze pokazując rząd bielusieńkich kształtnych ząbków.
Jaki on jest cudowny- pomyślałam i już nie wytrzymałam.
Szybko przybliżyłam się do niego tak, że tym razem nasze twarze dzieliły centymetry.
TI: Przepraszam za to co teraz zrobię – wyszeptałam i wpiłam się w usta chłopaka.

KAHN

piątek, 26 października 2012

# 26. Zayn. I cz. 1

-To co dziś robimy? - Na te słowa Zayn zareagował wzruszeniem ramion.
-Możemy iść do... - Zaczął, ale przerwał mu dzwonek mojego telefonu.
-Przepraszam, muszę odebrać. - Powiedziałam naciskając zieloną słuchawkę.
-Cześć, kochanie! Nie, jasne, że nie przeszkadzasz. Coś się stało? Aha, aha. Tak, ale dopiero za pół godziny. Okej. Tak, tak. Ja ciebie bardziej. Pa. - Zakończyłam rozmowę i schowałam telefon do kieszeni.
-James? - Spytał Malik widocznie niezadowolony.
-Tak. Przepraszam, ale muszę już iść. Umówiliśmy się i w ogóle... - Powiedziałam przepraszającym tonem.
-Jak zwykle. Z resztą nieważne. Nie ma sprawy. - Odparł bez przekonania w głosie.
-O co ci znowu chodzi? Przecież to mój chłopak. Wiesz dobrze, że jest dla mnie najważniejszy. - Starałam się postawić na swoim.
-A ja jestem twoim przyjacielem. Myślałem, że dla ciebie jest to tak samo ważne jak dla mnie. - Oznajmił krzyżując ręce na piersi.
-Daj spokój. Przecież wiem, że chodzi ci tylko o to, że nie lubisz Jamesa. - Rzuciłam przewracając oczami.
-On nie jest ciebie wart, a ja po prostu nie mogę na to bezczynnie patrzeć. - Wyjaśnił.
-Bo? - Spytałam unosząc jedną brew.
-Bo cię kocham. - Powiedział patrząc mi w oczy.
-Ty też nie jesteś mi obojętny, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie zrozum mnie źle, mam chłopaka i w ogóle... - Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Byłam zupełnie zaskoczona jego wyznaniem. Nie chciałam go zranić, ale nie miałam wyjścia.
-Nieważne. - Rzucił i machnął ręką.
Zayn odwrócił się do mnie plecami i odszedł bez pożegnania. Stałam tak jeszcze kilka minut i zastanawiałam się nad tym co właściwie przed chwilą się stało. Mój najlepszy przyjaciel wyznał mi miłość. Nie wiedziałam co mam zrobić z tym faktem. Postanowiłam zająć myśli czymś innym i udałam się na spotkanie z Jamesem.
Przez kilka następnych tygodni nie rozmawiałam z Zaynem. Nie wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć. Czułabym się przy nim niezręcznie. Zaczęłam mieć wrażenie, że nasza przyjaźń tego nie przetrwa, ale ja nie chciałam tak tego kończyć. Mój chłopak oczywiście o niczym nie wiedział, nie chciałam, żeby stał się zazdrosny.
Odkąd przestałam spotykać się z Malikiem miałam więcej czasu dla Jamesa. Spotykaliśmy się prawie codziennie, zaczęliśmy popadać w lekką rutynę, ale to co zobaczyłam pewnego dnia nie miało z nią nic wspólnego.
-Boże! Co ci się stało? - Spytałam zmartwiona, oglądając złamany nos Jamesa.
-Ten twój przyjaciel arab na mnie napadł! Rozmawiałem z moimi kumplami, kiedy on nagle do mnie podszedł i przyłożył mi bez powodu! On jest jakiś nienormalny. - Odpowiedział mi z przejęciem gestykulując dłońmi.
-Co? Muszę z nim pogadać. - Powiedziałam zszokowana zbierając się do wyjścia.
-Dla twojego bezpieczeństwa, lepiej, żeby to było wasze ostatnie spotkanie. - Odparł troskliwie James, całując mnie w policzek na pożegnanie.
-Tak, masz rację. - Zgodziłam się i wyszłam.
Droga była krótka, ale wystarczająco długa, żebym mogła poukładać sobie wszystko w głowie. Jednak nie mieściło mi się w niej, że Zayn mógłby kogoś uderzyć i to bez powodu.
-Czy tobie odbiło? Jeśli jesteś zazdrosny o Jamesa to mogłeś ze mną porozmawiać, nie musiałeś od razu go atakować! - Wykrzyczałam Malikowi w twarz, gdy tylko otworzył mi drzwi.
-To nie tak. Nie wiesz wszystkiego. - Bronił się.
-Oj, wiem nawet więcej. Wiem, że nie zasługujesz na moją przyjaźń. - Odparłam, sama nie wierząc w to co mówię.
-Daj mi się wytłumaczyć. - Prosił.
-Nie masz się z czego tłumaczyć. Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć. - Powiedziałam na odchodnym.
-[T.I], proszę cię. - Ale ja już go nie słuchałam. Wyszłam z klatki nie oglądając się za siebie.
Do domu wpadłam w podłym humorze. Nie dość, że złamał nos mojemu chłopakowi to jeszcze miał czelność głupio się tłumaczyć. "Nie wiesz wszystkiego" A czego niby miałabym nie wiedzieć? Sytuacja była oczywista.
Weszłam do mojego pokoju, gdzie przebrałam się w luźne spodnie i mój ulubiony biały sweter. Zrobiłam sobie ciepłą herbatę i włączyłam laptopa. Zaczęłam przeglądać facebooka i to co znalazłam na profilu mojego znajomego, sprawiło, że szybko pożałowałam tego co powiedziałam Zaynowi...


LOLA

środa, 24 października 2012

# 25. Liam.

Deszcz z głośnym bębnieniem uderza w chodnik, zimne powietrze zabarwia mój nos na czerwono i pozbawia czucia w palcach. Wprost idealny wieczór, aby spędzić go z Liamem. A dokładniej z miłością mojego życia, która uważa mnie tylko za przyjaciółkę. PRZYJACIÓŁKĘ. Boli to jak cholera, ale nic nie mogę z tym zrobić. Gdybym wyznała mu swoje wyczucia, na pewno by ich nie odwzajemnił, a wtedy czulibyśmy się w swoim towarzystwie dziwnie.  Potem nasze spotkania stałyby się coraz rzadsze, aż w końcu ograniczylibyśmy je do 0. Czyli bycie przyjaciółką musi mi wystarczyć. Nie mogę go stracić.
Takie myśli zawsze sprawiały, że chciało mi się płakać. Patrząc na niego również miałam takie odczucia, ale powstrzymywałam się, żeby nie wyjść na idiotkę. Tym razem mi się nie udało.
Szłam środkiem mokrego chodnika, a krople deszczu mieszały się z łzami spływającymi po mojej twarzy. Musiałam wziąć się w garść. Zaraz miałam być na miejscu, nie chciałam, żeby Liam zobaczył mnie w takim stanie. Na pewno spytałby co się stało, a wtedy albo musiałabym go okłamać, albo wyznać to co tak długo ukrywam. Żadne z tych wyjść nie wchodziło w grę, więc byłam zmuszona się uspokoić.
Na klatce schodowej zatrzymałam się na chwilę, by otrzeć łzy i poprawić fryzurę. Wzięłam kilka głębszych oddechów i wybrałam przycisk na domofonie.
-Kto tam? - Gdy tylko usłyszałam jego głos, moje wargi wygięły się w uśmiechu.
-[T.I]. - Domofon wydał z siebie dźwięk informujący mnie o tym, że mogę już otworzyć drzwi. Chwyciłam klamkę i pociągnęłam je do siebie. Gdy ustąpiły weszłam do klatki i starannie wytarłam buty. Trzymając się poręczy weszłam na czwarte piętro. Nie ukrywam, że porządnie mnie to zmęczyło. Zdyszana stanęłam przed drzwiami mojego przyjaciela i kilkakrotnie w nie zapukałam.
-Cześć. Wreszcie dotarłaś. - Powiedział Liam wpuszczając mnie do mieszkania.
-Hej. Spóźniłam się tylko piętnaście minut. - Odparłam przytulając go na przywitanie.
-No tak, szczęśliwi czasu nie liczą. - Rzucił posyłając mi słodki uśmiech. Odwzajemniłam go, ale wcale nie było mi do śmiechu. Skąd przyszło mu do głowy, że jestem szczęśliwa? Ale lepiej nie będę wyprowadzać go z błędu.
-To co dziś oglądamy? - Spytałam wygodnie siadając na kanapie na przeciwko telewizora.
-Co chcesz. - Powiedział Liam podając mi kilka płyt z filmami. Wybrałam jakąś głupią komedię romantyczną i wrzuciłam płytę do DVD. Liam usiadł obok mnie na kanapie i zaczęliśmy oglądać. Film okazał się jeszcze głupszy niż sądziłam, więc szybko oddaliśmy się rozmowie.
-Wiesz, jest taka dziewczyna, z którą chciałbym się z nią umówić. Gdzie powinniśmy iść na randkę? - Na te słowa mina mi zrzedła. Chciało mi się płakać kiedy tylko na niego patrzyłam, a on chce, żebym pomogła mu poderwać jakąś laskę. Po prostu świetnie.
-Nie wiem. Może zamiast ją gdzieś zabierać, zaproś do domu i sam coś ugotuj. - A ja głupia oczywiście mu pomogłam. Ale ze mnie frajerka.
-Dobry pomysł. Na pewno go wykorzystam. - Odparł całując mnie w policzek. Czy on naprawdę musiał mnie jeszcze dobijać?
Niedługo potem wróciłam do domu. Nadał padało, ale powietrze było zimniejsze i doszedł lodowaty wiatr. Popłakałam sobie po drodze, więc nie musiałam tego robić w domu. Rzuciłam się na łóżko i zasnęłam modląc się, żeby się już nie obudzić.
Przez kilka następnych dni nie kontaktowałam się z Liamem. Nie byłam gotowa. Kiedy wyobrażałam go sobie z jakąś laską od razu chciało mi się rzygać, wiec wolę nie wiedzieć co by się stało gdybym zobaczyła ich w rzeczywistości. Te ciche dni przerwał Liam.
-Halo? - Spytałam po odebraniu telefonu.
-Dziś wieczór, ty, ja i głupia komedia na DVD, co ty na to? - Zaproponował Liam.
-Czemu nie. - Rzuciłam i umówiliśmy się na konkretną godzinę.
Znów postanowiłam wystawić swoje zdrowie psychiczne na próbę. Czułam się nieswojo w jego obecności, ale jednocześnie nie mogłam bez niego żyć.
-Hej. - Przywitałam się, gdy otworzył mi drzwi.
-Cześć, dobrze, że już jesteś, kolacja stygnie. - Powiedział wciągając mnie do środka.
-Jaka kolacja? - Nie kryłam mojego zdziwienia.
-Ugotowałem specjalnie dla nas, siadaj. - Odparł prowadząc mnie do kuchni i wskazując krzesło.
-Oo, to miło. Mogę wiedzieć co to za okazja? - Spytałam nie mogąc połapać się w tej sytuacji. Co się tu dzieje?
-Bardzo specjalna. - Powiedział tajemniczo, siadając przy stole.
-Dobra, bez takich. Gadaj o co chodzi. - Nie należę do osób cierpliwych i kto jak kto, ale on powinien o tym wiedzieć.
-Okej. Więc... Chciałbym zacząć od tego, że.... Wiem, że się przyjaźnimy, ale... Dobra, nie będę owijał w bawełnę. [T.I], kocham cię. Nie jak siostrę. Tylko no wiesz... Nie wiem czy odwzajemniasz moje uczucia. Nie chciałem cię stracić, bałem się, że nie czujesz tego co ja... - Ale ostatnie zdanie przerwałam mu ja. Wpiłam swoje wargi w jego usta łącząc je w pocałunku.
-Mam nadzieję, że rozwiałam twoje wątpliwości. - Powiedziałam ponownie go całując.


LOLA

wtorek, 23 października 2012

# 24. Niall I cz.1


Ostatnie promienia słońca oświetlały tą cudowną polane. Kwiaty, puszystej łąki powoli kuliły swe płatki do siebie,  woda w strumyku odbijała czerwona barwy, a drzewa z pobliskiego gaju rzucały czarne cienie na pola. Słońce coraz bardziej chyliło się ku horyzontowi, aby za chwilę pozostawić niebo do dyspozycji nocy.
I właśnie w tak pięknej chwili zjawia się ONA. Wybiega za drzew. Jest piękna. Wiatr rozwiewa jej długie, faliste rude włosy. Jej blada cera pięknie kontrastuje z blaskiem słońca. Biało-niebieska sukienka sprawia, że wygląda jeszcze bardziej nieziemsko.
I nagle wystraszona odwraca się. Z powrotem wbiega do lasu. Ruszam za nią. Mimo drobnej postawy, biegnie bardzo szybko oddalając się ode mnie coraz bardziej. Nagle znika całkiem. Udaje się w kierunku gdzie znikła mi z pola widzenia. Przechodzę przez gęste krzaki, które ranią moje ciało, ale nie zwracam na to uwagi. Wreszcie ją postrzegam.
Stoi na skraju urwiska. Wygląda niesamowicie. Słońce po raz ostatni oświetla ją swoim blaskiem i znika, pozostawiając po sobie złotą łunę. Ona powoli się teraz do mnie odwraca. Patrzy na mnie, a ja zatapiam się w jej pięknych, głębokich, zielonych oczach. Nagle uśmiecha się, a ja czuję się tak szczęśliwy jak nigdy w życiu.
- Pomóż mi. Tylko to możesz zrobić. Ratuj.- wyszeptuje dziewczyna prawie nie dosłyszalnie.
Po czym odwróciła się. Jej gołe stopy postawiły parę kroków. Rozłożyła ręce i rzuciła się w przepaść.

 ~*~
 Łup, łup
- Niall wstałeś już !?
No tak, to był tylko sen. Ten sam co zawsze. Od jakiegoś czasu każdej nocy śni mi się to samo. Ta piękna, tajemnicza dziewczyna. Najpierw się pojawia, ucieka, a potem rzuca się z urwiska ze słowami, że bym jej pomógł. I kiedy już chce coś zrobić budzę się.  Ten sen zawsze kończy się w tym samy miejscu i tak samo się zaczyna. Przy wschodzie i zachodzie słońca. I ja zawsze tak samo mocno go przeżywam.
- Niall spóźnimy się !!!!!!!!!- krzyczał Pul waląc w drzwi.
N: Już wstaję.- odkrzyknęłem zaspanym głosem.
Szybko się ubrałem, umyłem i byłem już gotowy. Razem z chłopakami zabraliśmy swoje walizki i wpakowaliśmy się do samochodu. Paul miał nas tylko wymeldować z hotelu i mieliśmy jechać na lotnisko. Dziś mamy jechać do jakiegoś szpitalu, gdzie przebywają głownie dzieci chore na raka.  Nie miałem nic przeciwko takim odwiedzinom. Przebywanie z takimi osobami zawsze sprawiało, że zapominałem o wszystkich problemach. Każda z nich była tak szczęśliwa, mimo, że spotkało je takie nieszczęście. One po prostu cieszyły się życiem. Ciekawe, że osoby, które ostanie chwilę swojego życia spędzają w ogromnych bólach  z myślą, że śmierć jest nieunikniona są czasem szczęśliwsze niż te które mają wszystko i żyją sobie  po 80 lat. Ale dziś strasznie bolała mnie głowa i ogólnie miałem zły humor. Chciałem mieć to już za sobą i móc z powrotem się położyć, a my już od 20 minut czekaliśmy na Paula.
W końcu się pojawił. Otworzył drzwi od auta. Był cały czerwony, a na czole pulsowała mu żyła. Ciekawe co go tak rozwścieczyło…
P: Miałem telefon z lotniska. Z powodu zbliżającej się burzy odwołali wszystkie dzisiejsze loty.
Lou: To co robimy?- spytał Louis.
P: Przez najbliższy czas nie zawitam w tej okolicy, a jutro i pojutrze jesteście zajęci, więc do szpitala pojedziemy samochodem. To będzie jakieś 7 godzin drogi, ale nie mamy wyjścia.- powiedział Paul.
L: To ile my tam pobędziemy ?- zdziwił się Liam.
P: Wystarczająco długo. I tak lepiej tego nie rozegramy.
Nikt się już nie odezwał, ale widziałem po minach chłopaków, że nie są zachwycenie. Zresztą podobnie jak ja.
Jechaliśmy już jakieś 3 godziny. Właśnie się obudziłem. Louis rozmawiała prze telefon, Liam siedzący z przodu rozmawiała z kierującym Paulem. Harry czytał jakąś książkę, a Zayn przysypiał z tyłu. Spojrzałem prze szybę. Byliśmy na jakimś odludziu. Pola i w oddali drzewa. I nic po za tym, Był to zdecydowanie inne widoki, niż te które teraz widywałem. Zero wrzeszczących dziewczyn, brak wiecznych korków i odgłosu klaksonów, które ciągle rozbrzmiewały. Nigdzie nie widać wielkich budynków, które tak ograniczały pole widzenia. Tak, mógłbym się przyzwyczaić. Nagle, po pół godzinnym podziwianie widoków, zobaczyłem majaczącą się w oddali postać kobiety. No zdziwiło mnie to bo niczego nie był w pobliżu, a ona stała na zboczu drogi i nigdzie nie  widziałem żadnego roweru czy czegoś takiego. Dziewczyna miał ze sobą tylko nie duży plecak. Kiedy samochód znalazł się obok dziewczyn nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Ubrana była tylko w zwykła luźną, biała bluzkę na ramiączka i krótkie dżinsowe spodenki. Bez żadnego makijażu. Który był nie potrzebny, a wręcz zeszpecił by delikatną cerę, wiśniowe pełne usta i piękne, głębokie zielone oczy dziewczyny. Stała tam tak po prostu. Wiatr rozwiewał jej długie włosy o tak nie nietypowym odcieniu rudego. To nie możliwe, to była dziewczyna z moich snów …


KAHN

poniedziałek, 22 października 2012

# 23. Louis.

-Kochanie, obiad! - Krzyknął Louis krzątając się w kuchni. Chyba nie zauważył, że cały czas stałam w drzwiach i się z niego śmiałam. Gotowanie w jego wykonaniu wyglądało komicznie.
Postawił talerze i usiedliśmy do stołu.
-Nie spodziewałam się, że wyjdzie ci to tak dobrze. - Powiedziałam z uznaniem.
-Nie spodziewałem się, że cokolwiek mi wyjdzie. - Uśmiechnął się słodko. - Czemu nie jesz marchewek?
-Nie lubię ich. - Odpowiedziałam krótko.
-Jak można nie lubić marchewek? - Spytał z niedowierzaniem i jedną brwią uniesioną do góry.
-Normalnie. - Rzuciłam.
-Ranisz mnie. - Powiedział z udawanym smutkiem na co ja zareagowałam śmiechem.
Gdy skończyliśmy jeść wstawiliśmy brudne naczynia do zlewu.
-Idź się przebrać, a ja pozmywam. - Powiedziałam odkręcając wodę, która jak zwykle opryskała mi twarz i ramiona.
-Po co? Przecież film zaczyna się za 2 godziny.
-Lepiej być wcześniej niż się spóźnić. No już! - Ponagliłam go.
Po 10 minutach zlew był już pusty, a ja zabrałam się za wycieranie blatów. Nagle Louis wszedł do kuchni tanecznym krokiem, który zakończył obrotem.
-Co to miało być? -Zapytałam rozbawiona.
-Prezentowałem ci mój strój. Może być? - Wyjaśnił wskazując na granatowe spodnie i białą bluzkę w paski.
-Masz inną koszulkę? - Spytałam, dając mu delikatnie do zrozumienia, żeby ją zmianił.
-Oj, [T.I]. Jesteśmy razem już  dwa miesiące, a ty nadal narzekasz na paski. - Powiedział kręcąc głową.
-Bo paski pogrubiają i wcale nie rozumiem fenomenu tego wzoru. A poza tym ty w niczym innym nie chodzisz. Ale już dobra, niech ci będzie. - Obdarował mnie uśmiechem. - Łap. Dokończ sprzątać, a ja przez ten czas się ogarnę. - Rzuciłam mu ścierkę i poszłam do sypialni.
Ubrałam się, uczesałam i pomalowałam. Po 20 minutach byłam gotowa do wyjścia. Louis już czekał przy drzwiach.
-Dlaczego nie założyłaś koszulki, którą ostatnio ci kupiłem? - Jakby odpowiedź nie była oczywista.
-Bo jest w paski, Lou. Dopiero co o tym rozmawialiśmy. - Powiedziałam przewracając oczami.
Zamknęłam drzwi na klucz i udaliśmy się do samochodu. Droga zajęła nam 40 minut, na szczęście nie było korków. Zaparkowaliśmy na parkingu przed kinem i weszliśmy do środka.
Film trwał 3 godziny.
-I jak było? - Spytał brunet, gdy wychodziliśmy z sali.
-Film był fajny, ale trochę zgłodniałam. - Odpowiedziałam, a moje słowa potwierdziło burknięcie brzucha.
-W takim razie jedziemy na kolację. - Powiedział całując mnie w policzek.
Tym razem nie uniknęliśmy korków, jechaliśmy dość długo. Louis zabrał mnie do przytulnej restauracji w centrum miasta. Zajęliśmy stolik i zaczęliśmy przeglądać karty dań.
-Dobry wieczór. Gotowi do zamówienia? - Spytała miło wyglądająca kelnerka.
-Poproszę...
-Na razie dziękujemy. - Przerwał mi Louis.
-Ale... - Nie dokończyłam, bo kelnerka już odeszła. - Ale Lou, ja jestem głodna. - Powiedziałam oburzona.
-Musimy porozmawiać. - Powiedział poważnie.
Zaczęłam się denerwować. Wiedziałam co chce mi powiedzieć. Tak rozpoczyna się tylko jedną rozmowę.
-[T.I], jesteś kochana, troskliwa, szczera... - Ocho, zaczyna się. - Spędzamy razem dużo czasu, świetnie się z tobą bawię. Nie lubisz marchewek i ubrań w paski...
-...więc mamy ze sobą za mało wspólnego, nic z tego nie wyjdzie. Bla, bla, bla... Zostańmy przyjaciółmi. - Dokończyłam za niego wstając od stołu.
-Co? Nie! - Krzyknął szybko. - Chciałem powiedzieć, że to sprawia, że jesteś wyjątkowa. Nie chcesz mi się przypodobać, tylko jesteś sobą i właśnie za to cię kocham. Nareszcie to powiedziałem. Kocham cię [T.I]. - Patrzył teraz na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami i czekał na odpowiedź. Chodź wcześniej się nad nią nie zastanawiałam, wiedziałam co czuję i co mam powiedzieć.
-Ja też cię kocham. - Wykrztusiłam rzucając mu się na szyję i namiętnie go całując.


LOLA

sobota, 20 października 2012

# 22. Harry.

TI: Czy mogę już przyjąć zamówienie ?- Spytałam uprzejmie, kolejnych klientów. Jeszcze tylko godzinka i już wracam do domciu- pomyślałam dodając sobie otuchy, że niedługo będę mogła wreszcie odpocząć po kolejnym ciężkim dniu pracy.
Właśnie miałam obsłużyć stolik przy którym siedziała grupka nastolatków. Z nich to za dużych napiwków nie będzie, bo jeszcze nie za zarabiają na siebie- pomyślałam.
- To wy pierwsi.
Nie to nie możliwe. Ten piękny, melodyjny, lekko zachrypnięty, męski głos. Przeniosłam mój wzrok na chłopaka, który wypowiedział te słowa.
- O ku***- powiedziałam, kiedy ujrzałam burze niesfornych loczków opadających na twarz chłopaka.
Kiedy wypowiedziałam te słowa spojrzenia wszystkich siedzących przy tym stoliku skierowały się na moja osobę. Gdy tylko on podniósł swoje zielone oczy z karty dań i spojrzał na mnie wszystkie wspomnienia powróciły.
Kiedyś byliśmy razem: ja i Harry Styles. Ale wtedy nie był jeszcze sławny. Był zwykłym człowiekiem takim jak każdy z nas. I tak jak każdy z nas popełniał błędy.
Pewnego dnia obydwoje mocno balowaliśmy. Tego wieczoru alkohol lał się strumieniami, więc ja i on byliśmy już nieźle wstawieni, kiedy postanowiliśmy wracać do domu. Ja jeszcze jako tako się trzymałam, ale loczek ledwo mówił, a że zawsze kiedy jest nawalony wpada na różne genialne pomysły tak było i tym razem. Kiedy przechodziliśmy koło sklepu spożywczego prowadzonego przez rodziców naszej koleżanki on wyrwał mi moją torebkę i uderzył nią w szybę sklepu. Szkło momentalnie się posypało wydając przy tym donośny dźwięk. To wszystko tak mnie zaskoczyło i zdziwiło, że ciągle stałam w miejscu próbując pojąć co się stało. Tymczasem Harry bawił się w najlepsze nie przestając się śmiać. Wbiegł do środka strącając przy tym resztę odłamków, które jeszcze nie odpadły. I to właśnie chyba dźwięk rozbijanych odłamków mnie ocudził i uświadomił co się tu dzieje. – Co ty ku**** odpier***** ???????- wrzasnęłam wbiegając za nim do sklepu. Harry zaczął brać pierwsze lepsze rzeczy takie jak: musztarda, chleb, czy jakieś picie.
TI: Idioto. Co ty zrobiłeś. Musimy uciekać- powiedziałam z przerażeniem do chłopaka wyrzucając mu z rąk wszystkie rzeczy.
Nagle usłyszałam dźwięk syreny policyjnej. Nie… I co my teraz zrobimy. Ja to jeszcze pół biedy, ale Harry. Dopiero wszystko mu się zaczęło w życiu układać. Pójście do X-factora. Zespół. I miał teraz podpisać kontrakt z chłopakami. Co on teraz zrobi ?????????? Na pewno wszyscy się o tym dowiedzą. Boże co on zrobił!!!.
Wróciłam po zalanego chłopaka. Siłom wyciągnęłam go ze sklepu i pobiegłam ciągnąć go za sobą.
Udało nam się uciec. Ale policja oczywiście, bez problemu mnie namierzyła, bo przecież Harry moja torebką rozwalił tą szybę. A na domiar złego okazało się jeszcze, Harry kiedy nie zauważyłam zwiną kluczyki do jakiejś służbowej bryki właściciela i kartkę z numerami i kodami do banku. Powiedziałam im, że to wszystko zrobiłam ja. Wszystko wzięłam na siebie. Oni dalej nie szukali, bo nie mieli podstaw, aby kogoś jeszcze oskarżyć. Harry miał alibi. Glinom powiedziałam, że był wtedy u jakiegoś kumpla. I właśnie wtedy ostatni raz go widziałam. Kiedy on jeszcze smacznie odsypiał kaca, a mnie z mojego mieszkania wyprowadzała policja.
-To naprawdę Ty?-Spytał z niedowierzaniem chłopak, a na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
Szybko podniósł się z siedzenia i mocno przytulił, podnosząc przy tym. Zaskoczona nie widziałam co mam robić. Dopiero, kiedy po jakiejś minucie przytulania, kiedy Harry postanowił mnie już puścić uświadomiłam sobie jaka jestem szczęśliwa, że go widzę. Zarzuciłam mu do ręce na szyje i z całych sił go uścisnełam. Po kilku minutach przytulania usłyszałam głośne chrząknięcie i przypomniało mi się, gdzie jestem. Oderwałam się od Harrego. Jego towarzyszę widząc, mnie całą w rumieńcach wybuchnęli śmiechem. Nie wiedziałam co mam zrobić. Za to Harry postanowił do nich dołączył. No świetnie tylko mnie to coś nie śmieszy. – pomyślałam, bo już długo się tak chichrali. Harry, który już powoli się uspokajał zarzucił mi rękę przez ramię i zwrócił się do swoich kumpli- To jest TI. TI to Niall, Liam, Louis i Zayn. Każdy po kolei krzyknął coś na powitanie, a ja tylko stałam z kamiennym wyrazem twarzy wszystko analizując.
- Eeeee. To skąd się znacie ?- spytał ten ciemny, po długiej chwili ciszy?
H:Właściwie, to razem się wychowaliśmy i my – Zaczął Harry, ale mu przerwałam.
TI: Musze wracać do pracy. – Krzyknęłam.
Nie chciałam tego słuchać. Ja ciągle o nim jeszcze myślałam. O tym jaki był wspaniały. Zawsze marzyłam o takim chłopaku jak on. Chwile spędzone z nim były najlepszymi w moim życiu. Było mi ciężko, a te spotkanie wszystko jeszcze bardziej pogorszyć. Zaczynałam kierować się w stronę kuchni, ale Harry zagrodził mi drogę nie dając przejść.
H: Zaczekaj. O której kończysz? – spytał.
O nie, proszę nie Harry nie komplikuj tego. Nie chciałam mu odpowiadać.
H: Proszę. Muszę z tobą pogadać. Podwiozę cię do domu.- błagał Harry.
Nieeeee. Nie chce.
Niby to co napisał. Ten lis. Który wysłał mi, kiedy się dowiedział, że wzięłam to na siebie. Pisał, że mnie bardzo mnie kocha i jeśli chce on może jeszcze wszystko odwrócić. Że to wszystko jego winna i nigdy sobie tego nie wybaczy. Ale przecież potem się już nie odezwał. Nic. Zero. Ani telefonu, wiadomości, czy pieprzonej kartki na święta.
No ale spojrzałam w jego zielone oczy. W te same oczy, w których tyle razy się zatracałam i zapominałam o wszystkim. I tak było i tym razem.
TI: Właściwe to mogę się zwolnić wcześniej.- powiedziałam i od razu tego pożałowałam.
Wzięłam swoje rzeczy z zaplecza i wyszłam na zewnątrz. Kilka głębokich oddechów nie wystarczyły na uspokojenie nerwów. Drgającą ręką zapaliłam papierosa. Wtedy przyszedł Harry.
H: Poszedłem tylko powiedzieć chłopakom, że idziemy.- powiedział z uśmiechem. Ale mina od razu mu zrzedła, kiedy zobaczył, co robię.
H: Palisz ?- spytał, a w jego głosie było słychać smutek i zawód.
Od zawsze mu przeszkadzało to, że paliłam. Dlatego, kiedy byliśmy razem zmusił mnie, żebym rzuciła. Było to ciężkie, ale on był przy mnie i udało mi się to zrobić. Byłam z siebie bardzo dumna. Ale ostanie dwa lata był zbyt skomplikowane i powróciłam do nałogu. Szybko wyrzuciłam papierosa i zgniotłam go butem.
TI:Yyyyy Nie.- odpowiedziałam tylko.
Było mi jakoś tak głupio. Przyrzekałam mu kiedyś, że nie będę już palić. Głupie… Było to dawno. Teraz to nie ważne.
H: Chodź. W końcu obiecałem cię odwieść.- powiedział Harry, już trochę sie rozpogadzając.
TI: Właściwie mieszkam niedaleko, więc może się przejdziemy.
H: Jasne.
No i szliśmy. Przez jakieś 15 minut w zupełnej ciszy.
H: To pracujesz jako kelnerka ?- spytał chłopak, żeby jakoś zagadać.
TI: Tak.
H:Wiesz nie chce się wtrącać. Ale no wiesz, zawsze chciałaś zostać lekarzem. No ten, co się stało ? – spytał chłopak trochę skrępowany.
O oł. Już wiem do czego to zmierza.
TI: No cóż. Różnie się w życiu układa.- powiedziałam chcąc to jakoś uciąć.
H: Wiedziałem. To przez to. To przeze mnie nie możesz spełnić swoich marzeń. Przeze mnie jesteś kelnerką.- Mówił coraz bardziej zły chłopak.
TI: Harry proszę przestań.
No faktycznie było to prawdą. Wywalili mnie ze szkoły i nałożyli mi kuratora . Raczej trudno zostać lekarzem bez szkoły, i z takim wpisem w papierach. Ale nie było tak źle. Moja praca nie była najgorsza, a restauracja na pewno nie należała do tych podrzędnych melin. ( Szczególnie, ze jadało w niej 1D ). Ale nigdy nie obwiniałam o to Harrego.
H: Nie. Byłem i jestem zwykłym tchórzem.
TI: Nie mów tak. Wiem, że gdyby chciała powiedziałbyś im, że to ty. Nie zawahałbyś się gdybym tego chciała. – zatrzymałam się i popatrzyłam na niego.
Powoli podniósł głowę. Nasze spojrzenia się spotkały.
H: Nie ma drugiej tak wspaniałej osoby jak ty TI. Nigdy nie dowiesz się jak strasznie jestem ci wdzięczny i nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
Nie potrzebowałam, aby to mówił. Nigdy nie żałowałam moje decyzji, ale jedno wciąż mnie bolało.
TI: Wiesz, że gdybym musiała zrobiłam bym to jeszcze raz. Bo jesteś dobrym człowiekiem Harry, który zasługuje na wszystko co najlepsze. Ale czegoś ciągle nie pojmuję. Dlaczego się nie odezwałeś ? Wiem, że nie moglibyśmy się widywać zbyt często, o ile w ogóle. Ale po tym liście nic więcej nie zrobiłeś.- teraz nie wytrzymałam i się rozkleiłam.- Nawet kartki mi na Boże Narodzenie nie wysłałeś. A przecież wiesz, że uwielbiam je dostawać.
No i zaczęłam płakać, jak bóbr. Spojrzałam na Harrego, który tez był bliski płaczu. O nie. Nie chciałam, żeby zrobiło mu się głupio. Przybliżyłam się do niego i mocno przytuliłam.
H: To nie tak. Ja nie potrafiłem ci po tym wszystkim spojrzeć w oczy. Bałem się. Byłem głupi, nie było dnia, żebym o tobie nie myślał. Ja wciąż cię kocham TI. I każdego dnia przez te 2 lata umierałem z tęsknoty za tobą. – wyszeptał mi do ucha.
Pogłaskał mnie po policzku.
H: Jesteś wciąż tak piękna jak wcześniej.- powiedział i złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
Jak bardzo za tym tęskniłam. Za jego słodkim smakiem. Za tym jaki był uroczy i jak zawsze wyjątkowo i ostrożnie się ze mną obchodził. Ja tez wciąż go kochałam.
H: Przepraszam. Przepraszam za wszystko.- zaczął, ale przerwałam mu kolejnym pocałunkiem.
Nic się już nie liczyło oprócz nas. Nie ważne było jutro, czy dalsza przyszłość. Nie ważne było to jak to się wszystko potoczy. Byłam przy nim i miałam go tylko dla siebie. I tylko to miało znaczenie.




KAHN

piątek, 19 października 2012

# 21. Liam. | cz. 2

Give Your Heart a Break
Wybaczcie, że tak długo :)



-Pięć, sześć .. pięć, sześć ,siedem i!
                Prawa, lewa, obrót, prawa, wymach, skok. Nie, to było lewa, prawa, obrót, skok, wymach. Obrót w prawo, czy w lewo?
-[T.I]! Co ty wyprawiasz?! – usłyszałam donośny okrzyk choreografa. – Dobrze, zaczynamy od początku.
Prawa, lewa, skok, wymach, obrót.. Nie, to nie tak.
-Stop! Wyłączyć muzykę! – rozkazał trener – [T.I], nie możesz zapominać układu przed tygodniem do koncertu, rozumiesz? Idź za kulisy, przećwicz choreografię i nie przeszkadzaj innym. Wróć dopiero jak się nauczysz.
                Pokiwałam głową i udałam się w wyznaczone miejsce. Z jednej strony byłam zła na naszego choreografa, a z drugiej rozumiałam go. Dziś nic nie szło po mojej myśli. Nie byłam w stanie zapamiętać układu, tańczyłam poza muzyką, myliłam kolejność kroków. Nie mogłam skupić się na wykonywanej czynności. Moje myśli zajmowało coś innego. A raczej ktoś. Konkretnie Liam.
                Nie potrafiłam zapomnieć o jego uroczym uśmiechu, pięknych, głębokich oczach, czy wysportowanym ciele. Zawsze zachwycało mnie to, w jaki sposób obnosił się do innych. Był taki miły, opiekuńczy i zawsze służył dobrą radą. Nigdy nie odmówił mi pomocy. Potrafił pocieszyć jak nikt inny. Niestety miał jedną wadę. Nie zauważał moich uczuć. Starałam się pokazać mu, ile dla mnie znaczy, lecz ten był ślepy na moje wskazówki. Jednak byłam zbyt nieśmiała, żeby wyznać mu to prosto w twarz. Bałam się też odrzucenia. A co jeśli nie odwzajemnia moich uczuć? Może na oku ma jakąś długonogą brunetkę? Nie, tego bym nie zniosła.
                Zauważyłam moją butelkę wody leżącą na ziemi. Chwyciłam ją i upiłam łyk zimnej cieczy. Tego było mi trzeba. Złapałam końcówkę cienkiej koszulki i wytarłam nią twarz. Byłam pewna, iż jestem tu sama, ponieważ nie lubiłam odsłaniać mojego brzucha. Z reguły byłam bardzo zakompleksioną osobą.
-Uuu, no, no, niezły kaloryfer, nie ma co. – usłyszałam komentarz Liama.
Niestety myliłam się.
                Z szybkością światła opuściłam ubranie. Poczułam jak na twarz oblewa mi czerwona fala wstydu. Opuściłam głowę i uśmiechnęłam się pod nosem, by zatuszować szkarłatne policzki.
-Jesteś taka słodka, gdy się rumienisz. – skomentował chłopak.
-Daj spokój. – ucięłam zawstydzona- A ty przypadkiem nie masz próby?
-Mógłbym zapytać cię o to samo.
-Więc..No.. Po prostu nie mogłam poradzić sobie z zapamiętaniem choreografii. Przyszłam tu, by wyuczyć się jej i nie przeszkadzać innym. Teraz twoja kolej.
-Zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Niall oczywiście zrobił się głodny, a Zayn musiał poprawić fryzurę.
                Na wspomnienie tych wariatów lekko się uśmiechnęłam. Choć znałam ich raptem kilka miesięcy pokochałam jak własnych braci. Mogłabym oddać życie za każdego z nich i vice versa. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
                Liam westchną i usiadł na plastikowym krześle stojącym pod ścianą. Poszłam w jego ślady. W milczeniu patrzyliśmy przed siebie. Byliśmy sami, nasze ramiona ocierały się wzajemnie, mieliśmy trochę czasu dla siebie. Idealny moment na ujawnienie moich uczuć. Ale co jeśli on widzi we mnie tylko przyjaciółkę? Co jeśli spotyka się z kimś? W głowie kłębiło mi się tysiące myśli.
                Otwierałam usta, by znowu je zamknąć. Za każdym razem tchórzyłam. Z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Czemu nie potrafiłam tego zrobić? Dlaczego nie byłam w stanie walczyć o swoje marzenia. Przecież raz już to zrobiłam. I co ? I teraz jeżdżę po świecie z najsławniejszym zespołem i tańczę z nimi na scenie. A w tym momencie nie potrafiłam powiedzieć miłości mojego życia dwóch słów, dziewięciu liter. Nie, nie mogę bezczynnie patrzeć jak Liam znajdzie sobie dziewczynę, będę druhną na ich ślubie i chrzestną jego dziecka. Raz się żyje.
                Odwróciłam się do chłopaka. Ten uczynił to samo i spojrzał mi w oczy. Bez zastanowienia złapałam go za oba policzki i przytwierdziłam swoje usta do jego warg. Ku mojej radości i zdziwieniu odwzajemnił pocałunek. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę.
Oderwaliśmy się od siebie, by nabrać tchu. Zaczęliśmy głośno dyszeć. Liam uśmiechnął się i powiedział:
-Myślałem, że już nigdy tego nie zrobisz.



RECKLESS

czwartek, 18 października 2012

# 20. Niall.

Boże, jak ja nienawidzę mojej szkoły. A pomyśleć, że stosunkowo niedawno była całkiem znośna.
Jeszcze dwa lata temu miałam co robić na lekcjach. Zamiast słuchać nudnych wywodów nauczyciela, mogłam całą godzinę spędzić na patrzeniu się na niego. Wystarczyło, że trochę przekrzywię głowę w lewo. Siedział zawsze na tym samym miejscu pod oknem, z tą samą znudzoną miną. Jego myśli pochłaniały go tak bardzo, że chyba nigdy nie zauważył, że cały czas się na niego gapię.
Chodziliśmy razem do klasy już kilka lat, ale mi wystarczyło jedno spojrzenie, żeby się w nim zakochać. Niestety byłam zbyt nieśmiała, żeby wyznać mu co do niego czuję. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo będę tego żałować.
O tym, że mi się podoba przyznałam się tylko moim dwóm najlepszym przyjaciółkom. Szybko jednak tego pożałowałam.
-Co? Niall? Niall Horan? Chyba sobie żartujesz. Przecież on farbuje sobie włosy!
-A widziałaś jego zęby?
-A za to co je dałoby się wykarmić dzieci w Etiopii!
To były te mniej okrutne komentarze. Ale i tak nie zmieniłam zdania o Niallu. Podobało mi się w nim to, że ma świetne poczucie humoru i dystans do siebie. Jego wygląd nie miał dla mnie znaczenia, ale to co moje przyjaciółki uznały za wady, ja uznawałam za zalety. W blond włosach wyglądał na prawdę nieźle, a ta krzywa jedynka dodawała mu uroku.
Lata mijały, a moje uczucia nie ulegały zmianie. Jedyne co się zmieniło to to jak inni zaczęli postrzegać Nialla. Dziewczyny uważały, że nie jest przystojny, a kolegów miał tylko kilku, a tu nagle okazuje się, że umie śpiewać. Dostał się do jakiegoś głupiego programu i od razu wszyscy zaczęli wokół niego skakać. Wszystkie dziewczyny z naszej szkoły i nie tylko zaczęły się w nim  kochać, a każdy chłopak chciał się z nim przyjaźnić. To, że doszedł aż do finału z zespołem, do którego dołączył podczas trwania programu tylko to pogłębiło.
Kiedy wydali pierwszy singiel, wiedziałam już, że Niall nie wróci do szkoły. Jedyne co mi zostało to słuchanie One Direction - bo tak nazwali swoją grupę. Okazało się, że mają na prawdę fajne piosenki. Ale i tak czułam, że to mi nie wystarcza.
Dziś mijają dwa lata odkąd ostatni raz widziałam Nialla. Nie kontaktowaliśmy się ze sobą ani razu. Pewnie nawet mnie nie pamięta.
Tak się składa, że akurat dziś One Direction grali koncert niedaleko mojego domu. Nie mając nic do stracenia poszłam na niego.
Występ nie był długi. Trwał niecałe półtorej godziny. Kiedy się kończył chciało mi się płakać. Kiedy następnym razem zobaczę Nialla? Możliwe, że nigdy. Nie chciałam, żeby tak to się skończyło. Musiałam z nim porozmawiać.
Udało mi się jakoś ominąć ochronę. Szłam przez tłum ludzi wypatrując blondyna. I nagle go zobaczyłam. Stał sam za kulisami i pił wodę. Postanowiłam, że do niego podejdę. Tylko co miałam mu powiedzieć? "Hej, Niall! Kocham cię od trzech lat." Ten pomysł odrzuciłam już na starcie. Byłam coraz bliżej i nie miałam już czasu się zastanawiać. Uznałam, że powiem to co przyjdzie mi do głowy.
-Cześć. Nie przeszkadzam? - Może jednak trzeba było się zastanowić?
-Cześć. Nie, skądże. Zawsze mam czas dla fanek. - Powiedział z ciepłym uśmiechem.
-To dobrze, ale nie jestem taką zwykłą fanką. Pamiętasz mnie? - Spytałam nieśmiało.
-A wiesz, że tak. Chodziliśmy razem do klasy i masz na imię [T.I], prawda? - Czyli mnie pamięta! Chyba jestem w bajce.
-Tak, cieszę się, że nie zapomniałeś. - Obdarowałam go szczerym uśmiechem.
-Jak mógłbym zapomnieć! Przepraszam, ale muszę już lecieć. Miło było cię spotkać, cześć. - Rzucił i nie czekając na moją odpowiedź, odwrócił się i poszedł sobie, zostawiając mnie tam samą.
Stałam tak chwilę, a potem zawiedziona wróciłam do domu. Chyba naprawdę myślałam, że wyznam mu co do niego czuję i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Ale najwidoczniej nie wszystkie bajki się tak kończą.


LOLA

wtorek, 16 października 2012

# 19. Zayn.

Zastanawiałyście się kiedyś jak to jest chodzić z Zaynem Malikiem? Zazdroszczą ci miliony dziewczyn na całym świecie, twój chłopak jest nieziemsko przystojny i kocha cię nad życie. Skąd wiem? A no stąd, że spotkał mnie taki zaszczyt. Zaczęło się od przypadkowego spotkania i przerodziło się w coś więcej. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy. Szkoda tylko, że nie trwało tak długo jakbym chciała.
-Musimy się rozstać. - Oznajmił mi ni z tego ni z owego.
-Jak to? Dlaczego? - Byłam zszokowana. Przecież ostatnio układało nam się tak dobrze.
-No wiesz, niedługo mój zespół wydaje płytę. Musimy ją jakoś zareklamować. - Rzucił tak po prostu, bez cienia skruchy.
-Co ty kurwa powiedziałeś? Chyba sobie żartujesz. Czyli mam rozumieć, że nasz związek nic dla ciebie nie znaczył? - Ta sytuacja zaczęła mnie przerastać.
-Nazywaj to jak chcesz. - Odparł wzruszając ramionami.
-Może jeszcze mi powiesz, że zacząłeś ze mną chodzić tylko po to, żeby ze mną zerwać?
-Tak jakby. - Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam. Przecież to była ironia!
-I co? Myślisz, że będę płakać?! Muszę cię rozczarować! - Po wykrzyczeniu mu tego w twarz podeszłam do komody. Odłączyłam telewizor od kontaktu i nie myśląc trzeźwo wyrzuciłam go przez okno, rozbijając szybę.
-To było dobre! Powiesz dziennikarzom, że to byłem ja? - Spytał zupełnie poważnie.
-Kurwa, ja pierdole! Co jest z tobą nie tak?! Jak ja mogłam się zakochać w kimś takim?! - Teraz byłam zła bardziej na siebie niż jego. Jak mogłam być tak naiwna?
-Nie wiem, nie mój problem. Ale zrozum. Tu chodzi o reputację mojego zespołu. Robię tam za bad boya, więc tak muszę się zachowywać. Jak nie chcesz kłamać dla prasy to nie musisz. - Kończąc ostatnie zdanie podniósł krzesło i zbijając następną szybę, wyrzucił je na chodnik za oknem.
-Ał! - Wrzasnął, a jego ramię zalało się krwią.
-Ty na prawdę nie jesteś normalny! Odbiło ci? - Nie było mi go ani trochę szkoda.
-Zamknij się i przynieś mi jakiś ręcznik! - I jeszcze miał czelność na mnie wrzeszczeć? Tego było za wiele.
-Co?! Nie rozśmieszaj mnie! Wynoś się z mojego mieszkania! - Wrzasnęłam otwierając wejściowe drzwi.
-Mam tak wyjść? - Spytał pokazując mi swoje krwawiące ramię.
-Mam to w dupie! Wynocha i obyś się wykrwawił i zdechł! - Miałam go już na prawdę dość.
-[T.I], proszę cię. - Błagał z miną zbitego psa.
-Złaź mi z oczu! - Krzyknęłam i wypchnęłam go za drzwi.
Zamknęłam je na wszystkie spusty po czym oparłam się o nie by powoli zjechać na podłogę, gdzie mogłam w spokoju popłakać.
Następnego dnia zadzwoniłam gdzie trzeba, żeby wstawili mi nowe szyby w oknach. Zaraz po nich przylazł gazeciarz. Co było na wszystkich pierwszych stronach? Oczywiście "Ostra kłótnia i zerwanie Zayna i [T.I]!". Nie chciało mi się tego czytać, od razu wywaliłam gazetę.
Dobra, wypłakałam się, mam szyby w całości, więc czas uporządkować swoje życie. "Jesteś dupkiem, nienawidzę cię, obyś zdechł w męczarniach." To ostatnia wiadomość jaką wysłałam do Zayna zanim wykasowałam jego numer.
Mimo, że tak to się skończyło to dobrze życzę Zaynowi, czyli mam nadzieję, że sprzeda tą swoją zasraną płytę w wielkich nakładach, żeby móc kupić pistolet i strzelić sobie w łeb. Wiem, to bardzo dojrzałe podejście, jestem z siebie dumna.
Co ja sobie myślałam? Że będę chodzić z gwiazdą i będziemy żyć długo i szczęśliwie? Tak, tak myślałam. Ale byłam głupia. Na szczęście teraz zmądrzałam i będę lepiej dobierać sobie chłopaków. Wszyscy bad boye z boysbandów odpadają na starcie.



LOLA

poniedziałek, 15 października 2012

# 18. Louis. | cz. 2

Niedługo przewiduję również część 3 :)
___________________________________________________________________


-Zaczekaj. Gdzie chcesz iść ? Chodź ze mną, pomogę ci. Jestem Louis
Nie wiedziałam co mam robić. Chłopak cały czas trzymając mnie za rękę zaczął prowadzić mnie w kierunku swojego domu. Poszliśmy na około, żeby moim rodzice nie mogli nas zobaczyć. Kiedy Louis już otworzył drzwi i miałam przejść przez próg zawahałam się.
- Nie martw się. – Powiedział i delikatnie pociągnął mnie do przodu.
L: Chyba muszę dać ci coś na przebranie. Chodź na górę tam sobie coś wybierzesz.- Powiedział Louis i zaprowadził do jakiegoś pokoju.- To, to są rzeczy mojej dziewczyny. Macie podobny rozmiar. Weź coś.- Powiedział chłopak uśmiechając się.
Ja nic nie zrobiłam. Nic do mnie nie docierało. Pogubiłam się w tym wszystkim.
L: Może to ?- podając mi jakiś top i getry, kiedy nic nie zrobiłam.
L: Chcesz coś innego?- spytał chłopak. A kiedy dalej nic nie powiedziałam zaczął szukać dalej.- A to?- spytał pokazując mi kolejne ubranie.
Nic. Zero reakcji. Dalej po prostu stałam i patrzyłam się na niego nieobecnym wzrokiem.
L: Wybierz coś sobie.- powiedział, a w jego głosie było słychać prawie błaganie.- A ja zrobię herbatę.
Wyszedł. Zostałam sama. Teraz dopiero poczułam jak przemarzałam. W końcu był grudzień. A ja miałam na sobie sukienkę na krótki rękaw. Nie miałam butów i byłam calusieńka mokra. Podeszłam do szafy i wyjęłam sobie bluzkę i jakieś spodenki. Ale należały one nie do tej dziewczyny, tylko były Louisa. Mokrą sukienkę i bieliznę zostawiłam rozłożone na podłodze. Było mi trochę cieplej, ale włosy. Wciąż kapała z nich krople wody.
Otworzyłam drzwi od pokoju, w którym się znajdowałam i wyszłam z niego. Poszłam wzdłuż długiego korytarza. Dom był urządzony w bardziej nowoczesny sposób, niż mój, ale był chyba trochę mniejszy. Wchodziłam do każdego pomieszczenia po kolei. W końcu kiedy pchnęłam kolejne drzwi moim oczom ukazała się łazienka. Weszłam do środka. Zbliżyłam się do wanny. Usiadłam na jej brzegu i odkręciłam wodę. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w przyjemny dźwięk lecącej wody.
Zaraz co ja wyprawiam. Wariuje. Musze się z tąd wydostać. Zakręciłam kran i wybiegłam z łazienki zatrzaskując drzwi. Zaczęłam zbiegać po schodach. Łup!!! Zderzyłam się z idącym po nich Louisem i wylądowałam na jego torsie.
L: Sorry. Właśnie miałem powiedzieć, że już zrobiłem herbatę.
Szybko się podniosłam i odeszłam parę kroków w tył, ciężko dysząc. Louis również się podniósł i kiedy na mnie spojrzał na jego twarzy malowało się zdziwienie, ale szybko przemieniło się ono w rozbawienie.
L: Widzę, że jednak coś wybrałaś.- powiedział.
Ja spojrzałam na swoją koszulkę i zaczerwieniłam się.
L: Ale nie ma sprawy ty wyglądasz w tym lepiej. A teraz chodź. Rogrzejesz się.- powiedział.
Poszłam za nim do dużego salonu.
L:Usiąć .- wskazał mi kanapę, a sam usiadła, obok na fotelu.- Jak masz na imię ?- spytał.
TI: TI…-powiedziałam słabym głosem.
L: TI-powtórzył chłopak i zaczął się mi intensywnie przyglądać. Nagle trochę się zmarszczył.- Ale ty masz jeszcze mokre włosy. Poszukam suszarki.- powiedział i miał już wstać.
TI: Nie!!!! – Krzyknęłam, również wstając. Popatrzył na mnie zdziwiony.- Nie trzeba. Jest dobrze. Dziękuje.- Powiedziałam już normalnie.
L: Ale to nie problem.
TI: Nie naprawdę nie trzeba. Tak jest ok. Szybko same wyschną.
L: Ale na pewno ?
TI: Tak.- powiedziałam i starałam się uśmiechnąć na potwierdzenie moich słów. No ale zapewne wyszedł z tego jakiś dziwny grymas.
Usiedliśmy z powrotem na sowich miejscach.
L: To wypij herbatę, bo masz sine usta. Wciąż ci zimno ? – spytał z troską.
TI: Nie- skłamałam i sięgnęłam po kubek w małe żółwie.
Gorący płyn spowodował ogromny ból gardła, wciąż zresztą jeszcze podrażnionego. Mimo pieczenia starałam się nie okazywać bólu. Odstawiłam kubek i wreszcie spytałam:
- Jak się tam znalazłeś ?
L: Yyyyyyyyyyy. No wiesz już od dłuższego czasu cię obserwuje i dziś jak cię zobaczyłam w oknie postanowiłem wpaść się zapoznać.- powiedział trochę zawstydzony.
TI: Aha.
L: Mogę cię o to spytać ?- Odezwał się Louis po dłuższej chwili milczenie.
Spojrzałam mu w oczy. Odnalazłam w nich spokój i bezpieczeństwo. Nic nie powiedziałam tylko coraz bardziej zatapiałam się w jego spojrzeniu.
L: Co takiego się stało ? – Spytał .
Cisza.
L: Co takiego się stało, że chciałaś …?
Kąciki moich ust lekko uniosły się do góry. No właśnie co ?
TI: Nic.
L: Jeśli nie chcesz nie musisz mówić. Po prostu myślałem, że chcesz z kimś o tym porozmawiać.- powiedział zakłopotany chłopak.
TI: Nie. Nie o to chodzi. Nic się nie wydarzyło. Nic nigdy w moim życiu się nie stało.- powiedziałam ciągle się uśmiechając.
Louis chyba nie zrozumiał o co mi chodzi. Wyjaśnię mu. I tak już gorzej być nie może. A przynajmniej się mu wytłumaczę. I wreszcie komuś wygadam jakie to ja mam beznadziejne życie. Chodź pewnie i tak nie zrozumie.
No i mu wszystko powiedziałam. Zaczynając od wyliczania moich wszystkich niań i opowiadania jakie to niektóre z nich miały pomysły, do dzisiejszego rozstania z Adamem.
A on słuchał mnie w skupieniu, ani razu nie przerywając.
TI: Widzisz to nie tak, że ktoś cos mi zrobił, bo chciałam się zabić. Nikt nigdy nic nie zrobił i ja po prostu jestem nieszczęśliwa…
Louis nic nie powiedziała.
TI: Pewnie myślisz, że jestem jakaś chora i potrzebuje pomocy specjalistów. A z resztą pewnie masz racje.- powiedziałam kończąc już tą moja przejmującą mowę.
L: Nie to nie tak. Ja to rozumiem. To nie twoja wina. Nikt nigdy nie pokazał ci co to radość i szczęście. I wiesz ja naprawdę rozumiem.
Jakoś w to nie wierzyłam. Z oczy tego chłopaka biła radość i zadowolenie. Spełnienie. On wydawał się osobą cieszącą się każdą chwilą życia.
L: Ale nigdy nie wolo się poddawać.- powiedział.
Prychnęłam.- Wiesz ja nie mam już po co walczyć. Dla mnie życie ma sensu. I wiem, że dla ciebie to jest jakbym mówiła po chińsku.
L: Zawsze jest po co walczyć, do puki jest dla kogo. A ty w tej chwili jesteś bardzo samolubna. Pomyślałaś o swoich rodzicach.
TI: tak i szczerze myślę, że bym im ulżyła.- powiedziałam już głośniej.
Wiedziałam, że on tego nie pojmie.
L: Boże dziewczyno co ty mówisz. Czy ty się słyszysz ?- Louisowi tez zaczynały już puszczać nerwy.- Jesteś po prostu rozpuszczonym nie znającym życia dzieckiem.
TI: Tak. A wiesz ile świąt spędziłam razem z moimi rodzicami ?. Jedne. Jedne jedyne święta Bożego Narodzenia w moim pieprzonym życiu. W szpitalu. Czekając, aż moja chora babcia wreszcie wykituje. O tak mnie oni kochają.- No teraz to już wrzeszczałam na całego.- A kim ty jesteś, żeby mi mówić, że jestem pozbawiona uczuć. Wieli mi bohater. Uratował niezrównoważoną psychicznie wariatkę i teraz będzie się tym szczycił do końca życia jaki to on jest wspaniałym, czułym człowiekiem. Znam takich jak ty. Waszym jedynym problemem jest to czy jesteście wystarczająco popularni i czy dziś w szkole już wszyscy o was mówili. Dlaczego nie pozwoliłeś mi się tam utopić? Ja tego chciałam. Nie chce żyć. Ja nie jestem dość silna żeby to dalej ciągnąć.- Z nerwów podniosłam się, a z oczu zaczęły płynąć mi łzy.
L: Nie mów tak. Nigdy nie pozwoliłbym ci umrzeć.- powiedział.
Podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.
L: Błagam TI obiecaj mi, że spróbujesz walczyć. Że się nie poddasz. Proszę zrób to dla mnie. Spróbuj jeszcze być szczęśliwa. Ja ci pomogę. Nie zostawię cię. – wyszeptał mi do ucha Louis.
TI: Nie dam rady.- chlipałam.
L: Będę przy tobie.- powiedział i pogłaskał mnie po włosach.
TI: Dobrze…


KAHN