poniedziałek, 31 grudnia 2012

# 48. Harry

A teraz sylwestrowy imagin z Harrym :D. I z tej okazji życzę Wam wszystkim szczęśliwego, szalonego i udanego Sylwestra oraz w 2013 jak najwięcej One Direction. :))))))))))) - KAHN  
Chcemy również życzyć wszystkiego najlepszego z okazji urodzin naszej czytelniczce - Laurze Styles :) Przepraszamy, że dopiero teraz, ale kompletnie wyleciało nam to z głowy, jeszcze raz przepraszamy :*

A więc, niech zyczeniami będzie wierszyk ułozony dzieki inwencji twórczej Loli :)
Nialla głodnego
Zayna pięknego
Liama wspaniałego
Louisa w paski przebranego
I Harrego nago chodzącego

______________________________________________________________________

Dobra dochodzi 20, czas wychodzić. Włożyłam moje nowe szpilki na 10 centymetrowym obcasie. No cóż do domu to już pewnie na boso będę wracać i nawet nie chce myśleć jak jutro będą mnie bolec nogi, ale co tam, w końcu dziś jest sylwester. Ostatni raz spojrzałam w lustro. Oooo tak laska, jak nic. Żeby dojść do takiego stanu musiałam spędzić ponad 2 godziny na szykowaniu się. Ale było warto. Miałam na sobie czerwoną sukienkę, bez ramiączek. Jej góra przylegała do ciała uwydatniając moje wcięcie w tali i duże piersi. Natomiast dół sukienki był cały w czerwonych piórkach i sięgał mi do kolan. Wszystko to było na pewno oryginalne i pewnie już nigdy więcej nie nadarzy się odpowiednia okazja, żeby znów się w to ubrać, ale wyglądałam w tym naprawdę szałowo. Naciągnęłam jeszcze na ramiona czarną, skórzaną kurtkę i wyszłam z mieszkania.
Poszłam po moją przyjaciółkę ITP, ponieważ miałyśmy razem pójść na sylwestra do jej nowego chłopaka, który urządzał jakąś dużo imprezę pod nieobecność rodziców.
Zapukałam do drzwi.
-Hej.- krzyknęłam radośnie, kiedy ITP otworzyła drzwi. Ale mina od razu mi zrzedła, gdy zobaczyła smutną i zatroskana twarz mojej przyjaciółki.
To nie były przelewki. ITP jest radosną dziewczyną, która wychodzi z założenia, że im więcej się będzie śmiała tym będzie w życiu szczęśliwsza. Kiedy już zaczyna być smutna to nie przez jakąś błahostkę.
- TI mam złą wiadomość. Błagam tylko mnie nie zabij.- powiedziała i wyszła przed drzwi.
- Co się stało ? – spytałam, spodziewając się najgorszego.
ITP wzięła głęboki wdech i zaczęła:
- Bo widzisz, ja dziś pokłóciłam się z Lukiem. Wiesz ogólnie ostatnio źle się dogadywaliśmy i ja… bo ten zerwałam z nim.- powiedziała ITP.
Patrzyłam na nią zdziwiona. ITP miała dużo chłopaków i to zawsze ona z nim zrywała i nigdy nie była jakoś specjalnie tym przygnębiona.
- No i wiesz, to tak jakby nie mam gdzie teraz pójść. Nie mamy gdzie pójść na sylwestra…
No cóż i tak to właśnie jest 21, a my łazikujemy po mieście próbując wymyślić co mogłybyśmy zrobić. Po tym jak opieprzyłam ITP dlaczego nie mogła mi powiedzieć wcześniej, albo poczekać z zakończeniem tego związku chociaż do jutra wykonałyśmy z milion telefonów do naszych znajomych. Jedni mówili, że na ich domówkach nie ma już miejsc, drudzy że szaleją u znajomych, trzeci, że są na jakiś balach, a jeszcze inni wymyślali jeszcze inne wyjaśnienia. Jednym słowem było już za późno, żeby gdziekolwiek się wkręcić.
Spojrzałam na ITP i jakoś zrobiło mi się jej szkoda. Szła taka wystrojona w brokatowych rajstopach, krótkiej różowej spódniczce i białej bluzce z odkrytymi plecami, do tego miała jasno-dżinsową kurtkę. Pewnie teraz gryzło ją poczucie winny za tą sytuację, ale w sumie pewnie je tez nie było łatwo. Wiadomo, że stroiła się tak właśnie dla swojego chłopaka, który teraz nawet już nie był jej chłopakiem.
Nagle moją uwagę zwrócił ogromny budynek, z którego wydobywała się głośna muzyka, a przed jego drzwiami stała kolejka wylansowanych ludzi. I właśnie wtedy mnie olśniło.
- ITP. Mam genialny pomysł.- powiedziałam i zaczęłam ją ciągnąc w stronę tego budynku.
Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco, ale chyba zaraz zrozumiała o co mi chodzi. Wyrwała się mi i popukała się w czoło.
- Chyba cię pogięło. TI to jakaś impreza dla grubych ryb, lanserów i przede wszystkim tu są potrzebne zaproszenia. Przestań my nawet nie jesteśmy pełnoletnie.
-Oj daj spokój. Uda się.- nalegałam
- No co ty spójrz na tego goryla - powiedziała i wskazała na wielkiego umięśnionego murzyna, który przyjmował zaproszenia.- On mi nie wygląda na gościa z poczuciem humoru. I kiedy nam to nie wyjdzie i będziemy się chciały z tego wyplatać mówiąc, że to żart on na pewno nie będzie się śmiał.
Przewróciłam oczami.
- No przestań co mamy do stracenia ? Przynajmniej spróbujmy. A zresztą masz lepszy pomysł ? – mówiłam i widziałam, że ITP coraz bardziej daje się złamać.
- Dobra, niech będzie.
Podeszłyśmy w stronę kolejki. Moja przyjaciółka chciała w niej stanąć, ale ja pociągnęłam ją dalej na sam początek i kiedy nikt nie patrzył stałyśmy już w kolejce zaraz obok tego goryla.
- Pewnie jeszcze się wepchnijmy.- mówiła szeptem ITP, ale ja ją zignorowałam.
Nagle ten mężczyzna się odwrócił. Uznałam wtedy, że to nasza szansa. Już stałyśmy z ITP jedną noga w pomieszczeniu, kiedy ktoś pociągnął nas do tyłu. Za łokcie trzymał nas kolego pana goryla trochę niszy i biały, ale napakowany był taka samo jak jego towarzysz.
- Zaproszenia poproszę moje drogie. – powiedział nie puszczając nas.
- No właśnie widzi Pan bo to taka głupia sytuacja. Bo my zgubiłyśmy zaproszenia. Wiem straszne z nas niezdary. – mówiłam starając się, aby mój głos brzmiał jak najbardziej naturalnie.
- Czyżby.- spytał ten białas. Pokiwałam głową, uśmiechając się do niego.- W takim razie poproszę nazwiska.
Zobaczyłam jak ITP zerka w teczkę ciemnoskórego. I Nagle wypaliła –Dwason. Panie Dawson.
Goryl przeleciał wzrokiem po swoich kartkach.
- To jeszcze tylko dowodziki poproszę.- powiedział, ale chyba zaczynał nam wierzyć.
No tak miałyśmy mały problem. Wcale nie nazywałyśmy się Dawson. Mało tego, my przecież nawet nie miałyśmy dowodów.
- Yyyyy bo ten ja..- zaczęłam próbując to wytłumaczyć.
- Jakiś problem. Te panie są ze mną- usłyszałam głęboki męski głos, a zaraz potem zobaczyłam jakiegoś mężczyznę.
Twa dryblasy spojrzały po sobie po czym ten biały nas puścił i powiedział :
- W takim razie w porządku.
Zaczęłyśmy iść za naszym wybawcą. ITP jeszcze się odwróciła i wytknęła język Panu gorylowi. To miejsce było naprawdę niesamowite. Było tu bardzo dużo miejsca. I wszystko było ciekawie ustrojone. DJ puszczał fajną muzykę, chodź trochę nie w stylu moim i ITP. Zaczęłam rozglądać się za tym chłopakiem co pomógł nam wejść. Ale on gdzieś zniknął
- Czyste szaleństwo.- powiedziała ITP.
Obydwie wybuchnełyśmy śmiechem.
Faktycznie to była jakaś impreza dla ważnych osób. Wszyscy byli ubrani odświętnie i bardziej okazjonalnie, ale z klasą. Kobiety postawiły raczej na bezpieczną i wyszczuplającą czerń, natomiast większość mężczyzn miała na sobie białe koszule i ciemne spodnie. Ja i ITP ubrałyśmy się zupełnie w innym stylu. Wyglądałyśmy jak kolorowe papużki na tle szarych gołębi.
Nagle poszedł do nas przystojny kelner z tacą szampana. ITP zaświeciły się oczy. Wzięła kieliszek i uwodzicielsko spojrzała na młodego chłopaka. ITP wypiła trochę i czknęła.
- Uuuuuu mocne. – powiedziała i trochę się krzywiąc wypiła resztę.- Dobra idę poszukać więcej takich seksownych kelnerów.
Popatrzyłam jak ITP znika w tłumie ludzi, po czym poszłam do baru zobaczyć co tam mają. Usiadłam na wysokim krześle i patrzyłam na wyczyny barmana.
- No to było fajne.- powiedziałam i pokiwałam głową z uznaniem, kiedy barman podrzucił butelkę jakiegoś alkoholu ta przeleciała mu nad plecami i kiedy ją złapał była już otwarta.
- Dzięki. A co pani podać ?- spytał.
Hmmm, co by tu sobie wziąć, zważywszy na to, że raczej nie prędko powtórzy się taka sytuacja, że ktoś będzie sam mi proponował alkohol, kiedy ja nawet nie ukończyłam 18 lat. I to do tego wszystko za darmo. Trzeba się dobrze zastanowić.
- Niech będzie może ....
- Tequila, żołądkową, jakieś piwo, ale może mój specjał wściekły pies.- zaczął wymieniać barman, widząc, że nie mogę się zdecydować.
- A macie może rum.- spytałam. Czas pobawić się w pirata – pomyślałam.
- Oczywiście. Rum biały, czy czarny.
- Spokojnie, noc jeszcze młoda. – wtrącił się nagle jakiś chłopak. Rozpoznałam, że był to ten co pomógł nam tu wejść.- Na razie weźmiemy dwa razy whisky. – powiedział do barmana.
- Niech będzie- powiedziałam widząc, że barman czeka na moje zezwolenie.
Spojrzałam na tego chłopaka, on się do mnie uśmiechnął i usiadł obok mnie. Wcześniej wydawał mi się starszy. Ale teraz zobaczyłam, że musi być nie wiele starszy ode mnie. Było w nim jeszcze coś z chłopca. Niesforne loki i te kochane dołeczki. Był naprawdę uroczy i bardzo przystojny. Zaraz, zaraz kto to jest ?- zaczęłam się zastanawiać, kiedy doszłam do wniosku, że czuje jakby go już gdzieś widziała.
-Skąd pomysł, żeby tu przyjść. Nie wyglądasz na osobę, która lubi się bawić w takich miejscach. Nie za bardzo się nudzisz.- mówił chłopak, a ja czułam, że ze mną flirtuje.
Pomyślałam, że nie ma co ściemniać z walnęłam prosto z mostu.
- No wiesz nie jest tak źle. Alkohol i żarcie za darmo i do tego nie każdego dnia Harry Styles pomaga ci się dostać na imprezę- powiedziałam.
Harry przez chwile mi się przyglądał, a ja zastanawiałam się, czy zacznie wypierać się tego kim jest. Ale on tylko jeszcze szerzej się do mnie uśmiechnął.
- Okey, ty mnie znasz, ale ja ciągle nie wiem ja ty masz na imię.
- TI.- powiedziałam, a w tym samym czasie barman podał nam nasze zamówienie.- A jestem tu dla tego, ponieważ palny sylwestrowe moje i moje koleżanki szlak trafił i to jest desperacki i spontaniczny plan B.- powiedziałam i wzięłam łyk whisky.
Palące ciepło rozlało się po moim gardle, co spowodowało, że zakrztusiłam się i zaczęłam kaszleć. Harry widząc to zaczął się ze mnie śmiać.
Czas mijał nam bardzo przyjemnie. Fajnie nam się rozmawiało. Ale nasza pogawędka nie dotyczyła żadnych ważnych tematów które by dotyczyły nas. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Tak naprawdę nie dowiedziałam się o nim niczego więcej oprócz tego, że jest Harrym Stylsem co przecież wiedziałam wcześniej. No może z wyjątkiem tego, że był bardzo miły, czarujący, zabawny, miał śliczny uśmiech i ogólnie był cały śliczny… Trochę też potańczyliśmy. Potem trochę się powygłupialiśmy. Harry udawał nadętych biznesmenów, a ja te wszystkie sztuczne laski, z masą botoksu.
Co do ITP strasznie się nawaliła. Czasem gdzieś ją widział coraz to z nowym kelnerem, ale trzymała się na dystans. Chyba już zdążyła zapomnieć o Luku.
Nagle ktoś zaczął ogłaszać przez mikrofon, żeby wszyscy wyszli na zewnątrz. Nie za bardzo rozumiałam o co chodzi. Harry spojrzał na zegarek i powiedziała:
- No faktycznie. Za pięć dwunasta. Czas szybko miną.- powiedział Harry wziął mnie za rękę i razem z reszta tłumu wyszliśmy tylnym drzwiami na zewnątrz.
Nie wiedziałam, że mieli tu jeszcze taki ogród. Ładnie przystrzyżona trawa. Mała fontanna i mnóstwo rzeźb. Wszyscy wpatrywali się w niebo czekając na fajerwerki i razem odliczali czas.
- Dziesięć
- Dziewięć.
- Osiem.
- Siemeee…
Nagle Harry położył ręce na moich biodrach i przekręcił mnie tak, że staliśmy teraz twarzą w twarz, a nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów.
- Pięć.
- Cztery.
- Szczęśliwego nowego roku TI.- szepną mi Harry do ucha.
- Dwa.
I w momencie, kiedy wszyscy krzyknęli jeden i na niebie rozbłysły fajerwerki Harry złączył nasze usta w słodkim pocałunku.





KAHN

sobota, 29 grudnia 2012

# 47. Zayn | cz.1


Ciepłe, słoneczne promienie muskały moją twarz, a delikatny wiatr rozwiewał niesforne włosy. Moje nowo zakupione, czerwone Conversy stąpały lekko po chodniku ułożonym z szarej kostki. Zayn szedł obok obejmując mnie w talii. Co jakiś czas posyłaliśmy sobie czułe uśmieszki. Pewnie wyglądaliśmy na bardzo zakochanych. A przynajmniej ja.
-Ślicznie dziś wyglądasz. - Powiedział, całując mnie w policzek.
-Dzięki, ty też niczego sobie. - Odparłam uśmiechając się do niego promiennie.
-Jak zawsze. - Rzucił po czym obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
Do przejścia mieliśmy jeszcze tylko kilka metrów. Drogę tą przebyliśmy w ciszy. Nie przeszkadzała mi ona, czasem słowa mogą tylko zaszkodzić. A po co psuć tak idealny moment jak słoneczne popołudnie spędzone w towarzystwie miłości mojego życia?
Zayn przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, a ja objęłam go wokół pasa. Tak do siebie przytuleni dotarliśmy do celu naszej przechadzki - cukierni w centrum miasta. I to nie byle jakiej cukierni, ale jednej z najlepszych w kraju.
Zayn delikatnie uwolnił mnie z uścisku. Szybko opanowałam wyrażający zawód wyraz twarzy i poszłam w ślad za nim. Zaprowadził mnie do stolika znajdującego się na zewnątrz cukierni. Był on nakryty śnieżno białym obrusem, na którym przygotowane były już serwetki, sztućce i dwa talerzyki z ciastem.
Zayn podszedł do jednego z krzeseł i odsunął je, po czym gestem pokazał, abym usiadła. I tak właśnie zrobiłam. Chłopak zajął miejsce naprzeciwko mnie. Przez chwilę siedzieliśmy, patrząc sobie w oczy. Nie umiałam jednoznacznie stwierdzić jakiego koloru są jego tęczówki, ale byłam pewna, że są piękne. W końcu jedno spojrzenie tych oczu wystarczyło, abym zakochała się na zabój. Mimo, że było to dwa lata tamu, moje uczucia nie osłabły.
-Spróbuj ciasta. Na prawdę pyszne. - Usłyszałam nagle i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że słowa te padły z ust Zayna. 
Wzięłam do ręki łyżeczkę leżącą obok talerza i skosztowałam cista.
-Faktycznie. - Odparłam z uznaniem.
Nagle ni stąd ni z owąt Zayn wybuchł śmiechem. Zdezorientowana spojrzałam na niego pytająco.
-Co cię tak śmieszy?
-Trochę się ubrudziłaś. - Odparł.
-Gdzie? - Spytałam, rozglądając się w poszukiwaniu lustra.
-Tutaj. - Powiedział, po czym złapał mnie z podbródek i kciukiem starł bitą śmietanę z mojego policzka.
-To miało być trochę? Pewnie wyglądałam jakbym miała brodę. - Rzuciłam, wycierając twarz serwetką.
-A myślisz, że z czego się tak śmiałem? - Powiedział przyglądając mi się z zadziornym uśmiechem.
-Dzięki, wiesz. Na co tak patrzysz? Jestem jeszcze brudna? - Spytałam.
-Tylko tu. - Odparł, nachylając się nad stołem. Nie do końca wiedziałam co zamierza zrobić, dopóki nie wymazał kremowym ciastem połowy mojej twarzy. Ja jednak zamiast gniewem zareagowałam donośnym śmiechem.
-To oznacza wojnę, Malik! - Zagroziłam po czym rzuciłam w niego kawałkiem mojego deseru.
-Tylko nie we włosy! - Krzyczał zasłaniając swoją idealnie ułożoną fryzurę. Ja jednak trafiłam prosto w jego twarz. Co za pech.
Obrzucaliśmy się ciastem nie przestając się śmiać. Ludzie patrzyli na nas jak na wariatów, ale nie dbaliśmy o to. Byliśmy tylko ja i on. Chwilowe zawieszenie broni spowodowała piosenka "Last First Kiss". Rozejrzeliśmy się w poszukiwaniu jej źródła, lecz nie zaprzątaliśmy sobie tym długo głowy.
-Teraz to dopiero wyglądasz ślicznie. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że słodko. - Powiedział Zayn, wyciągając mi kawałek ciasta z włosów.
-A ty smakowicie. - Odparłam.
I na słowach "Let me be your last first kiss" kończących refren piosenki Zayn nachylił się nade mną i delikatnie pocałował. Smakował ciastem kokosowym. Było to najlepsze kilka sekund w moim życiu.
-Cięcie! Dobra robota! [T.I] jesteś niesamowita! Już wiem dlaczego zatrudniam cię przy każdym teledysku chłopaków! - Krzyknął reżyser, w czasie, gdy ja niechętnie odsuwałam się od Zayna.
-Dziękuję! - Odkrzyknęłam.
-Gdzie są nagrania Nialla i Lou? Musimy to jeszcze dziś zmontować. - Pytanie to skierowane było do Kevina. Niskiego, rudego, dwudziestoparoletniego pomocnika reżysera. Nie usłyszałam jednak jego odpowiedzi, gdyż całą moją uwagę przykuło coś innego.
-Hej Zayn! Cześć [T.I] - Usłyszałam kobiecy głos.
-Cześć, Perrie. Dobrze cię znowu widzieć. - Odparłam z zaciśniętymi zębami, a ostatnie zdanie ledwo przeszło mi przez gardło.
-O hej, kochanie. Co tu robisz? - Spytał Zayn podchodząc do swojej dziewczyny, po czym namiętnie ją pocałował. Na moich oczach.
-Pomyślałam, ze wpadnę zobaczyć jak tam prace nad teledyskiem. Swoją drogą [T.I], jesteś świetną aktorką! Wyglądałaś jakbyś na prawdę była zakochana w Zaynie! - Szczebiotała Perrie. Ale ona przynajmniej zauważała moją obecność, bo Zayn stał obejmując ją tak jak jeszcze pół godziny temu mnie, wpatrzony w nią jak w obrazek, zapominając zupełnie o całym Bożym świecie.
-O, dziękuję. Na prawdę tak wyglądałam? No co ty. - Odparłam z wymuszoną uprzejmością.
-Tak, na prawdę. Gratuluję, świetna robota. - Rzuciła, nie wyczuwając ironii w mojej wypowiedzi.
-Co powiesz na lunch? - Spytał Zayn, splatając dłoń Perrie ze swoją. I łamiąc mi serce.
-Z przyjemnością. Tylko może najpierw, zmyj z siebie to ciasto, słodziaku. - Miałam ochotę zwymiotować tęczą. - A może [T.I] chciałby iść z nami? Co ty na to? - Dodała zwracając się do mnie.
Już miałam sie zgodzić, kiedy zobaczyłam wyraz twarzy Zayna. Wyglądał na zniecierpliwionego, ale co gorsze przewrócił oczami. Poczułam jak skręca mi się żołądek i wykrztusiłam:
-Nie będę wam przeszkadzać, ale dziękuję za zaproszenie. - Żeby nie wyglądało to zbyt szorstko, dodałam uśmiech, ale pewnie był tak sztuczny, że tylko pogorszyłam sprawę.
-W takim razie do zobaczenia. - Pożegnała się Perrie, po czym wraz z Zaynem wyszli z cukierni, trzymając się na ręce.
Patrząc na to uświadomiłam sobie, że Zayn nigdy nie będzie kochał mnie tak bardzo jak Perrie. Są razem szczęśliwi, a ja nie mam u niego najmniejszych szans. Właśnie wtedy zrozumiałam znaczenie przysłowia "Nadzieja matką głupich."
Szkoda, że nie wszystko wygląda tak kolorowo jak w telewizji...


LOLA


Od RECKLESS:

Chciałam Wam bardzo podziękować za ponad 50 000 wejść na bloga! To ogromna liczba. Jestem Wam bardzo wdzięczna. Gdybym mogła to podeszłabym do każdej osoby, która odwiedziła nasz blog, przytuliła ją i powiedziała jak wiele dla mnie znaczy. Dziękuję również za ogromny przypływ komentarzy. Czyste szaleństwo!
My, autorki, traktujemy ten blog jako nasze wspólne dziecko. Musimy o niego dbać i kształtować. Ala jako matki cieszymy się każdym sukcesem naszego dziecka. A w tym momencie wygrało olimpiadę matematyczną :)
Jesteście częścią naszego bloga. Bez Was nie byłoby nas.
A co myślicie o nowym wygladzie? Przypominamy również o Twitterze naszego bloga. Możecie napisać i zapytać się nas o wszystko. Zachęcamy do obserwowania! :)
Z miłością
Ciocia RECKLESS

czwartek, 27 grudnia 2012

# 46. Niall.

Obiecany Niall :)
Do napisania tego imagina zainspirowała mnie piosenka Nobody's Home, jak zapewne już wiecie z odpowiedzi na pytania z Liebster Award, jest ona moją ulubioną.
Mam nadzieję, że spodoba wam się on tak bardzo jak Reckless :)
____________________________________________________________________________________

Nadchodziła noc. Ulice pustoszały, a na ciemnym niebie mrygało coraz więcej gwiazd. Temperatura gwałtownie spadała. Kiedy doszła do piętnastu stopni na minusie, a ja nadal nie miałam pojęcia dokąd mam się udać, po raz pierwszy pomyślałam, że ucieczka z domu w środku zimy, wcale nie jest takim dobrym pomysłem.
Brodząc w śniegu przemierzałam Oxford Street i patrzyłam jak pracownicy sklepów gaszą światła i zamykają drzwi na wszystkie spusty. Rozglądałam się w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłabym spędzić noc. Wcześniej planowałam znaleźć sobie jakąś wygodną ławkę w parku, ale było tam zbyt dużo żuli. Mimo, że teraz stałam się jedną z nich, bezdomni mnie przerażali.
Nagle zauważyłam wystawę sklepową, która od zewnętrznej strony, otoczona była szerokim murkiem. "Idealnie" - pomyślałam i skręciłam w jej stronę. Po drodze minęło mnie kilku ludzi. Mężczyźni patrzyli na mnie spode łba, a kobiety mijały jak najszybciej, jakbym miała zamiar je okraść. Pożegnałam wszystkich wystawiając środkowe palce i usiadłam na murku. Był betonowy, czyli twardy, zimny i niewygodny. Ale co innego mi pozostało?
Okryłam się kocem, który razem z jedzeniem i pieniędzmi wyniosłam z domu w plecaku. Wcale nie zrobiło mi się cieplej, ale nie to było teraz najważniejsze. Z bocznej kieszonki plecaka wyjęłam portfel. Przeliczyłam drobne i okazało się, że zostało mi ich bardzo niewiele. Jedzenia też już nie miałam.
"Może czas najwyższy wracać do domu?" - spytałam samą siebie, ale od razu odrzuciłam ten pomysł. Nie ma mowy, nie wrócę tam. Za żadne skarby. Nie po tym wszystkim...
Czyli muszę zacząć zarabiać. Ale kto przyjmie bezdomną dziewiętnastolatkę do pracy? No właśnie, obawiam się, że nikt.
W tym momencie łzy napłynęły mi do oczu. "Jesteś w tej sytuacji już dwa tygodnie i jeszcze nie płakałaś. Weź się w garść, [T.I]" - skarciłam się w myślach. Otarłam łzy i wzięłam głęboki wdech.
Kilka mijających mnie osób przyglądało mi się z zaciekawieniem. Nikt jednak nie podszedł i nie zapytał co się stało. Nikt się mną nie zainteresował. Tak jak wtedy... Dlatego uciekłam. Ludziom nie można ufać.
Postanowiłam się czymś zająć, aby odpędzić te przygnębiające myśli. Ale co mogłam robić nie mając przy sobie kompletnie nic? Uciekając z domu miałam pięć minut na to, żeby się spakować. Nie pomyślałam o iPodzie, ani rysowniku, nie miałam na to czasu. Z nudów zaczęłam czytać ulotki powieszone na słupie znajdującym się metr ode mnie. Było to szalenie interesujące.
-Tak, to ja. - Usłyszałam nagle. Nie zauważyłam wcześniej, że o słup opiera się blondyn na oko w moim wieku. Ciekawe jak długo tu stał.
-O co ci chodzi? - Spytałam.
-Widzę, że mi się przyglądasz. Chcesz autograf? - Odparł uprzejmie.
-Człowieku, przyglądam ci się, bo zasłaniasz mi ulotki. Ale z tego co powiedziałeś chyba powinnam cię znać, co? No proszę, oświeć mnie dlaczego. - Powiedziałam, może trochę zbyt ostro, ale w tym momencie emocje wzięły górę. Nie mogłam znieść tego, że jakiś wylansowany dupek, w ubraniach za tysiące funtów, patrzy na mnie z góry.
-Za tobą. - Powiedział wskazując miejsce za moimi plecami.
Odwróciłam się  i zauważyłam, że na wystawie sklepowej, o której szybę się opieram wisi plakat, przedstawiający kilku lalusiów napadających na budkę telefoniczną. "One Direction "Take Me Home" już w sprzedaży!" - głosił znajdujący się na nim napis.
-No i? - Spytałam, gdyż dane przez niego wskazówki, nie doprowadziły mnie do odpowiedzi.
-Na tym plakacie jest mój zespół. - Powiedział, a na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
-Nie wydaje mi się. W takim razie, który to ty? Ten w loczkach? - Zadrwiłam.
-Jestem w budce. - Spojrzałam na plakat jeszcze raz i dostrzegłam blondyna trzymającego słuchawkę telefonu.  To smutne, ale nie widać go na pierwszy rzut oka.
-Miło jak cholera. Pewnie na okładce innej płyty stoisz za autobusem. -  Rzuciłam złośliwie.
-Nie.. To nie tak... No bo... - Chyba trochę go zamurowało. - Dlaczego jesteś taka wredna? - Spytał nagle. Tego się nie spodziewałam.
-Bo może nie mam ochoty rozmawiać z wokalistą sławnego zespołu, z idealną fryzurą i drogimi ciuchami, w czasie, gdy ja siedzę tu głodna i zmarznięta z zamiarem spędzenia nocy na ulicy, bo nie mam gdzie iść? - Usłyszałam i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że słowa te wychodzą z moich ust. "Nie, [T.I], nie rób tego." - błagałam samą siebie, ale nie wytrzymałam. Słone łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
-Ja nie wiedziałem... - Powiedział chłopak, wstrząśnięty moim wyznaniem i nagłym przypływem szczerości. - Nie zostawię cię tu. Możesz iść do mnie. - Zaproponował.
-Do ciebie? Przecież cię nie znam.
-Jestem Niall. - Przedstawił się posyłając mi ciepły uśmiech.
-[T.I]. - Odpowiedziałam niepewnie.
-To skoro już się znamy to zbieraj manatki i zapraszam na gorącą czekoladę. - Wyciągnął do mnie dłoń i pomógł wstać.
Gdy wsiedliśmy do dużego, czarnego BMW, Niall poprosił kierowcę, by podkręcił ogrzewanie. Zapięliśmy pasy i ruszyliśmy w drogę. Czułam się trochę niekomfortowo w tak luksusowym wozie, w moich starych, przetartych jeansach i zabłoconych traperach. W porównaniu z Niallem też nie prezentowałam sie najlepiej. Łatwo można było dostrzec, że nad jego wyglądem pracuje wielu stylistów.
Podczas jazdy, w samochodzie panowała cisza. Niall kilka razy otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale natychmist je zamykał. Ja też uparcie milczałam. Cały czas biłam się z myślami. Czy dobrze robię? Przecież w ogóle się nie znamy. Dlaczego pozwolił mi u siebie nocować? Co  chciał w ten sposób osiągnąć? Nie wiem, ale na pewno miał w tym swój interes. "Pamiętaj, [T.I], ludzie nie są bezinteresowni, nie można im ufać." - powtarzałam sobie.
Kierowca zatrzymał się pod dużą posiadłością niedaleko centrum. Niall podziękował mu i powiedział, gdzie ma zaparkować.
Weszliśmy do domu i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wielka lodówka widoczna przez otwarte drzwi kuchni. Chyba byłam bardziej głodna niż mi się wydawało. Blondyn zauważył na co patrzę i powiedział:
-Na końcu korytarza jest łazienka. Jeśli chcesz wziąć prysznic czy coś to się nie krępuj. Dam ci jakieś czyste ubrania, a ja w tym czasie zrobię dla nas kolację, co ty na to?
-Boże, nawet nie wiem jak ci dziękować. - Odparłam.
-Uśmiechaj się w ten sposób cały czas, a będziemy kwita. - Powiedział, a ja zauważyłam, że kąciki moich ust uniesione są ku górze. Uśmiechałam się po raz pierwszy od przeszło dwóch tygodni.
Niall przyniósł mi jakieś czyste ubrania oraz ręczniki i zniknął w kuchni. Zamknęłam się w dużej, ładnie urządzonej łazience. Wzięłam prysznic i rozczesałam mokre włosy. Włożyłam na siebie dresowe spodnie i białą koszulkę, które dał mi Niall. Sądząc po rozmiarze, chyba były jego. W szafce pod zlewem znalazłam suszarkę, którą wysuszyłam długie, ciemne włosy. Wyszłam gasząc światło i zamykając za sobą drzwi.
Niepewnie weszłam do przytulnej kuchni. Ku mojemu zdziwieniu Niall nie przyrządzał kolacji.
-Hej. - Powiedziałam nieśmiało.
-O hej. Pizza zaraz będzie. - Aha, wszystko jasne. - Ślicznie wyglądasz. - Dodał mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Dziękuję. - Odparłam mile zaskoczona.
Ding dong.
-Ja otworzę. - Oznajmił Niall, przechodząc do holu. Słyszałam jak otwiera drzwi i rozmawia z dostawcą.
Wszedł do kuchni i postawił pudełko z pizzą na stole. Usiadł na jednym z taboretów i gestem poprosił, abym zrobiła to samo. W czasie, gdy ja wdrapywałam się na stołek Niall rozpieczętował pudełko.
-Częstuj się. - Powiedział biorąc kawałek dla siebie.
Na początku panowała między nami niezręczna cisza. W końcu jednak znaleźliśmy wspólny temat i buzie się nam nie zamykały. Rozmawiało nam się bardzo przyjemnie. Wszystko przychodziło samo, nie musiałam się zastanawiać co mam odpowiedzieć. Nasza rozmowa była bardzo naturalna, jakbyśmy znali się od zawsze. Niestety Niall musiał wszystko popsuć i zejść na bardzo nie wygodną dla mnie kwestię:
-Dlaczego chciałaś spać na ulicy? - Spytał niepewny czy może zadać to pytanie.
-A kto powiedział, że chciałam? Nie miałam wyjścia. Uciekłam z domu. - Nie chciałam o tym mówić, ale po tym wszystkim co Niall dla mnie zrobił zasługiwał na szczerość z mojej strony.
-Uciekłaś? Co się stało?
-Mój tata zmarł trzy lata temu. Rok po jego śmierci mama ponownie wyszła za mąż. Na początku było dobrze, ale potem... Mój ojczym zaczął ją bić. Kilka razy była już w szpitalu. Mówiłam jej, że musi to skończyć, że na to nie zasługuje. Ale ona nie pracuje. Jeśli się rozwiedzie, nie będzie miała środków do życia i wyrzucą ją z mieszkania. Dlatego też nie może iść na policję. Mój ojczym o tym wie i to wykorzystuje. I doszło do tego, że jakieś dwa tygodnie temu uderzył też mnie... Wtedy spakowałam się i uciekłam z domu. - Wyznałam tępo wpatrując się w ścianę.
-[T.I], spójrz na mnie. - Powiedział Niall, łapiąc mnie za rękę. Odwróciłam się do niego, a on spojrzał mi w oczy i powiedział: Przepraszam, że pytałem. Możesz zostać u mnie tak długo jak tylko chcesz.
Słysząc te słowa, z oczyma pełnymi łez rzuciłam się Niallowi na szyję.
-Dziękuję, dziękuję. - Mówiłam raz po raz.
-Nie ma za co. Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić.
-I tak zrobiłeś już bardzo wiele. - Odparłam nie rozluźniając uścisku.
Było już grubo po północy, kiedy pożegnałam się z Niallem i położyłam w łóżku w pokoju gościnnym. To znaczy Niall powiedział, że  "od dziś to mój pokój", ale jakoś trudno było mi to przyjąć do wiadomości. Jeszcze kilka godzin temu byłam pewna, że nikomu nie można ufać, że nikt nie jest bezinteresowny, że każdy zawsze chce coś w zamian i każdy jest dwulicowy. I wtedy pojawił się Niall. Milutki blondyn, niewywyższający się pomimo wielkiego sukcesu, zapraszający bezdomnych do domu, żeby nie marzli w nocy. Może takich ludzi jest więcej? Może po prostu jeszcze żadnego nie spotkałam? Nawet jeśli, ja i tak wolę myśleć, że Niall jest wyjątkowy. A jest z pewnością.
Gdy rano otworzyłam oczy, przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Dopiero po chwili przypomniało mi się, że nocowałam u Nialla i nawet nie rozejrzałam się po "moim" pokoju. Ciemna podłoga ładnie kontrastowała z brzoskwiniową ścianą. Szafki i łóżko stały pod ścianą, przez co pokój wydawał się bardzo przestrzenny. Na jednej z szafek dostrzegłam radio.
Zeskoczyłam z łóżka i podeszłam, aby je włączyć. Ustawiłam moją ulubioną stację, a z głośników popłynęła głośna muzyka. Leciała akurat piosenka, którą często słyszałam w radiu. Nie wiedziałam czyj to kawałek, ani nawet jak się nazywa, a mimo to znałam cały tekst. Może wpłynął na to mój nieoczekiwany dobry humor, ale nagle od niechcenia zaczęłam śpiewać.
-If you don’t wanna take it slow and you just wanna take me home. Baby say yeah, yeah, yeah, yeah, yeah, yeah, yeah. And let me kiss you.
-Fajnie śpiewasz. - Usłyszałam nagle. Niall stał w drzwiach i słuchał mojej solówki. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
-Dzięki. Ta piosenka jest genialna. - Odpowiedziałam jakby nigdy nic, starając się ukryć moje zażenowanie.
-Dzięki.
-Co?
-Powiedziałem "dzięki".
-To wiem, ale dlaczego? - Spytałam zbita z tropu.
-Bo powiedziałaś, że ta piosenka jest genialna. Nie wiesz kto ją śpiewa? - Odparł z zadziornym uśmiechem.
-Nie gadaj! Twój zespół? Na prawdę? Chyba muszę zacząć was słuchać. - Powiedziałam z uznaniem.
-Chyba masz dziś dobry humor, co?
-Jak nigdy. - Odpowiedziałam, po czym razem zeszliśmy do kuchni na śniadanie.

Mieszkałam u Nialla już miesiąc. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Można powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy. To, że Niall ma wspaniałe wnętrze wiedziałam już od początku, ale z czasem zauważyłam, ze jest przystojny. I to bardzo. Nawet kiedy pięć stylistek nie pracuje nad tym, żeby zrobić z niego zabójcze ciacho. Pewnie nie przeszłoby mi to przez gardło, ale wydaje mi się, że się w nim zadurzyłam.
Byłam mu wdzięczna za to wszystko co dla mnie zrobił. Odpędził ode mnie wszystkie złe myśli związane z tym co dzieje się w moim domu. Ale nie mogłam mieszkać u niego wiecznie. Nie mogłam też zostawić mamy samej.
-Niall, musimy pogadać. - Powiedziałam któregoś dnia.
-Co się stało? - Spytał zaniepokojony.
-Chyba czas, żebym wróciła do domu. Nie mogę nadużywać twojej gościnności.
-O czym ty mówisz, wcale nie...
-Niall, daj spokój. Ja już podjęłam decyzję. Muszę pomóc mamie. Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Bez ciebie bym sobie nie poradziła. Mam wobec ciebie wielki dług. - Powiedziałam, wynosząc na ganek, spakowaną wcześniej torbę.
-Każdy zrobiłby tak na moim miejscu. Proszę, [T.I], weź to. Przygotowałem to, na wypadek, gdybyś chciała wyjechać. Chyba najwyższy czas ci to dać. - Odparł podając mi kopertę.
-Co jest w środku? - Spytałam.
-Zobaczysz później. Nie otwieraj dopóki nie wsiądziesz do samochodu. Mój kierowca cię odwiezie.
-Dobrze. - Już miałam wyjść, kiedy Niall złapał mnie za łokieć i odwrócił przodem do siebie.
Nasze twarze były niebezpiecznie blisko. Niall stopniowo zmniejszał odległość między nimi, aż w końcu złożył na moich wargach czuły pocałunek. Odwzajemniłam go, oplatając mu ręce wokół szyi.
-Obiecaj, że wrócisz. - Powiedział patrząc mi w oczy, gdy się od siebie odsunęliśmy.
-Obiecuję.
Wsiadłam do czarnego BMW i podałam kierowcy mój adres. Wyjęłam z kieszeni kopertę, którą wręczył mi Niall. Rozerwałam ja i wyjęłam ze środka kilka kartek.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jeden wydruk przedstawiał umowę o pracę. Na małej karteczce przypiętej spinaczem Niall napisał, że jest ona dla mojej mamy. Dotyczyła ona pracy w szkole niedaleko mojego domu. Nie mogłam uwierzyć, że Niall zapamiętał, że moja mama jest nauczycielką.
W kopercie znalazłam też wizytówkę jakiegoś adwokata. Przy niej Niall dopisał, że zajmie się on rozwodem mojej mamy  i oskarży mojego ojczyma o znęcanie się nad nami. Dodał też, że zdążył go już opłacić.
Widząc to wszystko moje oczy zalały się łzami. I po raz pierwszy było to łzy radości. Chciałam rzucić wszystko i pobiec do Nialla, żeby go uściskać i za wszystko podziękować, lecz wiedziałam, że mam teraz coś do załatwienia.

*miesiąc później

Starając się opanować trzęsienie się rąk, zapukałam do drzwi.
-W czym mogę po... [T.I]! - Wykrzyknął radośnie Niall widząc mnie na ganku.
-Tęskniłam. - Powiedziałam, wtulając się się w jego bluzę.
-Myślałem, że nie wrócisz. - W jego głosie wyraźnie słychać było ulgę.
-Przecież obiecałam. - Powiedziałam po czym wpiłam się w jego usta. Ciesząc się z każdej sekundy tego słodkiego pocałunku, na który czekałam cały miesiąc.
-Moja mama się rozwiodła. Mieszkamy same, a mój ojczym odsiaduje wyrok. Nie wiem jak mam ci dziękować. - Powiedziałam patrząc mu w oczy z szerokim uśmiechem od ucha do ucha.
-Uśmiechaj się w ten sposób cały czas. - Odparł po czym ponownie mnie pocałował.


LOLA

środa, 26 grudnia 2012

LIEBSTER AWARD


Dziękujemy za każdą nominację. Przepraszamy, że tak późno, lecz mamy teraz wiele na głowie. Na pytania odpowiada Reckless z pomocą Loli i Kahn. I pytania wybrałam niektóre, te które najbardziej mnie zainteresowały. Przepraszam, ale to strasznie pracochłonne. I muszę czytać Krzyżaków, sami rozumiecie =.= :) I bardzo prosimy, o nie nominowanie. Nie chcemy, byście poczuli się skrzywdzeni, gdy nie odpowiadamy na wasze pytania.

1. Nominacja od: http://newlife-1direction-love.blogspot.com/

1. Jak poznałaś 1D?
To dość zabawna historia.
Reckless: Widziałaś zęby tego Nialla Horana?
Lola: Kogo zęby?
R: No tego z One Direction.
L: A to nie, nie obchodzą mnie jego zęby.
R: To jak do mnie przyjedziesz to ci pokarze.

2. Czy hejtują cię za bycie fanem 1D?
Może nie hejtują, ale się dziwią. Śpiewanie na cały głos ich piosenek i wmawianie wszystkim, że się z nimi chodzi może szokować xd

3.Co myślisz o bromansie chłopaków ?
Powiem jedno: Larry is real!

4.Ulubiona piosenka?
Reckless: Heart Attack i Over Again
Kahn: Heart Attack i Little things
Lola: Nobody's home (A. Lavigne)

7.Gdybyś mogła przez jeden dzień być którymś chłopakiem z 1D to kogo byś wybrała ? Dlaczego?
Ja - Reckless- wybrałabym Harrego, bo ... to Harry! :D


Nominacja od: http://imaginy-forever-young-directioner.blogspot.com/

1 . Jak na  imię masz  ?
Reckless: Paulina
Lola: Justyna
Kahn: Kasia

2. Ulu członek 1D ?
Reckless: Harry
Lola i Kahn: Niall

5.Styl którego chłopaka z 1D naj ?
Lola i Reckless: Zayn, ale wiecie, ten taki teraźniejszy :D
Kahn: Harry

7.Od jak dawna Directioner ?Od niedawna. W te wakacje zaczęłyśmy ich lubić. Wcześniej nie było tak kolorowo. Jesli wiecie co mam na myśli.

9.Co sądzisz o Larrym ?
Jesteśmy Larry Shipperkami :)

10.Hejtujesz którąś z dziewczyn chłopaków ? 
Niestety nie jesteśmy fankami Eleanor i Taylor. Choć, nie powiem, ta druga wykonuje naprawdę dobrą muzykę. Przykro mi. Ja - Reckless- uwielbiam Danielle i Perrie.


Nominacja od: http://myworldmyrulesmydecisions.blogspot.com/

4. Jakbyś spotkała chłopaków idąc sobie do sklepu naprzeciwko twojego bloku, w dresie, kompletnie zaspana,  nie pomalowana, w jakiejś starej bluzie. Jaka byłaby twoja reakcja ?
Wdziałbym stare kapcie, złapałabym w rękę aparta, kartkę i długopis. Z krzykiem "Zatrzymać się w tej chwili!" biegłabym za chłopakami :)

7. Jaki jest twój ulubiony film ?
Kahn: Życie Pi
Reckless: K-pax
Lola: Król lew 2 Czas Simby

9.  Co najbardziej lubisz w chłopakach z 1D ?
Są sobą i nikogo nie udają. Na pewno na tyle ile im pozwolą. Pokazali mi, że warto walczyć o marzenia. Dzięki nim uwierzyłam w siebie. Są moimi przyjaciółmi. Najlepszymi.

11. Co sądzisz o moim blogu ? :)
Z reguły nie przepadam za opowiadaniami - wolę krótkie imaginy. Jednak uważam, że Twój blog jest interesujący. Co prawda dopiero zaczynam go czytać, więc bardziej wypowiem się, gdy przeczytam go całego :)


Nominacja od: http://www.foreverloveonedirection1d.blogspot.com/

2. Ulubiony bromance?
Ziall, Zarry i Narry :)

5. Danielle, Pierre, Eleanor czy Taylor?
Zdecydowanie Perrie!

6. UAN czy TMH?
TMH.

9. Masz jakieś fobie?
Reckless: ludzie i windy
Lola: Wszystkie robale włącznie z biedronkami i motylami
Kahn: żaby

11. Co dostałaś pod choinkę?
Z chłopakami to: Yearbooka, markery, kredki, bransoletkę oraz kolczyki. Wszystko od moje babci - ona potrafi zaskoczyć xd


Nominacja od: http://opowiadanie-o-niallu-horanie.blogspot.com/

2 . Jakiej muzyki słuchasz . ?
1D, trochę Lany Del Rey. Kiedyś rocka i metalu.

3 . Który z chłopców z One Direction , podoba Ci się najbardziej . ?
Harry, Niall i Zayn

5 . Do jakiego miasta chciałabyś się przeprowadzić . ?
Nie będę oryginalna - Londyn. Na pewno jakiegoś, gdzie mogłabym się rozwijać i robić to co lubię.

7. Ile dzieci chciałabyś mieć . ?
Dwójkę.

8 . Ile masz lat . ?
13

9. Masz zwierzę . ? Jeśli tak , to jakie . ?
Chomika, ale go nie lubię xd

10 . Masz rodzeństwo .
Nie. Marzę o starszym bracie.

11 . Czytasz mojego bloga . ?
Czytam baaardzo mało blogów, nie mam na to po prostu czasu. Na Twój niestyty się nie natknęłam, ale chętnie poczytam :)

Ja nominuję: 
1. http://dreams--come--true.blogspot.com/
2. http://onedirectiontujulia.blogspot.com/
3.http://le-imaginy-o-one-direction.blogspot.com/
4.http://be-yourself-with-one-direction.blogspot.com/
5. http://imaginy1direction.blogspot.com/
6. http://dream-one-direction.blogspot.com/
7. http://be-yourself-with-one-direction.blogspot.com/
8. http://fans-fans-blog-o-one-direction.blogspot.com/
9. http://ximaginyonedirectionx.blogspot.com/
10. http://larry-opowiadanie.blogspot.com/
11. http://you-world-my-world-own-world.blogspot.com/

Moje pytania:
1. Ulubiona piosenka z TMH.
2. Od kiedy piszesz bloga.
3. Jak masz na imię.
4. TMH czy UAN?
5. Jaki jest Twój ulubiony bromance?
6. Od jak dawna jesteś Directionerką?
7. Jak dowiedziałaś się o 1D?
8. Kupiłaś, bądź dostałaś już TMH?
9. Ulubiony chłopak z 1D.
10. Ulubiona piosenka 1D.
11. Czyj styl jest twoim ulubionym? (oczywiście chłopaków z 1D)

To wszystko. Ufff... Nie wiedziałam, że to tak pracochłonne. 
JUŻ JUTRO SPODZIEWAJCIE SIĘ GENIALNEGO NIALLA, LOLI! NAPRAWDĘ MISIEK, CHYLE CZOŁA.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

# 45. Louis.

A dzisiaj świąteczny imagin z Lou :) Życzę wszystkim miłej lektury i udanych Świąt :)
____________________________________________________________________________________

Siedziałam na fotelu, owinięta moim lubionym zielonym, wełnianym kocem z kubkiem parującej herbaty w ręku. Można by pomyśleć, że wyglądałam przez okno podziwiając spadające - mimo wczesnej pory - z czarnego już nieba, małe, białe śnieżynki pokrywające wszystko w okół, nadając okolicy magiczny wygląd. Tak to pewnie wyglądało z boku. Nic w tym dziwnego. Skąd przypadkowa osoba może wiedzieć co siedzi mi w głowie? Skąd może wiedzieć, że nie wyglądam przez okno, tylko skupiam wzrok na miejscu pod parapetem, myśląc o tym, że tam powinna
stać choinka? No właśnie, nie może. A dlaczego? Bo i tak jej tu nie ma. Nie ma tu nikogo. Jestem sama. Całkowicie sama. W Święta. Nic dodać, nic ująć.
Jeszcze rok temu cieszyłabym się, że jest Wigilia. Ale dziś... Z czego się tu cieszyć? Wprowadziłam się do Londynu niedawno, bez rodziców. Na ogół ten fakt mnie cieszył, ale w czasie świąt - kiedy cała rodzina powinna być razem -  zaczynałam za nimi tęsknić. W tym roku nie kupiłam nikomu prezentu. Nikt też nie kupił prezentu mi. I tak nie miałabym go gdzie położyć, przecież nie mam nawet choinki. Studia są za drogie, żebym wydawała pieniądze na takie bzdety - a jednak, chciałabym to robić.
Wszystkie te myśli wcale nie sprawiły, że poczułam się lepiej. Przyniosły wręcz odwrotny skutek. Poczułam się jeszcze bardziej przybita i samotna niż przed chwilą. Wszyscy moi znajomi spędzali ten czas z bliskimi, a ja siedziałam sama na cholernie niewygodnym fotelu, który był tu już, gdy się wprowadziłam i wpatrywałam się tępo w pusty już kubek po herbacie.
Pomyślałam, ze poczułabym się lepiej wśród ludzi. Potrzebowałam towarzystwa - jakiegokolwiek. Nie było jeszcze tak późno. Może ktoś robi ostatnie świąteczne zakupy - zabrakło mu mąki, albo zapomniał kupić prezent? Taką miałam nadzieję. Ta cisza w moim domu zaczęła mnie przytłaczać.
Odstawiłam kubek na stół i rzuciłam koc na fotel. Szurając po podłodze ciepłymi skarpetami dostałam się na przedpokój, gdzie stała wielka, drewniana szafa, służąca mi za przechowalnię wszystkich ubrań, jakie nie mieściły mi się do szuflad w komodzie. Stając na palcach, by dosięgnąć wieszaków, wyjęłam z niej moje ulubione, czarne rurki i stary, wełniany sweter, który kupiłam jakieś cztery lata temu, lecz sentyment nie pozwalał mi go wyrzucić.
Założyłam na siebie wybrane ubrania oraz beżowy płaszcz, biały komin i rękawiczki do kompletu. Gotowa do wyjścia, zapięłam do końca suwak brązowych kozaków i wyszłam z mieszkania. Przekręcając klucz w zamku zastanawiałam się co ja właściwie robię. Czyżbym wychodziła na dwór, mimo dziesięcio stopniowego mrozu, bo czuję się cholernie samotna? Wersja, że idę na spacer bardziej przypadła mi do gustu.
Lodowaty powiew wiatru, musnął moje policzki i rozwiał długie, kasztanowe włosy we wszystkie strony, gdy otworzyłam drzwi klatki. Zaczęłam żałować, że nie wzięłam czapki. Stałam chwilę zastanawiając się, gdzie właściwie idę, lecz po dwóch minutach poddałam się i zaczęłam iść przed siebie.
Wszystkie kamienice i sklepy odziane były świątecznymi ozdobami. Poczułam się dziwnie, miałam ochotę zwymiotować. To co przed chwilą sprawiało, że byłam niepocieszona, teraz napawało mnie gniewem. Dlaczego wszyscy mogą siedzieć w swoim ślicznych, przytulnych domach, wpieprzać Wigilijną kolację i cieszyć się swoim towarzystwem, a ja nie? To niesprawiedliwe. Byłam wściekła.
Kątem oka dostrzegłam faceta w przebraniu Świętego Mikołaja i dwie sporo niższe od niego kobiety przebrane za elfy. Wrzeszczeli coś w stylu "Christmas time, Christmas time". Tego było już za wiele. Zebrałam trochę śniegu z maski stojącego obok mnie samochodu i uformowałam kilka śnieżek. Podeszłam bliżej przebierańców i rzucając śnieżne kule, jedna po drugiej, w ich stronę dokończyłam wierszyk słowami:
-Christmas time, I hope you all will die. -Dziadek i jego dwie zdziry nie kryły oburzenia, ale mnie nie specjalnie to obeszło.
Nagle poczułam, że coś uderzyło mnie w plecy. Gdy odwróciłam się, by sprawdzić co to było, w odległości około czterech metrów dostrzegłam średniego wzrostu chłopaka, trzymającego z dłoni śnieżną kulę. Gdy zauważył, że mu się przyglądam, podszedł bliżej.
-A to za co? - Spytałam.
-Nie ładnie, nie ładnie... - Powiedział, ignorując moje pytanie, jednocześnie, teatralnie kręcąc głową.
-A kim ty jesteś, żeby to oceniać? - Odparłam cynicznie, unosząc jedną brew do góry.
-Mam na imię Louis. - Odpowiedział, a ja zachodziłam w głowę, kto odpowiada w ten sposób na takie pytania.
-Ja [T.I], ale to niczego nie zmienia. Nie znasz mnie. - Rzuciłam, odwracając się na pięcie.
-Cóż, [T.I], mi się wydaje, że znam. Ty chyba też zostałaś na Święta sama... - Słowa te sprawiły, że na chwilę przystanąwszy w miejscu, odwróciłam się ostrożnie.
-Jak to "też"? - Spytałam, bo to, że mieszka daleko od rodziny, wydało się oczywiste, ale jakoś nie umiałam wyobrazić sobie, że nie ma dziewczyny. Chłopak, mniej więcej w moim wieku, całkiem przystojny, ubrany w ciuchy z najlepszych butików - dziwne, że nie odpędza się od dziewczyn kijem.
-Moi przyjaciele są ze swoją rodziną, a ja spóźniłem się na ostatni lot do mojego miasta, natomiast ulice są tak zaśnieżone, że nie sposób tam dojechać. I skończyło się tak, że zamiast otwierać prezenty, spaceruję sam po ulicy i zwierzam się nieznajomej dziewczynie, grożącej śmiercią Świętemu Mikołajowi. - Odpowiedział jakby była to najoczywistsza rzecz pod Słońcem.
-Ze mną jest mniej więcej tak samo. - Odparłam krótko, nie mając nic więcej do powiedzenia.
-W takim razie spędźmy te święta razem. - Nie ukrywam, że ta propozycja mnie zszokowała.
-Przecież sam powiedziałeś - nawet się nie znamy.
-W takim razie czas najwyższy się poznać. - Powiedział, posyłając mi promienny uśmiech. Sama nie wiem, kiedy go odwzajemniłam.
Gdy poprawiał szalik w granatowo-zielone paski, mogłam dokładniej przyjrzeć się jego twarzy. To, że był przystojny zauważyłam już wcześniej, ale teraz wydał mi się jakiś taki znajomy. Jakbym go już gdzieś kiedyś widziała.
-A czy my przypadkiem już się nie znamy? Skądś cię kojarzę. - Rzuciłam.
-Ja cię nie znam, ale bardzo możliwe, że ty znasz mnie. Nazywam się Louis Tomlinson, śpiewam w zespole - One Direction, może znasz. - To by wyjaśniało jego strój i nienaganna fryzurę. - Ale nie mówmy teraz o tym, to nie jest ważne. - Dodał szybko.
-Dobrze. Ja nazywam się [T.I] [T.N], nie śpiewam w zespole, ale za to pod prysznicem. Mam zadatki na wielką karierę. - Powiedziałam po czym obydwoje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Młoda damo! Ty w beżowym płaszczu! - Usłyszeliśmy niski, męski głos. Najwidoczniej Mikołaj trochę się wściekł. Zmierzał w naszą stronę, parząc na mnie z ukosa.
-Uciekaj! - Krzyknęłam do Louisa, łapiąc go za rękę.
Biegliśmy tak kilka przecznic, aż zabrakło nam tchu. Uwolniłam jego dłoń i odgarnęłam włosy z twarzy. On oczywiście nie musiał tego robić - wyglądał idealnie.
-Widziałaś jego minę? Wyglądał jakby chciał się zabić. - Zaśmiał się Louis.
-W tym roku mogę liczyć tylko na rózgę. - Odparłam.
Spacerowaliśmy po białych ulicach rozmawiając na wszystkie możliwe tematy. Przychodziło nam to bardzo łatwo, Louis okazał się być bardzo towarzyski i zabawny. Po co drugim wypowiedzianym przez niego zdaniu śmiałam się tak bardzo, że zaczął mnie boleć brzuch.
Nawet nie zauważyliśmy kiedy ulice zupełnie opustoszały, a większość latarni została wyłączona. Nim się spostrzegliśmy dochodziła już dziewiąta. Najwidoczniej w miłym towarzystwie czas płynie szybciej.
-Chyba muszę już wracać. Zaprosiłabym cię do siebie, ale nie mam nawet dwóch foteli, a moja lodówka świeci pustkami. - Powiedziałam smutnym głosem.
-Nie szkodzi. I tak mam zamiar odprowadzić cię pod same drzwi. - Odpowiedział, obdarzywszy mnie czułym uśmiechem.
Gdy dotarliśmy do mojej kamienicy, zanim wyjęłam klucze z kieszeni odwróciłam się twarzą do Louisa i patrząc mu w oczy powiedziałam:
-Dziękuję.
-Nie pozwoliłbym ci wracać samej po ciemku, bo wiesz to jest taka sobie dzielnica i... - Zaczął mówić, ale ja mu przerwałam.
-Nie tylko za odprowadzenie. Za pokazanie mi, że Święta bez rodziny to nie koniec świata, za dotrzymanie mi towarzystwa i w ogóle za wszystko.
-Ja również dziękuję. - Odpowiedział, a po jego minie, widziałam, że moje słowa sprawiły, mu przyjemność. - To widzimy się jutro u mnie. - Dodał nagle.
-Jak to u ciebie? - Zdziwiłam się.
-Jutro jest Boże Narodzenie. Nie pozwolę ci spędzić tego czasu samej. Poza tym mi też przyda się towarzystwo. - Odparł z promiennym uśmiechem na ustach.
-Czemu nie... - Odpowiedziałam niepewnie.
-Przyjdę po ciebie o drugiej. Bądź gotowa.
-Jasne, dziękuję za zaproszenie. - Odparłam.
Pożegnaliśmy się i każde poszło w swoją stronę. W czasie, gdy ja próbowałam otworzyć drzwi wejściowe, Louis nagle zatrzymał się w pół kroku, odwrócił w moją stronę i podszedł bliżej.
-Prawie bym zapomniał. - Powiedział coraz bardziej zmniejszając odległość między naszymi ustami, aż w końcu złączył nasze wargi w słodkim pocałunku. Trwaliśmy tak przez chwilę, aż w końcu się od siebie odsunęliśmy. Na mojej twarzy na pewno wyczytać można było zawód.
-Do zobaczenia, [T.I]. - Powiedział Louis po czym zniknął w otchłani nocy, a jedynym dowodem na to, że tu był, były odciski jego stóp na śniegu.
Mimo niezbyt udanego początku, to chyba będą najlepsze święta w moim życiu.


LOLA

piątek, 21 grudnia 2012

# 44. Liam.

"Tylko tego brakowało." - Pomyślałam, wyglądając przez okno. Termometr wskazywał dziesięć stopni na minusie, a śnieg sypał niemiłosiernie. Normalnie lubiłam zimę, ale nie wtedy, gdy o szóstej rano muszę przejść na pieszo dwa kilometry. O tej porze powinno się spać w najlepsze, przecież to środek nocy. Ale nie! Musiałam iść do pracy. Podkreślam słowo IŚĆ, ponieważ nie miałam własnego samochodu, ani autobusu o odpowiedniej godzinie.
Założyłam zimowe buty, zapięłam kurtkę pod samą szyję i opatuliłam się wełnianym szalikiem. Jednak, gdy wyszłam z mieszkania, moje przekonanie, że nie zmarznę jakoś osłabło. Z trudem przemierzałam biały chodnik, próbując nie potknąć się o zaspę ani nie pośliznąć na lodzie. Cudem mi się to udało.
Po raz pierwszy ucieszyłam się na widok budynku mojej pracy. Sklep sieci Tecso. Nie ukrywam, że nie był to szczyt marzeń dotyczących mojej kariery, ale od czegoś trzeba zacząć. Studia kosztują fortunę, a moich rodziców nie stać na tak wielki wydatek, więc musiałam zacząć zarabiać sama. Okazało się, że niewiele miejsc zatrudnia studentki na pierwszym roku. Nie mając wyjścia przyjęłam te posadę. Pracowałam tu już kilka miesięcy, ale wcale nie szło mi lepiej niż na początku.
Weszłam do środka przez zapleczę. Zdjęłam kurtkę i zmieniłam buty po czym przebrałam się w uniform. Wyglądał jak te, które ludzie noszą w więzieniach. Czyli pasował idealnie, bo w tej pracy czułam się jak w więzieniu. Jak na ironię niedawno planowali wstawić kraty w oknach. "Żeby nikt się nie włamał" - chyba, żeby [T.I] nie uciekła z krzykiem wybijając szybę.
Gotowa do pracy zajęłam miejsce za kasą. Na początku ludzi było mało, ale z czasem ruch stał sie większy. Poprosiłam koleżankę, aby otworzyła drugą kasę, ponieważ nie wyrabiałam się z obsługą klientów. Tak naprawdę to miałam dość, pospieszających mnie babć kupujących pół sklepu. Ale najgorsze i tak było to, ze nie ważne jak irytujące była ja i tak musiałam być uprzejma i życzyć im miłego dnia. Aż chciało mi sie rzygać tęczą.
-Mogłabyś się pospieszyć panienko? - Ponaglała mnie starasz pani po sześćdziesiątce.
-Oczywiście, robię co w mojej mocy. - Odpowiedziałam ociekającym słodyczą głosem.
-Ja to nie wiem skąd oni teraz biorą obsługę. Ty się w ogóle nie umiesz posługiwać kasą. - Tego było już za wiele.
-No to właź tu, stara raszplo i nabij sobie ten cholerny rachunek sama! - Krzyknęłam patrząc jej w oczy.
-Co się tu dzieje?! -Usłyszałam głos mojej szefowej. Ojej, niedobrze.
-Ja... - Zabrakło mi języka w gębie.
-Nie myśl sobie, że ujdzie ci to na sucho! Potem o tym porozmawiamy, a teraz idź rozkładać towar. Lepiej, żebyś nie miała na razie kontaktu z klientami. - Powiedziała szefowa patrząc na mnie spode łba.
-Dobrze, przepraszam. - Odparłam ze skruchą, a gdy tylko się odwróciła pokazałam tamtej babie środkowe palce.
Nie czekając na jej reakcję udałam się na zapleczę po nierozpakowany towar. Dziś nic nie układało się tak jakbym tego chciała. Cholernie pechowy dzień.
Gdy dolne pułki były już zapełnione, nadszedł czas na ustawienie płatek śniadaniowych na samej górze. Ponieważ byłam niewysoka potrzebowałam do tego drabiny. Ustawiałam pudełka stojąc na trzecim schodku drabiny, kiedy poczułam, że coś w nią uderzyło, a ja tracę równowagę. Zasłoniłam oczy dłońmi, czekając na nieuchronny upadek. Wyobrażałam sobie jak spadam na betonową podłogę i łamię sobie kark, ale zamiast tego poczułam czyjś dotyk i słodki zapach męskich perfum.
-Boże, czy ja żyję? - Wycedziłam, ostrożnie otwierając oczy.
-Na to wygląda. Udało mi się cie złapać. - Powiedział chłopak trzymający mnie na rękach. Był bardzo silny.
-O Jezu, dziękuję, jak ja ci sie za to odwdzięcze?!
-Nie wiem, czy jest za co dziękować. To ja niechcący przewróciłem twoją drabinę. - Odparł stawiając mnie na ziemi. Nie rozluźnił jednak uścisku.
-Nie ważne, nic się nie stało.  Możesz mnie już puścić. - Powiedziałam, gdyż trzymał mnie trochę za długo.
-Tak, jasne. - Odpowiedział zawstydzony, opuszczając ręce wzdłuż tułowia.
-Tak w ogóle to jestem [T.I]. - Przedstawiłam się, poprawiając koszulkę.
-Liam. - Odpowiedział zdejmując czapkę. Mogłam się mu wtedy lepiej przyjrzeć. Chyba go już kiedyś widziałam.
-Czemu mi się tak przyglądasz? - Spytał nagle, ale tak jakby znał odpowiedź.
-Przepraszam. Wydajesz mi się jakiś znajomy.
-Śpiewam w takim jednym zespole. Może kiedyś obiło ci się coś o uszy. Właśnie z chłopakami jechaliśmy na próbę i wpadłem do sklepu po kilka drobiazgów. - Wyznał.
-Ooo, to  w takim razie nie będę cię zatrzymywać. - Ze zdziwieniem usłyszałam w swoim głosie rozczarowanie. - Ja też muszę już wracać do pracy. Miło było cię poznać. - Dodałam po czym odwróciłam się i udałam w stronę nierozpakowanych jeszcze pudeł z towarem.
-[T.I] zaczekaj! - Usłyszałam po czym dłoń Liama znalazła się na moi  ramieniu. - Myślisz, że moglibyśmy, gdzieś razem wyjść, czy coś?... - Spytał nieśmiało.
-Pytasz poważnie? - Wycedziłam, nie mogąc uwierzyć, że przystojniak ze znanego zespołu, stresował się przed umówieniem ze mną.
-Nie ważne, zapomnij. Co ja sobie myślałem...
-Nie, nie. Źle mnie zrozumiałeś. Z chęcią gdzieś się z tobą wybiorę. - Powiedziałam uśmiechając się do niego czule.
-Serio? To fantastycznie! - Rozpromienił się.
Zapisując sobie jego numer telefonu, po raz pierwszy pomyślałam dziś, że może ten dzień wcale nie jest taki okropny, jaki mógłby się wydawać na pierwszy rzut oka...


LOLA

poniedziałek, 17 grudnia 2012

# 43. Harry.


                Stałam tam i czekałam na wskazówki reżysera programu. Z przerażaniem patrzyłam na otaczające mnie rzeczy. Roiło się od kamer, lamp i innych drogich sprzętów. W powietrzu unosił się zapach perfum Channel. No. 5 i desperacji. Ludzie ubrani w bluzki z logo programu krzątali się i nieustannie coś poprawiali. Przesuwali kable, włączali reflektory, naciskali śmieszne, kolorowe guziczki. Prezenterka rozmawiała właśnie z gwiazdą oszukaną przez swojego menagera.
                Odruchowo przygryzłam wargę posmarowaną truskawkowym błyszczykiem. Wygładziłam beżową spódnicę i strzepnęłam z niej niewidzialne pyłki. Odgarnęłam kosmyk pofalowanych włosów z twarzy. Przy tym ruchu, moje bransoletki zadźwięczały. Sięgnęłam po łyk kawy, którą zrobiono mi przed makijażem. Upiłam zimna już ciecz i wytarłam usta serwetką, starając się nie naruszyć makijażu. Przejrzałam się w jednej z wyłączonych kamer. Nadal wszystko w normie.
                Nadal w normie, serio? Nic nie jest w normie. Właśnie zaraz mam opowiedzieć wszystkim o największej tajemnicy jaką skrywałam w całym moim życiu. Wszyscy mieli dowiedzieć się o czymś co było skrywane z całych sił. Już nic nie będzie takie same.
                Nagle usłyszałam swoje imię i zobaczyłam machającego na mnie reżysera. Potrząsając dłonią dawał mi znak bym weszła na antenę. I zmieniła swoje życie.
                Wyprostowałam plecy, wypięłam pierś do przodu i uśmiechnęłam się sztucznie. Z wysoko uniesiona głową wkroczyłam do centrum studia. Oprah Winfrey wstała i otworzyła szeroko ramiona, by mnie uścisnąć. Z grzeczności zrobiłam to samo. Przytuliłyśmy się jak stare kumpelki, które nie widziały się od lat. Natomiast ja znam tą kobietę od kilkunastu minut. Pachniała tanim płynem do płukania i cynamonem. Zapach ten kojarzył mi się z moja babcią.
-Witaj [T.I.]! Bardzo nam miło, że nas odwiedziłaś. – wykrzyknęła zachwycona Oprah. Wskazała na sofę, prosząc mnie o zajęcie miejsca.
- Czuję się zaszczycona, iż mogłam tu przyjść. – odpowiedziałam, a mój głos ociekał słodyczą. Jasne, że się cieszy, rzadko kiedy widzowie dowiedzą się o tajemnicy, która zmieni pogląd niektórych na show biznes.
- Co u ciebie, skarbie? Jak cie się układa z Harrym?
- Z Harrym? Hmmm… - teraz czy za chwilę? – Świetnie, tak świetnie, genialnie! – za chwilę.
- Macie jakieś plany na przyszłość?
- Plany? Masz na myśli ślub, domek na wzgórzu i gromadka roześmianych dzieci? – zapytałam z uśmiechem – Nie, na razie nie.
- A na nieco bliższą przyszłość? Może jakieś wakacje? Ucieczka od tego wszystkiego?
-Kuszące, nawet bardzo. Ale w świecie show biznesu nie ma czegoś takiego jak wypoczynek, czy ucieczka. Gdziekolwiek się znajdziemy tam będą też paparazzi. Wielka Brytania, czy Alaska. To nie ma dla nich żadnego znaczenia. Ale czasem paparazzi są przydatni.
- Co masz na myśli?
- Kupiłam … nie, nie kupiłam. Wypożyczyłam buty z najnowszej kolekcji od Ralpha Laurenta? Kilka telefonów, stado paparazzi i najlepszej jakości zdjęcia w każdej gazecie. Od teraz wszyscy wiedzą jak bogata i gustownie ubrana jest dziewczyna Harrego Stylesa. Romantyczny spacer z moim ukochanym po plaży? Jasne, czemu nie, na zdjęciach będziemy wyglądać świetnie, idealnie.
                Zauważyłam że przez krótką chwilę Oprah nie wiedziała co powiedzieć. Otworzyła lekko usta i bez słowa patrzyła w moje oczy. Jednak, jak na porządna dziennikarkę przystało, opanowała się, chrząknęła i nie pewnie zaczęła drążyć poruszony temat.
- Rozumiem, że w świecie show biznesu nic nie jest prawdziwe? Nawet zwykły zakup butów?
- Nie wiedziałam, że jest ktoś uwierzyć w to, że naprawdę ubieram się w rzeczy, za które można by wykarmić dzieci z Bliskiego Wschodu. Niedorzeczne.  – poprawiłam kołnierzyk mojego żakietu.
- Harry to popiera?
-Czy popiera ustawki z paparazzi? A co on ma do gadania? Ma siedzieć cicho i udawać idealnego. Tylko spróbowałby sprzeciwić się Modestowi. Mógłby zapomnieć o solówkach w piosenkach. I o reszcie.
- Jest aż tak ostro? – zapytała zdziwiona Oprah.
                Zabrałam powietrze w płuca i powoli wypuszczałam je ustami zastanawiając się nad odpowiedzią. Poprawiłam spódniczkę i skrzyżowałam nogi.
- Ostrzej niż mogłoby się wydawać. Z wierzchu jesteśmy idealną rodzinką One Direction, ale jeśli zajrzałabyś w głąb nie jest już tak cukierkowo jak wydawać by się mogło. – powiedziałam zagryzając wargę.
- To znaczy? – Oprah opierała łokieć na kolanie i palcem wskazującym miarowo uderzała w usta. Była wyraźnie zaintrygowana.
- Nie każdy z każdym się lubi. Perrie i Danielle szczerze się nie cierpią. – Oprah zrobiła zdziwiona minę. Zaczęłam wchodzić na zakazane tematy. O to mi chodziło. Teraz utrę nos wszystkim ludziom z Modest. Nareszcie. – Unikają się jak ognia. Znasz historyjkę, że Niall kocha jeść? Mit, bujda. A te wszystkie zdjęcia jego śniadania, które wstawia na Instagrama? Niedorzeczne. Nigdy w życiu nie byłby w stanie zjeść takiej ilość jedzenia.
- I mówisz to bez ukazywania żadnych emocji?
- Mam płakać i udawać, że to mnie rusza? Nic z tego. Przyzwyczaiłam się już. Oswoiłam się, z tym, że do muszę ciągle kłamać i udawać. Nie mogę wyrazić swojego słowa. –W tym momencie uświadomiłam sobie co się ze mną działo przez ostatnie miesiące. Bałam się tego najbardziej, ale nic nie mogłam na to poradzić. Poczułam jak samotna łza spłynęła mi po policzku. Odetchnęłam i wyszeptałam słowa, które nie mogły mi przejść przez gardło – Zakazano mi być sobą.  
                Czułam na sobie wzrok wszystkich widzów zgromadzonych w studiu. Bez tchu czekali na moje dalsze ruchy. Wydaje mi się, iż liczyli na usłyszenie jakiegoś sekretu. Pragnęli publicznego prania brudów. Byli żądni czyjś wpadek i najmocniej ukrywanych faktów. I wiecie, co? Nakarmię głodne zwierzęta.
-Ale to nie wszystko. – widzowie nachylili się, by lepiej słyszeć moje słowa. W powietrzu można było wyczuć napięcie. – Znacie historyjkę o Larrym Stylinsonie? Większość z was uważa, że to opowiastka wyssana z palca. Nic nie warte kłamstwa. Ale naprawdę jesteście tak ślepi? Nie widzicie jak oni na siebie patrzą? Jak dbają o siebie? Mówią o sobie w wywiadach? Nie? Wiedziałam. Wy widzicie tylko to co chcecie widzieć. Według was Harry umawia się tylko z modelkami i pięknymi aktorkami. Nawet przez myśl wam nie przeszło, że on może lubić kogoś innego i może mieć własne zdanie. – Wstałam i by ludzie lepiej zrozumieli moje słowa, zaczęłam chodzić i żywo gestykulować. – Powiem wam coś, czego nie chcecie usłyszeć. Kłóciłoby się to z waszym poglądem „idealny Harry Styles” – w powietrzu zrobiłam znak cudzysłowia. – Powiem wam, iż Harry jest … gejem. – usłyszałam kilka westchnięć z widowni. – Tak, dobrze słyszycie. Harry to gej. Larry jest prawdziwy. A ja? A ja jestem zwykła przykrywką. Wiem, że nie wszystkim może się to podobać. Wiele osób, przestanie być fanami One Direction. Ale ci prawdziwi zostaną. Czemu? Bo wiedzą, że nie wszystko jest takie proste i nie każdemu dane jest być sobą. Wybaczą nam wszystkie kłamstwa. Boję się, jak Harry może zareago…. –urwałam.
                Błądząc wzrokiem po rozemocjonowanej widowni, zauważyłam kogoś kto nie powinien tu trafić. Był skryty pod czapką z daszkiem, kapturem i ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi. Poznałam go po jego ulubionej bluzce. Biała z logiem Ramones. Boże, Harry, co tu robisz? Chłopak zauważył, iż patrzę się na niego i powolnym ruchem ściągną okulary. Przerażona ujrzałam, iż miał zaczerwienione od płaczu oczy. Mocno zacisną usta i pokręcił z niedowierzaniem głową. „[T.I], dlaczego mi to zrobiłaś?”. W głowie przelatywało mi wiele różnych myśli. Harry wstał. Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę. Powolnym krokiem poszedł w stronę drzwi. Przez cały ten czas patrzył mi w oczy. Chciałam krzyknąć, by został i wybaczył mi. Niestety było już za późno. Harry wyszedł przez mosiężne drzwi z napisem EXIT. Poczułam słone łzy spływające po moich policzkach. Wyszedł i już nigdy nie wróci.

RECKLESS


Wiem, iż nie każdemu może podobać się treść tego imagina. Chcę jednak zaznaczyć, iż nie obrażam w nim nikogo, ani nie pragnę przekonać Was do sowich poglądów. Imagin jak imagin, lecz z troszkę ... innym zakończeniem :)

sobota, 15 grudnia 2012

# 42. Zayn.

-Muszę się już zbierać. - Powiedziałam zerkając na zegarek.
-Dlaczego tak szybko? - Spytał brunet obdarzając mnie smutnym spojrzeniem.
Niby zwykłe pytanie, ale mi nie było łatwo na nie odpowiedzieć. Przeczesałam palcami włosy chłopaka i pocałowałam go w policzek. Zauważył, że gram na zwłokę, więc spytał jeszcze raz:
-Dlaczego tak szybko?
-Umówiłam się z Zaynem... - Jedno zdanie, cztery słowa, a tak łatwo potrafią pogorszyć mu humor. Spóścił głowę i wpatrywał się w swoje kolana, jakby widział na nich coś ciekawego.
-Taylor, ja...
-Dlaczego to robisz? Kiedy mu o nas powiesz? - Przerwał mi nie podnosząc wzroku.
-Właśnie o to chodzi. Idę się z nim spotkać, żeby mu powiedzieć... - Powiedziałam, ponieważ wydało mi się to bardzo dobrą wymówką.
-Na prawdę? - Taylor spojrzał na mnie z błyskiem w oczach.
-Tak. - Odpowiedziałam szybko, po czym go pocałowałam. Nie mogłam znieść jego spojrzenia. Nie wtedy, gdy tak perfidnie go oszukiwałam.
Nie miałam odwagi przyznać się Zaynowi, że jestem z Taylorem. Nie byłam gotowa. Nie byłam gotowa na nasze rozstanie. Chyba nawet tego nie chciałam...
Pożegnałam się z Taylorem i wyszłam z kawiarni, w której się spotkaliśmy.
Po dwudziestu minutach byłam już u Zayna. Zapukałam do drzwi, a on od razu mi je otworzył, jakby tylko czekał na moje przyjście. Weszłam do środka i poczułam się dziwnie. Coś było nie tak. Podeszłam do Zayna, żeby go pocałować, ale on odwrócił głowę i lekko mnie odepchnął.
-Co się stało? - Spytałam zdziwiona i trochę oburzona.
-Powiedz, co robiłaś dziś popołudniu? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Byłam w domu. - Skłamałam. Czy to możliwe, że wiedział o Taylorze? Nie, nie ma takiej opcji.
-Aha, to wszystko wyjaśnia. Tylko następnym razem jak wyprowadzisz się do kawiarni to daj mi znać. - Powiedział, a jego głos ociekał ironią.
-... - Nie miałam mu nic do powiedzenia.
-A kim był ten chłopak? - Spytał krzyżując ręce na piersi.
-Taylor to tylko przyjaciel. - Odparłam odruchowo.
-To dlaczego mi nie powiedziałaś, że idziesz z nim do kawiarni?
-Bo wiedziałam, jak zareagujesz. - Brnęłam dalej w kłamstwo.
-Ah, tak? Mam jeszcze jedno pytanie. Wszystkich swoich przyjaciół tak całujesz? - Powiedział patrząc mi w oczy, ale na język aż pchało mu się "Przejrzałem cię na wylot.".
Nie wytrzymałam tego spojrzenia, nie mogłam dalej kłamać.
-To wszystko twoja wina! - Wybuchłam nagle.
-Moja wina?! - Krzyknął Zayn nie kryjąc zdziwienia.
-Tak.
-Moja wina, że mnie zdradzasz?
-To wszystko nie tak. Myślisz, że jak ja się czuję, gdy wyjeżdżasz w trasy na długie miesiące? Czuję się samotna. Albo kiedy te wszystkie laski, które nazywasz "fankami" wyznają ci miłość i mówią, że zrobiłyby dla ciebie wszystko. Skąd mam wiedzieć, że kiedyś nie wybierzesz sobie najładniejszej z nich i mnie dla niej zostawisz? - Wyrzuciłam z siebie, to co tłumiłam od kilku miesięcy, ale wcale nie poczułam się lepiej.
-Nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił. W przeciwieństwie do ciebie. - W jego słowach nie było złośliwości, czy ironii, jego głos był raczej smutny, rozżalony.
-Nie wiem co mam ci powiedzieć. - Przyznałam.
-Myślałem, że mnie kochasz. - Powiedział nagle nakładając ręce za głowę.
-Może się myliłeś. - Usłyszałam, i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że ja wypowiadam te słowa. Ale głos był jakiś inny, jakby nie mój.
-Wyjdź z mojego mieszkania. - Wymamrotał prawie niesłyszalnym głosem Zayn, chowając twarz w dłoniach.
-Właśnie miałam to zrobić. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą i wybiegłam, zatrzaskując za sobą drzwi.
Biegłam tak, aż do przystanku. Wsiadłam do pierwszego autobusu jaki przyjechał. Nie wiem, dokąd zmierzał, ale chciałam być jak najdalej stąd. I to jak najszybciej. Zajęłam miejsce przy oknie i wyjrzałam za nie, jakbym miała znaleźć tam odpowiedzi na wszystkie moje pytania.
Niestety jedyne co zobaczyłam to oślepiające światła bardzo szybko zbliżające się do autobusu. Ostatnie co pamiętam to paraliżujący ból.
Podobno w takich chwilach przed oczami przelatuje człowiekowi całe życie. Ja zobaczyłam tylko to co kocham: mamę, tatę, młodszą siostrę, przyjaciół i Zayna...
"Dziś o godzinie 17:24 na Downing Street doszło do wypadku. Pijany kierowca ciężarówki uderzył w bok, piętrowego autobusu. Trzy ofiary śmiertelne, osiem poszkodowanych, dwie w ciężkim stanie. Sprawcy wypadku zostaną postawione zarzuty."
Obudziłam się w szpitalnej sali. Było już jasno, co znaczy, że spędziłam tu co najmniej całą noc. Nie wiele pamiętam. Jedynie zbliżające się światła, ból, a potem dopiero wysokiego facet pytającego się jak się czuję. Głupie pytanie. Oczywiście, że czułam się źle. Ledwie przeżyłam poważny wypadek.
Rozejrzałam się po sali. Oczywiście  byłam sama. Moi rodzice i siostra mieszkali w Polsce. Ale przecież jeszcze kilkanaście godzin temu miałam chłopaka. W sumie to dwóch. Chciałam, żeby był tu ze mną Zayn. Ale po tym co zrobiłam, wątpię, żeby on chciał tu być. Mogłabym zadzwonić do Taylora, ale.. No właśnie, co ale? Chyba nie chciałam, żeby tu przyjeżdżał. Nie wiem czemu, po prostu nie miałam ochoty na jego towarzystwo. Obwiniałam go o to, że rozstałam się z Zaynem. Zaczęłam żałować, że go poznałam. Wiedziałam, że to była moja decyzja, wiec również moja wina, ale łatwiej jest obwiniać kogoś niż siebie.
Nagle poczułam, że łzy spływają po moich policzkach. Nie mogłam nad tym zapanować.
Usłyszałam, że ktoś wchodzi do sali. Pewna, ze to lekarz, nawet nie spojrzałam na drzwi tylko szybko wytarłam oczy.
-Cieszę się, że się obudziłaś. Czujesz się lepiej? - Usłyszałam głos Zayna. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Zszokowana spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczyma.
-Płakałaś? - Spytał siadając na rogu mojego łóżka.
-Co ty tu robisz? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Widziałem jak wsiadasz to tego autobusu, więc kiedy dowiedziałem się, ze był wypadek przyjechałem do szpitala. Musiałem się dowiedzieć czy wszystko z tobą w porządku. Może jestem ostatnią osobą jaką chcesz teraz widzieć, ale musiałem. Wiem, że nie układało nam się dobrze. I mimo tego co powiedziałaś wczoraj, ja nie umiem tak po prostu przestać cię kochać. Starałem się, ale to tylko sprawia, że kocham cię mocniej. - Powiedział i spojrzał na mnie domagając się odpowiedzi.
-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałam to usłyszeć. Myliłam się, byłam głupia. Przepraszam za to co powiedziałam, w ogóle za wszystko. Kocham cię i nigdy nie przestałam, nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło. - Odparłam, a po mojej twarzy znów zaczęły spływać łzy. Zayn otarł je i czule mnie pocałował.
-Zapomnijmy o tym. - Zaproponował, gdy się od siebie odsunęliśmy.
-Ale mi naprawdę jest przykro, tak bardzo przepraszam... - Ciągnęłam.
-Nie wiem o czym mówisz. - Powiedział i splótł nasze dłonie.


LOLA

czwartek, 13 grudnia 2012

# 41.Niall | cz. 2

Część 1<klik>.

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam 2 części, ale kompletnie nie miałam pomysłu co dalej napisać. Dlatego chce strasznie podziękować RECKLESS, która podsunęła mi pewną myśl i dalej już jakoś poszło =]. Jeszcze raz was przepraszam i dziękuje RECKLESS, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła XD ____________________________________________________________________________________

Nagle, kiedy byliśmy dosłownie naprzeciwko dziewczyny ona uśmiechnęła się do mnie i powiedziała coś bezdźwięczni, ale ja i tak wiedziałem co mówi.
- Pomóż mi, tylko ty możesz to zrobić, Ratuj …
Kiedy samochód przejechał obok dziewczyny, ona dosłownie rozpłynęła się w powietrzu, To tak jakby wiatr ja rozwiał.
- Widzieliście to ????????! –krzyknąłem do reszty.
Z: Ale co ?- spytał Zayn ziewając i przeciągając się. Najwidoczniej moje krzyki go obudziły.
Nic nie odpowiedziałem. Powoli się uspokajałem. To robiło się coraz bardziej dziwne. Sny to jedno, ale takie coś.
N: Nie. Już nie ważne.

Po trzech godzinach dojechaliśmy na miejsce. Przez cała drogę myślałem o tym, że zaczyna mi odwalać. Ale teraz już trochę się uspokoiłem. Pewnie trochę się mi przysnęło i to wszystko. Właśnie wyszliśmy z samochodu i pierwsze co zobaczyłem była znów ta dziewczyna. Stała przed drzwiami do szpitala. Tym razem miała na sobie długa wizytową, czerwona sukienkę. Jej włosy były spięte w luźnego koka i co któryś kosmyk wystawał z fryzury dodając całości niesamowitego efektu. Była delikatnie umalowana. Dziewczyna była naprawdę piękna co już wiedziałem z moich snów, Ale teraz wyglądała naprawdę cudownie. Nigdy nie widziałem nikogo równie tak pięknego. Przez chwile nie mogłem oderwać wzroku od tej dziewczyny, ale po chwili zacząłem iść w jej kierunku. Kiedy on to zobaczyła obdarzyła mnie szeroki uśmiechem i powiedziała :
- Pomóż mi, tylko ty możesz to zrobić, Ratuj …
Lekko uniosła swoja sukienkę odwróciła się tyłem i w tym samym momencie drzwi się otworzyły. Znów tak po prostu się rozpłynęła. W jej miejscu stanęła wysoka brunetka po 30 .
- Witam. Nazywam się Emma Sullywan . Strasznie się cieszę, że przyjechaliście. Nasi pacjenci już nie mogli się was doczekać. – przywitała nas uroczyście podając każdemu rękę. – Zapraszam.
- Jak masz na imię ? – spytałem kolejna dziewczynkę.
- Sophie.- powiedziała mała patrząc na mnie dużymi niebieskim oczami, które wydawały się naprawdę ogromne przy jej łysej główce.
Dzieciaki były naprawdę miłe. I wiem, że nasza wizyta sprawiała im wiele radości i powinienem był się bardziej zainteresować się sytuacją. Ale nie potrafiłem. Myślami byłem ciągle przy rudowłosej piękności. Coraz bardziej mnie to przerażało. Może to jakiś duch, albo coś… Nie na naprawdę zaczynałem świrować. Dlatego z powodu mojego zdenerwowania byłem w stanie tylko się uśmiechać i przytakiwać na opowiadane przez moich przyjaciół.
Kiedy złożyłem kolejny autograf, coś za oknem zwróciło moją uwagę. Po raz kolejny była to ta dziewczyna. Stała tam i tak po prostu się we mnie wpatrywała. Tym razem włosy miała związane w wysoką kitkę. Była ubrana w przetarte dżinsy, obcisłą bluzkę na ramiączka i czarną skórę. Ze wszystkich jej wcieleń teraz wyglądała najbardziej realistycznie. Uśmiechnęła się do mnie, ale inaczej niż zwykle. Tak bardziej zadziornie. To jeszcze bardziej wzbudziło moją ciekawość. Wyszedłem z sali, mówiąc reszcie, że idę się przewietrzyć. Kiedy wyszedłem na zewnątrz dziewczyna była już jakieś 200 metrów przede mną, szła sobie powoli w stronę lasy, który był niedaleko ośrodka.
- EJ TY!! -krzyknąłem do niej.
Kiedy, dziewczyna mnie usłyszała odwróciła się w moja stronę chwile na mnie popatrzyła i znów uśmiechnęła się w ten sam sposób. Po czym szybko odwróciła się na pięcie i zaczęła biec. Ruszyłem za nią. Kiedy wbiegłem do lasu stała jakieś 10 metrów przede mną.
- Kim do cholery jesteś ? – spytałem ją.
- Pomóż mi, tylko ty możesz to zrobić, Ratuj…
- To już wiem, ale jak mam cię uratować i przed czym ? – spytałem robiąc parę kroków w jej stronę.
Dziewczyna nie zwróciła uwagi na to co jej powiedziałem. Jakby w ogóle mnie nie usłyszała. Zaczęła iść w głąb lasu, a kiedy nadszedł mocniejszy podmuch wiatru znów rozpłynęła się w powietrzu.
O co w tym wszystkim chodzi ? Teraz to już naprawdę się pogubiłem. Postanowiłem wracać do chłopaków i powiedzieć im, że się źle czuje i muszę jak najszybciej wrócić do domu. Ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zaszedłem tak daleko w głąb lasu. Nigdzie nie widziałem zarysu szpitala. Wszędzie tylko drzewa. No po prostu nie wierzę. Teraz to byłem już mega zły. Przeklinając pod nosem zacząłem iść przed siebie, nie zastanawiając się czy to jest dobra droga. Szedłem tak już około 15 minut, ale byłem jeszcze ciągle tak samo mocno zdenerwowany.
Przez całą drogę wytrwale wpatrywałem się w moje buty. Nie wiem czemu, chyba często tak robię , kiedy jestem zdenerwowany. Ale nagle uniosłem głowę. Po raz kolejny dzisiejszego dnia zobaczyłem ta dziewczynę. Ale tym razem była jeszcze inna niż za tymi wcześniejszymi razami. Wtedy nie zwróciłem uwagi, ale wcześniej jej skóra zawsze była jakoś, dziwnie błyszcząca i przezroczysta. Ta dziewczyna bardziej przypominała człowieka. Była równie piękna jak wcześniej, ale bardziej blada, a jej oczy były lekko podkrążone. Ale najbardziej moja uwagę zwróciło to w co była ubrana. Było to zwykłe białe spodnie i koszula, coś jakby piżama i na chude ramiona miała tylko naciągniętą zielona bluzę. Ten biały strój nosili wszyscy pacjenci w tym szpitalu…
Dziewczyna stała parę metrów przede mną i ze zdziwieniem oraz lekkim przerażeniem się we mnie wpatrywała. Musiała zauważyć mnie wcześniej niż ja ją.
- Co tu robisz ? – spytała mnie. Jej głos tez był inny. Bardziej ludzki.
- A ty ? – spytałem wpatrując się w nią coraz bardziej intensywnie.
- Ja ? Można powiedzieć, że sobie spaceruje. – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
Teraz już nie miałem wątpliwości, że dziewczyna jest jak najbardziej prawdziwa. W tym uśmiechu było tyle uczuć. Niby w sumie to był bardziej taki lekki uśmieszek, ale ukazywał tyle radości i dobra.
Mimowolnie też się uśmiechnąłem. Teraz już cała moja złość i wszystkie problemy odeszły.
- A ja się chyba zgubiłem.- powiedziałem nie przestając się szczerzyć.
Dziewczyna krótko zachichotała.
- Chyba nie jesteś stąd ? – spytała.
- Nie.
- A gdzie chcesz dojść. Często spaceruje w tym lesie, wiec chyba mogłabym ci pomóc.- powiedziała.
- Wiesz, gdzie jest taki duży niebieski szpital ?
- Tak.- powiedziała i mimo, że starała się to ukryć na jej twarzy pojawił się cień smutku. – To w tamą stronę – pokazała drogę, z której przyszła.- Mogę cię zaprowadzić. – zaproponowała lekko speszona.
- Myślę, że bez twoje pomocy za szybko nie wyjdę z tego lasu. – powiedziałem i podeszłem do dziewczyny.
- Jak masz na imię ? – spytała, kiedy szliśmy już ramie w ramię, obok siebie.
- Niall, a ty ?
- TI.- powiedziała dziewczyna.
- To skoro nie jesteś tutejszy, to skąd jesteś ? – kontynuowała TI.
- Na co dzień mieszkam w Londynie, ale jestem z Irlandii.- bardzo ciekawy byłem czy mnie rozpozna. Ale raczej w to wątpiłem, nie wyglądała na nasza fankę.
- Londyn, zawsze chciałam tam zamieszkać. To takie piękne miasto z tyloma możliwościami. – mówiła dziewczyna. Widziałem, że oczyma wyobraźni jest już ona w innym świecie. Ciekawe o czym tak rozmyśla.
- To jak, kiedyś wpadniesz, to już wiesz do kogo możesz się zwrócić.- powiedziałem.
TI nic nie odpowiedziała tylko się do mnie uśmiechnęła.
- A ty tu, gdzieś mieszkasz? – spytałem, po dłuższej chwili ciszy.
- Można tak powiedzieć. Na jakiś czas.
Spojrzałem na nią pytająco, no co ona odpowiedziała:
- Bo widzisz. Ten szpital, o którym mówisz to… to jest tymczasowo mój dom. Bo jestem chora.- powiedziała TI.
Te parę słów były najgorszą rzeczą jaka w życiu usłyszałem. Ten szpital był jednym z nie wielu na świecie, gdzie leczono tylko dzieci chore na raka…
Nie miałem pojęcia co mam jej na to powiedzieć. Powinienem był powiedzieć coś co było by na miejscu, a jedyne co w tej chwili byłem w stanie zrobić, zadać lawinę pytań typu: Jak to ? Dlaczego ? Czy to sobie żartujesz ?. Ale raczej mówienie tego był niestosowne do sytuacji. Dlatego nic nie mówiłem. Czekałem, aż wymyśle coś sensownego. Spojrzałem na TI. Była bardzo opanowana. Jej wyraz się nie zmienił i ciągle wyglądał tak samo spokojnie jak w chwili zanim mi to powiedziała. W cierpliwości czekała na moją reakcje. Przynajmniej to sprawiał, że to byłem w stanie to wszystko jakoś bardziej ogarnąć. Ti chyba po prostu już się ze wszystkim pogodziła…
- To już jesteśmy- powiedziała nagle Ti, kiedy wyłoniliśmy się za ostatnich drzew.
- Dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobił. – powiedziałem szczerze posyłając jej szeroki uśmiech.
- Nie ma za co. Fajnie było kogoś nowego spotkać. Szczególnie w moim lesie. – powiedziała tez się uśmiechając.
- A tak w ogóle to co ty tu robisz ? – spytała TI.
- Wiesz, ja jestem w takim zespole i słyszeliśmy, że jest tu wiele naszych fanów.
- A faktycznie słyszałam, że jakiś sławny boysband ma przyjechać. Więc tu chyba nasze drogi się rozejdą NIall. – powiedziała, ciągle się uśmiechając ale widziałem, że była lekko zasmucona.
- Jeszcze mogę cię odprowadzić. – powiedziałem, starając się z całych sił nie okazywać mojego smutku.
- Wiesz, no właśnie nie do końca. Bo widzisz nikt nie może mnie zobaczyć. Nie wolno mi opuszczać ośrodka. Nikt nie wie, o moich spacerach. Jeśli ktoś się dowie, o tym co robię będę miała kłopoty.
- Ooooooo. To jak chcesz się z powrotem dostać do środka ?
- Mam swoje sposoby.- powiedziała TI, uśmiechając się tajemniczo.
- Potrafisz stawać się nie widzialna ? – spytałem na żarty.
TI krótko się zaśmiała i powiedziała- Nie, ale blisko. Mój sala znajduje się na paterze, od drugiej strony budynku.
- Czyli tak po prostu, kiedy masz ochotę to sobie wyskakujesz, a potem się wspinasz z powrotem ? – spytałem zdziwiony.
- Nie tylko wtedy, kiedy chce pobyć sama i potrzebuje od tego wszystkie uciec.
-Wychodzi na to samo.
Poszedłem z nią okrężna drogą na tyły budynku.
- To tu. – powiedziała i zatrzymała się przy lekko uchylonym oknie.- To chyba czas się pożegnać.
- I co zamierasz tam po prostu wskoczyć ? – spytałem, nie zwracając uwagi na to co powiedziała. Nie chciałem się z nią rozstawać.
- Tak- powiedziała i zanim się zorientowałem znalazła się już w pokoju. Po prostu podciągnęla się na rękach i sprawnie przerzuciła obydwie na nogi przez parapet. Zrobiła to strasznie zręcznie, tak jakby nie sprawiało jej to żadnej trudności. Dziwne jak na osobę chorą. Ale w takim razie może nie było jeszcze tak źle.
- Łał TI. Ja myślałem, ze będę musiał cię tam wrzucać. A tu proszę. – powiedziałem z uznaniem.
Postanowiłem pójść w jej ślady i również dostałem się do jej sali. Akurat, kiedy stanąłem na posadce, ktoś z rozmachem otworzył drzwi. Do sali wbiegły 3 dziewczyny, ubrane podobnie jak TI. Dwie z niech nawet nas nie zauważyły. Bardzo żarliwe czegoś szukały. Ale ta jedna patrzyła na nas z zaskoczeniem. Wiedziałem już, że mnie rozpoznała. Ale za nim dziewczyna zdążyła do siebie dojść. Do pokoju powolnym krokiem weszła cała reszta 1d.
- To co znalazłyście te kartki ? – usłyszałem głos Harrego zanim zdążyłem go jeszcze zobaczyć.
- O NIall. No właśnie, gdzie ty się podziewasz, nie długo już się zbieramy. – powiedział Liam, kiedy mnie zobaczył.

~*~

Daliśmy tym dziewczyną autografy i zrobiliśmy sobie z nimi zdjęcie. Potem przyszedł Paul i oznajmił nam, że już jedziemy. Nie wiedziałem jak się mam zachować. A nie miałem czasu do namysłu, bo już wychodziliśmy. Zdążyłem powiedzieć, tylko : Cześć TI. A ona tylko się do mnie uśmiechnęła.
Przez cały tydzień, po wizycie w szpitalu, nie mogłem przestać o niej myśleć… Co prawda od tamtego momentu, już nie widywałem jej jako ducha, ani nie nawiedzała mnie już w sanach. Ale jakoś tak ciągle przypominałem, sobie widok jej zielonych oczu. W głowie siedziało mi nie tylko to jaka była piękne, ale tez jej słowa. To z jakim spokojem powiedziała mi o swojej chorobie. Tak jakby, już się podała.
Nie wytrzymałem. Musiałem ją jeszcze zobaczyć pojechałem do szpitala. Ale tym razem sam bez chłopaków. Miałem ciemne okulary i kaptur na głowie i ogólnie starałem się nie rzucać w oczy, żeby mnie nie rozpoznano. TI zdziwiła się na mój widok, ale było bardzo szczęśliwa. Miło spędziliśmy czas, dużo się o niej dowiedziałem, a ona o mnie. Jednak to nie było nasze ostatnie spotkanie. Od tej pory przyjeżdżałem do niej raz w tygodniu, a jeśli miałem czas to nawet częściej. Nigdy nie powiedziała mi co tak konkretnie jej dolega. A ja się nie dopytywałem. Myślę, że nie chciał, żeby to wiedział i zresztą chyba się z nią zgadzałem. Ale mimo to widziałem, że z każdym naszym spotkaniem pogarszało się jej. Robiła się coraz bardziej blada, coraz częściej wiązała włosy i stawała się coraz chudsza. Kiedy sobie to wszystko uświadomiłem wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, aby była szczęśliwa. Zdawałem sobie sprawę z tego, że czas też zająć się tym, aby znaleźć odpowiednich lekarzy, żeby jej pomogli. Ale to jakoś spadało na dalszy plan. Może po prostu, bałem się, że nikt nie może jej już pomóc. Ale w tamtej chwili myślałem tak, że najpierw zrobię wszystko, żeby ja uszczęśliwić, a potem zajmę się jej zdrowiem. Na początku postarałem, się o oddzielną sale dla niej i pozwolenie na opuszczenie szpitala na parę godzin, pod moja opieką. Najczęściej chodziliśmy do tego lasu, gdzie się poznaliśmy. Po wielu namowach jej lekarzy, zabrałem ją też do Londynu. To był najpiękniejszy widok, w moim życiu . Widzieć ja taką szczęśliwą. Zachwycała się, każdą rzeczą jaką zobaczyła. Niestety musiała wrócić. Ale dalej spełniałem każde jej marzenie, o którym kiedyś przez przypadek mi powiedziała. Patrzenie ile radości jej to wszystko sprawia było dla mnie najlepszą rozrywką. Wszytko inne przestało mieć znaczenie. Nie chodziłem już na imprezy, nie widywałem się z rodziną, a co do zespołu pokazywałem się tylko na tych niektórych najważniejszych wydarzeniach. Teraz dla mnie liczyła się tylko TI. Czułem, że z każdym dniem czuje do niej coś więcej. Zakochiwałem się w niej. Wiedziałem, że tez nie jest jej obojętny. Ale bałem się zrobić jakiś krok. Obawiałem się tego, że ona woli żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Pewnego dnia, zadzwonił do mnie telefon ze szpitala. Lekarz TI oznajmił mi, że jest z nią bardzo źle. Nie słuchałem go dalej. Wsiadłem w najszybszy samolot ignorując fakt, że byliśmy właśnie na bardzo ważnej gali. Kiedy byłem już na miejscu nie wiedziałem co się dzieje. Wszyscy mówili tylko, że strasznie im przykro i takie różne rzeczy. Ale do mnie nic nie docierało. Dopiero, kiedy jedna z pielęgniarek powiedziała, że Ti mnie teraz potrzebuje. Zostawiłem tych wszystkich ludzi i pobiegłem do moje TI. Leżała bezwładnie na szpitalnym łóżku i był przypięta do tysiąca urządzeń. Wyglądała naprawdę źle. Zniknęły jej piękne rude włosy. Była teraz łysa. Jej zawsze pełne życia oczy, były teraz bure i okalały je ogromne sińce. Oprócz tego była naprawdę okropnie blada.
- Niall- wyszeptała moje imię i starała się do mnie uśmiechnąć.
Podszedłem do jej łózka, uklęknąłem przy niej i obydwiema rękami ścisnąłem jej kościstą, zimna dłoń.
- TI. To nie może być prawdą. O Boże to wszystko moja wina. Przecież mi mówiłaś, że muszę cię uratować. Że tylko ja mogę to zrobić.- mówiłem, a po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
TI otarła je druga ręka, uśmiechnęła się i powiedziała:
- Nie, nie mów tak. Tak miało być. A ty już mnie uratowałeś. Jesteś najwspanialszą osobą, jaką znam. Pomogłeś mi przezwyciężyć strach. Dzięki tobie nie boje się już śmierci. Kiedy się dowiedziałam o moje chorobie wiedziała, że od teraz moje życie, będzie biegło według jednego schematu. Każdy dzień będzie mi przypominał o moim stanie i będzie mnie uświadamiał, że jestem tego coraz bliżej. Coraz bliżej śmierci, której nadejścia tak strasznie się bałam. Myślałam, że każdy dzień będzie wyglądał tak samo. Ale ty to zmieniłeś. Spełniłeś wszystkie moje marzenia. Byłeś przy mnie. Sprawiłeś, że te wszystkie chwile spędzone z tobą byłe najlepszymi momentami w moim życiu. Uratowałeś mnie Niall i za to ci dziękuj. Kocham cię. – wypowiedziała te parę słów patrząc mi głęboko w oczy. Ale to były już jej ostatnie słowa.



KAHN