____________________________________________________________________________________-Ale ja nie chcę, nie rozumiesz? - Powiedziałam po raz tysięczny, przewracając oczami.
-Nie takim tonem, moja droga. A poza tym ja się nie pytam czy chcesz, tylko
karzę ci iść. - Odpowiedział tata, podnosząc głos, widocznie zirytowany tym, że
cały czas obstaję przy swoim.
-Dobra, niech ci będzie, ale nie spodziewaj się, że się jeszcze dziś do ciebie odezwę. - Rzuciłam z naburmuszoną miną.
-Może nawet to i lepiej. Nie patrz tak na mnie. Jestem pewien, że go nie lubisz tylko dlatego, że mu zazdrościsz. Poznaj go, może nie jest taki zły. - Zachęcał mnie.
-Ja mu zazdoroszczę? Jasne, jasne. Po prostu nie mogę uwierzyć, w to, że nie jest rozpuszczonym, aroganckim dupkiem, myślącym, że jak ma pieniądze i jest sławny to wszystko mu wolno. - Upierałam się, patrząc na tatę spod uniesionych brwi.
-Pójdziesz do niego to się przekonasz. Już jestem spóźniony do pracy. Lecę, pa. - Rzucił i pocałował mnie w policzek po czym wyszedł z domu.
-Dobra, niech ci będzie, ale nie spodziewaj się, że się jeszcze dziś do ciebie odezwę. - Rzuciłam z naburmuszoną miną.
-Może nawet to i lepiej. Nie patrz tak na mnie. Jestem pewien, że go nie lubisz tylko dlatego, że mu zazdrościsz. Poznaj go, może nie jest taki zły. - Zachęcał mnie.
-Ja mu zazdoroszczę? Jasne, jasne. Po prostu nie mogę uwierzyć, w to, że nie jest rozpuszczonym, aroganckim dupkiem, myślącym, że jak ma pieniądze i jest sławny to wszystko mu wolno. - Upierałam się, patrząc na tatę spod uniesionych brwi.
-Pójdziesz do niego to się przekonasz. Już jestem spóźniony do pracy. Lecę, pa. - Rzucił i pocałował mnie w policzek po czym wyszedł z domu.

Wzięłam do ręki koszyk, który wczoraj wieczorem przygotowała mama i wyszłam
zamykając za sobą drzwi. "Plan jest taki: wejdę, przywitam się, pogadamy
10 minut, poudaję miłą i wyjdę tak szybko jak to tylko możliwe." -
pomyślałam, przechodząc przez ulicę, która dzieliła dom mój i Louisa.
Stojąc pod jego drzwiami, chwilę się zawachałam, ale gdy wkońcu zapukałam, nie musiałam czekać długo, aż mi otworzy.
-W czym mogę pomóc? - Spytał jakby nie widział wielkiego koszyka, który trzymałam w lewej dłoni.
-Nazywam się [T.I], mieszkam naprzeciwko, chciałam powitać cię w sąsiedztwie. - Wyrecytowałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy, wręczając mu kosz.
-O, dziękuję, bardzo mi miło. Wejdziesz do środka? - Przyjął efekt pracy mojej mamy i gestem wolnej ręki zaprosił mnie do domu.
Przyjęłam zaproszenie pamiętając o planie. Jescze tylko dziesięcio minutowa rozmowa i mogę wracać. Może wytrzymam.
-Tak w ogóle to jestem Louis Tomlinson. - Czyli to tak wymawia się jego nazwisko.
-Wiem. - Rzuciłam i przez moją nieuwagę zabrzmiało to trochę bardziej oschle niż miało.
-Aha... Chcesz coś do picia? - Spytał trochę onieśmielony moją nagłą szorstkością.
-Nie, dziękuję, wpadłam tylko na chwilę. - Odparłam.
-Okej. - Rzucił prowadząc mnie do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie.
Jakieś pięc minut rozmawialiśmy o pogodzie i takich tam, cholernie ciekawych sprawach, kiedy nagle mu się znudziło i zapytał:
-Może opowiesz mi teraz coś o sobie?
Nie miałam najmniejszej ochoty mu się zwierzać, ale musiałam wypaść przed nim jak najlepiej. A nich cie, tato.
-No... wiesz już jak się nazywam, gdzie mieszkam. Nie ma rodzeństwa. Mieszkam z rodzicami i psem. Chodzę do liceum, tu w pobliżu...
-To tak jak moja znajoma. A do jakiej klasy chodzisz? - Spytał Louis.
-Doszłabym to tego, nie musiałeś mi przerywać. - Powiedziałam, gromiąc go wzrokiem. Jak jeszce raz się tak zachowam to uzna mnie za szorstką jędzę, którą zapewne jestem.
-Przepraszam, już nie będę. - Znów go onieśmieliłam. Wyglądał trochę jak zbity pies.
-Wybacz, po prostu nie lubie, gdy ktoś wchodzi mi w słowo. - Rzuciałam przepraszająco. - Może teraz ty powiedz mi coś o sobie. - Zaproponowałam, chociaż wcale nie miałam ochoty słuchać o tym jakie ma zajebiste życie. Może jednak byłam trochę zazdrosna.
-Lubię marchewki, nie mam dziewczyny, ale mam psa. Śpiewam w zespole, pewnie kojarzysz. Słuchasz nas może? - W jego oku błysnął promyk nadziei, jednak ja szybko go zgasiłam.
-Błagam cię. Czy ja na taką wyglądam? Bo jeśli tak, to chyba przefarbuję włosy i zacznę ubierać się na czarno, bo wolę wyglądać jakbym jadła koty, niż jakbym lubiła One Direction. - Powiedziałam nie mogąc powstrzymać się od pełnego ironii śmiechu.
I wtedy dotarło do mnie co właśnie powiedziałam. Teraz pewnie się obrazi i będę miała przypał. Brawo, [T.I], właśnie zafundowałaś sobie miesiąc bez telefonu i komputera.
-Często słyszę słowa krytyki, więc już do tego przywykłem, ale to o tych kotach było mocne. - Powiedział, a w jego głosie było słychać, że trochę go to zabolało.
-Boże, przepraszam. Nie wiem co mnie napadło. Nawet jeśli nie jestem fanką twojej muzyki, takie komentarze powinnam zachować dla siebie. - Odparłam ze skruszoną miną.
-Nic nie szkodzi. - Powiedział jakby na prawdę tak myślał. Jakby zapomniał, że przed chwilą zmieszałam z błotem jego i jego najlepszych przyjaciół. To było trochę dziwne. Ale nie tak jak jego spojrzenie, nie wiem o co mu chodziło, po prostu tak przerażająco się na mnie gapił. Poczułam się trochę dziwnie i miałam ochotę wyjść stamtąd jak najszybciej.
-Chyba już pójdę. - Rzuciłam podnosząc się z kanapy. - Jeszcze raz przepraszam. Naprawdę mi głupio. Wpadnij do mnie jutro, jakoś ci t wynagrodzę. - Zaproponowałam, ale w głębi serca modliłam się, by odrzucił moje zaproszenie.
-Jasne, z przyjemnością. - Odparł uprzejmie się uśmiechając.
W końcu sama się o to prosiłam...
Stojąc pod jego drzwiami, chwilę się zawachałam, ale gdy wkońcu zapukałam, nie musiałam czekać długo, aż mi otworzy.
-W czym mogę pomóc? - Spytał jakby nie widział wielkiego koszyka, który trzymałam w lewej dłoni.
-Nazywam się [T.I], mieszkam naprzeciwko, chciałam powitać cię w sąsiedztwie. - Wyrecytowałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy, wręczając mu kosz.
-O, dziękuję, bardzo mi miło. Wejdziesz do środka? - Przyjął efekt pracy mojej mamy i gestem wolnej ręki zaprosił mnie do domu.
Przyjęłam zaproszenie pamiętając o planie. Jescze tylko dziesięcio minutowa rozmowa i mogę wracać. Może wytrzymam.
-Tak w ogóle to jestem Louis Tomlinson. - Czyli to tak wymawia się jego nazwisko.
-Wiem. - Rzuciłam i przez moją nieuwagę zabrzmiało to trochę bardziej oschle niż miało.
-Aha... Chcesz coś do picia? - Spytał trochę onieśmielony moją nagłą szorstkością.
-Nie, dziękuję, wpadłam tylko na chwilę. - Odparłam.
-Okej. - Rzucił prowadząc mnie do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie.
Jakieś pięc minut rozmawialiśmy o pogodzie i takich tam, cholernie ciekawych sprawach, kiedy nagle mu się znudziło i zapytał:
-Może opowiesz mi teraz coś o sobie?
Nie miałam najmniejszej ochoty mu się zwierzać, ale musiałam wypaść przed nim jak najlepiej. A nich cie, tato.
-No... wiesz już jak się nazywam, gdzie mieszkam. Nie ma rodzeństwa. Mieszkam z rodzicami i psem. Chodzę do liceum, tu w pobliżu...
-To tak jak moja znajoma. A do jakiej klasy chodzisz? - Spytał Louis.
-Doszłabym to tego, nie musiałeś mi przerywać. - Powiedziałam, gromiąc go wzrokiem. Jak jeszce raz się tak zachowam to uzna mnie za szorstką jędzę, którą zapewne jestem.
-Przepraszam, już nie będę. - Znów go onieśmieliłam. Wyglądał trochę jak zbity pies.
-Wybacz, po prostu nie lubie, gdy ktoś wchodzi mi w słowo. - Rzuciałam przepraszająco. - Może teraz ty powiedz mi coś o sobie. - Zaproponowałam, chociaż wcale nie miałam ochoty słuchać o tym jakie ma zajebiste życie. Może jednak byłam trochę zazdrosna.
-Lubię marchewki, nie mam dziewczyny, ale mam psa. Śpiewam w zespole, pewnie kojarzysz. Słuchasz nas może? - W jego oku błysnął promyk nadziei, jednak ja szybko go zgasiłam.
-Błagam cię. Czy ja na taką wyglądam? Bo jeśli tak, to chyba przefarbuję włosy i zacznę ubierać się na czarno, bo wolę wyglądać jakbym jadła koty, niż jakbym lubiła One Direction. - Powiedziałam nie mogąc powstrzymać się od pełnego ironii śmiechu.
I wtedy dotarło do mnie co właśnie powiedziałam. Teraz pewnie się obrazi i będę miała przypał. Brawo, [T.I], właśnie zafundowałaś sobie miesiąc bez telefonu i komputera.
-Często słyszę słowa krytyki, więc już do tego przywykłem, ale to o tych kotach było mocne. - Powiedział, a w jego głosie było słychać, że trochę go to zabolało.
-Boże, przepraszam. Nie wiem co mnie napadło. Nawet jeśli nie jestem fanką twojej muzyki, takie komentarze powinnam zachować dla siebie. - Odparłam ze skruszoną miną.
-Nic nie szkodzi. - Powiedział jakby na prawdę tak myślał. Jakby zapomniał, że przed chwilą zmieszałam z błotem jego i jego najlepszych przyjaciół. To było trochę dziwne. Ale nie tak jak jego spojrzenie, nie wiem o co mu chodziło, po prostu tak przerażająco się na mnie gapił. Poczułam się trochę dziwnie i miałam ochotę wyjść stamtąd jak najszybciej.
-Chyba już pójdę. - Rzuciłam podnosząc się z kanapy. - Jeszcze raz przepraszam. Naprawdę mi głupio. Wpadnij do mnie jutro, jakoś ci t wynagrodzę. - Zaproponowałam, ale w głębi serca modliłam się, by odrzucił moje zaproszenie.
-Jasne, z przyjemnością. - Odparł uprzejmie się uśmiechając.
W końcu sama się o to prosiłam...
LOLA
Haha, kocham :D Zapowiada się ciekawa historyjka :P
OdpowiedzUsuńOjj biedny Lou, został zjechany : P
OdpowiedzUsuńCoś czuję mały romansik ; ]
Oj czekam na ciąąg dalszy : 3 : D : DD
P@ul@
'zapraszam do mnie i liczę na komentarz/obserwowanie i liczne wpadanie ; DD fans-fans-blog-o-one-direction.blogspot.com/
Oj...biedny Lou ;(
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie, a nawet bardzo ciekawie! ;* <3
Czekam na kolejną część! ;P
Zapraszam do mnie:
http://you-and-i-1d.blogspot.com/
http://onedirection-imaginy-pati.blogspot.com/
koCHAM <33
OdpowiedzUsuńDajesz 2 część ;33
OdpowiedzUsuńGdzie jest 2 część bo jakoś nie mogę znaleźć proszę o link ;)
OdpowiedzUsuńMisiu 2 czesc jeszcze nie dodana, poniewaz chcialysmy ma swięta dodać Louisa typowo siątecznego. Dlatego spodiewaj sie jej za jakis tydzien xo - RECKLESS
UsuńDobre :-D
OdpowiedzUsuńFajne, fajne.. Zapraszam do mnie.;)) http://imaginesofonedirectionpandl.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHue Hue XD A i kurde to jest czyjaś stronaka (którą lubie) A qy tu sie reklamujecie , to żałosne..
OdpowiedzUsuńNareszcie ktoś nas rozumie! :D Ale nie, spokojnie, my też kiedyś zaczynałysmy i starałysmy sie reklamowac na każdy mozliwy sposób. Rozumiemy takie osoby, ale nie lubimy, gdy zostaje wklejony sam link do bloga. W komentarzach oczekujemy renenzji imagina. Recenzja i link nie przeszkazają nam :) Ale dziekuję za zwrócenie uwagi niektórym osobom i jestem szczęśliwa, że lubiz naszą stronę :* xxx RECKLESS xx
UsuńPodoba mi się.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://dreamsonedirect.blogspot.com/
Super ..... To Jak Go Zjechała Było Mocne Ale Harry By Się Chyba Obraził Że Wolałaby Wyglądać Na Taką Co Je Koty ;D
OdpowiedzUsuńto o kotach było mocne :D
OdpowiedzUsuńWiększość moich znajomych zesrałabys się ze szczęścia - takie niby nic, a cały czas się śmieję. Super blog, kocham tego imagina :D
OdpowiedzUsuń