Przepraszamy, że tak długo, ale był to tak zwany kryzys :)
Imagin na podstawie prompostu Mellody Parks (już drugi, haha).
_______________________________________________________________________
Jesteśmy dla siebie ostrzy, jakbyśmy szli
na wojnę.
„Mam cię już
dość, rozumiesz? Nie chcę wracać do domu ze świadomością, że spotkam tutaj
ciebie. Nie mogę już nawet patrzeć na ciebie. Nie jestem w stanie oglądać
twoich ran, rozcięć, czy zadrapań. To mnie obrzydza. Pomyśl co pomyśli Sophie,
gdy dorośnie? Będzie zadowolona, że jej tatuś to zbrodniarz, który uczestniczy
w nielegalnych walkach? To nieodpowiedni widok dla niej, o dobrym przykładzie
nawet nie wspominając.”
Jesteśmy dla siebie tak szorstcy, wciąż
rzucamy przedmiotami i trzaskamy drzwiami.
„O czym ty
mówisz? Ona ma dopiero dwa lata! Do czasu, gdy dorośnie zdążę to rzucić. Nie
pamiętasz, że obiecuję ci to co noc? Można zarzucić mi wszystko, ale nie to, że
nie dotrzymuję obietnicy, którą złożyłem. Po prostu daj mi czas.”
Stajemy się tak cholernie dysfunkcyjni, że
przestaliśmy to już liczyć.
„Dać ci
czas? Mam ci dać jakiś pieprzony czas?! Daję ci go od pół roku. Cholerne pół
roku z nieprzespanymi nocami, stertą leków nasennych i toną chusteczek. Mam
tego dość. Już nie mogę tego dłużej ciągnąć. To mnie wykańcza.”
Jesteśmy już chorzy, wiem, że tak dłużej
nie możemy.
„Przepraszam.”
Z miłością i
rozczuleniem w oczach obserwowałem Sophie, która przeżuwała owsiankę. Wierzgała
swoimi nóżkami i rączkami na wszystkie strony. We włosach miała wpiętą
spineczkę z niebieskim motylkiem. Ubrana była w zieloną sukienkę z motywem
biedronki na kieszonce. Na szyi zwieszony miała śliniak, który upaćkany był
owsianką, która nie trafiła do ust Sophie.
Karmiłem
dziewczynkę fioletową łyżeczką, która była również jej ulubioną. Była to nasza
ulubiona czynność, która Sophia pozwalała robić tylko mi. W takich momentach
czułem się prawdziwym tatą, który wieczorami siedzi przed telewizorem z
dzieckiem i ogląda seriale na Disney Channel, a nie bierze udział w
nielegalnych walkach.
W kuchni
unosił się zapach gotowanego mięsa i bazylii. Wnętrze pomieszczenia wypełniała
cicha muzyka lecąca z radia i odgłos przypalanego tłuszczu. [T.I.] stała przy
kuchence gazowej i przygotowywała obiad dla naszej dwójki.
Rozwiązałem
śliniak Sophie i uwalniając ją z krzesełka uniosłem do góry. Wytknąłem jej
język i okręciłem wokół własnej osi. Dziewczynka zaśmiała się wesoło.
Delikatnie pocałowałem ją w czubek głowy. Kątem oka zobaczyłem, jak [T.I.] patrzy
w naszą stronę i uśmiecha się pod nosem.
Boję się, że
stracę to przez moją własną głupotę.
-Co u
ciebie? – [T.I.] niepewnym głosem próbowała zacząć rozmowę, której ostatnio
unikaliśmy.
-Nic
ciekawego – wzruszyłem ramionami – Kostka jeszcze trochę mnie boli, ale do
wesela się zagoi – uśmiechnąłem się chcąc rozluźnić atmosferę.
Dziewczyna w
odpowiedzi pokiwała głową i powiedziała:
-Nic nie
musiałoby się goić, gdybyś rzucił to w cholerę.
-Znowu
zaczynasz? – zapytałem i ze świstem wypuściłem powietrze ustami.
-Będę robić
to do skutku – oznajmiła dziewczyna – Dałam ci wybór. Albo ja i Sophie, albo
walki. Decyzja należy do ciebie.
-Dobrze
wiesz co wybrałem! – krzyknąłem unosząc ręce do góry – Obiecałem sobie, że
skończę z tym na dobre. Ale to jak uzależnienie. A adrenalina w twoich żyłach,
gdy jesteś na arenie i zaraz masz skopać dupę przeciwnikowi jest wspaniała. Ale
nic nie może równać się z uczuciem, gdy widzę ciebie, gdy trzymasz na rękach
roześmianą Sophie. Musisz mi po prostu uwierzyć.
-Chciałabym
i staram się z całych sił, ale to trudniejsze niż może ci się wydawać –
powiedziała dziewczyna przygryzając wargę.
-Wiem,
skarbie, rozumiem – delikatnie dotknąłem ramienia dziewczyny – Wcześniej wiele
razy mówiłem sobie, że odejdę od was, bo nie zasługiwałem na tak wspaniałą
rodzinę jak wy. Ale, gdy tylko pojawiałaś się znów wzbudzałaś moją miłość.
Wtedy przestawałem używać głowy, po prostu dawałem sobie z tym spokój.
Przyległaś do mojego ciała, jak tatuaż. I wtedy czułem się jak głupiec, który
czołga się powrotem ku tobie.
[T.I.]
chciała coś powiedzieć, jednak przerwałem jej w pół słowa oznajmiając:
-Nie musisz
mi odpowiadać – zdjąłem rękę z ramienia dziewczyny i nalałem soku
pomarańczowego do niebieskiego kubka – Po prostu to wiedz. Ale jest jeszcze
jedno… Co do jutrzejszej walki… Bo wiesz, szkoda, gdyby te wszystkie… moje
przygotowania… no, ten… poszłyby na marne – wydukałem nie patrząc w oczy [T.I].
-Jeśli
pójdziesz na tą walkę to nie masz czego w tym domu szukać – powiedziała bez
ogródek tępo patrząc się w jeden punkt za oknem.
-Błagam.
Ostatni raz. – powiedziałem błagalnym tonem chwytając ją za rękę. Jednak
dziewczyna wyrwała się z mojego uścisku i nagle poczułem ciepło rozlewające się
po moim policzku. Zacząłem pocierać obolałe miejsce. – Ałć. A to za co?
- Za co? –
wybuchła [T.I.] – Pytasz się za co?! Mam cię dość. Co chwila zmieniasz zdanie.
Zdecyduj się wreszcie co jest dla ciebie w życiu ważniejsze i jakimi drogami
chcesz podążać. Jesteś tak strasznie bipolarny. I wiedz, że jeśli weźmiesz
jutro udział w tej walce to możesz o mnie zapomnieć. Nie chcę być z osobą, dla
której nie jestem najważniejsza.
Chciałem
bronić własnego zdania, jednak bałem się, że mogę powiedzieć o dwa zdania za
dużo i później żałować swoich słów. Zamiast tego wziąłem głęboki wdech i
wybiegłem z mieszkania po drodze łapiąc torbę z ubraniami z wczorajszego
treningu. Usłyszałem wołanie [T.I.], jednak wolałem je zignorować. Musiałem się
wyładować, a składało się tak, że doskonale znałem do tego miejsce.
~*~
Patrzyłem
jak białe bandaże oplatają moje dłonie. W powietrzu unosił się zapach potu i
desperacji. Od ścian pomieszczenia odbijał się dźwięk uderzenia ciała o matę na
ringu oraz cichej muzyki rockowej wydobywającej się z radia ustawionego pod
jedną ze ścian. Dookoła roiło się wiele mężczyzn z rozbudowanymi mięśniami i
siniakami na twarzach.
-Może być?
Nie za ciasno? – z rozmyślenia wyrwał mnie głos mojego przyjaciela Nathana,
który pomagał mi w treningach.
-Nie, jest
okej – odparłem i potrząsnąłem głową w potwierdzeniu moich słów.
-Dobrze.
Załóż rękawice i wejdź na ring. Teraz nasza kolej – powiedział chłopak idąc do
wcześniej wspomnianego miejsca. W odpowiedzi pokiwałem głową i zacząłem
zakładać je na swoje dłonie. Na końcu zasznurowałem je, bo w trakcie treningu
nie zsunęły mi się z rąk.
Wchodząc na
ring rozchyliłem otaczające je liny, by swobodnie znaleźć się na arenie. Nathan
już na mnie czekał z założonymi specjalnymi nakładkami, na których ćwiczyłem
swój lewy i prawy sierpowy.
-Gotowy? –
zapytał chłopak upewniając się, czy jestem gotowy do walki. W odpowiedzi
pokiwałem głową.
Miękko
ugiąłem nogi i podniosłem ręce do góry, by wykonać gardę. Delikatnie
podskakiwałem w miejscu, by dodać sobie animuszu oraz by mój ruch był
płynniejszy. Słyszałem jak podeszwy moich butów skrzypią na materacu.
-Dalej
Harry! Uderz! – krzyczał Nathan, by zachęcić mnie do zaatakowania.
Dałam ci wybór. Albo ja i Sophie, albo
walki.
Usłyszałem w
swojej głowie głos [T.I.]. Czułem jak moje żyły zalewa adrenalina i złość.
Jedno
uderzenie za ultimatum, które mi postawiła.
Chciałabym i staram się z całych sił, ale to
trudniejsze niż może ci się wydawać.
Drugie
uderzenie za to, że najważniejszy dla mnie człowiek na świecie nie jest pewny,
że kocham go bardziej niż cokolwiek innego.
Jeśli pójdziesz na tą walkę to nie masz
czego w tym domu szukać.
Trzecie
uderzenie za to, że właśnie niszczę sobie związek z miłością mojego życia.
Zdecyduj się wreszcie co jest dla ciebie w
życiu ważniejsze i jakimi drogami chcesz podążać.
Czwarte
uderzenie za to, że jestem tak cholernie pogubiony w moim życiu.
Czułem jak
moje ciało powoli zaczynało opadać z sił i emocji, którymi było targane. Ręce
trzęsły się, a nogi uginały pode mną. Opuściłem dłonie i zacząłem zdejmować
rękawice.
-Hej, stary.
Wszystko w porządku? – zapytał Nathan z wyraźną troską narysowaną na twarzy.
-Tak, ja po
prostu… Możemy zrobić chwilę przerwy? – zapytałem czując jak głos zaczynał mi
się łamać.
-Jasne.
Chcesz wody? – mężczyzna rzucił mi butelkę niegazowanego napoju. Odkręciłem
nakrętkę i pozwoliłem, by zimna ciecz ochłodziła moje gardło.
-A jak z
jutrzejszą walką? – zapytał chłopak, na co wzruszyłem ramionami – [T.I.] nie ma
nic przeciwko?
-Nie musi
wszystkiego wiedzieć, prawda? – uśmiechnąłem się chytrze. Czułem się jak
największy zbrodniarz.
-Harry,
jeśli chodzi o Adama. Wiem, że jutro masz stoczyć z nim walkę i za wszelką cenę
chcesz skopać mu tyłek, ale zastanów się. Czy to jest warte twojego związku?
Czy to, że chcesz pokazać, że jesteś lepszy niż były [T.I] jest ważniejsze?
-Za dobrze
mnie znasz – powiedziałem i uśmiechnąłem się pod nosem – Ale nie gadaj jak moja
matka. [T.I.] nie wie, że jutro mam bić się z Adamem. Ja po prostu chce pokazać
mu, że jeśli on złamał serce mojej dziewczynie to ja złamie mu kręgosłup.
-Rób co
chcesz, ale nie mów, że cię nie ostrzegałem.
-Pieprz się –
powiedziałem zakładając rękawie, by wrócić do treningu.
RECKLESS