Przepraszam, że tak długo nie dodawałam 2 części, ale kompletnie nie miałam pomysłu co dalej napisać. Dlatego chce strasznie podziękować RECKLESS, która podsunęła mi pewną myśl i dalej już jakoś poszło =]. Jeszcze raz was przepraszam i dziękuje RECKLESS, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła XD ____________________________________________________________________________________
Nagle, kiedy byliśmy dosłownie naprzeciwko dziewczyny ona uśmiechnęła się do mnie i powiedziała coś bezdźwięczni, ale ja i tak wiedziałem co mówi.
- Pomóż mi, tylko ty możesz to zrobić, Ratuj …
Kiedy samochód przejechał obok dziewczyny, ona dosłownie rozpłynęła się w powietrzu, To tak jakby wiatr ja rozwiał.
- Widzieliście to ????????! –krzyknąłem do reszty.
Z: Ale co ?- spytał Zayn ziewając i przeciągając się. Najwidoczniej moje krzyki go obudziły.
Nic nie odpowiedziałem. Powoli się uspokajałem. To robiło się coraz bardziej dziwne. Sny to jedno, ale takie coś.
N: Nie. Już nie ważne.
Po trzech godzinach dojechaliśmy na miejsce. Przez cała drogę myślałem o tym, że zaczyna mi odwalać. Ale teraz już trochę się uspokoiłem. Pewnie trochę się mi przysnęło i to wszystko. Właśnie wyszliśmy z samochodu i pierwsze co zobaczyłem była znów ta dziewczyna. Stała przed drzwiami do szpitala. Tym razem miała na sobie długa wizytową, czerwona sukienkę. Jej włosy były spięte w luźnego koka i co któryś kosmyk wystawał z fryzury dodając całości niesamowitego efektu. Była delikatnie umalowana. Dziewczyna była naprawdę piękna co już wiedziałem z moich snów, Ale teraz wyglądała naprawdę cudownie. Nigdy nie widziałem nikogo równie tak pięknego. Przez chwile nie mogłem oderwać wzroku od tej dziewczyny, ale po chwili zacząłem iść w jej kierunku. Kiedy on to zobaczyła obdarzyła mnie szeroki uśmiechem i powiedziała :
- Pomóż mi, tylko ty możesz to zrobić, Ratuj …
Lekko uniosła swoja sukienkę odwróciła się tyłem i w tym samym momencie drzwi się otworzyły. Znów tak po prostu się rozpłynęła. W jej miejscu stanęła wysoka brunetka po 30 .
- Witam. Nazywam się Emma Sullywan . Strasznie się cieszę, że przyjechaliście. Nasi pacjenci już nie mogli się was doczekać. – przywitała nas uroczyście podając każdemu rękę. – Zapraszam.
- Jak masz na imię ? – spytałem kolejna dziewczynkę.
- Sophie.- powiedziała mała patrząc na mnie dużymi niebieskim oczami, które wydawały się naprawdę ogromne przy jej łysej główce.
Dzieciaki były naprawdę miłe. I wiem, że nasza wizyta sprawiała im wiele radości i powinienem był się bardziej zainteresować się sytuacją. Ale nie potrafiłem. Myślami byłem ciągle przy rudowłosej piękności. Coraz bardziej mnie to przerażało. Może to jakiś duch, albo coś… Nie na naprawdę zaczynałem świrować. Dlatego z powodu mojego zdenerwowania byłem w stanie tylko się uśmiechać i przytakiwać na opowiadane przez moich przyjaciół.
Kiedy złożyłem kolejny autograf, coś za oknem zwróciło moją uwagę. Po raz kolejny była to ta dziewczyna. Stała tam i tak po prostu się we mnie wpatrywała. Tym razem włosy miała związane w wysoką kitkę. Była ubrana w przetarte dżinsy, obcisłą bluzkę na ramiączka i czarną skórę. Ze wszystkich jej wcieleń teraz wyglądała najbardziej realistycznie. Uśmiechnęła się do mnie, ale inaczej niż zwykle. Tak bardziej zadziornie. To jeszcze bardziej wzbudziło moją ciekawość. Wyszedłem z sali, mówiąc reszcie, że idę się przewietrzyć. Kiedy wyszedłem na zewnątrz dziewczyna była już jakieś 200 metrów przede mną, szła sobie powoli w stronę lasy, który był niedaleko ośrodka.
- EJ TY!! -krzyknąłem do niej.
Kiedy, dziewczyna mnie usłyszała odwróciła się w moja stronę chwile na mnie popatrzyła i znów uśmiechnęła się w ten sam sposób. Po czym szybko odwróciła się na pięcie i zaczęła biec. Ruszyłem za nią. Kiedy wbiegłem do lasu stała jakieś 10 metrów przede mną.
- Kim do cholery jesteś ? – spytałem ją.
- Pomóż mi, tylko ty możesz to zrobić, Ratuj…
- To już wiem, ale jak mam cię uratować i przed czym ? – spytałem robiąc parę kroków w jej stronę.
Dziewczyna nie zwróciła uwagi na to co jej powiedziałem. Jakby w ogóle mnie nie usłyszała. Zaczęła iść w głąb lasu, a kiedy nadszedł mocniejszy podmuch wiatru znów rozpłynęła się w powietrzu.
O co w tym wszystkim chodzi ? Teraz to już naprawdę się pogubiłem. Postanowiłem wracać do chłopaków i powiedzieć im, że się źle czuje i muszę jak najszybciej wrócić do domu. Ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zaszedłem tak daleko w głąb lasu. Nigdzie nie widziałem zarysu szpitala. Wszędzie tylko drzewa. No po prostu nie wierzę. Teraz to byłem już mega zły. Przeklinając pod nosem zacząłem iść przed siebie, nie zastanawiając się czy to jest dobra droga. Szedłem tak już około 15 minut, ale byłem jeszcze ciągle tak samo mocno zdenerwowany.
Przez całą drogę wytrwale wpatrywałem się w moje buty. Nie wiem czemu, chyba często tak robię , kiedy jestem zdenerwowany. Ale nagle uniosłem głowę. Po raz kolejny dzisiejszego dnia zobaczyłem ta dziewczynę. Ale tym razem była jeszcze inna niż za tymi wcześniejszymi razami. Wtedy nie zwróciłem uwagi, ale wcześniej jej skóra zawsze była jakoś, dziwnie błyszcząca i przezroczysta. Ta dziewczyna bardziej przypominała człowieka. Była równie piękna jak wcześniej, ale bardziej blada, a jej oczy były lekko podkrążone. Ale najbardziej moja uwagę zwróciło to w co była ubrana. Było to zwykłe białe spodnie i koszula, coś jakby piżama i na chude ramiona miała tylko naciągniętą zielona bluzę. Ten biały strój nosili wszyscy pacjenci w tym szpitalu…
Dziewczyna stała parę metrów przede mną i ze zdziwieniem oraz lekkim przerażeniem się we mnie wpatrywała. Musiała zauważyć mnie wcześniej niż ja ją.
- Co tu robisz ? – spytała mnie. Jej głos tez był inny. Bardziej ludzki.
- A ty ? – spytałem wpatrując się w nią coraz bardziej intensywnie.
- Ja ? Można powiedzieć, że sobie spaceruje. – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
Teraz już nie miałem wątpliwości, że dziewczyna jest jak najbardziej prawdziwa. W tym uśmiechu było tyle uczuć. Niby w sumie to był bardziej taki lekki uśmieszek, ale ukazywał tyle radości i dobra.
Mimowolnie też się uśmiechnąłem. Teraz już cała moja złość i wszystkie problemy odeszły.
- A ja się chyba zgubiłem.- powiedziałem nie przestając się szczerzyć.
Dziewczyna krótko zachichotała.
- Chyba nie jesteś stąd ? – spytała.
- Nie.
- A gdzie chcesz dojść. Często spaceruje w tym lesie, wiec chyba mogłabym ci pomóc.- powiedziała.
- Wiesz, gdzie jest taki duży niebieski szpital ?
- Tak.- powiedziała i mimo, że starała się to ukryć na jej twarzy pojawił się cień smutku. – To w tamą stronę – pokazała drogę, z której przyszła.- Mogę cię zaprowadzić. – zaproponowała lekko speszona.
- Myślę, że bez twoje pomocy za szybko nie wyjdę z tego lasu. – powiedziałem i podeszłem do dziewczyny.
- Jak masz na imię ? – spytała, kiedy szliśmy już ramie w ramię, obok siebie.
- Niall, a ty ?
- TI.- powiedziała dziewczyna.
- To skoro nie jesteś tutejszy, to skąd jesteś ? – kontynuowała TI.
- Na co dzień mieszkam w Londynie, ale jestem z Irlandii.- bardzo ciekawy byłem czy mnie rozpozna. Ale raczej w to wątpiłem, nie wyglądała na nasza fankę.
- Londyn, zawsze chciałam tam zamieszkać. To takie piękne miasto z tyloma możliwościami. – mówiła dziewczyna. Widziałem, że oczyma wyobraźni jest już ona w innym świecie. Ciekawe o czym tak rozmyśla.
- To jak, kiedyś wpadniesz, to już wiesz do kogo możesz się zwrócić.- powiedziałem.
TI nic nie odpowiedziała tylko się do mnie uśmiechnęła.
- A ty tu, gdzieś mieszkasz? – spytałem, po dłuższej chwili ciszy.
- Można tak powiedzieć. Na jakiś czas.
Spojrzałem na nią pytająco, no co ona odpowiedziała:
- Bo widzisz. Ten szpital, o którym mówisz to… to jest tymczasowo mój dom. Bo jestem chora.- powiedziała TI.
Te parę słów były najgorszą rzeczą jaka w życiu usłyszałem. Ten szpital był jednym z nie wielu na świecie, gdzie leczono tylko dzieci chore na raka…
Nie miałem pojęcia co mam jej na to powiedzieć. Powinienem był powiedzieć coś co było by na miejscu, a jedyne co w tej chwili byłem w stanie zrobić, zadać lawinę pytań typu: Jak to ? Dlaczego ? Czy to sobie żartujesz ?. Ale raczej mówienie tego był niestosowne do sytuacji. Dlatego nic nie mówiłem. Czekałem, aż wymyśle coś sensownego. Spojrzałem na TI. Była bardzo opanowana. Jej wyraz się nie zmienił i ciągle wyglądał tak samo spokojnie jak w chwili zanim mi to powiedziała. W cierpliwości czekała na moją reakcje. Przynajmniej to sprawiał, że to byłem w stanie to wszystko jakoś bardziej ogarnąć. Ti chyba po prostu już się ze wszystkim pogodziła…
- To już jesteśmy- powiedziała nagle Ti, kiedy wyłoniliśmy się za ostatnich drzew.
- Dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobił. – powiedziałem szczerze posyłając jej szeroki uśmiech.
- Nie ma za co. Fajnie było kogoś nowego spotkać. Szczególnie w moim lesie. – powiedziała tez się uśmiechając.
- A tak w ogóle to co ty tu robisz ? – spytała TI.
- Wiesz, ja jestem w takim zespole i słyszeliśmy, że jest tu wiele naszych fanów.
- A faktycznie słyszałam, że jakiś sławny boysband ma przyjechać. Więc tu chyba nasze drogi się rozejdą NIall. – powiedziała, ciągle się uśmiechając ale widziałem, że była lekko zasmucona.
- Jeszcze mogę cię odprowadzić. – powiedziałem, starając się z całych sił nie okazywać mojego smutku.
- Wiesz, no właśnie nie do końca. Bo widzisz nikt nie może mnie zobaczyć. Nie wolno mi opuszczać ośrodka. Nikt nie wie, o moich spacerach. Jeśli ktoś się dowie, o tym co robię będę miała kłopoty.
- Ooooooo. To jak chcesz się z powrotem dostać do środka ?
- Mam swoje sposoby.- powiedziała TI, uśmiechając się tajemniczo.
- Potrafisz stawać się nie widzialna ? – spytałem na żarty.
TI krótko się zaśmiała i powiedziała- Nie, ale blisko. Mój sala znajduje się na paterze, od drugiej strony budynku.
- Czyli tak po prostu, kiedy masz ochotę to sobie wyskakujesz, a potem się wspinasz z powrotem ? – spytałem zdziwiony.
- Nie tylko wtedy, kiedy chce pobyć sama i potrzebuje od tego wszystkie uciec.
-Wychodzi na to samo.
Poszedłem z nią okrężna drogą na tyły budynku.
- To tu. – powiedziała i zatrzymała się przy lekko uchylonym oknie.- To chyba czas się pożegnać.
- I co zamierasz tam po prostu wskoczyć ? – spytałem, nie zwracając uwagi na to co powiedziała. Nie chciałem się z nią rozstawać.
- Tak- powiedziała i zanim się zorientowałem znalazła się już w pokoju. Po prostu podciągnęla się na rękach i sprawnie przerzuciła obydwie na nogi przez parapet. Zrobiła to strasznie zręcznie, tak jakby nie sprawiało jej to żadnej trudności. Dziwne jak na osobę chorą. Ale w takim razie może nie było jeszcze tak źle.
- Łał TI. Ja myślałem, ze będę musiał cię tam wrzucać. A tu proszę. – powiedziałem z uznaniem.
Postanowiłem pójść w jej ślady i również dostałem się do jej sali. Akurat, kiedy stanąłem na posadce, ktoś z rozmachem otworzył drzwi. Do sali wbiegły 3 dziewczyny, ubrane podobnie jak TI. Dwie z niech nawet nas nie zauważyły. Bardzo żarliwe czegoś szukały. Ale ta jedna patrzyła na nas z zaskoczeniem. Wiedziałem już, że mnie rozpoznała. Ale za nim dziewczyna zdążyła do siebie dojść. Do pokoju powolnym krokiem weszła cała reszta 1d.
- To co znalazłyście te kartki ? – usłyszałem głos Harrego zanim zdążyłem go jeszcze zobaczyć.
- O NIall. No właśnie, gdzie ty się podziewasz, nie długo już się zbieramy. – powiedział Liam, kiedy mnie zobaczył.
~*~
Daliśmy tym dziewczyną autografy i zrobiliśmy sobie z nimi zdjęcie. Potem przyszedł Paul i oznajmił nam, że już jedziemy. Nie wiedziałem jak się mam zachować. A nie miałem czasu do namysłu, bo już wychodziliśmy. Zdążyłem powiedzieć, tylko : Cześć TI. A ona tylko się do mnie uśmiechnęła.
Przez cały tydzień, po wizycie w szpitalu, nie mogłem przestać o niej myśleć… Co prawda od tamtego momentu, już nie widywałem jej jako ducha, ani nie nawiedzała mnie już w sanach. Ale jakoś tak ciągle przypominałem, sobie widok jej zielonych oczu. W głowie siedziało mi nie tylko to jaka była piękne, ale tez jej słowa. To z jakim spokojem powiedziała mi o swojej chorobie. Tak jakby, już się podała.
Nie wytrzymałem. Musiałem ją jeszcze zobaczyć pojechałem do szpitala. Ale tym razem sam bez chłopaków. Miałem ciemne okulary i kaptur na głowie i ogólnie starałem się nie rzucać w oczy, żeby mnie nie rozpoznano. TI zdziwiła się na mój widok, ale było bardzo szczęśliwa. Miło spędziliśmy czas, dużo się o niej dowiedziałem, a ona o mnie. Jednak to nie było nasze ostatnie spotkanie. Od tej pory przyjeżdżałem do niej raz w tygodniu, a jeśli miałem czas to nawet częściej. Nigdy nie powiedziała mi co tak konkretnie jej dolega. A ja się nie dopytywałem. Myślę, że nie chciał, żeby to wiedział i zresztą chyba się z nią zgadzałem. Ale mimo to widziałem, że z każdym naszym spotkaniem pogarszało się jej. Robiła się coraz bardziej blada, coraz częściej wiązała włosy i stawała się coraz chudsza. Kiedy sobie to wszystko uświadomiłem wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, aby była szczęśliwa. Zdawałem sobie sprawę z tego, że czas też zająć się tym, aby znaleźć odpowiednich lekarzy, żeby jej pomogli. Ale to jakoś spadało na dalszy plan. Może po prostu, bałem się, że nikt nie może jej już pomóc. Ale w tamtej chwili myślałem tak, że najpierw zrobię wszystko, żeby ja uszczęśliwić, a potem zajmę się jej zdrowiem. Na początku postarałem, się o oddzielną sale dla niej i pozwolenie na opuszczenie szpitala na parę godzin, pod moja opieką. Najczęściej chodziliśmy do tego lasu, gdzie się poznaliśmy. Po wielu namowach jej lekarzy, zabrałem ją też do Londynu. To był najpiękniejszy widok, w moim życiu . Widzieć ja taką szczęśliwą. Zachwycała się, każdą rzeczą jaką zobaczyła. Niestety musiała wrócić. Ale dalej spełniałem każde jej marzenie, o którym kiedyś przez przypadek mi powiedziała. Patrzenie ile radości jej to wszystko sprawia było dla mnie najlepszą rozrywką. Wszytko inne przestało mieć znaczenie. Nie chodziłem już na imprezy, nie widywałem się z rodziną, a co do zespołu pokazywałem się tylko na tych niektórych najważniejszych wydarzeniach. Teraz dla mnie liczyła się tylko TI. Czułem, że z każdym dniem czuje do niej coś więcej. Zakochiwałem się w niej. Wiedziałem, że tez nie jest jej obojętny. Ale bałem się zrobić jakiś krok. Obawiałem się tego, że ona woli żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Pewnego dnia, zadzwonił do mnie telefon ze szpitala. Lekarz TI oznajmił mi, że jest z nią bardzo źle. Nie słuchałem go dalej. Wsiadłem w najszybszy samolot ignorując fakt, że byliśmy właśnie na bardzo ważnej gali. Kiedy byłem już na miejscu nie wiedziałem co się dzieje. Wszyscy mówili tylko, że strasznie im przykro i takie różne rzeczy. Ale do mnie nic nie docierało. Dopiero, kiedy jedna z pielęgniarek powiedziała, że Ti mnie teraz potrzebuje. Zostawiłem tych wszystkich ludzi i pobiegłem do moje TI. Leżała bezwładnie na szpitalnym łóżku i był przypięta do tysiąca urządzeń. Wyglądała naprawdę źle. Zniknęły jej piękne rude włosy. Była teraz łysa. Jej zawsze pełne życia oczy, były teraz bure i okalały je ogromne sińce. Oprócz tego była naprawdę okropnie blada.
- Niall- wyszeptała moje imię i starała się do mnie uśmiechnąć.
Podszedłem do jej łózka, uklęknąłem przy niej i obydwiema rękami ścisnąłem jej kościstą, zimna dłoń.
- TI. To nie może być prawdą. O Boże to wszystko moja wina. Przecież mi mówiłaś, że muszę cię uratować. Że tylko ja mogę to zrobić.- mówiłem, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
TI otarła je druga ręka, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Nie, nie mów tak. Tak miało być. A ty już mnie uratowałeś. Jesteś najwspanialszą osobą, jaką znam. Pomogłeś mi przezwyciężyć strach. Dzięki tobie nie boje się już śmierci. Kiedy się dowiedziałam o moje chorobie wiedziała, że od teraz moje życie, będzie biegło według jednego schematu. Każdy dzień będzie mi przypominał o moim stanie i będzie mnie uświadamiał, że jestem tego coraz bliżej. Coraz bliżej śmierci, której nadejścia tak strasznie się bałam. Myślałam, że każdy dzień będzie wyglądał tak samo. Ale ty to zmieniłeś. Spełniłeś wszystkie moje marzenia. Byłeś przy mnie. Sprawiłeś, że te wszystkie chwile spędzone z tobą byłe najlepszymi momentami w moim życiu. Uratowałeś mnie Niall i za to ci dziękuj. Kocham cię. – wypowiedziała te parę słów patrząc mi głęboko w oczy. Ale to były już jej ostatnie słowa.
KAHN
- Pomóż mi, tylko ty możesz to zrobić, Ratuj …
Lekko uniosła swoja sukienkę odwróciła się tyłem i w tym samym momencie drzwi się otworzyły. Znów tak po prostu się rozpłynęła. W jej miejscu stanęła wysoka brunetka po 30 .
- Witam. Nazywam się Emma Sullywan . Strasznie się cieszę, że przyjechaliście. Nasi pacjenci już nie mogli się was doczekać. – przywitała nas uroczyście podając każdemu rękę. – Zapraszam.
- Jak masz na imię ? – spytałem kolejna dziewczynkę.
- Sophie.- powiedziała mała patrząc na mnie dużymi niebieskim oczami, które wydawały się naprawdę ogromne przy jej łysej główce.
Dzieciaki były naprawdę miłe. I wiem, że nasza wizyta sprawiała im wiele radości i powinienem był się bardziej zainteresować się sytuacją. Ale nie potrafiłem. Myślami byłem ciągle przy rudowłosej piękności. Coraz bardziej mnie to przerażało. Może to jakiś duch, albo coś… Nie na naprawdę zaczynałem świrować. Dlatego z powodu mojego zdenerwowania byłem w stanie tylko się uśmiechać i przytakiwać na opowiadane przez moich przyjaciół.
Kiedy złożyłem kolejny autograf, coś za oknem zwróciło moją uwagę. Po raz kolejny była to ta dziewczyna. Stała tam i tak po prostu się we mnie wpatrywała. Tym razem włosy miała związane w wysoką kitkę. Była ubrana w przetarte dżinsy, obcisłą bluzkę na ramiączka i czarną skórę. Ze wszystkich jej wcieleń teraz wyglądała najbardziej realistycznie. Uśmiechnęła się do mnie, ale inaczej niż zwykle. Tak bardziej zadziornie. To jeszcze bardziej wzbudziło moją ciekawość. Wyszedłem z sali, mówiąc reszcie, że idę się przewietrzyć. Kiedy wyszedłem na zewnątrz dziewczyna była już jakieś 200 metrów przede mną, szła sobie powoli w stronę lasy, który był niedaleko ośrodka.
- EJ TY!! -krzyknąłem do niej.
Kiedy, dziewczyna mnie usłyszała odwróciła się w moja stronę chwile na mnie popatrzyła i znów uśmiechnęła się w ten sam sposób. Po czym szybko odwróciła się na pięcie i zaczęła biec. Ruszyłem za nią. Kiedy wbiegłem do lasu stała jakieś 10 metrów przede mną.
- Kim do cholery jesteś ? – spytałem ją.
- Pomóż mi, tylko ty możesz to zrobić, Ratuj…
- To już wiem, ale jak mam cię uratować i przed czym ? – spytałem robiąc parę kroków w jej stronę.
Dziewczyna nie zwróciła uwagi na to co jej powiedziałem. Jakby w ogóle mnie nie usłyszała. Zaczęła iść w głąb lasu, a kiedy nadszedł mocniejszy podmuch wiatru znów rozpłynęła się w powietrzu.
O co w tym wszystkim chodzi ? Teraz to już naprawdę się pogubiłem. Postanowiłem wracać do chłopaków i powiedzieć im, że się źle czuje i muszę jak najszybciej wrócić do domu. Ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zaszedłem tak daleko w głąb lasu. Nigdzie nie widziałem zarysu szpitala. Wszędzie tylko drzewa. No po prostu nie wierzę. Teraz to byłem już mega zły. Przeklinając pod nosem zacząłem iść przed siebie, nie zastanawiając się czy to jest dobra droga. Szedłem tak już około 15 minut, ale byłem jeszcze ciągle tak samo mocno zdenerwowany.
Przez całą drogę wytrwale wpatrywałem się w moje buty. Nie wiem czemu, chyba często tak robię , kiedy jestem zdenerwowany. Ale nagle uniosłem głowę. Po raz kolejny dzisiejszego dnia zobaczyłem ta dziewczynę. Ale tym razem była jeszcze inna niż za tymi wcześniejszymi razami. Wtedy nie zwróciłem uwagi, ale wcześniej jej skóra zawsze była jakoś, dziwnie błyszcząca i przezroczysta. Ta dziewczyna bardziej przypominała człowieka. Była równie piękna jak wcześniej, ale bardziej blada, a jej oczy były lekko podkrążone. Ale najbardziej moja uwagę zwróciło to w co była ubrana. Było to zwykłe białe spodnie i koszula, coś jakby piżama i na chude ramiona miała tylko naciągniętą zielona bluzę. Ten biały strój nosili wszyscy pacjenci w tym szpitalu…
Dziewczyna stała parę metrów przede mną i ze zdziwieniem oraz lekkim przerażeniem się we mnie wpatrywała. Musiała zauważyć mnie wcześniej niż ja ją.
- Co tu robisz ? – spytała mnie. Jej głos tez był inny. Bardziej ludzki.
- A ty ? – spytałem wpatrując się w nią coraz bardziej intensywnie.
- Ja ? Można powiedzieć, że sobie spaceruje. – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
Teraz już nie miałem wątpliwości, że dziewczyna jest jak najbardziej prawdziwa. W tym uśmiechu było tyle uczuć. Niby w sumie to był bardziej taki lekki uśmieszek, ale ukazywał tyle radości i dobra.
Mimowolnie też się uśmiechnąłem. Teraz już cała moja złość i wszystkie problemy odeszły.
- A ja się chyba zgubiłem.- powiedziałem nie przestając się szczerzyć.
Dziewczyna krótko zachichotała.
- Chyba nie jesteś stąd ? – spytała.
- Nie.
- A gdzie chcesz dojść. Często spaceruje w tym lesie, wiec chyba mogłabym ci pomóc.- powiedziała.
- Wiesz, gdzie jest taki duży niebieski szpital ?
- Tak.- powiedziała i mimo, że starała się to ukryć na jej twarzy pojawił się cień smutku. – To w tamą stronę – pokazała drogę, z której przyszła.- Mogę cię zaprowadzić. – zaproponowała lekko speszona.
- Myślę, że bez twoje pomocy za szybko nie wyjdę z tego lasu. – powiedziałem i podeszłem do dziewczyny.
- Jak masz na imię ? – spytała, kiedy szliśmy już ramie w ramię, obok siebie.
- Niall, a ty ?
- TI.- powiedziała dziewczyna.
- To skoro nie jesteś tutejszy, to skąd jesteś ? – kontynuowała TI.
- Na co dzień mieszkam w Londynie, ale jestem z Irlandii.- bardzo ciekawy byłem czy mnie rozpozna. Ale raczej w to wątpiłem, nie wyglądała na nasza fankę.
- Londyn, zawsze chciałam tam zamieszkać. To takie piękne miasto z tyloma możliwościami. – mówiła dziewczyna. Widziałem, że oczyma wyobraźni jest już ona w innym świecie. Ciekawe o czym tak rozmyśla.
- To jak, kiedyś wpadniesz, to już wiesz do kogo możesz się zwrócić.- powiedziałem.
TI nic nie odpowiedziała tylko się do mnie uśmiechnęła.
- A ty tu, gdzieś mieszkasz? – spytałem, po dłuższej chwili ciszy.
- Można tak powiedzieć. Na jakiś czas.
Spojrzałem na nią pytająco, no co ona odpowiedziała:
- Bo widzisz. Ten szpital, o którym mówisz to… to jest tymczasowo mój dom. Bo jestem chora.- powiedziała TI.
Te parę słów były najgorszą rzeczą jaka w życiu usłyszałem. Ten szpital był jednym z nie wielu na świecie, gdzie leczono tylko dzieci chore na raka…
Nie miałem pojęcia co mam jej na to powiedzieć. Powinienem był powiedzieć coś co było by na miejscu, a jedyne co w tej chwili byłem w stanie zrobić, zadać lawinę pytań typu: Jak to ? Dlaczego ? Czy to sobie żartujesz ?. Ale raczej mówienie tego był niestosowne do sytuacji. Dlatego nic nie mówiłem. Czekałem, aż wymyśle coś sensownego. Spojrzałem na TI. Była bardzo opanowana. Jej wyraz się nie zmienił i ciągle wyglądał tak samo spokojnie jak w chwili zanim mi to powiedziała. W cierpliwości czekała na moją reakcje. Przynajmniej to sprawiał, że to byłem w stanie to wszystko jakoś bardziej ogarnąć. Ti chyba po prostu już się ze wszystkim pogodziła…
- To już jesteśmy- powiedziała nagle Ti, kiedy wyłoniliśmy się za ostatnich drzew.
- Dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobił. – powiedziałem szczerze posyłając jej szeroki uśmiech.
- Nie ma za co. Fajnie było kogoś nowego spotkać. Szczególnie w moim lesie. – powiedziała tez się uśmiechając.
- A tak w ogóle to co ty tu robisz ? – spytała TI.
- Wiesz, ja jestem w takim zespole i słyszeliśmy, że jest tu wiele naszych fanów.
- A faktycznie słyszałam, że jakiś sławny boysband ma przyjechać. Więc tu chyba nasze drogi się rozejdą NIall. – powiedziała, ciągle się uśmiechając ale widziałem, że była lekko zasmucona.
- Jeszcze mogę cię odprowadzić. – powiedziałem, starając się z całych sił nie okazywać mojego smutku.
- Wiesz, no właśnie nie do końca. Bo widzisz nikt nie może mnie zobaczyć. Nie wolno mi opuszczać ośrodka. Nikt nie wie, o moich spacerach. Jeśli ktoś się dowie, o tym co robię będę miała kłopoty.
- Ooooooo. To jak chcesz się z powrotem dostać do środka ?
- Mam swoje sposoby.- powiedziała TI, uśmiechając się tajemniczo.
- Potrafisz stawać się nie widzialna ? – spytałem na żarty.
TI krótko się zaśmiała i powiedziała- Nie, ale blisko. Mój sala znajduje się na paterze, od drugiej strony budynku.
- Czyli tak po prostu, kiedy masz ochotę to sobie wyskakujesz, a potem się wspinasz z powrotem ? – spytałem zdziwiony.
- Nie tylko wtedy, kiedy chce pobyć sama i potrzebuje od tego wszystkie uciec.
-Wychodzi na to samo.
Poszedłem z nią okrężna drogą na tyły budynku.
- To tu. – powiedziała i zatrzymała się przy lekko uchylonym oknie.- To chyba czas się pożegnać.
- I co zamierasz tam po prostu wskoczyć ? – spytałem, nie zwracając uwagi na to co powiedziała. Nie chciałem się z nią rozstawać.
- Tak- powiedziała i zanim się zorientowałem znalazła się już w pokoju. Po prostu podciągnęla się na rękach i sprawnie przerzuciła obydwie na nogi przez parapet. Zrobiła to strasznie zręcznie, tak jakby nie sprawiało jej to żadnej trudności. Dziwne jak na osobę chorą. Ale w takim razie może nie było jeszcze tak źle.
- Łał TI. Ja myślałem, ze będę musiał cię tam wrzucać. A tu proszę. – powiedziałem z uznaniem.
Postanowiłem pójść w jej ślady i również dostałem się do jej sali. Akurat, kiedy stanąłem na posadce, ktoś z rozmachem otworzył drzwi. Do sali wbiegły 3 dziewczyny, ubrane podobnie jak TI. Dwie z niech nawet nas nie zauważyły. Bardzo żarliwe czegoś szukały. Ale ta jedna patrzyła na nas z zaskoczeniem. Wiedziałem już, że mnie rozpoznała. Ale za nim dziewczyna zdążyła do siebie dojść. Do pokoju powolnym krokiem weszła cała reszta 1d.
- To co znalazłyście te kartki ? – usłyszałem głos Harrego zanim zdążyłem go jeszcze zobaczyć.
- O NIall. No właśnie, gdzie ty się podziewasz, nie długo już się zbieramy. – powiedział Liam, kiedy mnie zobaczył.
~*~
Daliśmy tym dziewczyną autografy i zrobiliśmy sobie z nimi zdjęcie. Potem przyszedł Paul i oznajmił nam, że już jedziemy. Nie wiedziałem jak się mam zachować. A nie miałem czasu do namysłu, bo już wychodziliśmy. Zdążyłem powiedzieć, tylko : Cześć TI. A ona tylko się do mnie uśmiechnęła.
Przez cały tydzień, po wizycie w szpitalu, nie mogłem przestać o niej myśleć… Co prawda od tamtego momentu, już nie widywałem jej jako ducha, ani nie nawiedzała mnie już w sanach. Ale jakoś tak ciągle przypominałem, sobie widok jej zielonych oczu. W głowie siedziało mi nie tylko to jaka była piękne, ale tez jej słowa. To z jakim spokojem powiedziała mi o swojej chorobie. Tak jakby, już się podała.
Nie wytrzymałem. Musiałem ją jeszcze zobaczyć pojechałem do szpitala. Ale tym razem sam bez chłopaków. Miałem ciemne okulary i kaptur na głowie i ogólnie starałem się nie rzucać w oczy, żeby mnie nie rozpoznano. TI zdziwiła się na mój widok, ale było bardzo szczęśliwa. Miło spędziliśmy czas, dużo się o niej dowiedziałem, a ona o mnie. Jednak to nie było nasze ostatnie spotkanie. Od tej pory przyjeżdżałem do niej raz w tygodniu, a jeśli miałem czas to nawet częściej. Nigdy nie powiedziała mi co tak konkretnie jej dolega. A ja się nie dopytywałem. Myślę, że nie chciał, żeby to wiedział i zresztą chyba się z nią zgadzałem. Ale mimo to widziałem, że z każdym naszym spotkaniem pogarszało się jej. Robiła się coraz bardziej blada, coraz częściej wiązała włosy i stawała się coraz chudsza. Kiedy sobie to wszystko uświadomiłem wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, aby była szczęśliwa. Zdawałem sobie sprawę z tego, że czas też zająć się tym, aby znaleźć odpowiednich lekarzy, żeby jej pomogli. Ale to jakoś spadało na dalszy plan. Może po prostu, bałem się, że nikt nie może jej już pomóc. Ale w tamtej chwili myślałem tak, że najpierw zrobię wszystko, żeby ja uszczęśliwić, a potem zajmę się jej zdrowiem. Na początku postarałem, się o oddzielną sale dla niej i pozwolenie na opuszczenie szpitala na parę godzin, pod moja opieką. Najczęściej chodziliśmy do tego lasu, gdzie się poznaliśmy. Po wielu namowach jej lekarzy, zabrałem ją też do Londynu. To był najpiękniejszy widok, w moim życiu . Widzieć ja taką szczęśliwą. Zachwycała się, każdą rzeczą jaką zobaczyła. Niestety musiała wrócić. Ale dalej spełniałem każde jej marzenie, o którym kiedyś przez przypadek mi powiedziała. Patrzenie ile radości jej to wszystko sprawia było dla mnie najlepszą rozrywką. Wszytko inne przestało mieć znaczenie. Nie chodziłem już na imprezy, nie widywałem się z rodziną, a co do zespołu pokazywałem się tylko na tych niektórych najważniejszych wydarzeniach. Teraz dla mnie liczyła się tylko TI. Czułem, że z każdym dniem czuje do niej coś więcej. Zakochiwałem się w niej. Wiedziałem, że tez nie jest jej obojętny. Ale bałem się zrobić jakiś krok. Obawiałem się tego, że ona woli żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Pewnego dnia, zadzwonił do mnie telefon ze szpitala. Lekarz TI oznajmił mi, że jest z nią bardzo źle. Nie słuchałem go dalej. Wsiadłem w najszybszy samolot ignorując fakt, że byliśmy właśnie na bardzo ważnej gali. Kiedy byłem już na miejscu nie wiedziałem co się dzieje. Wszyscy mówili tylko, że strasznie im przykro i takie różne rzeczy. Ale do mnie nic nie docierało. Dopiero, kiedy jedna z pielęgniarek powiedziała, że Ti mnie teraz potrzebuje. Zostawiłem tych wszystkich ludzi i pobiegłem do moje TI. Leżała bezwładnie na szpitalnym łóżku i był przypięta do tysiąca urządzeń. Wyglądała naprawdę źle. Zniknęły jej piękne rude włosy. Była teraz łysa. Jej zawsze pełne życia oczy, były teraz bure i okalały je ogromne sińce. Oprócz tego była naprawdę okropnie blada.
- Niall- wyszeptała moje imię i starała się do mnie uśmiechnąć.
Podszedłem do jej łózka, uklęknąłem przy niej i obydwiema rękami ścisnąłem jej kościstą, zimna dłoń.
- TI. To nie może być prawdą. O Boże to wszystko moja wina. Przecież mi mówiłaś, że muszę cię uratować. Że tylko ja mogę to zrobić.- mówiłem, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
TI otarła je druga ręka, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Nie, nie mów tak. Tak miało być. A ty już mnie uratowałeś. Jesteś najwspanialszą osobą, jaką znam. Pomogłeś mi przezwyciężyć strach. Dzięki tobie nie boje się już śmierci. Kiedy się dowiedziałam o moje chorobie wiedziała, że od teraz moje życie, będzie biegło według jednego schematu. Każdy dzień będzie mi przypominał o moim stanie i będzie mnie uświadamiał, że jestem tego coraz bliżej. Coraz bliżej śmierci, której nadejścia tak strasznie się bałam. Myślałam, że każdy dzień będzie wyglądał tak samo. Ale ty to zmieniłeś. Spełniłeś wszystkie moje marzenia. Byłeś przy mnie. Sprawiłeś, że te wszystkie chwile spędzone z tobą byłe najlepszymi momentami w moim życiu. Uratowałeś mnie Niall i za to ci dziękuj. Kocham cię. – wypowiedziała te parę słów patrząc mi głęboko w oczy. Ale to były już jej ostatnie słowa.
KAHN
Fajniee ^^ Ale właściwie to ja dalej nie rozumiem, o co chodziło z tym duchem ;D Hahah. Też tak czasem mam, że dodając rozdział wpadnę na jakiś pomysł i opiszę jakąś sytuację. Tylko potem nie wiem, jak to rozwinąć... ;DD Ale wyszło ci świetnie<3
OdpowiedzUsuńJa też nie xD
Usuńfaajnie :* uwielbiam takie blogi.:) ]
OdpowiedzUsuńSuper! Jak chcesz mnie zaleźć na Poszkole to jestem Harry is my .
OdpowiedzUsuńPrzy okazji też zapraszam na mojego bloga: punusia.blogspot.com
japierdole popłakałam się.
OdpowiedzUsuńboskie ; ***
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie <3
http://onedirectiontujulia.blogspot.com/
http://harrypottertujulia.blogspot.com/
Uwielbiam:-)!!!
OdpowiedzUsuńCzytam twojego bloga od nie dawna i jestem zachwycona:-* <3
SUPER!!!!!
Fantastyczne opowiadanie! : )
OdpowiedzUsuń*.* Piękne... Rycze... o_O
OdpowiedzUsuńWzruszające :')
OdpowiedzUsuńTy to potrafisz człowieka wzruszyć... Piękne <3
OdpowiedzUsuńcudowne... jak przeczytałam końcówkę, to pomyślałam tylko o tym, że on jej nie zdążył powiedzieć o tym, że on ją też Kocha, to było takie smutne... wzruszyłam się.
OdpowiedzUsuńjezu. czytając ostatnie 54 linijek, prawie się popłakałam, wyczuwałam jakąś 'gulę' w gardle. Nie bardzo potrafię opisać moje uczucia. Sama nie wiem dlaczego, ale po przeczytaniu tego imaginu zaczęłam jakby bardziej zwracać uwagę na takie osoby, wcześniej traktowałam ten temat obojętnie 'ok, jest wiele takich ludzi i nic na to nie poradzę, nawet gdybym chciała'. Teraz zupełnie inaczej patrzę na takich ludzi, podziwiam ich determinajcę, ich wolę walki i to, że pomimo choroby próbują być i są szczęśliwi. Podsumowując, chciałam powiedzieć tylko jedno : DZIĘKUJĘ.
OdpowiedzUsuń(zapewne nigdy nie przeczytasz tego, lub przecztasz za sto lat xd, ale nie mogłam się powstrzymać przed napisaniem tego komenarza)