poniedziałek, 8 października 2012

# 12. Louis | cz.1



Dziś to skończę- pomyślałam. I zaczęłam wszystko przygotowywać. Ubrałam się w swoją ulubioną czerwoną, koronkową sukienkę. Moje długie włosy zostawiłam rozpuszczone. Nałożyłam podkład, podkreśliłam oczy i pomalowałam usta krwistą, czerwoną pomadką. Nałożyłam kolczyki i bransoletki. Tak, skończę to wszystko z klasą. Uśmiechnęłam się do swojego obicia. Kiedy wszyscy już dowiedzą co zrobiłam pewnie pomyślą sobie to samo: „Zwykła rozpuszczona dziewczyna, która nie docenia tego co ma. Przecież praktycznie miała wszystko. Ładna, bogaci rodzice, miała przyjaciół. Nic jej się nie działo” No właśnie jedno wielkie nic. Moi rodzice pracowali w wielkiej korporacji i odkąd się urodziłam wychowywały mnie opiekunki. Rodzice nigdy nie mieli czasu. Nigdy nie potrafiłam złapać z nimi wspólnego języka. Właściwie nie lubiłam przebywać w ich towarzystwie. Ale w końcu to się nie liczyło. Ważne było tylko to, że nie byłam bita i miałam co jeść. Według moich rodziców oni spełnili wszystkie swoje obowiązki względem mnie. Dla nich liczyła się tylko praca i opinia sąsiadów z zamożnej dzielnicy. Co do przyjaciół, miałam znajomych. Ale nie potrafiłam się przed nimi otworzyć. Przy nich musiała się zachowywać inaczej. Udawać, ze wszystko jest okey. Byłam po prostu nie szczęśliwa. Nawet jeśli się śmiałam to nie był prawdziwy śmiech. Ja nie potrafiłam się śmiać. Nie chciałam się już męczyć. Wolałam wszystko tylko nie takie dalsze życie: bez radości, celu, czy miłości.
Pewnie, kiedy mnie znajdą obwinią Adama. Mojego chłopak, a właściwie to już byłego chłopak. Dziś ze mną zerwał. Powiedział, że nie może być z dłużej z osoba, która nic nie czuję. Nie chce być już z osobą, która nie jest mu w stanie powiedzieć, że go kocha. Osobą, która nic nie potrafi mu wyznać, na went, tego, ze go nienawidzi.
Ale to nie przez niego to robię. Właściwie nic do niego nie czułam. Ale napisałam list, w którym wyjaśniałam, że to nie jego winna i, że od dawna to planowałam i po prostu wypadło na dzisiejszy dzień. Napisałam, że przepraszam wszystkich tych, których zawiodłam. Taaaaa… Zwykły żałosny lis pożegnalny. Wszystkie one wyglądają tak samo i wszyscy tak samo reagują, kiedy je czytają. Obwiniają się, chcą widzieć dlaczego niczego nie widzieli. Ale ja nie chciała, żeby ktoś cierpiał, przeze mnie. To moja decyzja. A ja tego właśnie chcę.
Wybrałam odpowiednie piosenki. Na podłodze porozrzucałam płatki róż. Zapaliłam świeczki.
Już było prawie wszystko gotowe, kiedy uznałam, że w jest za duszno. Otworzyłam okno na oścież, aby po raz ostatni przez nie wyjrzeć. Rozejrzałam się, kiedy mój wzrok natkną się na jakąś postać stojącą w oknie sąsiedniego domu. Był to dość wysoki, szczupły, brunet. Widziałam go już parę razy. Nie dawno się tu wprowadził. Odkąd tu mieszkał, ciągle pod jego domem kręcili się reporterzy i tłum wrzeszczących dziewczyn. Zapewne była to jakaś gwiazda. Wschodzącej sławy aktor albo coś takiego, zresztą wyglądał na takiego. Zawsze zadbany, przystojny i z miłym uśmiechem. Ale w takiej okolicy jak ta, było mnóstwo takich jak on. Chłopka przyglądał mi się z uśmiechem i nagle mi pomachał. Zabawne, że właśnie on będzie ostania osobą, która widzi mnie na tym świecie. Też się uśmiechnęłam i mu odmachałam. Chłopak zaczął coś mi pokazywać na migi, ale nie patrzyłam już na niego dalej. Zamknęłam okno i zasłoniłam żaluzje. Teraz łazienkę oświetlały już tylko świeczki.
Położyłam się w wielkiej wannie. Dobra zaczynam-pomyślałam i odkręciłam wodę. Ciepła ciecz powoli zaczęła płynąć. Zamknęłam oczy czując jak woda moczy moja sukienkę. Wody przybywało, teraz miałam już jej po szyje. Ciągle miałam zamknięte oczy, ale przeczuwałam, że woda zaczyna się wylewać, zalewając podłogę. Myślałam o wszystkich miłych rzeczach jakie mnie spotkały. Nie było ich za wiele i nie były wcale takie ciekawe jak mogło by się wydawać. Ale wspomnienia wywołały uśmiech na mojej twarzy. Teraz woda zaczęła muskać moją twarz. Coraz trudniej było mi łapać oddech. W końcu poczułam jak tracę przytomność. Nie walczyłam. Widziałam pustkę i przestawałam cokolwiek czuć. Umierałam. Miałam znaleźć się w innym świecie. Moje całe dotychczasowe życie się kończyło.
Nagle coś jakby mnie szturchnęło. Poczułam ogromny ból w płucach. Co się dziej ???????. Powoli otworzyłam oczy. Widziałam tylko nie jasne zarysy. Jakaś postać klęczała przy mnie. Ta osoba cos do mnie mówiła, ale jej nie rozumiałam. Potem poczułam nacisk na klatkę piersiową i z ust wyleciał mi potok wody. Wzięłam głęboki wdech i od razu tego pożałowałam. Czułam jakby cos kąsało mnie w gardło i do tego oczuwałam okropny ból głowy.
- Już wszystko dobrze.- usłyszałam piękny męski głos.
Popatrzyłam w górę. Nade mną pochylał się jakiś mężczyzna. Miał zatroskany, pełen obaw wyraz twarzy. Co tu się do choler dzieję? Zaraz, zaraz… ja go skądś znam. O  nie, to ten mój sąsiad, do którego się dziś szczerzyłam. Co on tu robi?????
TI: Nieee- powiedziałam słabo powodując kolejna fale bólu gardła.
Chciałam się unieść, ale chłopak delikatnie przytrzymał mnie za ramie, nie pozwalając mi tego uczynić.
-Spokojnie. Wszystko jest w porządku.- rzekł.
Patrzyłam na niego oszołomiona. Proszę nie. Proszę to nie może być prawda. Nie, błagam nie. On wszystko popsuł. Mimo, że nie miałam na nic sił i bardzo chciałam muc się położyć i zasnąć to odepchnęłam rękę chłopak i podniosłam się.
TI: Dlaczego to zrobiłeś ?- krzyknęłam na chłopaka.
- Co ty chciałaś zrobić ?- opowiedział pytaniem na pytanie.
TI: Wszystko zepsułeś- dalej krzyczałam.- Co ja teraz zrobię ? Po co tu przylazłeś ? Jeśli masz ochotę bawić się w bohatera to idź zdejmuj przestraszone koty z drzew, albo coś innego. Ja cię o nic nie prosiłam.- Coraz bardziej zbliżałam się do chłopak i już ledwo powstrzymywałam się przed uderzeniem chłopaka.
- Słucham ?????- spytał zaskoczony chłopak.- Uratowałem ci życie.- mówił zdenerwowany, a na jego twarzy zaczęły pojawiać się czerwone plamy ze złości.
TI: Wynoś się!!!!!!!!!!!- krzyczałam już głosem graniczącym ze złością, a histerią- Nienawidzę cię.- Darłam się uderzając go pięściami w brzuch.
On złapał mnie za ręce i nie umożliwiał mi dalsze zadawanie ciosów.
TI: Wyjdź!!!!. Zostaw mnie! Jeszcze mogę wszystko naprawić- mówiłam dalej się szarpiąc.
W końcu poddałam się. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Chwile tak staliśmy. On trzymał mnie za nadgarstki nie wiedząc co ma robić. A ja z opuszczoną głową głośno płakałam. Nagle chłopak przyciągną mnie do siebie. Przytulił i pozwolił się wypłakać.
Długo tak trwaliśmy. Trudno mi powiedzieć ile, bo przez ten cały czas intensywnie zastanawiałam się: dlaczego wszystko tak się potoczyło, jak bardzo nienawidzę tego chłopaka i przede wszystkim co mam dalej robić. Czy próbować dalej ? Ale byłam już zmęczona. Zresztą chciałam, żeby wszystko było idealnie. A teraz już by tak nie było. Ale jak teraz będzie wybladło moje życie ? Ja chciałam tylko sprawić, aby było łatwiej, lepiej. A teraz na pewno tak nie będzie. Jeszcze bardziej wszystko pogorszyłam.
Musiało minąć jakieś dobre 2 godziny, albo i lepiej. I pewnie drugie tyle by to jeszcze trwało, ale usłyszałam jakiś hałas. Coś było nie tak do, tej pory było cicho. O nie…
To moi rodzice podjechali na podjazd. Przecież mieli wrócić dopiero następnego dnia. Jeśli oni to wszystko zobaczą.
 Wyrwałam się z objęć chłopaka. Zaczęłam się rozglądać. Mimo, że była to moja łazienka i rodzice nigdy do niej nie wchodzili, to był mały procent szans, że postanowią tu zajrzeć. A raczej nie byli by zachwyceni takim widokiem: Powódź w łazience, ja ubrana w najlepsze rzeczy, cała mokra, rozmazana z obcym chłopakiem, również przemoczonym przeze mnie.
-Co się dzieje ?- spytał zdezorientowany chłopak.
Otworzyłam okno nie opowiadając chłopakowi. No cóż było to drugie piętro i jedyną możliwością ucieczki było zejście po pnączach rosnących wzdłuż domu. Ale było to jedyne wyjście.
Nie zwracając uwagi na chłopaka weszłam na parapet i już miałam zacząć schodzić.
-Co ty robisz????????? Przestań!- mówił zły chłopak.
Po raz pierwszy spojrzałam mu w oczy. Widział w nich strach i troskę. Miał takie piękne niebiesko-zielonkawe oczy. – Muszę uciekać. Ty tez chodź.- powiedziałam zmuszając się do oderwania od niego wzroku.
On wychylił się przez okno u lekko pokiwał głową- Dobra idę pierwszy.- powiedział i sprawnie zaczął opuszczać się w dół. Ruszyłam jego śladem. Kiedy byłam na samym dole i już miałam zeskoczyć on złapał mnie w psie i powoli opuścił na ziemię.
Bez słowa wybiegłam z mojego podwórka. Już nogi zaczęły kierować mnie w boczną alejkę, kiedy coś złapało mnie za rękę i nie pozwoliło dalej biec.
- Zaczekaj. Gdzie chcesz iść ? Chodź ze mną, pomogę ci. Jestem Louis …   


KAHN

7 komentarzy: