____________________________________________________________________________________-Ale ja nie chcę, nie rozumiesz? - Powiedziałam po raz tysięczny, przewracając oczami.
-Nie takim tonem, moja droga. A poza tym ja się nie pytam czy chcesz, tylko
karzę ci iść. - Odpowiedział tata, podnosząc głos, widocznie zirytowany tym, że
cały czas obstaję przy swoim.
-Dobra, niech ci będzie, ale nie spodziewaj się, że się jeszcze dziś do ciebie odezwę. - Rzuciłam z naburmuszoną miną.
-Może nawet to i lepiej. Nie patrz tak na mnie. Jestem pewien, że go nie lubisz tylko dlatego, że mu zazdrościsz. Poznaj go, może nie jest taki zły. - Zachęcał mnie.
-Ja mu zazdoroszczę? Jasne, jasne. Po prostu nie mogę uwierzyć, w to, że nie jest rozpuszczonym, aroganckim dupkiem, myślącym, że jak ma pieniądze i jest sławny to wszystko mu wolno. - Upierałam się, patrząc na tatę spod uniesionych brwi.
-Pójdziesz do niego to się przekonasz. Już jestem spóźniony do pracy. Lecę, pa. - Rzucił i pocałował mnie w policzek po czym wyszedł z domu.
-Dobra, niech ci będzie, ale nie spodziewaj się, że się jeszcze dziś do ciebie odezwę. - Rzuciłam z naburmuszoną miną.
-Może nawet to i lepiej. Nie patrz tak na mnie. Jestem pewien, że go nie lubisz tylko dlatego, że mu zazdrościsz. Poznaj go, może nie jest taki zły. - Zachęcał mnie.
-Ja mu zazdoroszczę? Jasne, jasne. Po prostu nie mogę uwierzyć, w to, że nie jest rozpuszczonym, aroganckim dupkiem, myślącym, że jak ma pieniądze i jest sławny to wszystko mu wolno. - Upierałam się, patrząc na tatę spod uniesionych brwi.
-Pójdziesz do niego to się przekonasz. Już jestem spóźniony do pracy. Lecę, pa. - Rzucił i pocałował mnie w policzek po czym wyszedł z domu.
No
super. Po prostu cudownie. Nie mam co robić w sobotę, tylko witać nowego
sąsiada. I to nie byle jakiego, tylko Louisa Tomilsona, Tomlinsa czy jak mu
tam. Większość moich znajomych zesrałaby się ze szczęścia, że mieszka obok nich
przystojniak ze znanego na całym świecie boysbandu, ale nie ja. Nie lubię
takiej muzyki, ani ludzi, którzy uważają się za lepszych, a byłam w 100 %
pewna, że on właśnie taki jest.
Wzięłam do ręki koszyk, który wczoraj wieczorem przygotowała mama i wyszłam
zamykając za sobą drzwi. "Plan jest taki: wejdę, przywitam się, pogadamy
10 minut, poudaję miłą i wyjdę tak szybko jak to tylko możliwe." -
pomyślałam, przechodząc przez ulicę, która dzieliła dom mój i Louisa.
Stojąc pod jego drzwiami, chwilę się zawachałam, ale gdy wkońcu zapukałam, nie musiałam czekać długo, aż mi otworzy.
-W czym mogę pomóc? - Spytał jakby nie widział wielkiego koszyka, który trzymałam w lewej dłoni.
-Nazywam się [T.I], mieszkam naprzeciwko, chciałam powitać cię w sąsiedztwie. - Wyrecytowałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy, wręczając mu kosz.
-O, dziękuję, bardzo mi miło. Wejdziesz do środka? - Przyjął efekt pracy mojej mamy i gestem wolnej ręki zaprosił mnie do domu.
Przyjęłam zaproszenie pamiętając o planie. Jescze tylko dziesięcio minutowa rozmowa i mogę wracać. Może wytrzymam.
-Tak w ogóle to jestem Louis Tomlinson. - Czyli to tak wymawia się jego nazwisko.
-Wiem. - Rzuciłam i przez moją nieuwagę zabrzmiało to trochę bardziej oschle niż miało.
-Aha... Chcesz coś do picia? - Spytał trochę onieśmielony moją nagłą szorstkością.
-Nie, dziękuję, wpadłam tylko na chwilę. - Odparłam.
-Okej. - Rzucił prowadząc mnie do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie.
Jakieś pięc minut rozmawialiśmy o pogodzie i takich tam, cholernie ciekawych sprawach, kiedy nagle mu się znudziło i zapytał:
-Może opowiesz mi teraz coś o sobie?
Nie miałam najmniejszej ochoty mu się zwierzać, ale musiałam wypaść przed nim jak najlepiej. A nich cie, tato.
-No... wiesz już jak się nazywam, gdzie mieszkam. Nie ma rodzeństwa. Mieszkam z rodzicami i psem. Chodzę do liceum, tu w pobliżu...
-To tak jak moja znajoma. A do jakiej klasy chodzisz? - Spytał Louis.
-Doszłabym to tego, nie musiałeś mi przerywać. - Powiedziałam, gromiąc go wzrokiem. Jak jeszce raz się tak zachowam to uzna mnie za szorstką jędzę, którą zapewne jestem.
-Przepraszam, już nie będę. - Znów go onieśmieliłam. Wyglądał trochę jak zbity pies.
-Wybacz, po prostu nie lubie, gdy ktoś wchodzi mi w słowo. - Rzuciałam przepraszająco. - Może teraz ty powiedz mi coś o sobie. - Zaproponowałam, chociaż wcale nie miałam ochoty słuchać o tym jakie ma zajebiste życie. Może jednak byłam trochę zazdrosna.
-Lubię marchewki, nie mam dziewczyny, ale mam psa. Śpiewam w zespole, pewnie kojarzysz. Słuchasz nas może? - W jego oku błysnął promyk nadziei, jednak ja szybko go zgasiłam.
-Błagam cię. Czy ja na taką wyglądam? Bo jeśli tak, to chyba przefarbuję włosy i zacznę ubierać się na czarno, bo wolę wyglądać jakbym jadła koty, niż jakbym lubiła One Direction. - Powiedziałam nie mogąc powstrzymać się od pełnego ironii śmiechu.
I wtedy dotarło do mnie co właśnie powiedziałam. Teraz pewnie się obrazi i będę miała przypał. Brawo, [T.I], właśnie zafundowałaś sobie miesiąc bez telefonu i komputera.
-Często słyszę słowa krytyki, więc już do tego przywykłem, ale to o tych kotach było mocne. - Powiedział, a w jego głosie było słychać, że trochę go to zabolało.
-Boże, przepraszam. Nie wiem co mnie napadło. Nawet jeśli nie jestem fanką twojej muzyki, takie komentarze powinnam zachować dla siebie. - Odparłam ze skruszoną miną.
-Nic nie szkodzi. - Powiedział jakby na prawdę tak myślał. Jakby zapomniał, że przed chwilą zmieszałam z błotem jego i jego najlepszych przyjaciół. To było trochę dziwne. Ale nie tak jak jego spojrzenie, nie wiem o co mu chodziło, po prostu tak przerażająco się na mnie gapił. Poczułam się trochę dziwnie i miałam ochotę wyjść stamtąd jak najszybciej.
-Chyba już pójdę. - Rzuciłam podnosząc się z kanapy. - Jeszcze raz przepraszam. Naprawdę mi głupio. Wpadnij do mnie jutro, jakoś ci t wynagrodzę. - Zaproponowałam, ale w głębi serca modliłam się, by odrzucił moje zaproszenie.
-Jasne, z przyjemnością. - Odparł uprzejmie się uśmiechając.
W końcu sama się o to prosiłam...
Stojąc pod jego drzwiami, chwilę się zawachałam, ale gdy wkońcu zapukałam, nie musiałam czekać długo, aż mi otworzy.
-W czym mogę pomóc? - Spytał jakby nie widział wielkiego koszyka, który trzymałam w lewej dłoni.
-Nazywam się [T.I], mieszkam naprzeciwko, chciałam powitać cię w sąsiedztwie. - Wyrecytowałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy, wręczając mu kosz.
-O, dziękuję, bardzo mi miło. Wejdziesz do środka? - Przyjął efekt pracy mojej mamy i gestem wolnej ręki zaprosił mnie do domu.
Przyjęłam zaproszenie pamiętając o planie. Jescze tylko dziesięcio minutowa rozmowa i mogę wracać. Może wytrzymam.
-Tak w ogóle to jestem Louis Tomlinson. - Czyli to tak wymawia się jego nazwisko.
-Wiem. - Rzuciłam i przez moją nieuwagę zabrzmiało to trochę bardziej oschle niż miało.
-Aha... Chcesz coś do picia? - Spytał trochę onieśmielony moją nagłą szorstkością.
-Nie, dziękuję, wpadłam tylko na chwilę. - Odparłam.
-Okej. - Rzucił prowadząc mnie do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie.
Jakieś pięc minut rozmawialiśmy o pogodzie i takich tam, cholernie ciekawych sprawach, kiedy nagle mu się znudziło i zapytał:
-Może opowiesz mi teraz coś o sobie?
Nie miałam najmniejszej ochoty mu się zwierzać, ale musiałam wypaść przed nim jak najlepiej. A nich cie, tato.
-No... wiesz już jak się nazywam, gdzie mieszkam. Nie ma rodzeństwa. Mieszkam z rodzicami i psem. Chodzę do liceum, tu w pobliżu...
-To tak jak moja znajoma. A do jakiej klasy chodzisz? - Spytał Louis.
-Doszłabym to tego, nie musiałeś mi przerywać. - Powiedziałam, gromiąc go wzrokiem. Jak jeszce raz się tak zachowam to uzna mnie za szorstką jędzę, którą zapewne jestem.
-Przepraszam, już nie będę. - Znów go onieśmieliłam. Wyglądał trochę jak zbity pies.
-Wybacz, po prostu nie lubie, gdy ktoś wchodzi mi w słowo. - Rzuciałam przepraszająco. - Może teraz ty powiedz mi coś o sobie. - Zaproponowałam, chociaż wcale nie miałam ochoty słuchać o tym jakie ma zajebiste życie. Może jednak byłam trochę zazdrosna.
-Lubię marchewki, nie mam dziewczyny, ale mam psa. Śpiewam w zespole, pewnie kojarzysz. Słuchasz nas może? - W jego oku błysnął promyk nadziei, jednak ja szybko go zgasiłam.
-Błagam cię. Czy ja na taką wyglądam? Bo jeśli tak, to chyba przefarbuję włosy i zacznę ubierać się na czarno, bo wolę wyglądać jakbym jadła koty, niż jakbym lubiła One Direction. - Powiedziałam nie mogąc powstrzymać się od pełnego ironii śmiechu.
I wtedy dotarło do mnie co właśnie powiedziałam. Teraz pewnie się obrazi i będę miała przypał. Brawo, [T.I], właśnie zafundowałaś sobie miesiąc bez telefonu i komputera.
-Często słyszę słowa krytyki, więc już do tego przywykłem, ale to o tych kotach było mocne. - Powiedział, a w jego głosie było słychać, że trochę go to zabolało.
-Boże, przepraszam. Nie wiem co mnie napadło. Nawet jeśli nie jestem fanką twojej muzyki, takie komentarze powinnam zachować dla siebie. - Odparłam ze skruszoną miną.
-Nic nie szkodzi. - Powiedział jakby na prawdę tak myślał. Jakby zapomniał, że przed chwilą zmieszałam z błotem jego i jego najlepszych przyjaciół. To było trochę dziwne. Ale nie tak jak jego spojrzenie, nie wiem o co mu chodziło, po prostu tak przerażająco się na mnie gapił. Poczułam się trochę dziwnie i miałam ochotę wyjść stamtąd jak najszybciej.
-Chyba już pójdę. - Rzuciłam podnosząc się z kanapy. - Jeszcze raz przepraszam. Naprawdę mi głupio. Wpadnij do mnie jutro, jakoś ci t wynagrodzę. - Zaproponowałam, ale w głębi serca modliłam się, by odrzucił moje zaproszenie.
-Jasne, z przyjemnością. - Odparł uprzejmie się uśmiechając.
W końcu sama się o to prosiłam...
LOLA
Haha, kocham :D Zapowiada się ciekawa historyjka :P
OdpowiedzUsuńOjj biedny Lou, został zjechany : P
OdpowiedzUsuńCoś czuję mały romansik ; ]
Oj czekam na ciąąg dalszy : 3 : D : DD
P@ul@
'zapraszam do mnie i liczę na komentarz/obserwowanie i liczne wpadanie ; DD fans-fans-blog-o-one-direction.blogspot.com/
Oj...biedny Lou ;(
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie, a nawet bardzo ciekawie! ;* <3
Czekam na kolejną część! ;P
Zapraszam do mnie:
http://you-and-i-1d.blogspot.com/
http://onedirection-imaginy-pati.blogspot.com/
koCHAM <33
OdpowiedzUsuńDajesz 2 część ;33
OdpowiedzUsuńGdzie jest 2 część bo jakoś nie mogę znaleźć proszę o link ;)
OdpowiedzUsuńMisiu 2 czesc jeszcze nie dodana, poniewaz chcialysmy ma swięta dodać Louisa typowo siątecznego. Dlatego spodiewaj sie jej za jakis tydzien xo - RECKLESS
UsuńDobre :-D
OdpowiedzUsuńFajne, fajne.. Zapraszam do mnie.;)) http://imaginesofonedirectionpandl.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHue Hue XD A i kurde to jest czyjaś stronaka (którą lubie) A qy tu sie reklamujecie , to żałosne..
OdpowiedzUsuńNareszcie ktoś nas rozumie! :D Ale nie, spokojnie, my też kiedyś zaczynałysmy i starałysmy sie reklamowac na każdy mozliwy sposób. Rozumiemy takie osoby, ale nie lubimy, gdy zostaje wklejony sam link do bloga. W komentarzach oczekujemy renenzji imagina. Recenzja i link nie przeszkazają nam :) Ale dziekuję za zwrócenie uwagi niektórym osobom i jestem szczęśliwa, że lubiz naszą stronę :* xxx RECKLESS xx
UsuńPodoba mi się.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://dreamsonedirect.blogspot.com/
Super ..... To Jak Go Zjechała Było Mocne Ale Harry By Się Chyba Obraził Że Wolałaby Wyglądać Na Taką Co Je Koty ;D
OdpowiedzUsuńto o kotach było mocne :D
OdpowiedzUsuńWiększość moich znajomych zesrałabys się ze szczęścia - takie niby nic, a cały czas się śmieję. Super blog, kocham tego imagina :D
OdpowiedzUsuń