Zapewne dziwi Was fakt, iż na naszym blogu pojawił się nowy post, jednak musimy Was rozczarować, ponieważ nie jest to nowy imagin, ani druga część Harrego. Po tym co zrobiłyśmy nie mamy prawa o to prosić, jednak byłoby naprawdę wspaniale, gdybyście zdecydowały się przeczytać to co mamy wam do powiedzenia.
Przede wszystkim chciałybyśmy Was z całego serca przeprosić. Nie tylko za to, że kompletnie zawaliłyśmy nasze obowiązki i przestałyśmy cokolwiek dodawać, ale również za to, że zniknęłyśmy bez słowa. Mogłyśmy zakończyć sprawę inaczej i za to, że tego nie zrobiłyśmy również przepraszamy.
Naprawdę przykro nam z tego powodu, że zostawiłyśmy Was po tym wszystkim z niczym. Po tym jak poświęcałyście swój czas, by czytać nasze lepsze i gorsze prace. Po tym jak chwaliłyście lepsze i pomagałyście dopracować gorsze. Po tym jak razem z nami rozkręciłyście bloga, bo nie oszukujmy się, bez Was nigdzie byśmy nie zaszły. Dziękujemy za wszystkie komentarze, które zawsze motywowały nas do dalszej pracy i wierzcie, iż nie są to puste słowa, gdyż każdy z nich znaczył dla nas niewyobrażalnie wiele. Znaczył i nadal znaczy, tak samo jak cały ten blog, Wy i wszystko co z nim związane. Nawet nie możemy zliczyć ile wspaniałych wspomnień wiąże się z tym co razem zbudowałyśmy i po tym jak odeszłyśmy bez słowa możecie nam nie wierzyć, lecz nigdy nie zapomnimy spędzonych tu chwil.
Wiele z Was zapewne zachodzi w głowę czemu odeszłyśmy. Mogłybyśmy użyć najprostszej wymówki i najzwyczajniej w świecie zasłonić się szkołą, nauką i nadmiarem obowiązków, jednak nie byłoby to w porządku. Sądzimy, że po wszystkim co dla nas robiłyście, zasługujecie na prawdę. A jest ona taka, że naszą intencją nie było zniknąć na zawsze. Może głupio to zabrzmi, ale to, że żaden imagin nie pojawił się na blogu przez kilka miesięcy było... przypadkiem? Po prostu jakoś tak wyszło. Początkowo nie mogłyśmy się dogadać, której jest kolej, następnie poczęłyśmy coraz bardziej odkładać wszystko w czasie, który w końcu w całości pochłonięty został przez najstarszą wymówkę świata, czyli szkołę i zanim się obejrzałyśmy... minęło pięć miesięcy odkąd po raz ostatni dodałyśmy coś na bloga. Może to trochę egoistyczne, lecz uwierzcie, że nam było równie trudno, co Wam. Nie chciałyśmy dopuścić do świadomości, iż coś co budowałyśmy razem, z niebywałą gorliwością i sercem, skończyło się od tak. Przez pewien czas oszukiwałyśmy same siebie, iż jeszcze uda nam się wrócić, ale im dłużej czasu nad tym myślałyśmy, tym cięższy wydawał nam się owy powrót, również ze względu na zwykły brak weny i chęci. Zdajemy sobie sprawę z tego, iż zapewne nie jest to dobre wytłumaczenie, ale nie chciałyśmy Was okłamywać.
Przepraszamy, że wyznanie Wam prawdy zajęło nam tak długo, lecz dopiero, gdy uświadomiłyśmy sobie, iż do dnia dzisiejszego komentujecie nasze prace, wyrzuty sumienia, które nękały nas już od dawna, przybrały na sile. W końcu jednak zebrałyśmy się w sobie i dopiero dziś mamy odwagę, by przedstawić Wam sprawę jasno i tak jak na to zasłużyłyście.
Zdajemy sobie sprawę z tego, iż zapewne nikt tego nie przeczyta, a nawet jeśli, na pewno nas nienawidzi, jednak nie mogłyśmy postąpić inaczej. Lepiej późno niż wcale, czyż nie? Tak więc uroczyście i oficjalnie ogłaszamy, iż nasz blog zostaje zawieszony. Piszemy "zawieszony" i choć nie towarzyszy nam zbyt wielka nadzieja na powrót, to nigdy nie mów nigdy, tak?
Macie prawo być na nas złe i jeśli tylko chcecie, możecie napisać nam co o nas myślicie, a nam pozostanie tylko czytanie tego ze łzami w oczach, bo mówiąc wprost zawaliłyśmy sprawę. Lecz jeśli tylko zostanie garstka ludzi, która chciałaby czytać nasze prace to kochamy ją całym sercem i może kiedyś dla niej wrócimy.
LOLA, RECKLESS, KAHN
poniedziałek, 5 maja 2014
środa, 16 października 2013
# 122. Liam | cz.2
- Powiedz coś!- Liam dalej krzyczał.
Stałam wpatrując się w niego i nie mogąc wydusić z siebie,
ani słowa. Nie wierzyłam, że ta chwila, kiedyś nadejdzie. Jak to możliwe, że po
tylu latach poznał prawdę i to na dodatek nie dowiedział się tego ode mnie. –
S-skąd to wiesz?- zapytałam szeptem przerażona tym, że to wszystko dzieje się
naprawdę.
- Czyli to jednak prawda.- powiedział już spokojniej Liam.
Odwrócił się na pięcie i odszedł parę kroków, ale nagle jednak wrócił w swoje
poprzednie miejsce.- To nie ma znaczenia skąd wiem. Co ty sobie myślałaś?
Okłamujesz mnie od trzech lat. Zmyśliłaś wszystko. Nic co o tobie wiem nie jest
prawdą. Głupie ściemnianie w wieku piętnastu lat to jedno, a co innego nie przyznać
się do niczego przez tyle czasu. To jest chore, ty jesteś chora. Wiesz jak to
jest, kiedy wydaje ci się, że ktoś rozumie cię lepiej niż ty sam, a ty jego i
nagle w jednej chwili okazuje się, że wcale tak nie jest? Że to wszystko gówno
prawda. TI czy ty zdajesz sobie sprawę ile dla mnie znaczyłaś? Ja czułem, że
się w tobie zakochuje. Nie co ja gadam, ja cię kochałem. I myślałem, że też nie
jestem ci obojętny, a ty… a ty mnie okłamujesz odkąd się poznaliśmy.
Tego się nie spodziewałam. Praktycznie czułam jak poczucie
winny zalewa mnie od czubka głowy po koniuszki palców. Nie mogłam złapać
oddechu.
- Liam proszę…- zaczęłam, ale nie byłam w stanie skleić
poprawnie zdania.
- Nie. Tego jest dla mnie za dużo. Za bardzo mnie to przytłacza. – przerwał mi.
- Myślę, że powinnaś już iść.
Spojrzałam po raz ostatni na chłopaka. Jego twarz nie
wyrażała żadnych emocji. Usilnie unikał wzrokiem mojego spojrzenia. Kiedy tylko
opuściłam próg mieszkania Liama, on głośno zatrzasną za mną drzwi.
Zapewne spokojnie zdążyłabym stanąć w kolejce do
schroniskach. Ale nie myślałam teraz o ci sutym posiłku i spędzeniu nocy w
ciepłym pomieszczeniu na całkiem wygodnym łóżku.
To wszystko potoczyło się zdecydowanie za szybko. W jednej
chwili szłam skacząc z radości na spotkanie z Liamem, a w drugiej jedyna osoba,
na której mi zależało kazała mi spierdalać. A teraz szlajałam się po ulicach
miasta nie mając pojęcia co mam ze sobą zrobić. Byłam idiotką. Jak mogłam sądzić, że będę w stanie ciągle udawać przed
Liamem, że jestem zwykłą dziewczyną, mieszkającą w akademiku, która oddawał
przysługę babci i wyprowadzała jej psy na spacer. Przecież to oczywiste, że
wszystko by się wydało. Na dodatek im dłużej w tym wszystkim trwałam tym
trudniejsze było wyjawienie prawdy. Zarówno dla mnie jak i dla niego do
przyjęcia. Jednak moją głupotę jeszcze bardziej udowadniał fakt, że nic nie
zrobiłam, żeby wyjaśnić to Liamowi. Po prostu sobie poszłam. Nie błagałam na
kolanach o wybaczenie. Nie powiedziałam, że ukrywałam prawdę z obawy, że mogę
go stracić. Nie krzyczałam jak bardzo mi na nim zależy.
Nie wiedziałam co teraz. Ja naprawdę miałam tylko Liama. On
nigdy mnie nie zawiódł. Czułam wzbierająca się złość. To wszystko moja wina.
Chciałam się za to jakoś ukarać. Powinnam zapłacić, za moją głupotę. Wplotłam
ręce we włosy mocno za nie pociągnęłam. Poczułam jak oczy zaczęły zachodzić mi
mgłą, a już po chwili po moich policzkach spływały pojedyncze łzy. W końcu moje
nogi poniosły mnie pod opuszczony budynek. Ten sam co przed lat. Weszłam na
samą górę. Słońce ciągle przyjemnie przygrzewało. Usiadłam na ziemi i po prostu
wpatrywałam się w dal.
Nawet nie poczułam, jak upłynęło tyle czasu. Słońce już
dawno schowało się za horyzontem i nastał zmierzch. Leżałam i wpatrywałam się w
niebo. Wspominałam wspólnie spędzony czas z Liamem. Potrafił być naprawdę
słodki. Mówił, że najważniejszy dzień w roku to data naszego poznania i nazywał
to naszą rocznicą. Każdego roku dostawałam od niego pluszowego misia i słodkie
czekoladki. Ale potrafił też pokazać swoje drugie oblicze. Był uparty jak
osioł. Zawsze musiał postawić na swoimi i zazwyczaj to ja musiałam ustąpić i
postępowałam tak jak on tego chciał.
Nagle z rozmyśleń wyrwało mnie ciche westchnięcie.
Zaskoczona szybko obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam ostatnią osobę jaką bym
się spodziewała ujrzeć w tamtym momencie. Liam stał nade mną lekko się uśmiechając, ale
jego oczy zdradzały zmartwienie. Mimo, że przez te wszystkie lata, kiedy tu
przychodziliśmy nigdy nie natknęliśmy się na nikogo innego, widok Liama
potwornie mnie zdziwił.
Chłopak ostrożnie usiadł koło mnie nie spuszczając ze mnie
wzroku nawet na sekundę.
- Nie płacz TI.- powiedział miękko i delikatnie wytarł
dłonią moje mokre policzki.
To przyniosło odwrotny efekt. Do tej chwili zastanawiałam
się czy to dzieje się naprawdę. Ale teraz już byłam pewna, że to nie są moje
złudzenia, przecież wyraźnie czułam jego dotyk. Wybuchłam płaczem, nawet się
nie powstrzymując. Liam bez słowa mocno przytulił i uspokajająco gładził po plecach.
-Przepraszam.- udało mi się wychlipać.
- Ciii TI, już dobrze.- uspokoił mnie chłopak.
- Nie, nie jest dobrze.- zaprzeczyłam i oderwałam się od
niego.- Okłamywałam cię. Wymyśliłam osobę, którą tak naprawdę nie jestem. Ale błagam wybacz mi. Ja nie
wiedziałam jak mam ci to wytłumaczyć. Nie chciałam cię stracić.- mówiłam
pociągając nosem.
- Było minęło. To nawet zabawne. Będę mógł cię na nowo
poznawać. To jak obejrzeć po raz drugi swój ulubiony film, ale wcale nie wiedząc
co się wydarzy.- powiedział uśmiechając się ciepło.
Spojrzałam na niego zdziwiona, on westchnął nie przestając
się uśmiechać. Zgarnął mi pasemko włosów z czoła i zaczął owijać je sobie wokół
palca.
- Nie powinienem był cię oceniać. Szczególnie, kiedy jesteś
w takiej sytuacji. Po prostu przykro mi, że nie mogłem ci pomóc. Ale teraz już
wiem i to się zmieni. Chodźmy – powiedział chłopak.
Liam wstał szybko i pomógł mi się podnieść.
- Gdzie?- zdziwiłam się.
- Do mnie. Zamieszkasz ze mną.- powiedziała jak gdyby nigdy
nic.
- Co? Liam właśnie dowiedziałeś się, że jestem bezdomną
sierotą, o której praktycznie nic nie wiedziałeś. I chcesz, żebym z tobą
zamieszkała. Przestań.
- No dlatego chce, żebyś wreszcie miała dom i osobę, która
będzie się o ciebie troszczyć. Pozwól sobie pomóc. Nigdy więcej nie będziesz
już sama. Masz mnie.- mówiła Liam, ale widząc, że wciąż nie jestem pewna czy to
dobry pomysł dodał.- Przestaniesz marudzić jeśli dodam, że to wyjście
tymczasowe?
- Jesteś pewien?- spytałam nadal mając wątpliwości.
- Tak. Ale tak w głębi duszy mam nadzieje, że to tymczasowe
bardzo się przeciągnie.- powiedział nagle.
Słysząc to wybuchłam śmiechem.
- Będzie dobrze.
Obiecuje, że od tej pory wszystko zacznie się układać.- powiedział Liam łapiąc
mnie za rękę.
- Jest dobrze od momentu, kiedy się spotkaliśmy.
Liam uśmiechnął się i złożył miękki pocałunek na moich
ustach, mocno mnie do siebie tuląc.
KAHN
wtorek, 8 października 2013
# 121. Liam | cz. 1
Ludzie tak naprawdę nie zdają sobie sprawy jak niewiele
potrzebne jest im do szczęścia. Chyba, że oni inaczej je definiują. Mi do
brnięcia przez życie z uśmiechem i czerpania przyjemności z każdego momentu
potrzebne było tylko jedno. Potrzebowałam tylko jego. Liama.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Od czwartego roku życia
mieszkałam w domu dziecka. Nie znałam moich rodziców. Matka zostawiła mnie w
Boże Narodzenie w Kościele na Pasterce. Tak wiem, trochę dramatyczne. Od
tamtego czasu mieszkałam u rodzinach zastępczych i w sierocińcach. Los chciał, że
nikt z ludzi szukających dzieci do adopcji się mną nie zainteresował. Nie
miałam z tego powodu żadnych kompleksów ani pretensji do całego świata, że nikt
mnie nie chce. Tak naprawdę nie byłam pewna czy potrafiłabym żyć w takiej
prawdziwej rodzinie. Nie wiedziałam czego by ode mnie oczekiwali, ani jak
powinnam się zachowywać. Więc w gruncie rzeczy nie przeszkadzało mi to, że
każda z par poszukująca przyszłych potomków omijała mnie szerokim łukiem. Miałam tylko jeden problem.
To, że nie chciałam by mnie adoptowano nie znaczyło, że cieszyłam się z życia w tym miejscu. Nienawidziłam go. Czułam, że się tam dusze. Zero własnej woli.
Nie masz do niczego praw, ani nic nie należy do ciebie. Nowe twarze dzieci i
opiekunów zmieniały się co chwilę. Lubiłam spokój i samotność. A to były
ostatnie z rzeczy jakie można znaleźć w sierocińcu. Z wiekiem było coraz
gorzej. Ta świadomość, że wszystko coraz bardziej mnie ogranicza i że zostało
mi jeszcze tyle lat do opuszczenia tego miejsca za bardzo mnie przytłaczała. W
końcu, gdy miałam piętnaście lat postanowiła stamtąd uciec. Zaczęłam to
planować już miesiąc wcześniej. Wierzyłam w to, że mi się uda i czułam, że
jeśli poniosę klęskę będzie to dla mnie koniec. Więc pewnego lipcowego wieczoru
spakowałam wszystkie swoje rzeczy, które ograniczyły się do paru ubrań i
szczoteczki do zębów. Po wybiciu północy otworzyłam okno i powoli ześlizgnęłam
się po gałęziach pobliskiej jabłonki na ziemię. Co było nie lada wyzwaniem, bo
nie mogłam obudzić pozostałych dwudziestu dzieci. Potem szybko prześlizgnęłam
się przez dziurę w ogrodzeniu. Wreszcie poczułam się wolna. Pamiętam to uczucie
do dziś. Odetchnęłam głęboko i chciałam wykrzyczeć całemu światu, że już teraz
nikt nie jest w stanie mnie powstrzymać. Jednak gdzieś tam nadal czułam niepokój,
że ktoś może mnie zobaczyć i mnie złapie. Biegiem ruszyłam przed siebie. Oczyma
wyobraźni już widziałam malutkie, przytulne mieszkanie w którym bym
zamieszkała. Znalazłabym jakąś pracę w sklepie, albo cokolwiek. Może piekarnia.
Kupiłabym kota, najlepiej rudego i nazwałabym go Garfield. Wiem, że to może i
mało oryginalne, ale mi się podobało. Dziś bawi mnie to jaka byłam naiwna.
Biegłam już dobre dwadzieścia minut i czułam, że brak mi
tchu. Zaczęłam zwalniać. Nagle, kiedy doszłam na róg ulicy coś mnie uderzyło. Upadłam
na chodniki i syknęłam z bólu.
-P-przepraszam.- usłyszałam jakiś głos, między przekleństwami.
Nie cały metr ode mnie, na chodniku leżał jakiś chłopak. Powoli
się podniósł i wyciągnął w moją stronę rękę chcąc pomóc mi wstać. Szybko sama
sobie poradziłam ignorując ból w łokciu. Chłopak zmieszany podrapał się ręką w
tył głowy.
- Wybacz. Jestem Liam.- przedstawił się posyłając mi słaby
uśmiech.
Przez to, że było ciemno nie byłam pewna ale wydawało mi
się, że chłopak musiał być miej więcej w moim wieku.
- Nie chciałem. Biegłem… nie zauważyłem cię- tłumaczył się
dalej chłopak, kiedy ja wciąż milczałam.
- Nie- przerwałam mu.- Yyy To nie ważne.- ucięłam szybko. –
Muszę już iść.
- Czekaj, jak masz na imię?- zatrzymał mnie jeszcze chłopak.
- TI - powiedziałam niepewnie.
- To mogę zadań ci pytanie TI?- spytał uśmiechając się
łobuzersko.
Spojrzałam na niego zdziwiona.- Dobrze.
- Czy ty też uciekasz?
W jednej sekundzie poczułam jak krew odpływa mi z twarzy.
Skąd mógł wiedzieć? Co teraz? Czy to
oznacza już koniec mojej wielkiej ucieczki?
-Spoko ja też.- powiedział chłopak interpretując moją
reakcje jako potwierdzenie.- Znam takie miejsce, gdzie raczej nikt nas nie
będzie szukał. To niedaleko przejdziemy się?- zaproponował Liam.
Przez chwilę przyglądałam się mu oceniając czy możliwe by
był seryjnym mordercą, jakimś zbokiem, lub co gorsza miał jakiś związek z
opieką społeczną lub moim obecnym domem dziecka. Liam uśmiechnął się
zawstydzonym tym jak intensywnie się w niego wpatruje. Naprawdę byłam rozdarta.
Co powinnam zrobić? Raczej jak najszybciej uciekać modląc się, żeby nie
zapamiętał jak wyglądam. Jednak ciekawość okazała się silniejsza od zdrowego
rozsądku. Kim on do cholery jest?
- To jak co robimy?-spytał niecierpliwiąc się.
-Wyjaśnijmy sobie coś. Nie znamy się, a ja naprawdę nie
potrzebuje kłopotów.- powiedziałam patrząc na niego surowo.
- W takim razie obiecuje, że przeze mnie nie będziesz miała problemów.
Tędy- wskazał drogę między budynkami.
Szliśmy w milczeniu. On pierwszy ja zaraz za nim. W końcu
dotarliśmy do miejsca, o którym mówił Liam.
Był to jakiś opustoszały budynek z wielkim ogłoszeniem „DO
WYNAJĘCIA”. Liam zaczął coś majstrować
przy jednym z okien. Nagle otworzył jakieś tylne drzwi i wślizgnął się do środka. Szybko zniknął w
mroku lecz już po chwili ujrzałam go, kiedy otworzył
drzwi.
-Zapraszam.- powiedział wesoło.
Powoli weszłam do środka.
- Tak tylko się upewniam. Nie jesteś jakimś wariatem ani
pedofilem prawda?- spytałam, kiedy drzwi się za mną zamknęły.
Liam zaśmiał się rozbawiony i szybko zaprzeczył. Ruszyliśmy
klatką schodową w górę. Po pokonaniu jakiś czterech pięter Liam otworzył
kolejne tajemnicze drzwi. Tym razem znaleźliśmy się na dachu. W pobliżu nie
było równie wysokiego budynku dlatego nic nie zasłaniało panoramy miasta. Mrok
nocy rozświetlały gwiazdy i światła latarni.
- Masz racje nikt nas tu nie znajdzie, nawet jeśli będzie
szukał.- powiedziałam.
- Nigdy nie uwierzysz jak znalazłem to miejsce. – mówił
uśmiechając się sam do siebie.
Nie rozwinął tej myśli, a ja uznałam, że może wcale nie chce
wiedzieć.
- Kurde ciężko przyznać, ale jesteśmy żałośni.- powiedział
nagle Liam.
- Jak to?- nie rozumiałam o co mu chodziło.
- No wiesz. Zagubieni nastolatkowie. Ten okres buntu i
ucieczka z domu. – mówił przewracając oczami.
- To nie rozumiem, czemu uciekłeś skoro myślisz, że to
żałosne.
Liam spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam niepewność,
czy aby na pewno powinien mi to mówić. W końcu jednak zaczął:
- Rodzice mnie przyłapali na jaraniu z kuplami. Mieli nie
wracać na noc i się tego nie spodziewaliśmy. Strasznie się wkurwili. Mam
szlaban na wszystko. Dobrze, że pozwalają mi w ogóle coś jeść. Ale mało tego,
chcą jeszcze przeprowadzić poważną rozmowę z starymi moich kumpli. Więc jeszcze
ich w to wpakuje. Strasznie przesadzają. Matka zachowuje się jakbym był dla
niej zupełnie nową osobą i patrz jak na przestępcę, a ojciec postanowił mnie
ignorować. – powiedział wzruszając ramionami.
Tak to się nazywają prawdziwe problemy nastolatków…-
pomyślałam.
- Jestem pewien, że w moim wieku robili podobne rzeczy.
Zresztą kurde naprawdę nie mają ze mną nie wiadomo jakich problemów. Oni chyba
nie zdają sobie sprawy co robią niektóre osoby w naszym wieku. – mówił.
-Tak, pewnie nie zdają sobie sprawy, bo maja idealnego
syna.- przerwałam mu, nie mogąc wytrzymać.
- Nie powiedziałem, że jestem idealny. Tylko ja po prostu…-mówił
zmieszany moja postawą.
- Tylko po prostu jesteś jak
większość nastolatków. Czyli nie jesteś od niczego uzależniony, nie
karany i nie zostałeś nastoletnim ojcem. Nie no naprawdę pogratulować. Nie
rozumiem czemu twoi rodzice nie dziękują ci każdego dnia za to, że jesteś
przykładem wzorcowego dziecka.- powiedziałam upychając w moją wypowiedz jak
największą ilość sarkazmu.
Liam patrzył na mnie krzywiąc się. Nie był głupi, wiedział,
że im bardziej będzie chciał się bronić tym ja znajdę więcej dowodów na to,
że to co mówi jest po prostu śmieszne.
- No to skoro masz takie podejście do wszystkiego to co tu
robisz? Czemu uciekłaś z domu skoro jesteś grzeczną i dobrą córką?- Uderzył w
mój czuły punkt.
- Ja…- zająknęłam się.
I tak to się wszystko zaczęło. Trwało to może sekundy.
Wydaje mi się, że nad tym nie panowałam. Jakby ktoś inny w tamtym momencie wszedł do mojej głowy i
zrobił to wszystko za mnie, a ja stałam z boku i się temu przyglądałam. Ale
prawda jest taka, że to ja wtedy skłamałam. Wymyśliłam zupełnie nową osobę. Opowiadałam o dziewczynie, która
mieszkała z kochającą rodziną. Mama była lekarzem, a ojciec pracował w
korporacji. Miała też młodszego i nieznośnego brata, którego i tak bardzo
kochała. Chodziła do prywatnej szkoły, a w wolnych chwilach spotykała się z
przyjaciółmi. Zwyczajna, ale szczęśliwa dziewczyna. Ale, przecież to nie byłam ja.
Liam we wszystko uwierzył, no bo niby czemu by miał tego nie
zrobić. Życie nastolatków tak właśnie wygląda. Powiedziałam mu, że wcale nie
uciekłam tylko szłam do babci. Matka była z nią pokłócona, a mi bardzo zależało
na kontakcie z babcią. Więc korzystając z okazji, że rodzice wyszli
postanowiłam ją odwiedzić, ale nie znałam ze dobrze tej okolicy i się zgubiłam.
Dziwne, że wymyśliłam akurat to, no ale w sumie i tak podziwiam się, że moja historia trzymała się kupy.
Kiedy Liam wysłuchał
wszystkiego uznał za śmieszne i trochę dziwne, że się spotkaliśmy w takich
okolicznościach. Potem wszystko potoczyło się niezwykle zaskakująco.
Rozmawialiśmy bardzo długo. Zrobiło się już dawno jasno. Liam był zabawny, ale
nie popisywał się w ten żałosny sposób co chłopcy, których znałam z sierocińca.
Dużo mi o sobie opowiadał. Jego życie było bardzo ciekawe. Mogłabym o tym
słuchać godzinami, a przysięgam, że by mi się nie znudziło. W końcu jednak
wspólnie ustaliliśmy, że niestety musimy wracać do naszych domów. Nagle Liam
wypalił w żarcie, że następnym razem jak będę wybierać się do babci, powinnam
dać mu znać. Przynajmniej wtedy się nie zgubie. Słysząc to zaczęłam dalej
brnąć w moje kłamstwa. Powiedziałam mu,
że planuje się do niej udać za tydzień i jak jeśli ma ochotę, możemy się
zobaczyć jak będę wracać. Chłopak zareagował na to
przedziwnie ochocze. Od razu się zgodził.
Oczywiście moja wielka ucieczka skończyłaś się tak jak w
przypadku większości nastolatków. Wróciłam, zanim ktokolwiek zauważył, że
zniknęłam. Ale nie zastanawiałam się nad tym za dużo. Moje myśli w całości
pochłoną Liam. Po tygodniu analizowania przeze mnie każdego momentu naszego
spotkania, zobaczyliśmy się znów. W tym samym miejscu i o tej samej porze.
Wszystko wydawało się iść tak dobrze. Świetnie nam się rozmawiało. Mieliśmy
podobne podejście do życia. Liam był czasem nierozważny i niesamowicie
beztroski. Bawił mnie swoją ufnością i lubiłam sprowadzać go na ziemie. Mimo to
on potrafił śmiać się z samego siebie i usprawiedliwić w jakiś niezwykle uroczy
sposób. Nawet nie wiem, kiedy zaprzyjaźniliśmy się, aż tak bardzo.
Jednak pozostawała sprawa mojego kłamstwa. Nie odkręciłam
tego, a nawet gorzej. Brnęłam w to wszystko dalej. I robiłam to do dziś…
~*~
Był to niezwykle przepiękny dzień. Mimo, że to już październik
było bardzo ciepło. Słońce mocno
świeciło przebijając się przez kolorowe liście drzew. Wiał lekki, przyjemny
wiatr. Szłam pewnym krokiem radośnie się uśmiechając. Przyczyną mojego dobrego
humory nie była tylko ładna pogoda. Miałam się zobaczyć z Liamem. Tym bardziej się
cieszyłam na to spotkanie, ponieważ nie widzieliśmy
się już od dłuższego czasu.
Nasza znajomość trwała już trzy lata. Strasznie szybko
zleciał mi ten czas i nie mam pojęcia jak kiedyś mogłam funkcjonować bez Liama
obecnego w moim życiu. Tradycją dla nas stało się spotykanie na dachu budynku z
dnia naszego poznania ale widywaliśmy się też w innych miejscach. Szczególnie
ostatnio. Liam chciał chodzić na imprezy, gdzie zapoznawał mnie z resztą swoich
znajomych. Często też nie był w stanie
ruszyć tyłka z kanapy swojego mieszkania, dlatego ja przychodziłam do niego.
Widywanie się z Liamem miało swoje konsekwencje. Miałam już osiemnaście
lat. Więc skoro byłam pełnoletnia nie było dla mnie miejsca w domu dziecka. W
dniu moich urodzin z uśmiechem opuściłam tamto miejsce. Bez grosza przy duszy i
żadnych perspektyw. Ale nie przejmowałam się tym. Wreszcie żyłam tak jak
chciałam. Po mojemu. Na jedzenie, ubrania i inne drobnostki starczało z wyprowadzania
psów. Bardzo lubiłam to zajęcie. Może dla większości ludzi to nie jest
wymarzona praca jednak mi odpowiadała. Nie musiałam gnić w wieżowcu przez dwanaście
godzin przewalając robotę papierkową lub usługiwać komuś jako sprzątaczka czy
kelnerka. Ja parę razy dziennie wychodziłam z różnymi psiakami i przez resztę
dnia robiłam to co chciałam. Znaczy przez większość dnia. Niestety nie mogłam
zapomnieć o tym, że nie miałam gdzie mieszkać. Dlatego każdego dnia o siedemnastej
musiałam stawać w ogromnej kolejce do schroniskach, gdzie miejsca były
ograniczone. Więc, kiedy widywałam się z Liamem było to jednoznaczne z nocą
spędzona na dworcu autobusowym. No ale co do mieszkania wierzyłam, że to
sytuacja tymczasowa. Starałam się oszczędzać i mimo wszystko znaleźć jakąś
lepszą prace.
Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzył mi Liam. Uśmiechnęłam
się do niego radośnie.
- Hej.- powiedziałam wchodząc do środka nie czekając na
zaproszenie.- Czemu nie jesteś gotowy? Myślałam, że idziemy do parku na lody?-
zdziwiłam się.
Chłopak miał na sobie dresowe spodnie, w których zwykł spać
i był bez koszulki. Wyglądał jakby dopiero wstał z łóżka. Miał podkrążone oczy i kilkudniowy
zarost. Gdy nasze spojrzenia się spotkały zamarłam. Mierzył mnie złym i oskarżającym
spojrzeniem.
- Co? No co się dzieje?- mówiłam nie pewnie.
- Gdzie mieszkasz?- spytała bez ogródek.
Nie za bardzo rozumiałam o co mu chodzi. Zmarszczyła brwi w
zdziwieniu dając mu w ten sposób znać, że nie mam bladego pojęcia co jest
grane.
- Kim ty jesteś do cholery TI? Masz tak chociaż na imię czy
to też kłamstwo?- krzyknął nie panując nad swoimi emocjami.
Czułam, że w czasie tych kilku sekund, kiedy Liam wypowiadał
te dwa zdania moje życie legło w gruzach…
KAHN
środa, 2 października 2013
# 120. Niall.
Na początek chciałabym was bardzo przeprosić za to, że tak dawno nic nie dodałyśmy, ale mam nadzieję, że rozumiecie, że ze względu na szkołę i inne obowiązki mamy niewiele czasu wolnego, który mogłybyśmy poświęcić na pisanie dla was.
A teraz przejdę do tej bardziej przyjemnej kwestii. 27 WRZEŚNIA MINĄŁ ROK OD ZAŁOŻENIA NASZEGO BLOGA. Chciałybyśmy serdecznie podziękować wszystkim, którzy są tu z nami od początku, oraz tym którzy nie ważne od kiedy lecz są tu z nami do dzisiaj. Gdyby nie wy, nie udałoby nam się tyle osiągnąć. Aż mam wyrzuty sumienia, że na tę okazję, nie napisałam lepszego imagina, bo zdaję sobie sprawę, że pozostawia on wiele do życzenia, ale mniejsza o to.
Jeszcze raz, dziękujemy za wszystko. Kochamy was xx
____________________________________________________________________________________
Bycie directioner to coś więcej niżeli tylko czerpanie przyjemności ze słuchania muzyki moich idoli i uśmiech pojawiający się na mojej twarzy za każdym pojedynczym razem, gdy ktoś wspomni o nich choćby słowem. Dla mnie jest to raczej przekładanie wartości życia piątki zupełnie obcych, lecz jednocześnie bardzo bliskich mi osób, nad moje własne które oni z dnia na dzień ratują lub sprawiają, że jest ono choć trochę bardziej znośne.
Niektórzy ludzie nazywają to obsesją, inni chorobą psychiczną, ja jednak wolę termin szczęście. Osoby spoza fandomu twierdzą, że nienormalne jest darzyć głębokim uczuciem, które czasem sprawia ból wręcz fizyczny lub wylewanie morza łez z najbłahszych powodów za pięciu dobrze wyglądających, utalentowanych chłopców, których nigdy nie widziało się na oczy. Za światowej sławy boyband. Za zwykły zespół. Jednak dla mnie nie jest to tylko zespół. A już na pewno nie "zwykły". To oni i ich muzyka była ze mną w najgorszych chwilach. To dla nich powstrzymywałam się od podejmowania zbyt drastycznych środków. Są momenty, gdy tylko oni potrafią wywołać uśmiech na mojej twarzy. Czy to źle? Ja sądzę, że wręcz przeciwnie. Nawet jeśli jest w tym odrobina szaleństwa, na pewno jest to jego pozytywna odmiana. Niall, Harry, Louis, Liam i Zayn - One Direction - czy też moi idole sprawiają, że jestem szczęśliwa. Codzień ratują oni moje życie zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.
Marzeniem każdej prawdziwej directioner jest poznanie chłopców. Nie koncert, nie zdjęcie, nie autograf, a szansa na to, by podziękować im za wszystko. Za każdy uśmiech, za nauczenie, aby na wszystko zawsze patrzeć pozytywnie i być sobą. Czy to tak wiele? O dziwo tak. Nawet dla mnie. Dlaczego "nawet"? Są dwie opcje. Podobno dla chcącego nic trudnego, a ja pragnę tego jak nikt inny. Jednak obstawiałabym raczej to iż moje mieszkanie znajduje się w centrum Londynu. Wiele razy spotkałam się z opiniami typu "O mój Boże! Ale masz fajnie, że mieszkasz w Londynie! Też bym chciała. Przecież chłopcy tam mieszkają!" albo "Tak strasznie ci zazdroszczę. Przecież w Londynie jest kilka koncertów w roku!". Jednak spotkanie na ulicy akurat piątki chłopców ze znanego na całym świecie boybandu w środku miasta liczącego przeszło osiem milionów mieszkańców, nie jest tak łatwe jak mogłoby się wydawać. Oczywiście cieszę się, że tak często odbywają się tu koncerty, lecz nie ukrywam iż boli mnie to, że moi idole znajdują się zaledwie kilka kilometrów ode mnie, a ja nie mogę ich zobaczyć tylko i wyłącznie dlatego, że nie stać mnie na bilet. Szczerze mówiąc to wcale się nie cieszę. Uczucie to raczej mogę porównać do wyrywania serca lub wbijania w nie noża.
Właśnie takie myśli krążyły po mojej głowie w drodze powrotnej ze szkoły. Przez to, że tak bardzo uwielbiałam do niej uczęszczać zdarzało mi się nazywać ją również piekłem. Teraz zapewne nasuwa się pytanie, kto był moim diabłem? Otóż przejawiał się on w bardzo wielu wcieleniach. Może i nie byłam najpiękniejsza, najmądrzejsza czy też najbardziej lubiana, jednak sądzę, że nie w żadnym stopniu nie zasłużyłam sobie na to co spotykało mnie z ich strony każdego dnia.
Szybko zaciągnęłam na przedramiona rękawy bluzy, by zakryć pamiątki po każdym z nieudanych dni, które już na zawsze odcisnęły piętno na mojej skórze i przyspieszając kroku, spuściłam głowę. Pozycja ta nie była jednak dla mnie zbyt komfortowa ze względu na moje długie włosy, jak na złość wpadające mi prosto w oczy. Niechętnie uniosłam głowę patrząc znudzona w otaczający mnie tłum. Mijałam właśnie jakiś sklep spożywczy, gdy przed oczami mignął mi średniego wzrostu blondyn. W pierwszej chwili wydał mi się być całkiem przystojny, więc odwróciłam się w jego stronę, by móc spojrzeć jeszcze raz.
I wtedy poczułam jakby czas zatrzymał się na chwilę. Wydawało mi się to zbyt piękne by mogło być prawdziwe, lecz nie miałam wątpliwości co do tego kto stoi niecałe pięć metrów ode mnie. Nie mając ani chwili do stracenia, wyciągnęłam z torby pierwszy, lepszy zeszyt i długopis, ruszając w kierunku blondyna. Zanim zdążyłam się zorientować wzdłuż moich policzków poczęły płynąc słone łzy. Starałam się tamować je rękawem bluzy, jednak było to bezcelowe, gdyż na ich miejsce zaraz pojawiały się świeże.
-Nie. Jest w porządku. - Powiedział blondyn miękkim lecz stanowczym głosem, gdy stanął przede mną wysoki, sporej postury mężczyzna. Nie trudno wywnioskować było iż jest to ochroniarz.
-M-mogłabym p-poprosić au-autograf? - Wyjąkałam drżącym głosem starając się opanować ten niepohamowany potok łez.
-Oczywiście, kochanie. - Odparł chłopak z ciepłym uśmiechem, biorąc ode mnie zeszyt i długopis, przy czym niechcący dotknął mojej dłoni. Jak ja w takiej chwili mogłabym przestać płakać? - Wszystko w porządku? - Spytał spoglądając na mnie spod kartek papieru.
-T-tak, przepraszam, po prostu nie mogę się opanować. - Udało mi się wykrztusić ze smutnym uśmiechem na ustach.
-Nie zrozum mnie źle. Nie chcę, żebyś pomyślała, że mam nie wiadomo jak wybujałe ego, ale... Nie cieszysz się? - Niall spojrzał na mnie nieco zmieszany i jakby zawiedziony.
-Żartujesz? Zapamiętam ten dzień do końca życia. - Odpowiedziałam natychmiast, zdziwiona swoją nagłą śmiałością.
-To dlaczego jesteś smutna? - Jego wzrok był przenikliwy, a idealne, niebieskie tęczówki przeszywały mnie na wskroś.
-Bo ty nie zapamiętasz. - Mój głos ponownie się załamał. - Dla ciebie jestem jedną z wielu zaryczanych fanek, które nie potrafią wydusić z siebie jednego sensownego zdania w twoim towarzystwie. - Dokończyłam spuszczając głowę.
Nagle poczułam silne ramiona, ciasno obejmujące mnie w talii. Zanim dotarło do mnie co się dzieje odwzajemniłam uścisk, trwając w nim dłuższą chwilę. Nie mogłam uwierzyć w to do się właśnie działo. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Jedyne o czym potrafiłam wtedy myśleć było to, że przytulam Nialla Horana. Nialla Horana, do cholery!
-Nigdy więcej tak nie mów. To nieprawda. - Usłyszałam przy swoim lewym uchu, po czym blondyn rozluźnił uścisk, odsuwając się ode mnie. Następnie oddał mi zeszyt i długopis, które niedbale wrzuciłam do torby. - Proszę cię, przestań płakać. - Jęknął bezradnie, patrząc na mnie starającą się opanować kolejny potok łez i łkanie, zbolałym wzrokiem.
-Przepraszam. Po prostu marzyłam o tym, by spotkać ciebie i resztę chłopców, by móc powiedzieć wam jak wiele dla mnie znaczycie i podziękować wam za wszystko co robicie dla mnie każdego dnia, lecz teraz czuję, że marnuję tę niepowtarzalną szansę na wylewanie morza łez i robienie z siebie idiotki. - Wychlipałam łkając między poszczególnymi słowami.
-Nadal tu jestem. Nadal możesz to zrobić. - Odezwał się po chwili ciszy Niall.
-Dziękuję za wszystko, zawdzięczam wam tak wiele. I chociaż cię nie znam, kocham cię, Niall, naprawdę. - Miałam wrażenie, że moje słowa to jeden wielki bełkot zmieszany ze łzami i łkaniem, jednak ich znaczenie najwidoczniej dotarło do blondyna.
-O nie kochanie, moje Cazy Mofos znają mnie lepiej niż ja samego siebie. - Zaśmiał się chłopak, tym samym wywołując szczery uśmiech na mojej twarzy. - To ja ci dziękuję. Gdyby nie między innymi ty, nadal siedział bym w Mullingar. - Mina szybko zrzedła mu, gdy nieświadoma tego na co w ten sposób się narażam, podciągnęłam rękawy bluzy. - Co to? - Spytał z poważnym wyrazem twarzy wskazując na moje przedramię, które szybko schowałam za plecami.
-To... nic takiego. - Wypaliłam, po czym nagle zalało mnie poczucie wstydu i wyrzuty sumienia.
-Nie powinnaś... - Zaczął Niall, jednak nie dałam mu dojść do słowa.
-Już tego nie robię. To znaczy... staram się. Dla was. - Powiedziałam na jednym wdechu.
-Nie wiem dlaczego to zrobiłaś.... Ale gdy następnym razem będziesz chciała... Posłuchaj Little Things. Wszystko co tam śpiewamy... każde słowo... jest prawdziwe. - Odparł ostrożnie, jakby rozważając każde słowo.
-Tak, wiem. Przepraszam. - Wyszeptałam, spuszczając wzrok.
-Nie przepraszaj. Po prostu nie rób tego, okej? - Skinęłam głową. - Będziesz dziś na koncercie?
-Nie. Nie stać mnie na bilet. - Powiedziałam jeszcze ciszej.
-To nie szkodzi, bo i tak zawsze jesteśmy z tobą. Pamiętaj o tym, dobrze? - Spojrzał na mnie wyczekująco, domagając się mojego potwierdzenia.
-Mhmm. - Mruknęłam, kiwając głową.
-Przepraszam, ale muszę się już zbierać. - Oznajmił, gdy ochroniarz pochylił się nad nim, szepcząc mu coś do ucha.
-Nie szkodzi. Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę cię spotkałam. - Posłałam mu zawiedziony uśmiech. Naprawdę oddałabym wszystko, by ta rozmowa trwała wiecznie. To w końcu był Niall Horan. Niall Horan z One Direction, mój idol, moje słoneczko, mój powód do uśmiechu, do jasnej cholery!
-To cześć. I mam nadzieję, że do zobaczenia. - Pożegnał się, po czym nie czekając na moją odpowiedź, oddalił się w towarzystwie ochroniarza.
Całą drogę powrotną do domu przepłakałam. Pierwszym co zrobiłam po wpadnięciu do domu było oprawienie autografu Nialla w antyramę i powieszenie go na ścianie zaraz obok ulubionego obrazu mojej mamy. Następnie położyłam się na ziemi i bawiąc się frędzelkami dywanu, zwinęłam się na nim w kłębek, płacząc i łkając tak głośno jak jeszcze nigdy. Gdy rodzice wrócili do domu i zobaczyli mnie w takim stanie, chcieli wezwać pogotowie, ale gdy wytłumaczyłam im powód mojego zachowania, zaproponowali psychologa. Oburzona ich ignorancją, zamknęłam się sama w swoim pokoju, gdzie mogłam wypłakać się do końca. Gdy pod wieczór moje płuca odmówiły współpracy, a wszystkie łzy zostały zużyte, biorąc głęboki wdech włączyłam laptopa. Przecież w końcu musiałam się gdzieś wygadać, a twitter wydawał mi się być do tego idealnym miejscem.
"O MÓJ BOŻE!!! NOWA PIOSENKA 1D JEST TAKA ASDFGHJKJDJHGEHJKD"
"NOWA PIOSENKA 1D = ZGON"
"NOWA PIOSENKA CHŁOPCÓW UTWIERDZA MNIE W TYM, ŻE MAM NAJWSPANIALSZYCH IDOLI NA ŚWICIE"
"JESTEM TAKA DUMNA Z NIALLA :''))"
Te i inne tweety zmieniły trochę moje plany. Trzęsącymi się dłońmi kliknęłam na pierwszy link, aby jak najszybciej odsłuchać piosenki. Z nazwy wywnioskowałam jednak, że nie jest to wersja studyjna, a nagranie z koncertu. Gdy zakończyło się buforowanie, powiększyłam ekran, a moim oczom ukazała się sala pełna ludzi i kolorowych świateł. Po chwili kamera spoczęła na chłopcach stojących na scenie. Gdy skończyli śpiewać Change My Mind, Niall postawił kilka kroków do przodu bawiąc się swoim mikrofonem. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę rozmawiałam z nim niespełna kilka godzin temu.
-Wiem, że nie jest to moja kolej na przemowę, ale mam wam coś bardzo ważnego do powiedzenia. - Odezwał się po chwili Niall, a cała sala zamilkła, uważnie wsłuchując się w jego słowa. - Spotkałem dziś pewną fankę. Tak jak większość z was na mój widok zareagowała płaczem, jednak tym razem coś było nie tak. Szczerze mówiąc jej łzy, ani trochę nie przypominały mi łez szczęścia. Wiecie co mi powiedziała? Powiedziała, że jest smutna, ponieważ ona zapamięta ten dzień do końca życia, lecz ja nie. Że dla mnie jest kolejną zapłakaną fanką. Jeśli kiedykolwiek któraś z was poczuła się w ten sposób... przepraszam. Po prostu przepraszam. Tak nie powinno być, bo to nieprawda. Oczywiście nie możemy zapamiętać twarzy czy też imienia każdej z was, jednak pozostawiacie po sobie coś w naszym sercu. - Na widowni rozległy się rozczulone pomruki, a ja patrzyłam w ekran laptopa oniemiała, wstrzymując oddech. - Fanka o której wcześniej wspominałem miała pewien problem. Nie mówiła mi o nim dużo, a ja nie pytałem. Ale jeśli któraś z was krzywdzi się umyślnie... proszę was, przestańcie. Przestańcie dla was. Dla mnie. Dla nas. Przestańcie tak jak ona. - Publiczność ponownie zamilkła wyczuwając powagę sytuacji. - Przejdźmy do przyjemniejszej kwestii. Mamy dla was pewną niespodziankę. Chcecie wiedzieć co to jest? - Blondyn zaśmiał się perliście, gdy w całej sali rozległy się głośne, podekscytowane krzyki. - Uznam to za tak. A tą niespodzianką jest.... Werble proszę! - Zawołał Niall, po czym Josh wybił na perkusji odpowiedni rytm. - Niespodzianką jest.... nowa piosenka! Ale napisałem ją sam podczas przerwy na lunch, więc jakby co to proszę się nie czepiać. - Wyznał uradowany blondyn, za co został nagrodzony gromkimi brawami i szaleńczymi piskami. Niezmiernie rozśmieszyło mnie to, że te źródłem najgłośniejszych byli Louis, Harry, Zayn i Liam. - Zanim ją zaśpiewamy chciałbym jeszcze skierować kilka słów do fanki, którą dziś spotkałem. Wiem, że cię tu nie ma, ale mam nadzieję, że w jakiś sposób dowiesz się co powiedziałem. Więc... - Zawahał się chwilę. - Piosenkę tą napisałem dla ciebie i wszystkich naszych fanek. Uwierz, że chciałem nazwać ją twoim imieniem, jednak nie przedstawiłaś mi się, co trochę utrudniło sprawę. Po namyśle postanowiłem nazwać ją Diana. Wybrałem to imię ponieważ wszystkie jesteście naszymi księżniczkami i wszystkie was kochamy tak samo, jednak każdą z osobna. Wbrew temu co mówiłaś, ja również będę pamiętał cię do końca życia. - Westchnął, posyłając publiczności uśmiech, jednak jego wzrok był nieobecny. - Teraz pozostaje mi tylko zaśpiewać z chłopakami tą piosenkę i mieć nadzieję, że wiesz, że mówiłem właśnie o tobie..
-Wiem, Niall, wiem... - Wyszeptałam wsłuchując się w tekst utworu, a to, że wypłakałam już wszystkie zły stało się jakby nieaktualne.
LOLA
A teraz przejdę do tej bardziej przyjemnej kwestii. 27 WRZEŚNIA MINĄŁ ROK OD ZAŁOŻENIA NASZEGO BLOGA. Chciałybyśmy serdecznie podziękować wszystkim, którzy są tu z nami od początku, oraz tym którzy nie ważne od kiedy lecz są tu z nami do dzisiaj. Gdyby nie wy, nie udałoby nam się tyle osiągnąć. Aż mam wyrzuty sumienia, że na tę okazję, nie napisałam lepszego imagina, bo zdaję sobie sprawę, że pozostawia on wiele do życzenia, ale mniejsza o to.
Jeszcze raz, dziękujemy za wszystko. Kochamy was xx
____________________________________________________________________________________
Bycie directioner to coś więcej niżeli tylko czerpanie przyjemności ze słuchania muzyki moich idoli i uśmiech pojawiający się na mojej twarzy za każdym pojedynczym razem, gdy ktoś wspomni o nich choćby słowem. Dla mnie jest to raczej przekładanie wartości życia piątki zupełnie obcych, lecz jednocześnie bardzo bliskich mi osób, nad moje własne które oni z dnia na dzień ratują lub sprawiają, że jest ono choć trochę bardziej znośne.
Niektórzy ludzie nazywają to obsesją, inni chorobą psychiczną, ja jednak wolę termin szczęście. Osoby spoza fandomu twierdzą, że nienormalne jest darzyć głębokim uczuciem, które czasem sprawia ból wręcz fizyczny lub wylewanie morza łez z najbłahszych powodów za pięciu dobrze wyglądających, utalentowanych chłopców, których nigdy nie widziało się na oczy. Za światowej sławy boyband. Za zwykły zespół. Jednak dla mnie nie jest to tylko zespół. A już na pewno nie "zwykły". To oni i ich muzyka była ze mną w najgorszych chwilach. To dla nich powstrzymywałam się od podejmowania zbyt drastycznych środków. Są momenty, gdy tylko oni potrafią wywołać uśmiech na mojej twarzy. Czy to źle? Ja sądzę, że wręcz przeciwnie. Nawet jeśli jest w tym odrobina szaleństwa, na pewno jest to jego pozytywna odmiana. Niall, Harry, Louis, Liam i Zayn - One Direction - czy też moi idole sprawiają, że jestem szczęśliwa. Codzień ratują oni moje życie zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.
Marzeniem każdej prawdziwej directioner jest poznanie chłopców. Nie koncert, nie zdjęcie, nie autograf, a szansa na to, by podziękować im za wszystko. Za każdy uśmiech, za nauczenie, aby na wszystko zawsze patrzeć pozytywnie i być sobą. Czy to tak wiele? O dziwo tak. Nawet dla mnie. Dlaczego "nawet"? Są dwie opcje. Podobno dla chcącego nic trudnego, a ja pragnę tego jak nikt inny. Jednak obstawiałabym raczej to iż moje mieszkanie znajduje się w centrum Londynu. Wiele razy spotkałam się z opiniami typu "O mój Boże! Ale masz fajnie, że mieszkasz w Londynie! Też bym chciała. Przecież chłopcy tam mieszkają!" albo "Tak strasznie ci zazdroszczę. Przecież w Londynie jest kilka koncertów w roku!". Jednak spotkanie na ulicy akurat piątki chłopców ze znanego na całym świecie boybandu w środku miasta liczącego przeszło osiem milionów mieszkańców, nie jest tak łatwe jak mogłoby się wydawać. Oczywiście cieszę się, że tak często odbywają się tu koncerty, lecz nie ukrywam iż boli mnie to, że moi idole znajdują się zaledwie kilka kilometrów ode mnie, a ja nie mogę ich zobaczyć tylko i wyłącznie dlatego, że nie stać mnie na bilet. Szczerze mówiąc to wcale się nie cieszę. Uczucie to raczej mogę porównać do wyrywania serca lub wbijania w nie noża.

Szybko zaciągnęłam na przedramiona rękawy bluzy, by zakryć pamiątki po każdym z nieudanych dni, które już na zawsze odcisnęły piętno na mojej skórze i przyspieszając kroku, spuściłam głowę. Pozycja ta nie była jednak dla mnie zbyt komfortowa ze względu na moje długie włosy, jak na złość wpadające mi prosto w oczy. Niechętnie uniosłam głowę patrząc znudzona w otaczający mnie tłum. Mijałam właśnie jakiś sklep spożywczy, gdy przed oczami mignął mi średniego wzrostu blondyn. W pierwszej chwili wydał mi się być całkiem przystojny, więc odwróciłam się w jego stronę, by móc spojrzeć jeszcze raz.
I wtedy poczułam jakby czas zatrzymał się na chwilę. Wydawało mi się to zbyt piękne by mogło być prawdziwe, lecz nie miałam wątpliwości co do tego kto stoi niecałe pięć metrów ode mnie. Nie mając ani chwili do stracenia, wyciągnęłam z torby pierwszy, lepszy zeszyt i długopis, ruszając w kierunku blondyna. Zanim zdążyłam się zorientować wzdłuż moich policzków poczęły płynąc słone łzy. Starałam się tamować je rękawem bluzy, jednak było to bezcelowe, gdyż na ich miejsce zaraz pojawiały się świeże.
-Nie. Jest w porządku. - Powiedział blondyn miękkim lecz stanowczym głosem, gdy stanął przede mną wysoki, sporej postury mężczyzna. Nie trudno wywnioskować było iż jest to ochroniarz.
-M-mogłabym p-poprosić au-autograf? - Wyjąkałam drżącym głosem starając się opanować ten niepohamowany potok łez.
-Oczywiście, kochanie. - Odparł chłopak z ciepłym uśmiechem, biorąc ode mnie zeszyt i długopis, przy czym niechcący dotknął mojej dłoni. Jak ja w takiej chwili mogłabym przestać płakać? - Wszystko w porządku? - Spytał spoglądając na mnie spod kartek papieru.
-T-tak, przepraszam, po prostu nie mogę się opanować. - Udało mi się wykrztusić ze smutnym uśmiechem na ustach.
-Nie zrozum mnie źle. Nie chcę, żebyś pomyślała, że mam nie wiadomo jak wybujałe ego, ale... Nie cieszysz się? - Niall spojrzał na mnie nieco zmieszany i jakby zawiedziony.
-Żartujesz? Zapamiętam ten dzień do końca życia. - Odpowiedziałam natychmiast, zdziwiona swoją nagłą śmiałością.
-To dlaczego jesteś smutna? - Jego wzrok był przenikliwy, a idealne, niebieskie tęczówki przeszywały mnie na wskroś.
-Bo ty nie zapamiętasz. - Mój głos ponownie się załamał. - Dla ciebie jestem jedną z wielu zaryczanych fanek, które nie potrafią wydusić z siebie jednego sensownego zdania w twoim towarzystwie. - Dokończyłam spuszczając głowę.
Nagle poczułam silne ramiona, ciasno obejmujące mnie w talii. Zanim dotarło do mnie co się dzieje odwzajemniłam uścisk, trwając w nim dłuższą chwilę. Nie mogłam uwierzyć w to do się właśnie działo. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie. Jedyne o czym potrafiłam wtedy myśleć było to, że przytulam Nialla Horana. Nialla Horana, do cholery!
-Nigdy więcej tak nie mów. To nieprawda. - Usłyszałam przy swoim lewym uchu, po czym blondyn rozluźnił uścisk, odsuwając się ode mnie. Następnie oddał mi zeszyt i długopis, które niedbale wrzuciłam do torby. - Proszę cię, przestań płakać. - Jęknął bezradnie, patrząc na mnie starającą się opanować kolejny potok łez i łkanie, zbolałym wzrokiem.
-Przepraszam. Po prostu marzyłam o tym, by spotkać ciebie i resztę chłopców, by móc powiedzieć wam jak wiele dla mnie znaczycie i podziękować wam za wszystko co robicie dla mnie każdego dnia, lecz teraz czuję, że marnuję tę niepowtarzalną szansę na wylewanie morza łez i robienie z siebie idiotki. - Wychlipałam łkając między poszczególnymi słowami.
-Nadal tu jestem. Nadal możesz to zrobić. - Odezwał się po chwili ciszy Niall.
-Dziękuję za wszystko, zawdzięczam wam tak wiele. I chociaż cię nie znam, kocham cię, Niall, naprawdę. - Miałam wrażenie, że moje słowa to jeden wielki bełkot zmieszany ze łzami i łkaniem, jednak ich znaczenie najwidoczniej dotarło do blondyna.
-O nie kochanie, moje Cazy Mofos znają mnie lepiej niż ja samego siebie. - Zaśmiał się chłopak, tym samym wywołując szczery uśmiech na mojej twarzy. - To ja ci dziękuję. Gdyby nie między innymi ty, nadal siedział bym w Mullingar. - Mina szybko zrzedła mu, gdy nieświadoma tego na co w ten sposób się narażam, podciągnęłam rękawy bluzy. - Co to? - Spytał z poważnym wyrazem twarzy wskazując na moje przedramię, które szybko schowałam za plecami.
-To... nic takiego. - Wypaliłam, po czym nagle zalało mnie poczucie wstydu i wyrzuty sumienia.
-Nie powinnaś... - Zaczął Niall, jednak nie dałam mu dojść do słowa.
-Już tego nie robię. To znaczy... staram się. Dla was. - Powiedziałam na jednym wdechu.
-Nie wiem dlaczego to zrobiłaś.... Ale gdy następnym razem będziesz chciała... Posłuchaj Little Things. Wszystko co tam śpiewamy... każde słowo... jest prawdziwe. - Odparł ostrożnie, jakby rozważając każde słowo.
-Tak, wiem. Przepraszam. - Wyszeptałam, spuszczając wzrok.
-Nie przepraszaj. Po prostu nie rób tego, okej? - Skinęłam głową. - Będziesz dziś na koncercie?
-Nie. Nie stać mnie na bilet. - Powiedziałam jeszcze ciszej.
-To nie szkodzi, bo i tak zawsze jesteśmy z tobą. Pamiętaj o tym, dobrze? - Spojrzał na mnie wyczekująco, domagając się mojego potwierdzenia.
-Mhmm. - Mruknęłam, kiwając głową.
-Przepraszam, ale muszę się już zbierać. - Oznajmił, gdy ochroniarz pochylił się nad nim, szepcząc mu coś do ucha.
-Nie szkodzi. Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę cię spotkałam. - Posłałam mu zawiedziony uśmiech. Naprawdę oddałabym wszystko, by ta rozmowa trwała wiecznie. To w końcu był Niall Horan. Niall Horan z One Direction, mój idol, moje słoneczko, mój powód do uśmiechu, do jasnej cholery!
-To cześć. I mam nadzieję, że do zobaczenia. - Pożegnał się, po czym nie czekając na moją odpowiedź, oddalił się w towarzystwie ochroniarza.
Całą drogę powrotną do domu przepłakałam. Pierwszym co zrobiłam po wpadnięciu do domu było oprawienie autografu Nialla w antyramę i powieszenie go na ścianie zaraz obok ulubionego obrazu mojej mamy. Następnie położyłam się na ziemi i bawiąc się frędzelkami dywanu, zwinęłam się na nim w kłębek, płacząc i łkając tak głośno jak jeszcze nigdy. Gdy rodzice wrócili do domu i zobaczyli mnie w takim stanie, chcieli wezwać pogotowie, ale gdy wytłumaczyłam im powód mojego zachowania, zaproponowali psychologa. Oburzona ich ignorancją, zamknęłam się sama w swoim pokoju, gdzie mogłam wypłakać się do końca. Gdy pod wieczór moje płuca odmówiły współpracy, a wszystkie łzy zostały zużyte, biorąc głęboki wdech włączyłam laptopa. Przecież w końcu musiałam się gdzieś wygadać, a twitter wydawał mi się być do tego idealnym miejscem.
"O MÓJ BOŻE!!! NOWA PIOSENKA 1D JEST TAKA ASDFGHJKJDJHGEHJKD"
"NOWA PIOSENKA 1D = ZGON"
"NOWA PIOSENKA CHŁOPCÓW UTWIERDZA MNIE W TYM, ŻE MAM NAJWSPANIALSZYCH IDOLI NA ŚWICIE"
"JESTEM TAKA DUMNA Z NIALLA :''))"
Te i inne tweety zmieniły trochę moje plany. Trzęsącymi się dłońmi kliknęłam na pierwszy link, aby jak najszybciej odsłuchać piosenki. Z nazwy wywnioskowałam jednak, że nie jest to wersja studyjna, a nagranie z koncertu. Gdy zakończyło się buforowanie, powiększyłam ekran, a moim oczom ukazała się sala pełna ludzi i kolorowych świateł. Po chwili kamera spoczęła na chłopcach stojących na scenie. Gdy skończyli śpiewać Change My Mind, Niall postawił kilka kroków do przodu bawiąc się swoim mikrofonem. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę rozmawiałam z nim niespełna kilka godzin temu.
-Wiem, że nie jest to moja kolej na przemowę, ale mam wam coś bardzo ważnego do powiedzenia. - Odezwał się po chwili Niall, a cała sala zamilkła, uważnie wsłuchując się w jego słowa. - Spotkałem dziś pewną fankę. Tak jak większość z was na mój widok zareagowała płaczem, jednak tym razem coś było nie tak. Szczerze mówiąc jej łzy, ani trochę nie przypominały mi łez szczęścia. Wiecie co mi powiedziała? Powiedziała, że jest smutna, ponieważ ona zapamięta ten dzień do końca życia, lecz ja nie. Że dla mnie jest kolejną zapłakaną fanką. Jeśli kiedykolwiek któraś z was poczuła się w ten sposób... przepraszam. Po prostu przepraszam. Tak nie powinno być, bo to nieprawda. Oczywiście nie możemy zapamiętać twarzy czy też imienia każdej z was, jednak pozostawiacie po sobie coś w naszym sercu. - Na widowni rozległy się rozczulone pomruki, a ja patrzyłam w ekran laptopa oniemiała, wstrzymując oddech. - Fanka o której wcześniej wspominałem miała pewien problem. Nie mówiła mi o nim dużo, a ja nie pytałem. Ale jeśli któraś z was krzywdzi się umyślnie... proszę was, przestańcie. Przestańcie dla was. Dla mnie. Dla nas. Przestańcie tak jak ona. - Publiczność ponownie zamilkła wyczuwając powagę sytuacji. - Przejdźmy do przyjemniejszej kwestii. Mamy dla was pewną niespodziankę. Chcecie wiedzieć co to jest? - Blondyn zaśmiał się perliście, gdy w całej sali rozległy się głośne, podekscytowane krzyki. - Uznam to za tak. A tą niespodzianką jest.... Werble proszę! - Zawołał Niall, po czym Josh wybił na perkusji odpowiedni rytm. - Niespodzianką jest.... nowa piosenka! Ale napisałem ją sam podczas przerwy na lunch, więc jakby co to proszę się nie czepiać. - Wyznał uradowany blondyn, za co został nagrodzony gromkimi brawami i szaleńczymi piskami. Niezmiernie rozśmieszyło mnie to, że te źródłem najgłośniejszych byli Louis, Harry, Zayn i Liam. - Zanim ją zaśpiewamy chciałbym jeszcze skierować kilka słów do fanki, którą dziś spotkałem. Wiem, że cię tu nie ma, ale mam nadzieję, że w jakiś sposób dowiesz się co powiedziałem. Więc... - Zawahał się chwilę. - Piosenkę tą napisałem dla ciebie i wszystkich naszych fanek. Uwierz, że chciałem nazwać ją twoim imieniem, jednak nie przedstawiłaś mi się, co trochę utrudniło sprawę. Po namyśle postanowiłem nazwać ją Diana. Wybrałem to imię ponieważ wszystkie jesteście naszymi księżniczkami i wszystkie was kochamy tak samo, jednak każdą z osobna. Wbrew temu co mówiłaś, ja również będę pamiętał cię do końca życia. - Westchnął, posyłając publiczności uśmiech, jednak jego wzrok był nieobecny. - Teraz pozostaje mi tylko zaśpiewać z chłopakami tą piosenkę i mieć nadzieję, że wiesz, że mówiłem właśnie o tobie..
-Wiem, Niall, wiem... - Wyszeptałam wsłuchując się w tekst utworu, a to, że wypłakałam już wszystkie zły stało się jakby nieaktualne.
LOLA
niedziela, 22 września 2013
# 119. Louis | cz.4
Oparłem głowę o ścianę. Wyłączyłem się od tego wszystkiego. Zrobiło
się nie małe zamieszanie.
- Louisie Williamie Tomlinsonie.- usłyszałem babcię Agnes.-
Oby okazało się, że mamy najazd kosmitów którzy wyprali ci mózg, albo masz
naprawdę bardzo dobrą wymówkę, bo inaczej nawet nie wyobrażasz sobie co z tobą
zrobię.- mówiła babcia, patrząc na mnie jakby chciała sprawić, żebym wił się na
podłodze w katuszach. Drzwi od gabinetu się otworzyły. Wyszedł dyrektor, a w głębi sali widać było
siedzącego Dereka.
- Dobrze, że pani już jest- powiedział spoglądając na
babcię.
- Nie wiem czy dobrze. Raczej nie, a na pewno nie dla niego.
– powiedziała pokazując na mnie głową.
Babcia wyciągnęła papierosa i szybko go zapaliła.
- Tu nie wolno palić.- powiedział dyrektor.
- Tak? Znałam się z twoją babcia Adamie, zanim jeszcze twoja
mama przyszła na świat. I nie zapominaj o tym co się wydarzyło w 1979. Nikomu
nie powiedziałam, ale to nie znaczy, że teraz tego nie zrobię.- mówiła.
Nie dobrze, była naprawdę wściekła.
- No tam… Oczywiście pani Agnes.- powiedział dyrektor
zmieszany.
Musiałem przyznać, że babci była niezła. Nie było na nią
mocnych.
- Co tu się dzieję?- usłyszałem ten głos.
Wszyscy odwrócili się do niej, tylko nie ja.
- Witam panią. Skoro wszyscy już jesteśmy, zapraszam do
mojego gabinetu. – odrzekł dyrektor.
Zrobiłem krok do tyłu chcąc pokazać, że zamierzam tu na nich
poczekać.
- O idziesz z nami. Nie obchodzą mnie w tej chwili twoje
problemy i żal do całego świata.- powiedziała babci ciągnąc mnie za rękę
-Nie.- warknąłem wyrywając się jej.- Mnie też to nie
obchodzi. Nie wiem po co wracałem do tej szkoły. Wszystko mi jedno co się teraz
stanie. Niech on gada co chce. Przecież to ja jestem tą czarną owcą w rodzinie.
On jest tym idealnym i perfekcyjnym synem. Gówno prawda. Nikt nie wie jaki ja
jestem, a tym bardziej nie zdajecie sobie sprawy jak mylicie się co do niego.
Jak on wykorzystuje ludzi, on…- krzyczałem, wymachując rękami z frustracją
-William!-uniosła się babcia przerywając mi.- Wystarczy.
Patrzyłem na nich wszystkich ze złością. Nawet nie
zauważyłem kiedy Derek stanął koło dyrektora. Nagle moje oczy spotkały się z
jej. Nie była w stanie powstrzymać łez, które spływały po jej policzkach. Jej
twarz była wykrzywiona w bólu. Nie mogłem na to patrzeć. Odwróciłem i zacząłem
praktycznie biec w przeciwnym kierunku. Wyszedłem ze szkoły. Nie panując nad
sobą kopnąłem z całej siły w śmietnik, który natychmiast się przewrócił i
potoczył pod krawężnik. Wszystko we mnie kipiało. Chciałem krzyczeć z frustracji
i braku siły. W tamtym momencie byłem w stanie rozszarpać każdego. Nikt nic nie
rozumiał. Doszedłem na boisko. Zacząłem kopać piłki, a potem nimi wszędzie
rzucać.
- Louis?- usłyszałem donośny, ale niepewny głos.
- Czego?- syknąłem nawet się nie odwracając.
- Ja… Louis, po prostu chodzi o to, że.- próbował coś z
siebie wykrztusić.
- No co? O co chodzi?- krzyknąłem, odwracając się do Dereka.
-Przepraszam.- powiedział.
W jego oczach mogłem dostrzec tyle emocji. Nagle poczułem
jak cała złość mnie opuszcza. Westchnąłem głośno. Wplątałem ręce w swoje włosy
ciągnąc lekko za ich końcówki.
- Ja zostałem z tym wszystkim sam. Ty sobie lepiej z tym
radziłeś. Mama zawsze cię słuchała i wystarczyło, że ją przytuliłeś i od razu z
uśmiechem radziła sobie ze wszystkimi problemami. A ona tak bardzo go kochała i
było jej tak trudno. Nie potrafiłem jej pomóc. Ona potrzebowała ciebie, ja cię
potrzebowałem. – mówił, a jego głos załamywał się z każdym słowem.
- Wy nadal nic nie rozumiecie. Ja musiałem odejść. Zrozum
nie dawałem rady. Dlaczego nigdy tego nie widzieliście? – szeptałem, kręcąc
głową z niedowierzaniem.
- O czym ty mówisz? Nie rozumiem cię. – mówił zdezorientowany
Derek.
- Wiem. Ty i mama nigdy nie rozumieliście. Pozwól, że
opowiem ci ciekawą historię. Była sobie kiedyś pewna rodzina. Z pozorów wydawał
się zwykłą, szczęśliwą rodziną. I wiesz, że na początku nawet tak było. Matka
bardzo kochała swoich dwóch synów. Ten
młodszy był kropka, w kropkę jak ona, a
straszy odziedziczył po niej tylko oczy. Dlatego ojciec nigdy go nie kochał. Bo
był do niego podobny. Bo sam był chory psychicznie. Bo był zwykłym
alkoholikiem, hazardzistą i sukinsynem. Kiedy ojciec przestał dawać sobie rady
i zwykłym życiem, pracą, żoną i dziećmi zaczął obwiniać o swoje wszystkie błędy
najstarszego syna. Mówił, że to ma się w genach i ma się wypisane na czole.
Zarówno on, jego ojciec i teraz tak podobny do nich chłopiec ma wypisane, że przegrał życie.
Ojciec wpadał w coraz większe długi, a całą złość wyładowywał na synu bijąc go do nieprzytomności. Zapytasz czemu? To proste już to tłumaczyłem. Był do
niego podobny. Chłopiec powoli przestawał dawać sobie z tym wszystkim rady.
Bardzo kochał brata i matkę i cieszył się, że nie spotykał ich ten sam los co
jego. Wolał, żeby ten dupek wyżywał się tylko na nim. Ale zastanawiał się,
dlaczego jego rodzina nic nie widziała? Dlaczego do cholery byli tak ślepi. Nie
mógł już tego znieść, ale nigdy nie oddał ojcu, wiedział, że nie mógł, mimo, że
on zasługiwał. W końcu spotkał innego chłopaka. On go rozumiał. Sam miał
problem z ojczymem. Więc postanowili trzymać się razem. Wyprowadzili się ze
swoich domów, gdzie czekało na nich tylko kolejne limo. Jednak pogubili się w
tym wszystkim. Robili złe rzeczy. W końcu jeden z nich wpadł. Został wysłany do
poprawczaka za kradzieże, narkotyki i wszystko pozostałe wyskoki, do tego
jeszcze nie zaliczył roku. W końcu wrócił po dwóch latach. Postanowił zacząć
wszystko od nowa. Zamieszkał z babcią, która jako jedyna go rozumiała i nie
uważała za potwora. Chodził do tej samej szkoły, ale nikogo nie znał bo był to
nie jego rocznik. Dowiedział się, że jego ojciec wreszcie zostawił resztę
rodziny. Ale nadal ani bart, ani matka nie dali chłopakowi znaku życia. W końcu
spotyka brata i okazuje się, że on go nienawidzi i o wszystko obwinia. A
chłopak jeszcze na domiar złego zakochuję się w dziewczynie brata… A główny
bohater naszej historii ma na imię Louis.- powiedziałem.
Derek wpatrywał się we mnie, a na jego twarzy wypisane było
tysiące emocji. Nagle zrobił niepewnie parę kroków w moją stronę.- Błagam
wybacz mi.- powiedział szeptem po czym wybuchnął płaczem. Nie zastanawiając się
nad tym co robię przytuliłem go mocno. Przypomniały mi się czasu, kiedy miałem
8 lat, a Derek 6. Przyszedłem do niego do pokoju pożyczyć ołówek. Chłopak
siedział skulony w koncie głośno chlipiąc.- Co się stało?- spytałem go. Okazało
się, że zdechła jego rybka. Przytuliłem go wtedy i obiecywałem, że jest teraz w
lepszym świecie i kupie mu chomika. To było za czasów, kiedy jeszcze wszystko
było takie proste. Wtedy wszyscy byliśmy prawdziwą rodziną. I nagle przez chwilę
znów się tak to wyglądało.
- Ja coś czułem. Widziałem czasem jak patrzy na ciebie z
nienawiścią. Ale wolałem to zignorować. Słuchałem ojca jak mówił, że jesteś
zwykłym gówniarzem, któremu poprzewracało się w głowie. On tak często
powtarzał, że ty nie należysz do naszej rodziny, a ja zaczynałem w to wierzyć.
Mama w końcu nie wytrzymał i wypomniała mu, że to przez niego odszedłeś. Więc
tata się wyprowadził, ale on mimo wszystko go kochała. I ja nie wiedziałem co
robić… Ale to jest nic z tym z gównem w jakim ty byłeś.- łkał Derek.- I do tego
Louis ja nie chce. Ja tak bardzo nie chce, żeby podobali mi się mężczyźni. Ja
się boje..
- Wszystko jest dobrze.- mówiłem uspokajająco.- Wszystko się
ułoży.
- Derek!- usłyszeliśmy krzyk.
Za rogu budynku wyłoniła się TI. – Spojrzała na nas
zaszokowana.- Szukają was… Dyrektor, wszyscy.- mówiła.
Derek otarł zapłakane oczy i westchnął - TI musimy
porozmawiać.
Dziewczyna trochę zbladła słysząc to.- Dobrze, ale czy to
nie może zaczekać. Chyba macie kłopoty.
- Nie to jest bardzo ważne.
Domyślałem się o co chodzi mojemu bratu. – Ja się zajmę
dyrektorem i resztą.- powiedziałem.
Klepnąłem Dereka w ramię chcąc dodać mu otuchy. Chłopak
posłał mi słaby uśmiech.
~*~
Usiadłem na schodach.
Chyba to jest jedyna rzecz, za która tęskniłem i za którą będę tęsknić, kiedy
wreszcie opuszczę to miejsce. Usłyszałem tupot obcasów. Już wiedziałem, że będą
to czerwone szpilki z srebrnymi klamrami, idealnie dopasowane do wielkich
klipsów w uszach.
- William, witam.- powiedziała babcia zatrzymując się przede
mną.- Masz mi coś do powiedzenia?- spytała unosząc brew.
- Nie.- odpowiedziałem tylko.
Babcia westchnęła w uldze.- I całe szczęście. Twój dyrektor
to kompletny idiota. Nakazał mi
przeprowadzić z tobą jakąś głupią wyczerpująca rozmowę o skutkach przemocy.
Dziwny typ, a żebyś wiedział co wyprawiał w 1979.- mówiła siadając obok mnie.
Zaśmiałem się cicho. Babcia wyjęła z torby piersiówkę.
Wypiła łyk.- Chcesz?- spytał podsuwając ją w moją stronę.
-Sprawdzasz mnie czy jestem grzecznym wnuczkiem, czy pytasz
serio?- spytałem zdziwiony.
-Wiesz w dzień jak dziś możemy zapomnieć, że to ja jestem
dorosła, a ty masz kuratora.- powiedziała mrugając.
Wziąłem od niej piersiówkę i napiłem się,
-No, no nieźle ciągniesz synu.- stwierdziła z lekkim
podziwem i zdziwieniem. – To ma jakieś 70 %. Wiec w sumie już ci wystarczy.-
powiedział i zabrała mi alkohol.
Tym razem wyciągnęła papierosa i podpaliła go zapalniczką-
Ale tym cię już nie poczęstuje.
- I tak nie już nie pale.- wzruszyłem ramionami.
- I bardzo dobrze. Wiesz, że to jest cholernie drogie i do
tego zabija. Życie palacza, płacisz, żeby cię szybciej wykończyło.- mówiła.
Czułem, że chce zająć mnie rozmową. Odciągnąć moje myśli od
wszystkiego.
-Louis, ja naprawdę rozumiem. Może na to czasem nie wygląda,
ale wiem jak dużo przeszedłeś i jak silny jesteś. To co najgorsze już
przeminęło. Uwierz teraz będzie lepiej. Zacznie się układać. Tylko czasem
musimy się przemóc i komuś wybaczyć. Jesteś mądrym i wspaniałym chłopakiem.
Obiecaj mi, że chociaż spróbujesz pogodzić się z mamą i Derekiem.- powiedziała
patrząc na mnie z troską.
- Tylko pod jednym warunkiem.- odpowiedziałem wzdychając.
- Jakim?
- Zaczniesz do mnie w końcu mówić Louis.- powiedziałem
uśmiechając się łobuzersko.
~*~
3 miesiące później
- No nie wiem Louis, to nie najlepszy pomysł.
- Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Randki przez internet to
nic złego. A ty mamo podchodzisz to tego jakby to była nie wiadomo jaka zbrodnia.-
odpowiedziałem rozbawiony.
- Nigdy nie wiadomo na kogo się trafi…- zaczęła wygłaszać
swoją niepewność, ale jej przerwałem.
- Dokładnie. Może to będzie jakiś miły facet, która dobrze
zarabia i ma takiego fioła na punkcie książek co ty.- mówiłem.
Mama przewróciła oczami.
- Dzięki za podwiezienie.- powiedziałem i ucałowałem ją w
policzek.
- Drobiazg, ale wolałabym, żeby się to się nie działo tak
często. Średnio zasypiasz do szkoły dwa razy w tygodniu.- patrzyła na mnie
karcąco.
Wzruszyłem tylko ramionami i wysiadłem. Mimo tego
wszystkiego wybaczyłem mamie. Cieszyłem się, że nasze relacje stawały się coraz lepsze. Dużo
rozmawialiśmy i spędzaliśmy razem sporo czasu. Na razie ciągle mieszkałem z
babcią, ale nie chciałem tego zmieniać.
Szedłem spokojnie w stronę szkoły, kiedy nagle za drzewa wyskoczyła TI.
Patrzyła na mnie przymrużonymi oczami. Oskarżycielsko
wskazała na mnie placem – Zrobiłeś biologie?
- Oczywiście, że nie.- odpowiedziałem jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.-Spisze
ją od ciebie.
- A niby czemu myślisz, że ci na to pozwolę?- spytała
podnosząc brew.
- Ponieważ.- zacząłem przybliżając się do niej. - Cię o to
poproszę.
Wyszeptałem uśmiechając się. Złączyłem nasze usta,
automatycznie przenosząc ręce na jej talie.
- Niech będzie.- powiedziała miedzy pocałunkami, a ja
zaśmiałem się cicho.
Złapałem jej drobną dłoń i razem ruszyliśmy dalej.
- A wiesz tak w ogóle to może byś obejrzał mój samochody.-
mówiła, a ja już wiedziałem o co chodzi.
Westchnąłem.- Co się stało tym razem?
- Chyba złapałam gumę.- powiedziała zawstydzona.
Pokręciłem głową nie wierząc to jakim ta dziewczyna była
słabym kierowcą.
- No przecież nie chciałam. Nie moja winna, że ten samochodu
jest taki delikatny. – zaczęła się tłumaczyć.
- Ej- usłyszeliśmy nagle.
To Derek i Josh do nas krzyczeli. Szli żywo o czymś
dyskutując co chwilę wybuchając śmiechem.
- Co robicie dziś wieczorem?- spytał Josh, kiedy stanęli
naprzeciwko nas.
- Oprócz zmieniania opony to nic odpowiedziałem.-
opowiedziałem na co TI walnęła mnie łokciem w żebra.
Josh i Derek spojrzeli na siebie zdziwienie nie rozumiejąc o
co chodzi, ale postanowili przemilczeć temat.
- Bo wiecie Sam ma jutro urodziny. Wypadałoby coś
zorganizować.- wyjaśnił Derek.
- A faktycznie. Masz racje, mogę się tym zająć.- powiedziała
ożywiona TI.
- Świetnie. To widzimy się potem.- powiedział Josh ciągnąc
Dereka.
- A gdzie się tak spieszycie?- spytała blondynka.
- Nigdzie.- odrzekł
Derek spoglądając wymownie na swojego chłopaka i łapiąc go za rękę.
Wyglądali na takich szczęśliwych.
- Chodź w końcu muszę spisać tą biologie.- powiedziałem zarzucając rękę na ramiona dziewczyny. TI
zaśmiała się perliście i mocniej wtuliła w mój bok.
KAHN
niedziela, 15 września 2013
# 118. Louis | cz.3
Usłyszałem huk tuż nad moim uchem. Wzdrygnąłem się i
zdezorientowany zacząłem się rozglądać. Pan Lee stał nade mną trzymając
książkę, którą przed chwilą uderzył w ławkę chcąc mnie obudzić. Oczy każdej
osoby w klasie z zainteresowaniem przyglądało się całemu zajściu.
-Czy smacznie się panu spało?- spytał unosząc brew.
-Taa całkiem nieźle.- odpowiedziałem, mrugając parę razy,
żeby się rozbudzić.
- Oczywiście rozumiem, że cieszy się pan z pańskiego powrotu
do szkoły równie mocno co ja. Ale nalegam, żeby wykazał pan chociaż odrobinę
szacunku, jeśli pan chcę już tym razem zdać.- mówił sarkastycznie pan Lee.
- Naturalnie proszę pana.- odpowiedziałem uśmiechając się
figlarnie.- Rok dopiero się zaczął myślę, że jeszcze będzie miał pan nie jedną
okazję, żeby przekonać się jakim pilnym i dobrym uczniem jestem.- powiedziałem
na co po całej klasie rozszedł się stłumiony chichot.
- Oby dobry humor nie
opuścił cię podczas rozdawania świadectw. – rzucił jeszcze do mnie nauczyciel
po czym wrócił do kontynuowania lekcji.
Tej nocy prawię w ogóle nie zmrużyłem oka. Przez moją głowę
przechodziło tysiące myśli na sekundę. Obrazy przewijały się nie dając
odpocząć. Nawet nad ranem, kiedy udało mi się wreszcie na trochę usnąć
wspomnienia powracały jako koszmary.
Usiadłem na schodach nie zaważając na ludzi dookoła.
Przetarłem rękom twarz. Tak bardzo pragnę iść spać.- mamrotałem sam do siebie.
- Słucham?- usłyszałem znajomy głos.
Podniosłem głowę i napotkałem zielone tęczówki. TI
oczywiście wyglądała jak zwykle idealnie. Mimo, że była bardzo drobna i miała delikatne, a wręcz dziecięce rysy
twarzy, wyglądała dojrzale. Myślę, że to przez te eleganckie ubrania i szpilki
na trzydziesto centymetrowych obcasach.
- Siema- powiedziałem posyłając jej słaby uśmiech.
-Wszystko w porządku Louis?- spytała przekrzywiając głowę z
zmartwieniem.
Była tak poukładana i perfekcyjna. Coś w niej było, coś co
niezwykle mnie ciekawiło. I coraz bardziej pragnąłem ja trochę popsuć i
zobaczyć tą mniej idealną TI…
- Tak. Po prostu trochę się nie wyspałem.- powiedziałem
wzruszając ramionami.
- W takim razie tobie bardziej się przyda.- powiedziała
podając mi kawę, która trzymała w ręku.
-Dzięki – powiedziałem upijając łyk- Gdzie moje maniery.
Masz ochotę się przysiąść?- spytałem uśmiechając się figlarnie.
TI wyglądała na trochę zaskoczoną, ale po chwili namysłu
usiadła obok mnie zachowując odpowiednią odległość. Od razu przybliżyłem się sprawiając,
że teraz stykaliśmy się kolanami. TI spojrzała na mnie w sposób mówiący, że
jestem nie możliwy, i żebym nie przesadzał. Ale widziałem, że kąciki jej ust
drżą, a ona powstrzymuje rozbawienie. Nagle poczułem ogarniający mnie smutek i
poczucie winny. Derek był jej chłopakiem. Widać było, że jej na nim zależało.
Tymczasem on odnajdywał ukojenie w ramionach innego mężczyzny…
Wiedziałem, że to nie moja sprawa. Miałem dużo innych
problemów i zmartwień na głowie. Mimo wszystko to ciągle nie chciało mi wyjść z
głowy. Nie znałem za dobrze TI ale wiedziałem, że tak niewinna i dobra osoba
jak ona niczym nie zasłużyła na to, żeby Derek ją zdradzał.
- Pamiętasz jak mówiłam ci o tym, że chciałabym
porozmawiać?- spytała niepewnie.
Pokiwałem głową sącząc kawę.
- No wiesz to może opowiesz mi o tym… Skąd się znacie, albo
cokolwiek?
-Skąd się znamy?- spytałem zdziwiony – TI co ci Derek konkretnie
powiedział o mnie?
- W tym rzecz, że nic nie powiedział. Tylko, że nie muszę
się o ciebie martwić, i że ty to już przeszłość. – powiedziała wzruszając
ramionami.
-Ciekawe.- odrzekłem bardziej do siebie niż do niej.- To
bardzo długa i poplątana historia. I Derek miał racje co do tego, że nie musisz
się martwić. Nie mogę powiedzieć ci niczego więcej. Nawet tego nie powinienem.
Blondynka wpatrywała się we mnie w skupieniu i nagle
zmarszczyła brwi. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła mojego policzka.
- To chyba pasta do zębów.- powiedziała zdrapując coś z
mojego policzka.
- TI.- przerwałem jej łapiąc ją za dłoń. – Posłuchaj mnie.
Derek to mój brat.
Dziewczyna na chwilę zamarła. Jej źrenice powiększyły się, a
usta lekko otworzyły. Była w zdecydowanie w szoku. Delikatnie gładziłem
kciukiem jej dłoń. Jednak postanowiłem ją puścić.- Muszę lecieć.
~*~
- Babciu…- wszedłem do kuchni, kiedy zobaczyłem babcię
stojącą do mnie tyłem. Kobieta rozmawiała przez telefon szepcząc, a z kranu tak
po prostu leciała woda.
- Nie obwiniam cię.- mówiła, a ktoś bardzo żywiołowo jej
odpowiadał.- To nie tak. Po prostu to naprawdę dobry dzieciak on potrzebował
tylko trochę wiary.- odrzekła wzdychając. Jej rozmówca znów powiedział co o tym
wszystkim sądzi już spokojniej.- Nie płacz. Wszyscy potrzebowaliśmy czasu.
Teraz zaczyna się układać. Na pewno ci wybaczy. Nie płacz Gw…- zacięła się,
kiedy podszedłem.
Zakręciłem wodę i oparłem się o szafki, krzyżując ręce na
piersi.
- Nie płacz, Greg na pewno wyzdrowieje. No dobrze muszę już
lecieć. A i lepiej idź z nim jednak do lekarza.- zakończyła rozmowę babcia i
posłała mi uśmiech niewiniątka.
Spojrzałem na nią unosząc jedną brew.
- Zrobić ci coś do jedzenia?- spytała niezwykle miło.- Masz
ochotę na rosół Williamie?
- Dlaczego z nią rozmawiasz?- spytałem nie owijając w
bawełnę.
Babci westchnęła i zapaliła papierosa.- Usiądź.- wskazała na
krzesło.
- Postoję.- odrzekłem oschle.
Babci wzruszyła obojętnie i sama zajęła miejsce przy stole.
- Kiedyś będziesz musiał dać jej szanse.- powiedziała, a
kiedy nie doczekała się żadnej reakcji z mojej strony ciągnęła dalej.- Ona
naprawdę się o ciebie martwi . Zależy jej. Rozumiem, że jest to dla ciebie
ciężkie ale już czas, żebyś zachował się jak mężczyzna i się do niej odezwał.
Nagle usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości.
Od: Sam
Za 15 min zaczynamy trening. Będziesz nie?
Przeczytałem i dopiero wtedy sobie o wszystkim
przypomniałem. W sumie lubiłem to kiedyś. No właśnie kiedyś. Teraz trochę się pozmieniało. No ale cóż
jeśli, kiedyś podobało mi się bieganie za piłką to dlaczego teraz nie miałaby
wrócić do trenowania piłki nożnej.
- Muszę lecieć.- powiedziałem.- A i myślisz się mówiąc,
że jej zależy. Tylko ty się o mnie
martwisz. Jej nie było przez te lata, kiedy najbardziej jej potrzebowałem.
Wtedy ją nie obchodziłem nawet jeśli się to teraz zmieniło to ona mnie teraz
nie obchodzi. I nie odkręcaj tak na darmo wody, żeby zagłuszyć swoje sekretne
rozmowy. Przyjdą wysokie rachunki. - powiedziałem i nie czekając na reakcje
babci wyszedłem.
~*~
- O jesteś- powiedział Sam uśmiechając się wesoło.- Szczerze
byłem pewien, że jednak nie przyjdziesz.
Sam naprawdę strasznie przypominał mi Toma. Był jego młodszą
i spokojniejsza wersją.
„Otworzyłem po cichu drzwi i wślizgnąłem się do domu. –
Gdzie byłeś?- usłyszałem jego szorstki głos. – U kolegi, uczyliśmy się.-
odrzekłem szeptem nie chcąc nikogo obudzić. Zmierzył mnie wzrokiem mówiącym, że
doskonale wie, że kłamię. – Uczyliście się tak?- spytał podchodząc bliżej
mnie.- To czemu kurwa czuje fajki.- wysyczał popychając mnie na drzwi.- Co jest
z tobą nie tak? Z kim byłeś? – mówił głosem ociekającym nienawiścią. – Gadaj!-
krzyknął i zacisnął ręce na mojej szyi.- Przestań.- wykrztusiłem czując, że nie
mogę złapać oddechu. ~ Wcześniej zaczynałem już zastanawiać się czy to możliwe,
że zacznie się układać.. Znacie to uczucie, kiedy uświadamiacie sobie, że może
wasze życie nie jest jednak tak złe jak myśleliście. Spotkałem dziś gościa.
Zauważył mnie siedzącego na schodach z kapturem naciągniętym na głowę. Usiadł
koło mnie i ściągnął mi kaptur z nad czoła. Nadal nie uniosłem wzroku. Chłopak
przez chwilę przyglądał się mojej posiniaczonej twarzy nic nie mówiąc. W końcu
narzucił kaptur z powrotem na moją głowę i uśmiechnął się do mnie.- Chodź ze
mną kolego.~ Odepchnąłem go mocno.- Nie twoja sprawa gdzie byłem i co robiłem.
Odpieprz się wreszcie ode mnie.- krzyknąłem. On przyglądał się mi zaskoczony. Ale nie trwało to zbyt długo
nagle w jego oczach znów zauważyłem nienawiść i wściekłość. Nigdy więcej nie
zamierzałem się dać mu uderzyć. Sam nigdy bym nie zrobiłbym mu krzywdy. Po
prostu bym nie mógł, mimo, że zasługiwał. Ale nie zamierzałem się dalej dać
poniżać.”
- Co ty tu robisz?- usłyszałem głos Dereka.

- Ja pomyślałem o tym, żeby wpadł.- powiedział zmieszany Sam.-
Wiesz był dobry. Przyda nam się.
- To trzeba było nie myśleć.- warknął Derek na Sama.- To ja
jestem kapitanem i ja będę decydował kto nam się przyda, a kto ma spieprzać.
- Wiesz dobrze, że mam tu prawo być tak samo jak ty.-
powiedziałem powoli stając miedzy Samem, a Derekiem.- Kapitanie. O ile pamiętam
to ja ostatnio nim byłem.
- Ale już nie jesteś. Odszedłeś.- powiedział mrużąc oczy ze
złością.
- A teraz wróciłem.- odrzekłem wzruszając ramionami.
- I co z tego. Myślisz, że twój nagły powrót wszystko
naprawi. Otóż mylisz się Louis.- mówił Sam.
Westchnąłem.- Myślę, że nie mówimy już o drużynie.
- Ja mówię o wszystkim. Zostawiłeś nas. Byłeś zwykłym
tchórzem i po prostu postanowiłeś wszystko olać. A ja zostałem z tym i
patrzyłem jak wszystko po kolei zaczyna się rozpadać. A ty tymczasem dobrze się
bawiłeś. Żałuje, że wróciłeś. Powinieneś tam zgnić.- wyrzucił wszystko co go
bolało.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć. Wpatrywałem się w
Dereka chcąca się upewnić czy naprawdę tak myśli. Ale to była prawda. On mnie o
wszystko obwiniał.
- Ty nic nie rozumiesz. Nie będę się przed tobą tłumaczyć.-
powiedziałem i odwróciłem się idąc w innym kierunku.
- Tak Louis zrób to w czym jesteś najlepszy. Po prostu
odejdź. I trzymaj się z daleka od mojego życia. I z daleka od TI.- krzyknął.
Słysząc to momentalnie się zatrzymałem. Poczułem jak złość
zalewa moje ciało. Ciepło rozeszło się do każdej mojej koniczyny, powodując
wypieki na policzkach i uwalniając adrenalinę. Spojrzałem na Dereka i
zaciśniętymi pięściami podszedłem do niego tak blisko, że dzieliły nas tylko
centymetry.
- Niby czemu mam się trzymać z daleka. Nikt nie jest w
stanie jej bardziej zranić niż ty. Jak śmiesz ją zdradzać. Nie zamierzam
odchodzić. Ona będzie mnie potrzebować w chwili, kiedy się dowie co zrobiłeś
idioto. A ja osobiście jej o wszystkim powiem.- wysyczałem tak, że tylko Derek
mnie słyszał.
Kiedy dotarło do niego znaczenie moich słów zacisnął pięści,
a ja już wiedziałem co się teraz stanie.
Derek rzucił się na mnie przewracając nas obydwoje.
Wymierzył cios w moje żebra, a potem w twarz.- Kim ty jesteś, żeby mnie
oceniać.- wrzeszczał dalej używając mnie jako swojego worka treningowego.
Niestety Derek urósł i miał o wiele więcej siły niż kiedyś więc opanowanie go
nie było takie łatwe. Wreszcie udało mi się przewrócić nas tak, że to teraz ja
byłem na nim. Nie wahając się uderzyłem
go w policzek chcąc go uspokoić ale to go jedynie jeszcze bardziej
rozwścieczyło. Derek zawzięcie walczył. Kiedy udało mi się uniemożliwienie mu żadnego
ruchu po przez siedzenie na jego plecach i przytrzymanie jego rąk z tyłu obydwoje byliśmy bardzo
pobijani. Pod moim okiem widniało wielkie limo, zaś z nosa Derek ciekły stróżki
krwi. Nagle reszta chłopaków odseparowała nas od siebie. Jeden z umięśnionych
murzynów wraz z Samem przytrzymywali mnie przez chwilę, ale szybko strząchnąłem
ich ręce dając do zrozumienia, że już nic nie chcę zrobić. Natomiast Derek
wciąż się rzucał i próbował wyrwać. To wyglądało jakby za wszelką cenę chciał
mnie zabić, albo chociaż wyrządzić jak największą ilość bólu. Czwórka gości nie
dawała rady go utrzymać. Cały czas krzyczał, aby go puścili dorzucając wiązki
przekleństw i dysząc niespokojnie.
- I kto tu jest do niego podobny.- powiedziałem sam do
siebie.
…. Ale nie zamierzałem się dalej dać poniżać. Stałem
przygotowany na jego ciosy, które miałem zamiar odeprzeć. – Co ty się dzieje?-
usłyszeliśmy nagle delikatny, zaspany głos. Pierwszą moja myślą było, że ona
zrozumie, że wreszcie zrozumie. Marzyłem, żeby w końcu wszystko zobaczyła i
zrozumiała. Odkryła jakim on jest potworem. – Nic kotku, Wracaj do łóżka, ja to
załatwię.- powiedział do niej uśmiechając się czule. Ona przelotnie zerknęła na
mnie. Nigdy nie zrozumiem jak mogła tego nie zobaczyć. Tej złość, smutku i tak
wielkiego pragnienia pomocy malującego się na mojej twarzy. Ale ona po prostu
ziewnęła przeciągle i rzekła.- Dobrze, ale bądźcie ciszej i szybko kładźcie się
spać.- po czym tak po prostu wróciła do pokoju. Jak mogła nie widzieć jak
bardzo ją wtedy potrzebowałem. Nie mogła, ona po prostu nie chciała widzieć.-
Oczywiście Gwen.- powiedział głosem przepełnionym słodyczą. Wtedy uświadomiłem
sobie, że jestem w tym wszystkim sam i zawsze będę. To się nigdy nie zmieni.
Otworzyłem drzwi i zacząłem zbiegać po schodach na dół.- A ty dokąd? Jeszcze z
tobą nie skończyłem-słyszałem go, ale postanowiłem zignorować. Zacząłem
poszukiwać odpowiedniego numeru- Hej Tom, tu Louis…
poniedziałek, 9 września 2013
# 117. Zayn.
Leżałem spokojnie bez ruchu, starając się nawet nie oddychać zbyt głęboko by cię nie obudzić. Mrużąc oczy w ciemności, wpatrywałem się w twoją twarz ozdobioną przez rozanielony uśmiech i długie, czarne rzęsy miękko opadające na policzki. Twoja głowa lekko spoczywała na mojej klatce piersiowej, w czasie, gdy prawa dłoń odnalazła swoje miejsce na sercu. Twoje krótkie blond włosy delikatnie łaskotały moją szyję i skórę odsłoniętego ramienia. Co jakiś czas mruczałaś coś niezrozumiale pod nosem, mocniej wtulając się w materiał mojej białej koszulki. Czułem twoje ciepło, miarowy oddech i równomierne bicie serca. Moje ramie przełożone było przez twoje i wzdłuż pleców ciągnęło się aż do twojego biodra, na którym spoczywała moja dłoń. Trzymając w ramionach cały mój świat nie powinienem był wątpić w to czy rzeczywiście jestem szczęśliwy. A mimo to właśnie takie myśli przewijały się przez moją głowę.
Już w dniu w którym cię poznałem nie miałem wątpliwości co do tego, że uczucie jakim cię darzę to właśnie miłość. Nie ma chyba gorszego uczucia niż to, gdy kogoś kochasz, a mimo to wszystko idzie na marne. Chciałem spędzać z tobą każdą wolną chwilę. Chciałem zasypiać i budzić się przy tobie. Chciałem by twój piękny głos i zaraźliwy śmiech wypełniały każdą minutę mojego życia. Jednak, gdy dostajesz to czego chcesz, a nie to czego potrzebujesz, nie zawsze wszystko układa się po twojej myśli. Wtedy tkwisz we wstecznym biegu, a zmęczenie nie pozwala ci zasnąć mimo iż powinno dać odwrotny skutek. Miałaś tak kiedyś? Jeśli tak - jest nas dwoje.
Niegdyś uwielbiałem czuć twój gładki policzek na mojej klatce piersiowej i ramiona oplecione wokół mojej talii. Teraz jednak czuję się jakbym się dusił. Rozpaczliwie staram się złapać oddech i tchnąć go w naszą miłość, lecz chcieć nie zawsze znaczy móc. Co się z nami stało? Nie wiem. Dlaczego nie jest tak jak dawniej? Nie mam pojęcia. To twoja, moja czy obustronna wina? Chciałbym wiedzieć, lecz tak jak już wspomniałem - chcieć nie zawsze znaczy móc.
Ledwo udało mi się powstrzymać ciężkie westchnienie. Najdelikatniej jak potrafiłem wyślizgnąłem się z twojego uścisku, mając nadzieję iż udało mi się nie zakłócić twego snu. Chwilę stałem przy krawędzi łóżka obserwując jak spokojnie leżysz, otulona kołdrą, a kąciki twoich ust unoszą się w lekkim, błogim uśmiechu. Mając pewność, że nadal znajdujesz się w krainie Morfeusza, po cichu, niemalże skradając się na palcach przemierzyłem sypialnię, zatrzymując się na wprost dwudrzwiowej, drewnianej szafy. Delikatnie otworzyłem ją modląc się, aby zawiasy były naoliwione. Gdy drzwi nie wydały ani jednego, najcichszego skrzypnięcia, odetchnąłem z ulgą po czym otworzyłem je trochę szerzej. Ze środka wyciągnąłem ciemne jeansy i szarą bluzę, które szybko wciągnąłem na siebie. Z dna szafy sięgnąłem dużą, czarną torbę, do której począłem wrzucać swoje ubrania. Po cichu udałem się też do łazienki, skąd wziąłem resztę swoich rzeczy.
Gotowy do wyjścia, z torbą przewieszoną przez ramię podszedłem do łóżka. Z półki nocnej wyjąłem długopis i kawałek kartki, na której szybkim i niedbałym pismem nabazgrałem jedno słowo. "Przepraszam". Następnie pochyliłem się nad tobą składając czuły pocałunek na twoim czole. Wtedy dostrzegłem pojedynczą łzę spływającą wzdłuż twojego policzka. Należała ona jednak do mnie. Biorąc się w garść, wziąłem głęboki wdech po czym wyszedłem z sypialni rzucając ostatnie tęskne spojrzenie w twoim kierunku. "Tak będzie lepiej" - pomyślałem zamykając drzwi.
Natychmiast wybiegłem z kamienicy, ruszając przed siebie. Nie obchodziło mnie dokąd właściwie dążę. Nie miałem żadnego miejsca do którego mógłbym pójść, jednak nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Przemierzając Londyn w środku nocy, spodziewałem się podejrzanych typów czyhających na mój najnowszy model iPhona, jednak ulice były opustoszałe, a na chodnikach nie było żywej duszy. Zewsząd otaczała mnie jednocześnie kojąca i przytłaczająca cisza.
Nim się obejrzałem znalazłem się w nieznacznie oświetlonym tunelu. Wtedy po raz pierwszy tej nocy minął mnie jakiś samochód. Jednak tak szybko jak się pojawił, zniknął w otchłani ciemności wyjeżdżając z tunelu. I tak oto znów zostałem sam. Ale czy nie tego właśnie chciałem? Jeśli tak, to czemu nadal czułem tę niewyobrażalną pustkę? No tak. Jak zwykle starałem się jak mogłem, a mimo to nie odnosiłem sukcesu. Znów dostałem to czego chciałem, nie to co było mi potrzebne. Zaczynałem się w tym powoli gubić. Niczego już nie byłem pewien. Co właściwie czułem? Czemu się poddałem? Dlaczego akurat dziś odważyłem się odejść? I czy był to przejaw odwagi czy wręcz przeciwnie zwykłego tchórzostwa? A jeśli tak, to czego się bałem? Przecież nie raz już bywało gorzej - pomyślałem, po czym przed moimi oczami pojawiło się wspomnienie sprzed kilku miesięcy, przewijające się niczym film.
-Daj mi spokój! - Wrzasnęłaś jednocześnie wściekła i zrezygnowana, zatrzaskując się w łazience.
-[T.I]! Otwórz te cholerne drzwi! - Krzyczałem szarpiąc za klamkę.
-Nie słyszałeś co powiedziałam? Daj. Mi. Spokój. - Powtórzyłaś dobitnie.
-Nie odejdę stąd dopóki nie otworzysz drzwi! - Oznajmiłem, na tyle głośno byś mogła mnie usłyszeć.
-To trochę sobie tu posiedzisz, Malik! - Odparłaś, a ton twojego głosu przepełniony był gniewem.
-Prędzej czy później będziesz musiała stamtąd wyjść! - Warknąłem wymierzając mocne kopnięcie w drewniane drzwi, pokryte białą farbą.
-Żebyś się nie zdziwił! - Krzyknęłaś odpowiadając mi mocnym uderzeniem drzwi.
-[T.I], proszę cię. - Westchnąłem starając się trzymać nerwy na wodzy.
-Powiem to po raz trzeci i ostatni. Daj mi spokój. - Wycedziłaś przez zaciśnięte zęby.
-[T.I], porozmawiaj ze mną. - Poprosiłem łagodnym tonem głosu.
-A co właśnie robimy?! - Krzyknęłaś, jednak twój głos załamał się w połowie.
-Wrzeszczymy na siebie przez drzwi. Nie chcę, żeby tak to wyglądało. - Westchnąłem zrezygnowany, przeczesując włosy dłońmi.
-Sam zacząłeś... - Usłyszałem twój zmęczony ton.
-Wiesz, że to nie prawda... - Odparłem przykładając dłoń do drzwi żałując, że nie posiadam naprzyrodzonej mocy, która pozwoliłaby mi przez nie przeniknąć.
-Tak wiem. To moja wina. Przepraszam. - Niemalże wyszeptałaś.
-[T.I], nie szukaj winnych. Po prostu wyjdź i ze mną porozmawiaj. - Prosiłem.
Nagle usłyszałem chrzęst przekręcanego zamka. Odsunąłem się od drzwi, stawiając jeden krok w tył, a już po chwili uchyliły się one ukazując twoje zaczerwienione oczy i mokre od łez policzki.
-Przepraszam. - Wymruczałem wprost w twoje włosy, składając na czubku twej głowy czułe pocałunki. Ramionami obejmowałem cię w talii jedną ręką uspokajająco gładząc po plecach.
-Nie masz za co przepraszać. To nic wielkiego.. - Wykrztusiłaś po chwili, ocierając łzy.
-[T.I]... - Zacząłem niepewnie. - Co się z nami stało? Czemu jest między nami tak źle? Dlaczego kłócimy się o takie głupoty? - Wyrzuciłem z siebie to co leżało mi na sercu, jednak zamiast ulgi poczułem się jeszcze gorzej.
-Sama chciałabym wiedzieć, Zayn.. - Westchnęłaś, mocniej wtulając się w materiał mojej bluzy.
-Kocham cię. - Wyznałem, nadal nie rozluźniając uścisku.
-Ja ciebie też, ale obawiam się, że czasem sama miłość nie wystarczy... - Powiedziałaś półszeptem.
-[T.I], jesteś szczęśliwa? - Spytałem prosto z mostu, jednak wewnątrz niemalże umierałem ze strachu myśląc o tym co mógłbym usłyszeć od ciebie w odpowiedzi.
-Szczęście to bardzo szerokie pojęcie, Zayn... - Gdy słowa te opuściły twoje usta, dosłownie zadrżałem z niepokoju. - Ale mam cię przy sobie. Tego właśnie chcę i potrzebuję.
-Naprawię to wszystko, [T.I]. Obiecuję. - Wyszeptałem przełykając łzy, cisnące mi się do oczu.
Nagle zatrzymałem się w pół kroku, stając pośrodku chodnika. Powiedziałem, że to wszystko naprawię. Obiecałem ci to. Teraz widać ile warte są moje obietnice. Jednak uświadomiłem sobie, że dopóki nie spróbuję ich wypełnić, nie przekonam się ile sam jestem wart. W czasie, gdy cały świat sypał mi się na głowę i nie wiedziałem jak mógłbym temu zapobiec, pewny mogłem być tylko jednego. Byłem zbyt zakochany by odpuścić. Nikt nigdy nie byłby w stanie zastąpić mi [T.I], więc jak mógłbym ją stracić? Dziś poddałem się po raz pierwszy, ale również ostatni. Postanowiłem uczyć się na własnych błędach.
Odwracając się na pięcie rzuciłem się z powrotem w stronę domu. Biegłem ile sił w nogach. Chciałem wrócić jak najszybciej. Dopóki jeszcze nie było za późno. Mijałem te same ulice co wcześniej, a typy spod ciemnej gwiazdy (wiedziałem, że prędzej czy później takich spotkam) siedziały na przystanku autobusowym wytykając palcami i wyśmiewając się z "araba o tyczkowatych nogach, który właśnie spieprzył oknem z domu mamusi, żeby wprowadzić się do swojego chłoptasia". Nie miałem jednak czasu na takie głupoty. W tamtym momencie liczyłaś się dla mnie tylko i wyłącznie ty.
W pośpiechu pokonałem schodami drogę na trzecie piętro gdzie mieściło się nasze mieszkanie. Po cichu otworzyłem drzwi, po czym wszedłem do środka, zamykając je bezszelestnie. Po drodze do sypialni ściągnąłem z siebie spodnie i bluzę, które następnie wraz z torbą wrzuciłem z powrotem na dno szafy. Na palcach podszedłem do szafki nocnej skąd wziąłem nieduży skrawek papieru, zgniatając go w dłoni i wrzucając do szuflady. Po chwili delikatnie usiadłem na materacu, który ugiął się pod moim ciężarem, co nie umknęło twojej uwadze.
-Zayn? - Wymruczałaś zaspanym głosem, nawet nie uchylając powiek.
-Tak? - Spytałem półszeptem obejmując cię ramieniem.
-Gdzie byłeś? - Wtuliłaś się w moją klatkę piersiową.
-Nigdzie, kochanie. Śpij już. - Powiedziałem głaszcząc cię po głowie.
-Mhmm. - Mruknęłaś.
-[T.I]? - Po chwili przerwałem ciszę.
-Tak?
-Kocham cię. - Wyznałem całując czubek twojej głowy.
-Ja ciebie też. - Odparłaś, zaciskając pięść na materiale mojej koszulki.
-Jesteś szczęśliwa? - Spytałem.
-Tak, jestem. A ty? - Usłyszałem twój miękki głos.
-Tylko, gdy jesteś obok mnie. - Wyznałem zgodnie z prawdą.
LOLA
Subskrybuj:
Posty (Atom)